Obserwatorzy

piątek, 5 listopada 2021

Na umrzyka skrzyni Wszechświecie

 

Ryan Caskey i wszystkie inne też...

Jakby z opóźnieniem Wszechświecie, bo wszyscy już dotknęli grobu...

Śmierci, zgnilizny, nietrwałości, ulotności, zapachu umierających chryzantem, przypalonego plastiku i dymu...wszechobecnego dymu palących się zniczy.
Wszyscy już zanurzyli się w transcendencji, mistycyzmie, strachu, wyparciu, bólu, tęsknocie i smutku.
Niektórzy w złości, bo ona jednak najłatwiejsza...

I idziemy dalej, w Życie, we Wszechświat, robiąc kółko, znów kółko, znów i znów...


Zakręćmy kołem fortuny, cóż nam wypadnie?
Czy to ekscytujące czy straszne?
Ja mam tak, że i straszne, i ekscytujące...
Ambiwalencja uczuć.

Mam koleżankę, która mówi: ja nie znoszę niespodzianek, ani dobrych, ani złych!
Złych wiadomo, ale dobrych?
No cóż, choćbym nie chciała, to jednak rozumiem. Zmiana, nawet dobra, straszy naruszeniem małego domku z kart jaki sobie wybudowaliśmy w tej przestrzeni zawieruchy światowej, miasteczkowej, osobistej.
Nawet dodanie nowego okna w tym domku wymaga remontu i wywalenia gruzu.
Nie znoszę remontów.
Boli mnie od tego krzyż.

A remont trwa. I boli mnie.

Jednak nie umiem i chyba nie chcę wylogować się całkiem z tej przestrzeni, gdzie zmiana zachodzi. Mogłabym zbudować swój własny domek jak ślimaczek, bądź zwinąć się w swojej ciepłej dziupli jak wiewiórka. Skurczyć się, zasklepić, odpocząć. Tworzyć malutki świat, tworzyć malutkie życie, w malutkich, bezpiecznych granicach mojego umysłu. 
Właściwie nawet mam taki domek.
To nic złego. To dobre miejsce.
Ale coś we mnie, jakaś moja część nie zgadza się na to.
Mówi do mnie: patrz, rozglądaj się, zastanawiaj, poznawaj, próbuj, sparz się, wylecz, potknij się, wstań, idź, posiedź, myśl, myśl, myśl...
Więc wpadam na chwilę do domku malutkiego, wypijam kawę w malutkim fotelu, zapalam malutką świeczkę w intencji zdrowia, otulam się światłem lampy solnej, a potem...
Potem wychodzę, biorę kijki i idę, bo ruch dobrze robi obolałemu kręgosłupowi.
I patrzę, i słucham.
Tyle poezji...a teraz Życie....


Obok w mieszkaniu mieszka Chłopiec i jego Mama, razem z Bratem i Siostrą. 
Pisałam o nich  tu Chłopiec 
Przypomnę tylko, że Chłopiec ma uszkodzony gen i należy do kilkunastu osób w Europie z takim genem. Gen ten przekazała mu Mama, a teraz, niestety, zaczął chorować Brat i jest podejrzenie... 
Pobrano materiał genetyczny od Brata i pojechał on w świat, bo to skomplikowane badanie jest. Ale chorują i schodząc rano z kijkami spotkałam ich na schodach, bo jechali na badania do miasta. Wiozła Siostra, bo oni nie mogą prowadzić samochodu. 
A potem spotkałam Mamę na schodach następnego dnia i usłyszałam, że zemdlała w szpitalu. Ona często mdleje, bo jakoś mózg jej się wyłącza. Stoi i nagle pada. A ponieważ to był szpital, to migiem trafiła na Sor, gdzie powoli doszła do siebie i wyłuszczyła lekarzom o co chodzi, bo ona ciekawa jest pod względem medycznym. Lekarzom nic nie pasuje w jej objawach i wynikach do niczego. 
I otóż, lekarz tak trochę jakby żartem zapytał ją czy ona nie ma covida. 
Obok Mamy, na sąsiednich łóżkach, leżą zasmarkani i kaszlący osobnicy, trochę śmiesznie, ale odpowiedziała, że nie ma. Lekarz zapytał, czy ma jakieś jeszcze inne badania w ich szpitalu. Nie miała, ale za dwa dni musiała jechać na badania do Warszawy.
Lekarz wiec stwierdził: nie będziemy z pani robić covidowca...
W karcie wypisu: test ujemny...
Może zrobiono test jak była nieprzytomna, a może nie, bo nie pamięta by robiono w ogóle, co ją bardzo cieszyło...
Ludzki doktor jednak.


A w Miasteczku, które przez dwa lata covida za bardzo na oczy nie widziało,  mimo najazdów wczasowiczów, turystów, ludzi z Belgii i Niemiec, nagle wybuchł wirus. W szkole, która jest 100% grzecznie wyszczepiona. Nie, nie chorują dzieci, dzieci siedzą na kwarantannach, bo nauczyciele smarkają.  Wiem o czwórce takich nieszczęśników, z których dwie osoby przechodzą ciężko. Co akurat jest normalne w tym czasie: grypa i paragrypy. Ale testy mają pozytywne, co jednak dziwi w kontekście do ostatniej prostej i powrocie do normalności. No cóż, może trzecia dawka pomoże, a może czwarta, miejmy nadzieję, wszak nadzieja matką jest....
Moja księgowa narzeka, bo syn siedzi na kwarantannie, a ona i mąż chodzą do pracy. Ale jakoś radzą, dom blisko, można wyskoczyć na chwilę do młodego.
Z drugiej strony Wszechświecie psychosomatyka to bardzo potężna siła. W skupisku znerwicowanych ludzi panika sieje się jak perz na kartoflisku. Zwłaszcza w miastach. Wpływa to też na subiektywny odbiór choroby i nawet katar może urosnąć do dramatu z oddychaniem i utratą węchu.
Oczywiście można wierzyć w testy, ale to tylko wiara, a nie nauka jak się okazało, bo to zależy od zbyt wielu zmiennych. 

Czyli Psychiatryk jednak.
Co w sumie z radością stwierdzam, bo to ogarniam, sporo się nauczyłam, znajome...
Bracia i siostry wariaci...
Tańczmy na umrzyka skrzyni, nasz danse macabre, danse macabre...






Pozdrawiam Wszechświecie, wariatka, która tańczy, Prowincjonalna Bibliotekarka.



41 komentarzy:

  1. Oj, tańczmy i myslmy - póki tańczyć i mysleć sie da. Cóz innego możemy zrobic? Może nic z tego nie wynika, ale przynajmniej znać, że żyjemy jeszcze - chociaż na umrzyka skrzyni. Ale jeszcze w zielone gramy, po tej a nie po tamtej stronie trawy. Jeszcze czytamy, słuchamy, patrzymy, wyciągamy wnioski, bronimy sie przed zewnętrzną wariacją, która przesącza sie co dnia i czy chcemy, czy nie chcemy takze i nasze umysły pomału zatruwa. Bo na nic logika i trzeźwy osąd, na nic rozsądek w świecie opanowanym przez chaos, wariactwo, lęk i dezinformację.Owszem, możemy uciekać do swych malutkich domków - w głębi naszych "ja". Możemy tam troszkę odpocząc przed tym, co toczy sie dookoła, ale mam wrażenie, że im dłużej w tych domkach przebywamy, tym bardziej boli i poraża potem zetknięcie z opętaną rzeczywistością. Czyli wynika z tego, że najlepiej jedną nogą byc tu, drugą tam. Że nie ma lepszego wyjścia nim oddanie sie czułym objęciom schizofrenii. Mozejednak lepiej być wariatem
    Aniu, bardzo mądry i pięknie napisany jest Twój refleksyjny post - jak zwykle zresztą u Ciebie. Na podobny temat przeczytałam dzisiaj ciekawy felieton u Jerzego Karwelisa. Podsyłam Ci link, bo wszystko to ,co sie dzieje fajnie omawia i wyłuszcza w jednym, niezbyt długim tekście.
    https://dziennikzarazy.pl/4-11-cieci-strzal/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Symetrysta :) Czytam Dziennik zarazy prawie od początku :) Dobrze mi robi na głowę. I mi tak wyszło Ola, że najlepiej okrakiem. Trochę tu, trochę tam, bo inaczej wyląduję w izolatce wyłożonej miękkimi materacami. "Czwarta fala" jest tak pokićkana, że już nie mam pojęcia, jak ludzie mogą jeszcze wierzyć w pandemię. Znaczy no, mam :) Ale zastanawiam się nad tym, jak bardzo trzeba używać halucynacji odwrotnej, by sobie wszystko ułożyć pod trend pandemiczny. Aczkolwiek wiem, że się da. W miasteczku chorują szczypnięci i to jest fakt. Na co, tak naprawdę nie dojdziesz. Ja uważam, że powinno się robić dwa testy na raz: na grypę i c19, to by dało pełny obraz. Ale jakoś nikt nie wpadł na to :) W każdym razie, z moich czytelników przez dwa lata nikt nie odszedł, choć pogłowie mam około 60+. Sprzedawczynie nadal w komplecie w sklepach. Jest ok. Policja wróciła do ścigania kierowców i to też norma.
      Obecnie oglądam na yt chłopaka z Siemiatycz wędrującego przez Pakistan. To było w zeszłym roku, teraz na dniach wyjeżdża do Gruzji. Jest bardzo fajny, znam go, fajnie opowiada, sporo pokazuje ich normalnego życia, wiem, że się nie dziabnął i ma zdrowe podejście do zdrowia. Warto popatrzeć, głowa się przejaśnia, najgorsze co spotkało tych ludzi, to zapaść turystyczna. Bogaci sobie radzą, najbiedniejsi mają naprawdę źle, bo żyli z turystów.
      https://www.youtube.com/watch?v=BJw3IHBBX6Q&list=PLDPHe-fWvJVpf6OUohNNBrKrUtcn-h1PY&index=18

      Usuń
    2. Niestety, nie otwiera mi sie link tego chłopaka z Siemiatycz. Moze mi kiedys sam wpadnie w oczy, w moich wędrówkach po YT. Bo ja, jako wędrowiec z zamiłowania (choć obecnie osiadły:-) też lubię sobie popatrzeć na wędrowców na YT, poczuc ten dreszczyk emocji i uskrzydlającej wolności, popatrzeć na kawałek pięknego i niezwariowanego jeszcze świata. Mam parę takich ulubionych vlogów i widzę, że ich autorzy próbują jeszcze jak mogą wędrować tam, gdzie wędrować sie jeszcze da.Choćby w obrebie jednego kraju. Po Bieszczadach albo po Ameryce Południowej. Nieważne gdzie. Ważne, że nie dają sobie odebrać wolności i nie godzą sie na szprycę, jako paszport do wędrowania. I tak mi sie porobiło, że przestałam oglądać vlogi osób, które poddały się zaszprycowaniu tylko po to by móc wędrować. Moze to jakiś rodzaj dyskryminacji, czy uprzedzenia z mojej strony, bo ci ludzie nadal są tacy, jacy byli pierwej. Sympatyczni, radośni, błyskotliwi, ale coś mi w tym zgrzytnęło, cos fałszywie zabrzmiało i jakos mnie już do nich nie ciągnie. Przynajmniej na razie, bo moze mi to uprzedzenie kiedys minie i machnę na to ręką.
      Fajnie, że obie czytamy "Dziennik symetrysty". Pewnie wiele tego typu stronek odwiedzamy i podobnymi ścieżkami chodzimy, bo potrzeba nam takiego wolnego, logicznego pisania, dalekiego od ogłupiajacej propagandy a przeciwnie - demaskującej ją w świetny sposób. Mamy organiczną potrzebę dociekliwosci i swobody w myśleniu, wędrowania tam, gdzie ludzie nie boją sie myśleć. Nawet, gdy odkrywana przez nich prawda jest bolesna i przerażająca.
      A jednoczesnie, w tym samym czasie, swiat nadal taki piękny, taki niezmienny. To dodaje otuchy, że przeminą, jako zawsze przemijały te ludzkie wariacje i zawirowania i znowu świat stanie otworem, ukazując wszystkim swoją prawdę, urodę i siłę.

      Usuń
    3. Ola, to wpisz na YT: "Jak To daleko" i wyskoczy ci jego kanał. Chłopak jest fajny, żywiołowy, gadatliwy i pozytywny. Ponieważ znów kręgosłup mi dokucza, sporo leżę, wczoraj obejrzałam jego playlistę z Pakistanu i mnie kraj zauroczył. Góry zwłaszcza. Przecudne są. On ma dar rozmawiania z ludźmi. Był u mnie na spotkaniu z dziećmi, jakaś taka pozytywna aura wokół niego jest. Teraz wyjechał do Gruzji, można? Można, bez eliksirów ;)
      Wędrując wczoraj z nim przez Pakistan, poczułam, znów, że wszystko będzie dobrze :)

      Usuń
    4. Ok, Aniu! Dzięki! Już znalazłam. Pooglądam!:-)

      Usuń
  2. Nie lubię niespodzianek, jeśli idzie o prezenty dla mnie. A nie lubię dlatego, że nie lubię robić dobrej miny i uśmiechać się gdy krew mnie zalewa ze złości. No cóż -odkąd pamiętam to zawsze słyszałam że - śmierć jest czymś tak samo naturalnym jak życie i skoro się urodziliśmy to musimy umrzeć.Osobiście jeśli idzie o moją własną - kojarzy mi się nieodmiennie z pełną narkozą. Może dlatego, że gdy wybudzono mnie kiedyś jeszcze na stole operacyjnym i wszyscy dookoła podskakiwali z radości, że jednak żyję, ja czułam tylko ogromne zmęczenie.Potem dopiero dowiedziałam się że byłam już "gdzieś tam". Więc ten stan nie budzi we mnie żadnych emocji co do mej osoby, a co do innych- no cóż, jeśli odchodzi ktoś, kogo się kochało, lubiło itp.- wiadomo, będzie bolało i smutno. I chociaż ni jak nie wierzysz w covid 19, to on jednak jest. Odmiana "delta" wygląda stricte jak "mocna grypa", jest bardziej zaraźliwa,tyle, że w niewielu przypadkach chorzy lądują na OIOM-ach.Tylko te wirusy delty inaczej wyglądają pod mikroskopem niż te grypowe.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest naturalnym procesem, ale jak pokazały nam ostatnie dwa lata, nie bardzo my z nią pogodzeni jesteśmy. Miałam kilka narkoz, to miłe zniknięcie z tego świata jest. Pierwszej się bałam, następne były fajne. Faktycznie pobudki były do kitu. Podczas jednej zapamiętałam fragmenty jakby spotkania z kimś. Obrazy, bez treści. Ciekawe, bo nic mi nie groziło :)
      Ponieważ postanowiłam nie odrzucać różnych narracji w sprawie wirusa, uzbrojona w ciekawość poszłam w różne strony. Wiara czy nie wiara nie ma tu nic do rzeczy. Zbyt wiele wątpliwości mają ludzie na całym świecie, nie tylko ja. W wielu krajach, w twoim też, powstają komisje śledcze złożone z ludzi nauki (noblistów nawet), bo wiele klocków nie pasuje. Wątpliwości i pytania są napędem rozwoju, dążenia do prawdy. Zwłaszcza, że ta prawda przy skórze, w moim realu, nijak nie przystaje do prawdy w telewizji. I tyle Ania. Czekam, patrzę, zastanawiam się, podejrzewam, że jest w tym coś więcej. Kiedy coś nazywa się pandemią, to powinno być widoczne jak cholera. Wszędzie. A liczy są śmiesznie małe. Za to bicie ludzi, szantażowanie, zmuszanie, zamykanie, odbieranie i łamanie praw człowieka, zgony nadmiarowe, załamanie systemu lecznictwa, ekonomii, potworna cenzura, zanik zwykłej ludzkiej przyzwoitości, to wszystko budzi mój niepokój. Twój też powinno.
      Usłyszałam: nie ma żadnych wariantów. To tylko szukanie sposobu, by znaleźć taki poziom strachu i paniki u ludzi, by przełamać ich barierę ochronną, za którą człowiek zrobi to, czego normalnie by nie zrobił.
      Mocno mnie zatrzymały te słowa. To powiedział facet od testów pcr. Człowiek odpowiedzialny za wprowadzenie ich na rynek. Sporo nie wiemy, zobaczymy jak to wszystko się rozwinie.
      Narazie, w miasteczku chorują zaszczepieni i to jest fakt mocno u nas dyskutowany ;)

      Usuń
  3. Psychiatryk jest, ale to nie wina covida czy chorych, a rozporządzeń. Sam premier był łaskaw stwierdzić, że pomimo wzrostu zakażeń nic nie zrobią, bo boja się protestów. Nie żartuję sobie z covida, bo znam osobiście osoby, które ledwo przeżyły i nie była to grypa...
    Znowu zamykają oddziały szpitalne, odwołują zabiegi, brak lekarzy i pielęgniarek do wszystkiego.
    Teraz strachu nie widzę, raczej zobojętnienie , nawet Sanepid pracuje w żółwim tempie.
    Jeśli nie znasz nikogo, kto ciężko chorował lub zmarł na covid, to tylko ciesz się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, tu jest baza ministerialna https://www.gov.pl/web/koronawirus/wykaz-zarazen-koronawirusem-sars-cov-2
      Spójrz sobie na "czwartą falę" i zweryfikuj. Liczby są śmieszne wręcz.
      I bardzo dobrze, że boją się protestów, choć podejrzewam, że sami widzą śmieszność sytuacji. Bo żadne liczby nie potwierdzają żadnej "fali".
      Jeśli spojrzysz na to co wyprawia Francja, Kanada albo Australia, to ty się ciesz, że nasi tak nie oszaleli. Nigdy bym nie podejrzewała, że tych idiotów pochwalę, ale przynajmniej im całkiem rozumu w tym temacie nie odjęło. Straszą, ale bardziej wirtualnie.
      Niedawno za to Płaczek Grzegorz odkrył, że Unia zamówiła dla wszystkich obywateli, niemowlaków również, po 8 dawek preparatów do końca 2022. Oficjalne umowy. To powinno niepokoić. 3 już lecą, a jeszcze 5 czeka.
      I to dopiero jest Psychiatryk...

      Usuń
  4. Nie bede sie wypowiadac w temacie czy covid istnieje czy nie, bo to akurat jest mocno zalezne od tego w co kto wierzy. A wiara tu nie powinna miec miejsca. Ludzie mowia "trzeba wierzyc nauce" a moj domowy naukowiec akurat nomen omen w dziedzinie mikrobiologii, ktory pisal prace doktorska na temat koronawirusow sie z tego smieje. Jego zdaniem nauka ma byc oparta na faktach a nie wierze, a zeby byla oparta na faktach to trzeba czasu. Nikt nie wie jakie skutki beda mialy te eksperymenty medyczne za 3, 5 lub nawet 10, 15 lat a wszyscy sie wypowiadaja jaka to "szczepionka" jest bezpieczna i skuteczna.
    Przepraszam bardzo ale skoro jest tak skuteczna to po kiego licha juz jest potrzebny booster czyli wstrzykniecie dosilajace??? i to po 6 miesiacach??? Jak sie ma do tego skutecznosc?
    A bezpieczenstwo?
    Linkowalam wielokrotnie przypadki ciezkich zachorowan, paralizu a nawet smierci po "szczepionce" ale to ponoc rzadkie przypadki. No tak, jak umiera na skutek "szczepionki" ktos kogo nie znamy to jest to rzadki przypadek i niewielki procent. Ale jak umiera nasz brat, matka, dziecko, maz czy zona to nagle sie okazuje, ze ta smierc jest tak samo wazna jak smierc z powodu covidu.
    Oczywiscie moje linki sa ponoc nieprzydatne bo wiekszosc nie zna angielskiego... zgadza sie nikt nie musi znac, ja nie znam niemieckiego i tez zyje. Ale za to sie nie wypowiadam autorytatywnie tak jak to widze na wielu blogach. No ale jak ktos wierzy, ze sie miesien sercowy "odbuduje" czy tam zregeneruje po zapaleniu to... OK zamilkne zanim powiem slowo za duzo. Ale ciekawa jestem jak by takie osoby zareagowaly gdyby zapaleniu miesnia sercowego uleglo ich dziecko?
    Podsumowujac, uwazam, ze tam gdzie jest ryzyko musi byc mozliwosc wyboru, a z ta jest ciezko. Bo nie jest wyborem zmusznie ludzi do przyjecia eksperymentu pod grozba utraty pracy.
    To nie ja nieszczepiona mam obowiazek chronic (przez ryzyko wlasnego zdrowia) osoby zaszczepione. Ochrona w tym przypadku powinna byc zagwaratnowana przez szczepionke. Skoro ci ktorzy wierza, ze "szczepionka" jest bezpieczna i skuteczna to ja im nie bronie, niech sie szczepia nawet 3 razy dziennie. Ich wybor.
    Ja walcze o prawo do mojego wyboru i to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze o tym napisac, bo mi chyba glowa albo serce peknie. Wlasnie rozmawialam z moja sasiadka z NYC. Vivian zadzwonila zeby mi powiedziec, ze zmarla nasza sasiadka, ktora mieszkala naprzeciwko naszego domu. Kathy byla wdowa, jej maz zmarl 4 lata temu, mieszkala z 17 letnim synem. Wiosna tego roku namowila swoja matke zeby sie do niej przeprowadzila (matka jest po 70-tce) bo tak bedzie latwiej. Oczywiscie starsza pani sie zgodzila pod warunkiem, ze zarowno Kathy jak i jej syn sie zaszczepia, bo ona sie bardzo boi covida. Zaszczepili sie oboje dwoma dawkami Pfizera, kilka miesiecy pozniej okazalo sie, ze syn ma powazne problemy z nerkami. Obecnie jest na dializach i w kolejce na przeszczep. Kathy dwa tygodnie temu zachorowala na covida i dostala sie do szpitala. Pierwsze co zrobiono w szpitalu to zaszczepiona ja boosterem, bo "to konieczne". Kilka dni temu zostala intubowana i zmarla ostatniej nocy (z piatku na sobote). Mam nadzieje, ze babcia sie czuje bezpiecznie, bo ja na jej miejscu odebralabym sobie chyba zycie.
      Ale o takich przypadkach sie oczywiscie nie mowi, zmiata sie je pod dywan. Nie wiem czy dam rade spac.......

      Usuń
    2. Omatulu, nawet nie wiem co powiedzieć Star. Ja wogóle nie rozumiem. Szczepi się ludzi chorych, dawniej było to przeciwwskazanie. Szczepi się ludzi w trakcie epidemii, szczepi się kobiety w ciąży. Zaprzecza się wszystkiemu co do tej pory działało. I oto skutki. Ja wiem, że każdy ma rozum i odpowiada sam za siebie. Ale czasem, czasem ręce mi opadają...
      Moja mama też idzie na 3 dawkę. Spróbowałam z siostrą poprosić, by się zastanowiła, ale ona ogląda telewizję i wierzy szczerze w ten przekaż. Gdy z nią rozmawiam, sypie tymi sloganami z tv. I nie będę się biła. Niech robi co chce. Choć to na mnie spadną wszelkie jej problemy. Ona za to mówi, że właśnie nie chce mi robić kłopotu. Oby tak było...
      Jeśli chodzi o angielski, znam średnio, nie rozmawiam, więcej rozumiem ze słuchu. Ale jak komuś zależy na tym, by czegoś się dowiedzieć, dowie się. Są tłumacze różne na google itp. A jak ktoś nie chce wiedzieć, to znajdzie tysiące wymówek. To zawsze działa. Trzymaj się i nie zamartwiaj decyzjami innych ludzi. To ich decyzje. RÓBMY SWOJE ;)

      Usuń
    3. Nasz ojciec ciagle nieszczepiony i poki co przestal o tym mowic wiec jest wzgledny spokoj. Mamy dla niego w zanadrzu film na okolicznosc gdyby znow zaczal. A film jest generalnie wywiadem z osobami, ktore dzieki "szczepionce" utracily, zdrowie a co za tym idzie prace i generalnie zycie. Wypowiadaja sie tam rowniez lekarze, naukowcy, wirusolodzy itp. itd.
      Wspanialy powiedzial, ze jak znow zacznie mowic o tym to mu po prostu da ten film do obejrzenia (ponad 3 godziny) a potem niech robi co chce z tym ze zostanie uprzedzony, ze na wypadek gdy szczepionka pozbawi go samodzielnosci niestety oddamy go do domu opieki. Zadne z nas nie ma sily zeby opiekowac sie lezacym w lozku kawalem bezwladnego ciala. Dzis dziadek czeka na wizyte swoich znajomych z Buffalo, oboje przyjada zamaskowani od stop po czubek glowy:))) wiec my jedziemy do lasu albo na plaze... byle gdzie byle tego nie widziec...
      Historia Kathy rozlozyla mnie na lopatki, ta kobieta miala 46 lat....
      Masz racje Aniu, robmy swoje.......

      Usuń
    4. podobne historie jak Kathy dzieja się w szpitalu, w którym pracuje moja przyjaciółka - szczepieni nie reagują na standardowe procedury leczenia np. przy trombozie czy udarze, kończą intubowani i niestety często umierają lub zostają "roślinami". Druga przyjaciółka tłumaczy dla firmy Pfizer, nie chcecie wiedzieć... Star, czy ten film jest gdzieś dostępny? pozdrawiam, Mig

      Usuń
    5. Mig, najgorsze jest w tym wszystkim, ze Kathy zmarla 13-tego dnia po wstrzyknieciu booster, a te skurwysyny licza pierwsze 14 dni jako smierc osoby nieszczepionej. Najprawdopodobniej zabili kobite tym respiratorem zeby zdazyc przed kolejna doba, bo w/g ichnych przepisow dopiero od 14 dni od ostatniego wstrzykniecia osoba ma status "szczepionej". Czyli bez wzgledu na to, ze byla wczesniej poddana dwom wstrzyknieciom, nagle przyjeto ja do szpitala jako nieszczepiona. Po czym wstrzykneli 3 porcje (booster) i usmiercili przed uplywem 14 dni zeby sobie poprawic statystyki i wyslac w swiat wiadomosc, ze "choruja i umieraja nieszczepieni".
      Normalnie jestem tak wsciekla, ze bym gryzla i kopala.
      Ponizej link do filmu, daruj sobie pierwsze 30 minut bo to czekanie na rozpoczecie akcji czyli nic sie nie dzieje i martwy obraz.
      https://rumble.com/vokrf7-sen.-johnson-expert-panel-on-federal-vaccine-mandates.html

      Usuń
  5. Co ja na wiadomy temat myślę to wiesz dobrze, co dziwne ja tak właściwie myślę od początku bo mnie się nie podobało mendialne "ondulowanie mgły" i chińskie opowieści. Rzeczywistość to zweryfikowała o tyle że myślę że wojujemy ale wbrew temu co tak usiłują nam wmówić ci od teorii spiskowych, wróg wcale nie jest jeden. Sytuacja jest o wiele bardziej złożona, jest wiele grup usiłujących wykorzystać ten świetny pretekst jakim jest srandemia, każdy ciągnie w swoją stronę. Odnoszę wrażenie że to w tej chwili leci siłą inercji, znaczy trzymają się jakiegoś scenariusza odpuszczania i dociskania, nie modyfikują a nasila się tzw. bierny opór. Każde kolejne zamknięcie powoduje coraz silniejszą potrzebę ignorowania zakazów. Wbrew temu co nam usiłujo zapodać mendia ludzie się nie przyzwyczajają do życia pod kontrolą. Jak tak dalej pójdzie to wróżka Edna wyproroczyła rozbieranie kamer ulicznych jak to miało miejsce w Hong Kongu. Możemy się spodziewać zawirowań bo smród majo polityczni za uszami. Tak nawiasem mówiąc Angela ponoć zakupiła w trakcie kanclerzenia akcje firm wiadomo jakich. Gdyby ten news się potwierdził to kobita kroczy tą samą drogą co Schroeder. Na razie to takie pitu pitu ale mła będzie trzymać łapę na pulsie bo gdyby info się potwierdziło to chyba pęknę ze śmiechu przesyłając Tatusiowi, któren jest wielbicielem Angeli i zawsze twierdził że to odtrutka na Schroedera , link do źródeł. Jak widzisz staram się nawet ze srandemii, zjawiska paskudnego, mieć choć odrobinę radości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ze wszystkiego prawie można odrobinę radości wycisnąć. Mnie pomaga czasem czarny humor i sarkazm, jak już leżę plackiem i ni chuchu :) Myślę, że będziesz miała swoją satysfakcję, bo polityczni myślą stereotypowo na całym świecie. Zapewne kupiła, bo czemu marnować dobrą okazję?
      Myślę podobnie, że wiele wątków się toczy. Naprawdę nie do ogarnięcia za bardzo. Każdy coś chce ugrać, nawet pan w małym sklepie, a co mówić wielkich koncernach i gatesach? I faktycznie, bierny opór widać, w miasteczku też. Myślałam, że spadnę z krzesła w pracy, kiedy moja prawie dwuletnia covidianka przyszła bez maski. Ale i ją już cholera trafiła, dopadł dysonans poznawczy...Wielka odwaga jak na nią :)
      Z drugiej strony w naszym ośrodku szczepią w jedną rączkę grypką (jakby przypóźnawo, bo już listopad) a w drugą rączkę c19, przy jednej wizycie!!!!!
      BOsze, co ci lekarze mają w głowach???
      A co ludzie, że na to się godzą?

      Usuń
  6. Aniu, nawet nie wiem co jeszcze mozna napisac.., ci co mieli oczy zamkniete ze strachu i widzieli tylko strach a nie RZECZYWISTOSC, ( ale nie te stworzona w telewizji i to tluczenie od rana do wieczora , tylko te prawdziwa, naokolo nich samych, w ich swiecie, ) to nadal tych oczu nie otworzyli, ci co staneli z boku i przygladali sie z dystansu, sluchali, porownywali , mysleli i wyciagali wnioski , i obserwowali co sie dzieje naokolo nich samych , juz dawno dodali dwa do dwoch. Tym bardzoej, ze ludzie nauki , ktorym zamykano usta nie zamilkli. Jestesmy na sile wpychani w nowy porzadek swiata , w elektroniczne okowy, do ktorych potrzebny byl globalny , wiarygodny powod. Nie ma nic bardziej globalnego niz zdrowie ( ma je kazdy i kazdy sie o nie boi) ... a w drugiej kolejnosci ; klimat. Klimat , ktory tez dotyczy kazdego z nas - naprzemiennie bedziemy teraz straszeni jednym albo drugim i tym uzasadni sie teraz kazda agende, cokolwiek by za tym nie stalo. Wystarczy dobrze posluchac - oni sie z tym wcale nie kryja . A kto to sa oni? To nawet nie ci , ktorzy teraz zebrali sie w Glasgow i przyklepuja nasza przyszlosc, pozbawiona podstawowych praw i srodkow do zycia ( dobrej niezatrutej zywnosci, wolnosci poruszania sie, paliw , aut, samolotow , i wszystkiego co uwazalismy za normalne), ci ludzie to tylko marionetki, ktorymi porusza elita , to ten 1% ludzi , ktorzy skupiaja w swych rekach 95% majatku swiatowego. I nasza przyszlosc . I wszystkie media , bo sa one wlasnoscia tych samych kapitalow. I wszystkie jak jeden maz klepia to samo, badz przedrukowywuja jedne od drugich , i skrzetnie pomijaja wiadomosci niewygodne. Nigdy w historii ludzkosci nie bylo takiej propagandy w mediach jak obecnie. Psychologia dla mas , albo masowy Psychiatryk. Jeszcze nigdy w historii zaden rzad - rzady nie rzadziliy dla " dobra " poddanych, ufnosc owiec i zaufanie do pasterza zawsze koczy sie rzezni ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy podobny wgląd w sprawę więc wiesz, rozumiem. Nie daję się wciągać w smutne przewidywania, że to źle się skończy. Tego nie wiemy. Raczej wolę patrzeć pozytywnie. Wielu na świecie myślało, że są bogami, wszystko się zweryfikowało.
      Straszenie klimatem też już ludziom się przejadło, bo widzą co się dzieje. Jak mówi Tabaaza: cena kaszanki weryfikuje wszystko :) Mój nerw przy pięciu koszach na śmieci w kuchni skutecznie mnie uodparnia na strachy klimatyczne. Innych ludzi też. To wszystko manipulacja. Większość ludzi głupia nie jest, ogarniemy Asia :)

      Usuń
  7. Ja już dawno zdecydowałam, że bycie wariatką mi nie przeszkadza. Co więcej, coraz bardziej sobie cenię, że mam inaczej pod pokrywką niż ci normalni. Cieszę się, że mam Wasze towarzystwo, bo człowiek to istota społeczna, więc nie chce być sam.
    Aniu, twoje posty działają na mnie uspokajająco i dzięki nim łapię nitkę normalności, mojej normalności, żeby nie było, że aspiruję do bycia normalną normalną. Nie jestem zaszczepiona, bo jak wiecie najpierw nie pozwalało mi zdrowie, a teraz strach i logika. Skoro mimo szczepionki ludzie chorują, to może ja już pozostanę tym płaskoziemcem. Czy dobrze robię? Nie wiem. W 1993 roku miałam zapalenie mięśnia sercowego po banalnej grypie i ledwie uszłam z życiem. Myślę, że nie stać mnie na to, żeby w imię niesprawdzonych obietnic podejmować ryzyko, że moje serce, które wytrzymało grypę,teraz nie wytrzyma szczepionki. No nie chciałabym przedobrzyć, bo ja jednak lubię żyć. Z drugiej strony rozumiem osoby, które się szczepią, bo chcą się chronić przed ciężkim przebiegiem choroby. Szczególnie, że straszy się nas okrutnie, zapewniając jednocześnie, że szczepionka to jedyne antidotum, żeby przeżyć. Szczerze? Wolałabym się zaszczepić i uwierzyć, że to mnie ochroni, ale jakoś nie mogę, bo za dużo mi się nie zgadza. Jestem za równością praw dla wszystkich, więc niech każdy ma prawo dbać o swoje zdrowie tak jak chce. Szczucie zaszczepionych na tych co się nie zaszczepili, to sprytne posunięcie rządzących. Ludzie skaczą sobie do oczu, a indolencję rządzących w kwestii ochrony zdrowia można zwalić na wirusa i ciemniaków, którzy się nie chcą szczepić. A ja tylko sobie powtarzam: nigdy nie pozwól wiedzy stanąć na drodze do prawdy, szczególnie jak tę wiedzę wciskają ci na siłę "nieomylni". Teorie spiskowe są mi coraz bliższe, bo jak logicznie pomyśleć, to ktoś wyraźnie przestawia światu zwrotnicę. Wychodzi na to, że Orwell był jasnowidzem.
    Pisz Aniu, pisz, bo potrzebuję spokoju, a twoje pisanie działa na mnie jak balsam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokój, ten taki bazowy, inny od codziennego jest. On płynie głęboko, czuję go. To taka akceptacja wszystkiego co jest. Zrozumienie, że wszystko jest dobrze i właściwie. Czasem mam wrażenie, że z tego jest zbudowany Wszechświat. To, co dzieje się wokół nas to cieniutka błonka. W tym jest zamieszanie i wszystko co się dzieje wokół nas teraz i tu. Pole doświadczania, życia, reagowania, nauki. Czasem czuję się rozdwojona na te dwa nurty. Myślę, że rozumiesz :) Na tym polega bycie wariatem w moim wydaniu, to bardzo wygodne, choć schizofreniczne ;)
      No cóż, jakoś wyrosłam z autorytetów. Okazało się, że decyzje są moje, bo konsekwencje też. Więc słucham intuicji, zastanawiam się i nawet kiedy wybiorę pragmatyzm, to świadomie ;)Ojtamjtam ;)
      Ja miałam nop po szczepionce na grypę, nie słuchałam wtedy intuicji, choć pamiętam, że nie chciałam brać szczepionki. Lekarz i szef w pracy namówili. Lekcję swoją odbyłam. To taka planeta, gdzie się choruje. I tyle. Nie ma co kombinować, nie ucieknie się, trzeba płynąc i wierzyć, że będzie jak najlepiej. Bo jest ten głęboki nurt spokoju i jest wszędzie.

      Usuń
  8. Wczoraj bylam na pokojowym marszu "No green pass", wzielao w nim udzial okolo 10 tys osob, atmosfera przywracajaca wiare w ludzi. Poczucie, ze nie jest sie osamotnionym, ze jest nas naprawde wielu. Rzad wloski lamie podstawowe prawa konstytucyjne takie jak prawo do pracy. Poniewaz zabroniono wszelkich manifestacji na glownym placu Triestu, kilka dni temu przewodniczacy protestujacych robotnikow portowych Stefano Puzzer, wybral sie do Rzymu, i na tamtejszym placu usiadl w pokojowym protescie. Policja zgarnela go po kilku godzinach, zostal wydalony z Rzymu z rocznym zakazem wstepu do tego miasta....
    Wczoraj po pochodzie zaszlismy ze znajomymi do baru, oczywiscie nie wolno nam usiasc przy stoliku, ale moglismy wypic kawe na stojaco... Dzis wybieramy sie z przyjaciolmi na obiad, zamowilismy stolik na zewnatrz oczywiscie...jest piekna listopadowa jesien...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ela, obserwuję to co u was się dzieje. Na YT jest straszna cenzura, ale ludzi wrzucają filmy z protestów. Poza tym są inne platformy i tam jest tego więcej. I od tymi filmami jest mnóstwo, tysiące komentarzy wspierających. W każdym kraju jest inaczej, ale u was, normalnie wojna jest. Wojna rządu z własnymi ludźmi. Zabranianie pracy jest już działaniem faszystowskim. Nie wiem czemu kraj rozwijające się, zdawałoby się cywilizowane poszły w nazizm? Kanada, Australia, Francja, Włochy, Niemcy..w sumie niemców może i trochę rozumiem, co ich nie usprawiedliwia.
      Co za czasy by wypić kawę i zjeść obiad w restauracji, albo wogóle zarobić na życie!!! trzeba narazić życie i zdrowie przyjmując preparat genetyczny? Jak mawiała moja baka: to do czorta nie podobne...
      Mocno trzymam kciuki za was, za nas wszystkich, by to w końcu pchnęło nas na dobrą drogę, tolerancji i wolności.
      Nie dajemy się i już ;)

      Usuń
    2. Sorry za literówki, ale pisałam w nerwie, bo jednak naprawdę trudno spokojnie...

      Usuń
    3. Do czorta nie podobne a jednak mozliwe... Pozytywna strona tego obledu jest taka, ze przez ten rok poznalam wiele nowych cudownych osob, rodza sie nowe przyjaznie w miejsce tych, ktore ulegaja przedawnieniu...

      Usuń
  9. Ile się da nie wychylam nosa, wypijam kawkę z mleczkiem, zapalam pachnące świeczki, otulam się norweskim pledem, czytam książki o podróżach ... jestem rekonwalescentką. I coraz bardziej nieruchomieję w dobrostanie. Strach co będzie gdy będę zmuszona wstać i wyjść. Czy będę umiała, czy dam radę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam problem Krystyno :)
      Kiedy się jest samobieżną i samowystarczalną całe życie, pozwolenie sobie na odpuszczenie i opiekę innych, to może być cudne, ale tez zagrażające. Bo się uzależniłam, bo rozmiękłam, bo rozleniwiłam (dopisz sobie co ci mózg podpowiada). Człek nie nawykły. A są tacy, co potrafią tak całe życie :)
      Kiedy dwa lata temu, kręgosłup nawalił, zdana byłam na męża i syna jak nigdy w życiu na nikogo, wow! Najpierw musiałam się z tym pogodzić, poczuć dobrze, potem miałam ataki paniki jak sobie poradzę bez tego. Syn wyprowadził się, mąż ma służby co trzeci dzień, dobę go nie ma. I myśli: jak zemdleję, jak upadnę, jak nie wstanę, jak nie dojdę...Ale jakoś, powolutku...Każdy mały kawałeczek z kijkami przeszedłszy zauważałam, że daję radę, a moja bezsilność w mojej głowie siedziała, nie w nogach.
      Kiedy po operacji mąż mi zmieniał opatrunek, tak uważnie i spokojnie, chciało mi się płakać. Bo widzisz, nigdy nie potrafiłam przyjąć opieki, nie uważałam, że ktoś chciałaby...
      A jednak :) Chodzę, jestem samodzielna w zakresie jaki jest, i jestem zaopiekowana w zakresie jakiego potrzebuję, a jakby co, ogarniam się sama. I czasem mam złe dni, a potem lepsze ;)
      Będzie dobrze ;)

      Usuń
  10. Powiem tylko, że panika jest zaraźliwa. To jest chyba nawet gorsze niż Covid. Są ludzie, którzy tę panikę roznoszą i "wszczepiają" ją innym. Gdy przychodzę rano do pracy niektórzy z przerażeniem recytują najnowsze dane związane z liczbą zakażonych, liczbą zgonów itp. Po co t komu ? Jak będę chciała to się zapoznam otwierając komputer lub tv.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę nawet, że strach jest najgroźniejszym wirusem na ziemi. Z mechanizmu obronnego, biologicznego, zrobiliśmy z niego najgorszą chorobę jaka nas toczy aktualnie. Psychosomatyka nie jest poznana do końca. Niektórzy nawet negują jej wpływ na nas, naiwniacy :) Sama doświadczyłam wystarczająco jej wpływu na mnie, by wiedzieć, że to działa. 3 razy lądowałam w szpitalu z objawami różnymi. A to była tylko przebiegła pani psychosomatyka. Lekarze się nabierali w większości, ja też. Mój znajomy ratownik mówi, że wielokrotnie widział, jak w ciągu 15-20 minut od pozytywnego testu, ludzie, którzy nie mieli objawów c19, rozwijali je w pełni: duszności, kaszel, gorączka. Wszystko da się zrobić w głowie. A ile nam można wmówić, wow :)

      Usuń
  11. Może się mylę, ale myślę, że antidotum na to napierające zło jest bardzo proste, a jednocześnie trudne. Dlaczego? Otóż dlatego, że świat i my potrzebujemy teraz jak najwyższych wibracji, to one są najlepszą obroną przed atakującym nas złem. A te wysokie wibracje to przecież nic innego jak radość, śmiech, życzliwość wobec siebie i innych, nie osadzanie, nie porównywanie się z innymi i te wszystkie czynności i działania, które wzbudzają i potęgują radość, bo to głównie ona winduje nam w górę wibracje. Łatwe i trudne za razem, bo ta radość żeby działała jak mocna broń powinna iść od wielu ludzi, a to już nie jest takie proste. To co o czym ustawicznie myślimy wspieramy naszą energią powodując, że się zmaterializuje. Jeżeli będziemy ustawicznie jojczyć i narzekać, to dostaniemy więcej powodów do jojczenia i narzekania. Jeśli zaczniemy walczyć, to wesprzemy istnienie wroga.
    Przyglądam się ludziom wokół i widzę, że większość nie chce już poruszać tego tematu. Odczuwam budząca się i rosnącą jakąś wspierającą siłę, która popycha ludzi do źycia i cieszenia się tym życiem mimo wszystko. Ta siła nie pochodzi z zewnątrz, to suma naszych dążeń do tego by nie dać się złamać, zniewolić, by żyć mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No się chyba nie mylisz Marytko :) Proste jest zawsze najtrudniejsze. Jojczenie jakoś ogarnęłam, ale walka...Jak walczyć, by nie walczyć? Bo tak właśnie jest, walka tworzy wroga. Chcesz się bić, okazja się natychmiast znajdzie, stworzysz ją sobie. Z drugiej strony wiem, że to planeta, gdzie jednak trzeba stawiać granice, czasem zawalczyć o coś, czasem odgonić kogoś toksycznego. Bo w tej wielkiej gmatwaninie energii wszyscy jesteśmy razem i wszystko wpływa na wszystkich. Więc na razie kieruję się intuicją wspieraną moim rozumem. Idzie jak idzie, ale jest ciekawie :)
      I ja czuję, że coś się dzieje. Nawet najzagorzalsi stracili chęć do bitki. Powoli, powoli, jak wielki statek wycieczkowy na oceanie, jakby skręcamy...Mimo medialnej zawieruchy, mimo narracji znad granicy, mimo sztormu idiotyzmu wokół.
      Nie wiem jak będzie. Zobaczymy, ale od początku miałam wrażenie, że wszystko będzie dobrze, tak pod skórą. To wrażenie nadal jest, choć rozum puka się w trzecie oko ;)

      Usuń
  12. Rzeczywiście poetycki twój język. Pięknie się czyta i myśli.
    Ja niby wiem, że łatwiej się zasklepić w tym malutkim, znanym świecie. Nie wychylać się, nie szukać nowego. Ale nie potrafię tak żyć. Mój były mąż mówił, że jak było za dobrze, czytaj "nudno", to musiałam coś wymyśleć, coś zmienić. I to prawda, tak właśnie było. Lubię zmiany i zmieniam. Co jakiś czas. I tak chcę żyć. Nie lubię tego znajomego ciepełka, ja to nazywam stagnacją, a ona źle mi się kojarzy.
    Zmiany pchają mnie do przodu, powodują, że wciąż mi się chce. Boję się osiąść w jednym miejscu, boję się monotonii.
    I jeszcze coś o śmierci napiszę. Miesiąc temu uczestniczyłam w śmierci, towarzyszyłam starej, obcej kobiecie w umieraniu. Ona tak wybrała, nie chciała iść do szpitala, chciała umrzeć w domu. I tak się stało. Uszanowaliśmy jej decyzję. Pielęgniarki przyszły, zbadały, przyniosły mi wszystkie papiery, paczkę leków, które będą używały w razie potrzeby i powiedziały, że to jest koniec. Że ona umiera, i że jeśli będę zaniepokojona mam dzwonić w dzień i w nocy.
    Umierała przez około 2 tygodnie. Była spokojna, cicha, nie cierpiała. Po prostu przestała oddychać. Patrzyłam potem na nią i się zastanawiałam czy to jest koniec? Tak wygląda koniec człowieka?
    Stare fotografie a na nich piękna, młoda dziewczyna. Czy to ta sama osoba? Jeśli to naprawdę jest koniec to jednak wraca pytanie, które ludzkość zadaje sobie od setek lat. Jaki jest sens naszego życia? Jeśli jakiś jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Venus przeczytalam pierwsza czesc Twojego komentarza i nie moge uwierzyc....... siostra???:)))) Mam dokladnie tak samo, jesli nie ma zmian to umieram z nudow, czuje jak sie zapadam. Nie wyobrazam sobie zeby sprowadzic zycie do "czekania na smierc", zycie jest nam dane po to zeby zyc.
      Jak tylko sie ta pandemia zaczela to ja zaczelam intensywne poszukiwania nowego domu. Owszem przeprowadzka byla zaplanowana od lat, ale nie musiala sie odbyc wlasnie w tym czasie.
      No i znalazlam ten dom 600 km od poprzedniego miejsca zamieszkania. Udalo sie mimo lockdownow, odleglosci, namordnikow oraz innych upierdliwych obostrzen przeprowadzilismy sie w sierpniu 2020. Nie jestem mloda... mam 67 lat ale wiem jedno bede zyla do ostatniego oddechu i wedlug moich regul.
      Mozna zniewolic moje cialo, na to jestem psychicznie przygotowana ale dusza bedzie zawsze wolna.
      Ta smierc, ktora opisalas byla piekna i byc moze sensem zycia tamtej kobiety bylo pokazanie, ze jesli mamy wolnosc w sobie to nikt nie jest w stanie ja zabrac. Ona umarla tak jak chciala.
      Przepraszam, ze sie tak "wcielam" bez pukania, ale Twoj komentarz mnie gleboko poruszyl.

      Usuń
    2. No patrzcie, po raz setny powiem, że przypadków nie ma :)
      Podobne przyciągnie podobne. Ja może akurat niekoniecznie przeprowadzki i remonty, ale nie znoszę ograniczeń, wyczuwam od razu, gdy ktoś próbuje coś ugrać. Dlatego chyba tak od początku idiotyzmu obecnego wyczuwam drugie i pięćdziesiąte dno i się nie daję. Byłam kiedyś na oiomie kardiologicznym i była tam starsza pani. Przesypiała całe dnie. Aż któregoś dnia przyszłam, a ona siedzi uśmiechnięta. Nawet pospacerowała. Zjadła obiad i pamiętam w podzięce dotknęła mojej reki, taki ciepły, miły uścisk. Następnego dnia, znów spała jak przyszłam. Mierzyłam jej ciśnienie, gdy odetchnęła głęboko i cisza...spokój. Śmieć, jeśli z nią nie walczysz, jest prosta. A sens życia? Zobaczymy po Tamtej Stronie :)

      Usuń
  13. Nie wcięłaś się. Rozmawiamy sobie. I bardzo fajnie. Dobrze wiedzieć, że są inni, co też tak mają.
    Mieszkałam w dużym domu, prawie nad samym morzem, 8 minut piechotą. I do centrum miasta też bardzo blisko. Piękna lokalizacja, bardzo pożądana. I super, podobało mi się, ale po latach chciałam zmiany, nudziło mnie wszystko. I powiem ci Stardust, że nie znalazła się ani jedna osoba, która by mnie rozumiała. Wszyscy uważali, że marudzę. Zupełnie jakbym atakowała jakąś świętość. Jakieś niepojęte tabu.
    Moja mama jak już nic nie mogła zmienić to chociaż przestawiała meble. Robiła to regularnie co kilka lat. Fajne to było.
    Prawie umarłam ze śmiechu i niedowierzania, jak u byłych teściów okazało się, że nie mogą przestawić segmentu, bo za nim nie ma tapety. :)))
    A tamta śmierć rzeczywiście miała w sobie jakieś piękno i spokój. To właśnie sobie powtarzałam patrząc na nią: umiera tak jak chciała. Tak jak wybrała. Miała szczęście, że byli przy niej ludzie, którzy to rozumieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki. Przestawianie mebli mi juz przeszlo, wiesz z wiekiem czlowiek wybiera lzejsze do wykonania zmiany. Ale pamietam jakies 30 lat temu maz pojechal do pracy, dziecko poszlo do szkoly... rozejrzalam sie po chalupie i doszlam do wniosku, ze nalezy sie przemeblowanie. Tak mnie to zafascynowalo, ze zupelnie zapomnialam, ze kiedys oni musza wrocic:)) Dzieciak wrocil bezproblemowo. Gorzej bylo z mezem, wlozyl klucz do zamka, przekrecil ale drzwi nie mogl otworzyc:)))
      Najpierw sprawdzil czy to na pewno nasze mieszkanie, no ale obce nie daloby sie otworzyc jego kluczem:))) Potem zaczal wolac moje imie. Na szczescie uslyszalam bo halas tez czynilam odpowiedni.
      Podeszlam do drzwi i mowie, ze nie moze wejsc bo drzwi sa zatarasowane regalem... A on pyta ALE PO CO?????? Tlumcze, ze robie male przestawianie mebli i zeby mi dal 5 minut to przesune ten regal. Jak wszedl to zalamal rece i powiedzial "siedziec tez nie ma na czym..." Bo ja zeby przesunac regal musialam go oproznic bo to byly glownie ksiazki wiec poukladalam je na kanapie i fotelach:)))
      Jeszcze inna historia, jak nie mialam co zmienic to zmienialam kolor wlosow. Byl czas w Polsce lata 70-te kupic farbe do wlosow graniczylo z cudem jak mowila moja ciotka, ktora uzywala ten sam kolor od wiekow. Ja nie mialam problemu bo wchodzilam do drogerii i pytalam ile maja kolorow jak odpowiedz byla ponizej 10 to kupowalam kazdego po jednym:)) I tym sposobem mialam zapas na jakis czas. Nie pamietam dokladnie ale chyba mialam nie wiecej niz 20 lat bo mieszkalam ciagle w domu rodzinnym. Rano wstawalismy wszyscy jedni do pracy inni do szkoly, pobudke robil Tato pukajac do kolejnych drzwi. Jak za drzwiami byla cisza to otwieral drzwi i wolal "pobudka" i tak otworzyl kiedys moje drzwi bo nie wykazywalam znakow zycia po pukaniu. Otworzyl i odskoczyl z krzykiem:)) Na co Mama przybiegla z pytaniem co sie stalo. A Tato spokojnie "jak szla spac to miala blond wlosy... a teraz zobacz... po prostu sie wystraszylem". Fakt, wstalam w srodku nocy i przemalowalam wlosy na jakies rude czy cos na podobienstwo.
      Doskonale wiec rozumiem, ze potrzeba zmiany niekoniecznie moze innym wydawac sie logiczna, moze nawet w pewnym momencie dla nas samych jest nielogiczna... ale to nie ma znaczenia. Najwazniejsze, ze potrzeba ruchu w zyciu zostaje zaspokojona.
      Ja sie pocieszam, ze bywaja gorsze zboczenia i uzaleznienia:)))

      Usuń
  14. Bardzo staram się trzymać życia i nie dać się zastraszyć, ale to nie jest łatwe, bo atakujących jest wielu. Dzisiaj np. miałam wizytę u endokrynologa. Z panem doktorem znamy się już dobrych klika lat i miałam o nim jak najlepsze zdanie, ale dzisiaj niemile mnie zaskoczył. Ja jego zresztą też, bo nie spodziewał się, że cyt: taka inteligentna kobieta zamiast się zaszczepić to ryzykuje swoim życiem i naraża innych. Bo pan doktor zaszczepił się już trzecią dawką i nikogo nie naraża swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Na koniec jeszcze tylko mnie postraszył, że jak się nie zaszczepię, to jak trafi mnie covid mam marne szanse, żeby przeżyć. Wróciłam do domu skiśnięta, bo świetlane perspektywy jakie pan doktor roztoczył przede mną to było światło gromnicy, a ja się jeszcze nigdzie nie wybieram. Siadłam do laptopa, żeby sprawdzić jak wielka jest moja wina, bo podobno przez takich jak ja trwa pandemia. I co ja widzę? Na stronie gov.pl statystyki na dzisiaj wyglądają następująco: Lublin - w pełni zaszczepionych 54,8%, Warszawa - w pełni zaszczepionych 68,7%. Potwierdzone zakażenia covid 19 to w województwie lubelskim 1913 osób, w województwie mazowieckim 3 872 przypadki. Województwo mazowieckie szczyci się największą liczbą zaszczepionych, lubelskie jest na szarym końcu. Nawet jeżeli wziąć pod uwagę, że w jednym województwie liczba mieszkańców to ponad dwa miliony, a w drugim ponad pięć, to i tak coś tu nie gra. Może jestem głupia i nieodpowiedzialna, ale kto tych mądrych zwolnił z myślenia, że nie zadają sobie pytania co ta szczepionka daje? Twierdzenie, że ci zaszczepieni na pewno lżej przejdą zakażenie nie jest poparte rzetelnym dowodem, bo ilu ludzi raz chorowało na covida przed zaszczepieniem, drugi raz zachorowało będąc w pełni zaszczepionymi, a potem porównali swój stan w obu przypadkach? Dla mnie jest logiczne, że jak organizm miał styczność z jakimś patogenem, to przy kolejnej inwazji szybciej zaczyna się bronić. Jednak z tego co wiem, to to czym teraz się ludzi szczepi jest nowatorskim produktem medycznym, ze szczepionką najbardziej wspólną ma nazwę. Gdzie dowód, że zaszczepieni nie przyczyniają się do rozprzestrzeniania wirusa? Nie jestem wirusologiem, więc powinnam zaufać tym, co się znają na sprawie, ale nie mogę, bo widzę, że zasłaniając się nauką większość lekarzy, zupełnie pomija to co w nauce najistotniejsze; doświadczenie, logiczne wnioski i rzetelność oceny. Mój pan doktor mi podpadł nie dlatego, że się zaszczepił, bo to jego zdrowie i wybór. Podpadł mi, bo zrobił wszystko, żeby wywołać we mnie efekt nocebo i zrzucić na mnie winę za trwanie epidemii. Następnym razem sama powiem panu doktorowi, że ma rację, jestem inteligentną kobietą, ale specjalnie dla niego udaję głupią. Niech się chłop ucieszy. Tak czy inaczej, danse macabre trwa dalej i coraz ciężej normalnie żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja napiszę dzisiaj 9 no może jutro, bo kregosłup nie pozwala posiedzieć długo) post o tym, bosz normalnie mnie cholera bierze. A rok temu, ROK, trafiłam na fajna książkę z historią pewnego doktora. To napiszę, kup pokrzepieniu, już czas :)
      Mój dobry doktor, ten który mi życie uratował, bo rozpoznał depresję, a ja już byłam na krawędzi, też zwariował. Na ostatniej wizycie, tak dwa miesiące temu, zapytał, czy szczepiona, choć przyznał, że widzi w komputrze, że nie. I kazała nałożyć maskę, sam siedział bez, zaszczepiony...Po raz pierwszy. Na początku idiotyzmu przekonywał mnie, że to tylko inna grypa, nie bać się! No i cały wykład o zeżarciu płuc...a wie, że ja nerwicę lękową mam :DDD
      Wtedy się bałam, teraz się nie boje, ale on się boi, ot zamiana miejsc. Co śmieszniejsze, moja przyjaciółka ( nieszczypnięta) z nim się przyjaźni od lat. I powiedziała mi, że idzie do niego na herbatkę i coś tam skonsultować ze zdrowiem męża, do domku. Przyjaźń bezmaseczkowa. Nie posądzam go o złośliwość, ale raczej o głupotę i brak logicznego myślenia. Wszak nawet księża, jak coś przeskrobią to się tłumaczą: tylko ludźmi jesteśmy :) Sarkazm :)
      Ponieważ medyczni zwariowali i wśród nich też nie ma jednej narracji, podszkoliłam się sama. I sama wyciągam wnioski, bo KONSEKWENCJE, poniosę sama. Wszystkie. To wybieram, nie wiem czy dobrze, ale tak jak uważam, że jest dobrze. A śmierć? Ona przyjdzie w swoim czasie do każdego. Masz tę siłę, widać było w czasie przemowy na wiecu, trzymaj się jej, to twoja moc.

      Usuń
    2. Basiu, nastepnym razem to powiedz temu geniuszowi, ze w Kanadzie jeden kardiolog powiedzial do nieuszczypanego pacjenta "jak umrzesz to nie bede plakal na twoim pogrzebie" no i niestety dwa tygodnie umarl nie nieuszczypany pacjent ale kardiolog.
      Mial 52 lata i dwie dawki Pfizera plus booster.

      Usuń
  15. skoro tańczysz, to znak, że jest całkiem przyzwoicie.
    i niech tak trwa możliwie długo.
    tarota nie lubię. od samego patrzenia na karty budzi się we mnie niesmak (czyli nie grozi covid)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tańczę wirtualnie, bo kręgosłup dokucza. Ale się nie daję. Muszę przyznać, że karty, które umieściłam w poście i mi wydają się dość nieprzyjemne. Ale jakoś pasowały do posta, oddają klimat ponurych czasów zawieruchy pandemicznej.
      No i mogą, jak widać, robić za test wiarygodny :DDD

      Usuń