Obserwatorzy

piątek, 3 lutego 2023

Ano nie wiem Wszechświecie





Kilka dni temu odkryłam białe łebki przebiśniegów ukryte jeszcze pod suchymi, brązowymi liśćmi. Skulone pod wierzbą, wtulone w siebie, nieśmiało wyglądają: czy już można? 
Jeśli uznają, że nie można, nie rozwiną białych czapeczek, posiedzą w ciepłym gniazdku osłoniętym drzewem, kruchymi liśćmi i mchem. Poczekają...
Nie ma się dokąd spieszyć.
Mądrość Ziemi.
Wiosna nadejdzie...

Kolejna wiosna po kolejnej zimie.
Coraz bliżej magicznych drzwi śmierci. Nieuniknionych, przerażających, dziwnie fascynujących...
Luty sprzyja takim rozmyślaniom. 
Brak światła, ciemne wieczory, szare poranki, deszcz...
Ale ponieważ to powtarzalne, ileś lutych takich było, zgoda. Niech tak będzie.
Pomarudzę. Widocznie potrzebuję.

Jakiś czas temu na fb trafiłam na post znajomej, która depresjuje się od lat już.
Działa, szuka remediun na ten stan. Bardzo jej kibicuję, bo wiem jak niełatwa to jest sprawa.
I każdy musi znaleźć swój sposób na depresję, bo każdy ją rozwija na swój oryginalny sposób.
No i kobieta opowiada o jednym dniu, kiedy poczuła się dobrze. Puściło. Nawet spotkała jakąś starszą panią i jej pomogła. I tak ją to ucieszyło, podniosło, nastroiło dobrze do świata. 
A w dalszej części pojawia się opowieść cioci wiekowej już, która wspomnienie takie ma z II wojny: uciekała z domu swojego, latem, w sukience letniej i sandałkach tylko.
I całą zimę ukrywała się w lesie, bo do domu wrócić nie mogła, w tej sukience tylko i sandałkach...

Pamiętam, jak lekarz w wywiadzie zapytał mnie: kiedy ostatnio czuła się pani dobrze? I ja zastanowiwszy się, ze zdumieniem odkryłam, że w ciągu bardzo długiego czasu, może kilku lat, był tylko jeden dzień, kiedy nie czułam się okropnie. Jeden dzień, słoneczny, miły, bez ciężaru, lekki...
Zapamiętałam go, bo był inny, niż szara, boląca rzeczywistość.
Więc wiem, że może się zdarzyć, ale nie oznacza braku depresji i zwycięstwa, tylko pauzę.
Napisałam znajomej o tym.

No i ogromnie niewiarygodne wydało mi się, że całą zimę w lesie w sukience i sandałkach. Niemożliwe to jest, bo w czasie wojny zimy były srogie. Musiała dostać od ludzi pomoc, może od rodziny, może z innej wioski, jakąś kufaję, kożuch, spodnie i walonki chociaż.  
Napisałam delikatnie, że wydaje się to nieprawdopodobne.


Omatkobosko, jak znienacka oberwałam!
Po pierwsze jako złośliwa i przemądrzała pseudopsycholog z brakami w wiedzy z historii. Po drugie jak śmiem podważać wspomnienia i cierpienia cioci i wielu, którzy marzli w łagrach i przeżyli?
I jeszcze, że ciemną energię mam i jestem wampirem energetycznym...
Jeju...Normalnie się zdziwiłam.

 A potem jednak głos w środku się odezwał:
- a ty pamiętasz gdzie jesteś? 
-....?
- jesteś w Psychiatryku Wszechświata i też na terapii !!!


Przemyślawszy sprawę oddaliłam się spokojnie z miejsca wypadku. Po prostu zostawiłam znajomą na jej ścieżce. No bo co z tym zrobić? 
Wiele razy mi się zdarzało, że coś powiem, bądź napiszę do kogoś, a on jak przypalony gorącym żelazem reaguje kopnięciem. Choć bądźmy szczerzy, teraz rzadziej o wiele, bo nauczyłam się sporo o komunikacji. Ale nadal się zdarza. 
I zdaje się normalne to jest, bo nie mam pojęcia gdzie kogo boli i co mu w głowie się kotłuje. Jakie ma lęki, jakie oczekiwania i jak widzi mnie przez swoje soczewki.

Kiedy byłam na grupowej terapii ( którą polecam mocno, bo ogromnie jest skuteczna) nadszedł dzień, kiedy miałam się pożegnać, bo kończyłam. Okazało się, że połowy grupy nie ma, choć ja ich wszystkich lubiłam i chciałam powiedzieć im o tym. Ja byłam gotowa odejść, ale oni nie byli gotowi powiedzieć: żegnaj. Trochę wiem czemu, byłam najstarsza, oni młodzi jeszcze, myliłam im się z mamą, tą dobrą mamą, taką jaką sobie wyobrażali, że ich mama powinna być. 
Niekoniecznie widzieli mnie, widzieli swoje marzenie: mamę, która się naprawia i kocha.
A ja widziałam w nich trochę małą Anię i moich synów, dzieci.
Lustrzany świat.
Kawałeczki puzzla rozsypane w gabinecie luster.


Sprawę wyjaśniała moja mama, o dziwo...
Otóż powiedziała, że ta starsza pani po prostu utknęła we wspomnieniu w jednym miejscu.
To było najgorsze, ta ucieczka, porzucenie wszystkiego, ten strach, żal i bezsilność. Ten moment utrwalony przez zalew silnych emocji. Wszystko, co wydarzyło się później nie było tak wstrząsające. Zblakło, pamięć się wytarła.
Każdy ma swoje utknięcia, ja, moja mama, każdy...
I co zrobisz, jest jak jest...



Ostatnich kilka dni było naprawdę szarych, smutnych i deszczowych. Nic nie pomagały lampy solne, lampki choinkowe i świeczki zapalone. Kręgosłup pobolewał, nic się nie chciało i w ogóle marnie.
Przedwczoraj położyłam się do łóżka. Za oknem ciemność wydawała się kłębiąca i żywa, ma się tę wyobraźnię ;)
Po chwili pod kołdrę wsunął się ciepły mąż. Przytuliłam się, zluzowałam trochę i zapytałam go: 
- mężu, jak my sobie poradzimy z tą starością?
Chwila milczenia była dość długa, ale w końcu wymruczał odpowiedź:
- powoli przeszuramy...

Wstawiłam obrazki Inge Look, bo fajne ogromnie :)






Pozdrawiam Wszechświecie, twoja marudna neurotyczka, Prowincjonalna Bibliotekarka

39 komentarzy:

  1. Aniu! Póki można jeszcze szurać, póki ma się przy kim szurać i mieć wspólnotę szurania - nie jest źle...
    Mnie dzisiaj słońce dobrze zrobiło na nastrój, bo ostatnio tak jakoś szaro było na dworze a i brak światła swoje robił.
    A co do naciskania niechcący komuś na odcisk, to nic nie poradzimy. Zdarza się i najdelikatniejszym, najbardziej nawet na cudzy los wrażliwym. Przecież nie przenikniemy wszystkich. Nie jesteśmy aniołami,co to nad ziemią sie unoszą, ale ludźmi, którzy ranią, bo po ziemi stale stąpają. Z niej czerpiemy energię, albo jej brak, jeśli i ziemi zdarzy sie w marazm jakiś popaść...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój post ze zdjęciami podniósł mnie na duchu. Dzięki, że zabrałaś mnie na ten spacer. Bardzo mi brakuje zimy białej.
      Kiedyś, gdy jeszcze mocno zwracałam uwagę na reakcje na mnie innych ludzi (choć udawałam przed sobą, że nie), mocno przeżywałam takie sprawy. Co ja powiedziałam, czemu to powiedziałam, po co, trzeba było zmilczeć itp. Czułam się urażona, skrzywdzona, czepiałam się siebie. Teraz jest z tym lżej. Czasem odczuję niesprawiedliwość sytuacji, ale odpuszczam, bo wiem, że każdy, w tym ja, ma swoje soczewki. Ale też kiedy trzeba, kiedy czuję, że muszę, to przyłożę też ;) Z trzeciej strony komunikacja jest potrzebna, bo jakby wszyscy przestali gadać, to po siedzieć w psychiatryku? Terapia nie zaistnieje :DDD
      A marazm potrzebny, widocznie Ziemi też.

      Usuń
  2. Witaj szumem deszczu Aniu
    W tej dzisiejszej szaroburości uśmiechnęłam się do Twoich obrazów. Bardzo mi było tego potrzeba.
    Właśnie umawiam się z koleżanką na lampy solne. Może to coś pomoże? Ale skoro u Ciebie niewiele dały, więc może dać sobie z tym spokój?
    A co do naciskania komuś na odcisk, to Olga już na pisała, to co myślę. Lepiej bym tego nie ujęła
    Pozdrawiam wspomnieniem porannego białego puchu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesołe te staruszki co? ja chcę być taka :) Choć czasami.

      Usuń
    2. Masz rację.
      A o czakrach i kolorach poczytam
      Życzę spokojnego poranka jutro

      Usuń
  3. Dziewczyny, rozumiem i współczuję. Tez przechodziłam różne stany... Ale wyzwoliłam się umiejętnie. Zmieniłam bardzo wiele i wiem, że to mi pomogło. Przede wszystkim ruch. Regularne treningi nordic walking. Codzienne 7,7 km dają taką dawkę endorfin i zdrowia, odporności, siły, uśmiechu, radości, pięknych relacji koleżeńskich. Kiedyś o tym napisałam tu: https://wokolciebie.blogspot.com/2020/01/energia-natury.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam twojego posta :) bardzo entuzjastyczny. Fajnie byłoby gdyby kijki i spacery załatwiały wszystko. Dwa lata spaceruję z kijkami, pomaga, ale 7 km by mnie zabiło :D
      Niestety Pola, ruch nie załatwia wszystkiego. Pomaga ale znam też wysportowane osoby z ogromnymi problemami w głowie i duszy. Używają sportu jako ucieczki od siebie. Zalewają ciało endorfinami jak ćpuny, byle nie zajrzeć do swojego środka. Więc może nie o kijki chodzi a o towarzystwo? :) Albo o coś innego, ale w emocjach trzeba szukać.
      No różnie u każdego. Ale ogólnie ruch, jakikolwiek, pomaga ;)

      Usuń
    2. Zgadzam się, każdy z nas jest inny i inne ma potrzeby. Ale trzeba szukać. Jeśli nie to, co coś innego. Może wybrać się na zajęcia jogi, może na zajęcia ceramiki, tańca, do kawiarni- nie wiem. Wiem jedno- nie można czekać, aż się samo zmieni i zamartwiać się. Są różne sytuacje w życiu, czasem ręce opadają wiem, coś złego nas przywali jak głaz, ale głowie trzeba pomóc. Wstać, poprawić przysłowiową koronę i go! Nie ma innej drogi...
      Samego dobrego!

      Usuń
  4. Każdy musi czasem ponarzekać, nawet chyba w czepku urodzeni czasami narzekają.
    Lajkuję twojego męża za to określenie, tak właśnie, przeszuramy, byle we dwoje...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż nie jest gadatliwy, ale czasem uda mi się coś z niego wyciągnąć ;)
      No cóż, w moich lękach jest też możliwość, że nie we dwoje. Boję się tego. Z jednej strony bym chciała umrzeć pierwsza, z drugiej nie chcę by on cierpiał. Ale i ja nie chcę zostać sama. Nie uciekam od tych myśli, bo są moje. Nie pozwalam im zdominować mojego świata, bo wiem, że będzie jak będzie i oboje, niezależnie od okoliczności, poradzimy sobie.
      Ale nie udaję też, że tych myśli nie ma...Bo to przepis na katastrofę. Każdy je ma, kto ma kogoś do kochania i stracenia.

      Usuń
    2. Widuję czasami takie długowieczne pary, które opiekują się sobą wzajemnie, ale czy my dotrwamy? tez miewam takie lęki i żadna z opcji nie jest lepsza...
      jotka

      Usuń
    3. I ja widuję takie pary :) Ale myślę, że oni tak jak my też zastanawiają się. Zobaczymy Jotko, jak będzie. Bo zawsze jakoś jest i generalnie dajemy radę :)

      Usuń
  5. W dzisiejszych czasach "mediów społecznościowych" nie można być szczerym i nie można się zdziwić, bo za chwilę dostanie się dotkliwie w "łeb". Ludzie nie znają się osobiście, ale są bardzo szybcy, by kogoś ocenić - zwłaszcza negatywnie. Nie warto być szczerym - to zupełnie coś innego niż to, co nam wpajano przez lata. Wpajano nam, że prawda i szczerość są najważniejsze w utrzymaniu dobrych relacji. Teraz pytanie: czy konwersacja na FB to jest w ogóle jakaś relacja ? I co teraz z tym zrobić ? Ja chyba jestem w psychiatryku wszechświata, tylko że dotąd o tym ni wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy jesteśmy w psychiatryku, tylko mało kto to widzi :) A jak się weźmie na serio słowa Jezusa: jako w niebie tak i na ziemi...to robi się ciekawie :DDD
      Ula, ja bym tak mediów społecznościowych nie wyrzucała do kosza. Jednak jakaś prawda tam o nas jest. Toż przecież sztuczna inteligencja się tam uczy, jak udawać człowieka. I potem dzwoni fotowoltaika i nie wiesz człeku nawet, że gadasz z komputerem.
      A z tą szczerością to też nie jest prosta sprawa. Trzeba wiedzieć, gdzie można być szczerym a gdzie należy chronić siebie i odpuścić. Nikt za nas tego nie zrobi. Szczerość to w ogóle śliska sprawa. Bo jak słyszę: ja ci powiem prawdę, to nie koniecznie musi być moja prawda :) Czasem jest to prawda tego człeka o nim samym, nie o mnie. Czasem też odwrotnie, ja nie chcę słuchać, bo chociaż prawda, to mi nie pasuje.
      Chyba jedyna prawda to jest to, co w środku mnie, pod całym galimatiasem emocji, uczuć, projekcji, życzeń, kłamstw jakie świat mi serwuje i jakie sama sobie wymyślam.
      Czasem tam docieram i wszystko staje się jasne. Ale nie ma to tamto, projekt ABzikowa musi trwać aż do zakończenia.
      Więc jedyne co wydaje mi się ważne, to być szczerym ze sobą, najlepiej jak się da :)

      Usuń
  6. Prześliczne, motywujące obrazki, pozwoliłam sobie też wybrać kilka bo idealnie się wpisują w moje obecne dylematy i upewniły mnie, że dwie staruszki nie muszą być tylko upierdliwe, może i starość też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, trochę ci się wstrzeliłam w temat ;) W internecie jest tego dużo. Wiesz Krystyno, w rodzinie różnie się układa, z siostrami nie tylko sielanka, ale i czasem ostre szczepy idą. Ale odrobina dobrej woli, sprytu i odpuszczenia może wydać super owoce ;)

      Usuń
  7. Jak bzikować - to najlepiej we dwoje. wtedy i deprecha ma pod górkę.
    przytulanie w lutym to przedsionek raju - gratuluję. i życzę możliwie najwięcej powodów do uśmiechu. a nawet uśmiechu bez powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę ci powiedzieć, że tak. Bardzo. W lutym ciepło kochanej osoby jest jak balsam na duszę. Normalnie też, ale w lutym najbardziej...

      Usuń
  8. Starość to starość i tyle. Trzeba ją przeżyć tak samo, jak dzieciństwo, młodość i wiek średni. Ma swoje plusy, ma i minusy. I my z mężem przymierzamy się do niej. On usiłuje czasem grać na zwłokę i mówi, że to jeszcze daleko. Ma lepsze geny. Jego matka (90 lat) żyje samodzielnie i rozumnie. W mojej rodzinie tak długo się nie żyje, bo przecież tak nie wypada i trzeba ustąpić miejsca młodym:)
    W chwilach zwątpienia oglądam ponownie film „Pora umierać” i znowu wszystko jest ok, bo trzeba żyć i umierać z klasą.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam filmu, ale poszukam i obejrzę. Moja mama na młodych mówi: spychacze, ale sama mam 76 lat i nie daje się zepchnąć :)
      Podejrzewam, że klasa dla ciebie może znaczyć coś innego niż dla mnie, ale w sumie pewnie chodzi o to samo. O swoją drogę, o to co daje nam komfort i spokój. Ja widzę to w poczuciu humoru, dystansie i zgodzie na to, co jest.
      Stan ten bywa, ale nie zawsze ;) Pewnie trochę oszukuję, jak twój mąż, ale w sumie to też pomaga :DDD

      Usuń
  9. Qrcze, mła się właśnie wypisała u się co myśli na temat nadużywania słowa depresja i jak to wpływa na ludzi, którzy naprawdę majo problem z nadprogramowym smutkiem. wiesz Bziczku o co kaman, o tę depresję w roli globusa Emilii Korczyńskiej. A Ty tu o prawdziwych smutkach i lękach egzystencjalnych. Czym by Cię tu mła mogła pocieszyć w kwestii starości? Może takim zdankiem z japońskiego anime, to się nazywało "Ruchomy Zamek Hauru" - "W starości najlepsze jest to że człowiek już nic nie musi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie musi...
      Faktem jest, że ja już od kilku porządnych lat wyłączam u siebie rożne "muszę". Między innymi one własnie doprowadziły mnie do klinczu między tym jak potrzebuję żyć, a tym jak wyobrażam sobie, że chcę. Taki klincz powoduje złość. Zawsze tak jest, kiedy mówisz "tak", a czujesz "nie". Nawet psychologia już to ogarnęła i mówi się o tym, że depresja to wyparta złość i agresja. A jak wyparta, to atakuje posiadacza.
      I tak, pozwoliłam sobie odpuścić mnóstwo rzeczy i idę dalej w tym temacie :) bo ciągle coś znajduję :)
      Taba, mówię o tym, bo nikt nie jest wolny od takich myśli, a wiem, że wypowiedzenie swoich lęków pozwala się z nimi uporać. Na różne sposoby, czasem są to dobre słowa od innych, dziękuję :)*

      Usuń
  10. Ja taka zatrzymana w jednym miejscu się czułam po odejściu Amberka, ale udało mi się ruszyć naprzód i od tamtej pory mimo dołków jakoś idzie się dalej i walczy w tym Psychiatryku.
    Ale znam niestety osobę, która w takim zatrzymaniu siedzi i w dodatku z nałogiem i nazywa to depresja, choć jak dla mnie bez porządnej terapii i przestania skakania bo się diagnoza nie podoba nie będzie z tego nic. Ale mam nadzieję, że dotrze kiedyś. Ja sama die odcięłam, bo nie chce by miała jakikolwiek wpływ na moje życie. Jest rodzina, ok, jest obok mieszka żyje, ale nie daje się wciągnąć w żadne manipulacje. Już wystarczy, że moja rodzicielkę wciągnęła w swój toksyczny świat i wg Motylowrj ma ona objawy współuzależnienia. Ale nie dociera nic. Beton więc żyjemy sobie w swojej Kociej Wiewiórczej Rodzince i nie dajemy się wessać w nic
    A Twój blog uwielbiam i nie raz wzruszam się i płakałam. Niech tu zawsze będzie taki Azyl ❤️❤️‍🩹🥀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam twoją rozpacz po Amberku. Ja wtedy jeszcze nie pisałam, ale łaziłam po blogach po cichu...Faktycznie było źle. Jednak teraz jest zupełnie inaczej, patrz Wiewiórko ile osiągnęłaś :) Moje najszczersze gratulacje.
      Masz całkowitą rację co do zostawienia tej osoby. Niech siedzi sama ze sobą. To jest trudne, zwłaszcza gdy tego kogoś się lubi, ale czasem pomoc polega na "niepomaganiu". I jest to bardzo trudne, ale dobre dla ciebie i tej osoby też. Czasem ludzie muszą na gwoździu posiedzieć by dostrzec niewygodę i coś z tym zrobić. Czasem bywa też tak, że na tym gwoździu do końca życia siedzą. I to też nie twoja broszka. Ty masz zająć się sobą i swoimi kochanymi. Co robisz i to jest bardzo dobre :)
      A twoja mama też podejmuje własne decyzje. To jej lekcja, jest dorosła.

      Usuń
    2. Oj tak jakby to było lata temu! Dopiero się raczkowało w temacie kotów i w ogóle wszystkiego!
      Ja moją mamę musiałam odciąć bo przychodziła i komentowała, a ja np nie miałam siły ogarniać garów na jej zawołanie. To była dla niej ciężka lekcja, ale odpuściła i dała spokój. Jakoś musiała przetrawić, że ma dorosłe dziecko.
      Teraz fakt, że ja jej nie uratuje - tak jak piszesz - ma własną lekcje i niech na odpracowuje, ale bez ściągania nas w jakikolwiek sposób.
      Babci szkoda, ale babci mówię, że pomoc musi sobie sama ta osoba. My nie możemy nic.

      Usuń
  11. Te starsze panie na obrazkach mówią to co napisała Taaba : "W starości najlepsze jest to że człowiek już nic nie musi".
    Natomiast czy musimy czekać na starość? Chociaż, z drugiej strony, daje to dużo nadziei, że nadejdą jeszcze dobre czasy.
    A w sprawie szurania - tu osobiście mam strach wielki- bo mój współszuracz dużo jest starszy ode mnie. Więc staram się "carpe diem" stosować, bo nie wiadomo ile tego czasu człowiek ma razem.
    Miło by było żyć bez lęków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, nie ta planeta i nie ten czas. Lęki ma każdy. Ja je staram się oswajać poprzez gadanie z nimi a nie wpychanie pod dywan. I każdy receptę musi sobie napisać sam. Nie samotnie, ale samodzielnie. To różnica :) Życie dniem jest bardzo ok. Gadanie z nimi jest ok. Bieganie z nimi jest ok. Malowanie z nimi jest ok. Uprawianie ogródka, robienie przetworów, spacery, przyjaciele, cokolwiek działa, jest Ok. Nie działa udawanie, że ich nie ma. To nie ok.

      Usuń
  12. Coż to za rozkminy starczo-egzystencjalno-emocjonalne?
    Przyjdzie czas i na starość będzie rada. Nie ma sensu myśleć na tak daleki ZAŚ. Trzeba żyć i nie jęczeć. Bo najgorsze są takie jęczydupy. Umęczą siebie , umęczą najbliższych, umęczą otoczenie...
    Mój dziadek zawsze wszystkim powtarzał: "żyj tak, aby nie być ciężarem dla innych". I jest to mądrość nad mądrościami. Super przebywa się z ludźmi, którzy nigdy nie stawiają się w roli ofiary, nawet wtedy jak coś im sim dolega. Takim ludziom chce się pomóc, chce się ich wysłuchać i wesprzeć, i ogólnie przyjemnie jest być w ich towarzystwie, bo czuje się jak emanują dobrą energią i wręcz nią częstują...
    Pola świetnie to ujęła - ruszyć doopkę z kanapy, wkręcić się w fajne towarzystwo, potem cycki w górę i do przodu ;))
    Wszystko zależy od nas - czy chcemy być leniwą , zgorzkniałą staruchą czy miłą, sympatyczną starszą panią. Proszę wybierać :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zgrzytnęłaś :DDD
      Otóż widzisz, ja poprostu nie uciekam. Kiedyś uciekałam, wypierałam, chowałam, zamazywałam takie myśli. Po co sobie głowę zawracać? Miałam mnóstwo na to rozwiązań. I nic to nie dawało, bo te wszystkie strachy związane z moim pobytem tutaj były, tylko udawałam, że nie ma. Na skraju świadomości rozbiły sobie obozowisko i miały się tam dobrze. A ja nie patrzyłam w tamtym kierunki mając pełną świadomość istnienia obozowiska, ale poudawajmy, że ich tam nie ma :) Proszę cię, za mądra jesteś :)
      Dziadek powiadasz, na oko niby fajna recepta, ale jakby tak popatrzeć z innych stron? Może kontrola, może brak zaufania do innych, może poczucie, że mu się nie należy opieka, tak sobie zmyślam, ale wiadomo jakie demony w ludziach drzemią? Zwłaszcza w obozowiskach na skraju?
      Bo, że każdy ma takie, to 100% pewności.
      Niech pierwszy rzuci brykietem, kto nigdy nie czuł się skrzywdzony :) Poza tym cycki opadły, nic tu już do przodu nie pójdzie. Mojej koleżanki babcia sama sobie szyła biustonosze, żeby jej cycki w opaśnicę nie właziły. Ja ją rozumiem ...
      Myślę, że będę a nawet już bywam leniwą, mądrą, zgorzkniałą i zabawną, sympatyczną i antypatyczną, młodą i starą staruchą. I czasem nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać, a czasem nie będę mogła się opędzić od rozmawiaczy ;)))

      Usuń
    2. Bo najtrudniej być prawdziwą, nie udawać nikogo, nie zasłaniać się niczym, nie czuć się gorszym ani lepszym, ale być po prostu takim, jakim się jest, bo ma się do tego prawo. Do tego trzeba dojrzeć. I każdy robi to po swojemu. Odpowiada mi Aniu to, że piszesz jak czujesz, bo tylko prawda jest lustrem, w które warto patrzeć,lustrem któremu się dowierza!***
      P.S.
      Między innymi dlatego tu zaglądam i lubię czytać komentarze na Twoim blogu. To jak rozmowa z samą sobą,,,:D

      Usuń
  13. Zastanawiałam się co Ci Aniu odpowiedzieć.
    Udzielanie rad jest o kant tyłka, każdy jest inny i co innego mu służy. To tak z grubsza bo temat rzeka.
    Maminka napisała "żyj tak, aby nie być ciężarem dla innych".
    Motto życiowe dobre, ale nie do końca.
    Nie można być stale wsparciem dla innych nie oczekując niczego w zamian. Szybko się do tego przyzwyczają, a kiedy nam będzie potrzebna pomoc i wsparcie uciekną gdzie pieprz rośnie. Nie będą wiedzieli jak wspomóc kogoś kto tak świetnie sobie dotąd radził. To on był wsparciem dla innych, a teraz nagle sam go potrzebuje?
    Wiem coś o tym, bo sama taka byłam wspierająca z wiecznym uśmiechem na twarzy. Ale kiedy sama potrzebowałam pomocy, to wokół mnie zrobiło się pusto. Ludzie bali się do mnie odezwać, zadzwonić, nie odbierali moich telefonów, nie odpisywali na sms-y, które bynajmniej nie były wołaniem o pomoc. Chciałam tylko porozmawiać, ale większość znajomych obawiała się, że rozmowa zejdzie na wiadomy temat, a oni tego nie chcieli. Tylko, że ja wysłuchiwałam i pocieszałam kiedy oni byli w dokładnie takiej samej sytuacji. Ich reakcja była dla mnie szokiem, nie mogłam tego zrozumieć i nadal nie rozumiem. Wytłumaczenie jednej z tych osób, że nie wiedzieli jak mi pomóc dlatego unikali kontaktów ze mną nie jest żadnym tłumaczeniem. Rozluźniłam te kontakty. Pozostał żal i dobra lekcja na przyszłość - żeby myśleć w pierwszym rzędzie o sobie, wspierać siebie i bliskie nam osoby, a inni? No cóż muszą sobie czasem poradzić sami, a jeżeli nie potrafią albo nie chcą mnie wspomóc kiedy naprawdę tego potrzebuję, to niech nauczą się najpierw wspierać siebie, może wtedy będą wiedzieli jak w razie czego wspierać innych:)
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hanka, w sumie tłumaczenie, że nie wiedzieli jak pomóc, mogło być prawdziwe. No nie wiedzieli. Może też coś tam radzili, aleś nie słuchała. Może chciałaś tylko się wygadać? Dużo tych "może" może być. Łącznie z tym, że masz nosa i do pomocy wybierałaś takie zawodowe ofiary. Dlaczegoś...
      W każdym razie dla mnie bolesnym odkryciem było, że jak poproszę o pomoc (no złamie się i poproszę) to mogę jej nie dostać. Najgorzej od najbliższych, bo i to się zdarzało. I trzeba to wziąć na klatę. Jeju, no łatwo nie jest. Bo ja zawsze z otwartym secem a tu zonk w odwrotną stronę. Czyli znam temat. I nie ma na to recepty ogólnej. W każdym razie dobrze jest wtedy odczekać i obejrzeć relacje z tymi ludźmi jeszcze raz. Uczciwie. I zdecydować, czy zostajemy, czy może papa. Czy może jakoś inaczej.
      No i jeszcze jest do rozgryzienia trójkąt dramatyczny: kat-ratownik-ofiara gdzie wszystkie trzy role sami odrywamy :)

      Usuń
    2. A, dziękuję Aniu, dałaś mi do myślenia. Niektóre Twoje uwagi i spostrzeżenia już do mnie dotarły wcześniej.
      Inne sobie przemyślę.
      Co do proszenia innych o pomoc, hah, aż się uśmiechnęłam przy czytaniu, bo mam tak jak Ty. Wiem z czego to wynika, ale ta wiedza niekoniecznie pomaga.
      Jeśli chodzi o te posądzenie o wampiryzm, o którym napisałaś, to aż zgrzytnęłam zębami. Ludzie bez przygotowania bez odpowiedniej wiedzy, zabierają się za czytanie jakże często marnych tekstów na temat wampiryzmu. Najczęściej przeczytają jeden i rzucają potem tym określeniem w ludzi jak wyzwiskiem, bezmyślnie żeby tylko dopiec.
      Co do depresji, to trudny temat, mogę tylko współczuć w końcu wiem jak się czuje człowiek kiedy złapie solidnego doła, ale tylko tyle. Czytałam, że pomocne bywa odpowiednie odżywianie bogate w witaminy z grupy B i odpowiedni poziom witaminy D w organizmie. Ale skoro borykasz się z tym problemem, to z pewnoscia już to wiesz.
      Grafiki z wesołymi starszymi paniami, no po prostu wymiatają :)
      Co do lęków dotyczacych odejścia partnera . Większośc z nas je ma, to nie jest pocieszające wiem, ale do przeżycia, bo i to wiem, niestety.
      Siły trzeba szukać w sobie, nie na zewnątrz, to też wiem i wiem, że nie jest łatwo, ale bywa osiągalne, no czasami:))
      Mam nadzieję, że może lepiej Ci już na sercu. Życie jest jak huśtawka, raz góra, raz dół, walczyć się z tym chyba nie da, lepiej się pogodzić.
      Hanka C.

      Usuń
  14. Aniu, odpowiem na komentarz Hani, bo zostałam wywołana do tablicy - mam nadzieję, że mnie nie zabijesz 😉😂😂
    Haniu, przepraszam za to co napiszę, ale wydaje mi się, że nic nie zrozumiałaś z tego co napisałam.
    Po po 1. nie da się wszystkim pomóc i każdego wesprzeć! A pomocnicy stawiają się w roli zbawców świata, głównie dlatego, żeby zaspokoić własne ego. Potem są zdziwieni odpowiedzią na ich pomoc .
    Ludziom wcale nie trzeba aż tak pomagać, bo każdy ma swoją siłę życiową i w ten czy inny sposób zawsze sobie poradzi. Poza tym jest wiele instytucji rządowych czy samorządowych, które mają w obowiązku udzielanie pomocy .
    Po 2. być miłym , a emanować wspaniałą, szczerą i bezinteresowną energią, to dwie diametralnie różne sprawy.
    Po 3. jakie mamy prawo obciążać ( i nie mówię tu o sytuacjach ekstremalnych, np przykucie do łóżka z powodu choroby nieuleczalnej) obciążać swoimi problemami innych ludzi?
    Na końcu swojego komentarza jakby pojęłaś o co chodzi z tym pomaganiem.
    Pozdrawiam serdecznie 🖐️🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maminko, nie gniewam się i myślę, że zrozumiałam, tylko po swojemu, może nie tak jak chciałaś być zrozumiana. No to się zdarza i to często. Zresztą napisałam, że i tak, i nie. Zgadzam się z tym, że należy żyć tak by nie obciążać innych, ale trzeba też prosić ich o pomoc i nie żyć przepraszając wciąż za to, że się żyje i ma czelność obciażyć kogoś proszeniem o pomoc.
      Nie ma też nic złego w tym, że ludzie pomagają żeby zaspokoić swoje ego. Ważne, że pomagają,. A to czasem tak pogardzane ego, to bardzo ważna w gruncie rzeczy część nas samych. Bez niej nie przeżylibyśmy w tym matrixowym materialnym świecie.
      Pozdrawiam Cię Maminko. Miłego dnia:)
      Hanka C.

      Usuń
    2. No proszę was, nie ma nic cenniejszego, niż bycie sobą, jak tam wyżej Ola napisała. Ja bloga prowadzę, by pogadać :) Bo w realu jakoś mi to słabo idzie i bym się rozpękła poprostu :D
      Moje strachy przed starością, niedołężnością i samotnością nie są niczym nowym do odkrycia ogólnie. Ale dla mnie nadszedł ten czas, kiedy jakoś muszę temat ogarnąć. Wysłałam zapytanie, spłynęły odpowiedzi :)
      A jeśli chodzi o pomaganie i cały ten galimatias, przypadkiem dzisiaj Aurora umieściła film o tym. NO przypadkiem :)
      https://www.youtube.com/watch?v=BAfMyCOpwUk

      Usuń
  15. Jak zwykle ciekawie, intrygująco, do przemyślenia.

    1. A ja lubię luty, w lutym wyraźnie widać, że dni są już dłuższe. Poza tym moje dzieci mają urodziny w lutym, oboje. :D

    2. Z tymi robotami to jest istny cyrk. Robiłam niedawno odprawę online. Jak wiele razy przedtem, dziesiątki tych odpraw już zrobiłam. A tu zonk
    - wyskoczyła mi na ekranie informacja: wykryliśmy (ciekawe kto to jest to MY) podejrzane działanie. Udowodnij, że nie nie jesteś robotem. Wysłaliśmy (znowu to MY) na twój adres mailowy kod (skąd oni znają mój adres) , wpisz go. No to wpisuję i nic. Kompletnie NIC. Ze trzy razy powtórzyła się ta sytuacja. W końcu zalogowałam się jakoś inaczej i wszystko się udało. Ale to jest jakaś paranoja, żebym ja, człowiek, musiała udowadniać komputerowi, że nie jestem robotem. ;)

    3. Ja uważam tak, pomagajmy, ale pomagajmy, bo chcemy a nie dlatego, że oczekujemy czegoś w zamian.

    4. No i ta PRAWDA - temat rzeeeka. Ogromna jak Amazonka.
    Ostatnio czytam Konwickiego i on ciekawie napisał o prawdzie. Że jak byśmy się nie starali jej ukryć, nie zauważać, osładzać i upiększać, ona jest jak Hydra. Odetniesz jej głowę i zaraz na jej miejsce wyrasta następna. Prawda ZAWSZE gdzieś tam wytknie swój brzydki łeb, w najmniej oczekiwanym momencie.
    Więc nie udajmy, bądźmy prawdziwi.
    Jestem aktualnie w Anglii - przebiśniegi kwitną już od ponad tygodnia. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja codziennie stro walczę by nie dać się złapać depresji w jej szpony. Czasem już jest tak blisko... tak boisko. Pokusa żeby się poddać ogromna. Na terapię się zapisałam , muszę dłużej poczekac na termin. Rok czekania. Koszmar.

    Obrazki świetne :)

    Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rok czekania?Gdzie ty mieszkasz?
      Moja czytelniczka w Siedlcach czekała półtora miesiąca. Może poszukaj jeszcze. Poza tym są rzeczy inne: warsztaty pracy z ciałem, neuroświadomość, ćwiczenia feldenkraisa, co tam komu pasuje. Można coś sobie znaleźć nawet jeśli czeka się na terapię. Najważniejszy pierwszy krok :)

      Usuń