Obserwatorzy

środa, 25 lipca 2018

Martwe Zło Wszechświecie...


Młoda dziewczyna, wielkooka, z jasnymi włosami stoi przy drzwiach od piwnicy. Skulona, z uchem przyłożonym do drzwi nasłuchuje...W oczach błyszczy napięcie, usta lekko rozchylone, oddycha przez nie niesłyszalnie, cała skoncentrowana na odgłosach zza drzwi...Tam na dole coś szeleści, skrobie, czasem na granicy słyszalności poniesie się jęk...Tam na dole...

Siedząc w kinie, bądź w fotelu przed telewizorem widz myśli: nie schodź tam, nie schodź...czemu w każdym horrorze bohaterka jednak złazi? Przecież wiadomo jak to się skończy! Nie złaź!!!!

A ona jednak zawsze schodzi, powolutku budując napięcie, schodek po schodku, z gasnącą obowiązkowo latarką...Kiedy coś dotyka jej policzka krzyczy, odwraca się gwałtownie, w blasku migającej latarki widzi, że to tylko pajęczyna...ulga. Schodzi niżej...latarka gaśnie, coś przeczołguje się na krańcach pola widzenia, szybko, wężowym ruchem...

 Mogę tak długo, sporo horrorów obejrzałam i przeczytałam. Zajrzałam w mroczne czeluści ludzkiego umysłu, który potrafi wyprodukować przeraźliwie straszne rzeczy. Naprawdę straszne. W sposób oczywisty i nieoczywisty. Mistrz Stephen King pozostanie moim Mistrzem Strachu na zawsze.
W bibliotece półka z horrorami jest dobrze zaopatrzona. Stoją na niej stare, zaczytane prawie na śmierć, wydania jeszcze z lat 70 i 80, ale dostawiam sporo nowych, polskich, czego kiedyś nie było. Amerykanie przodowali w straszeniu, teraz już nie mają na to monopolu.
W oddziale dla dzieci też jest sporo straszydełek. Dzieci lubią się bać, troszkę...Szkoła przy cmentarzu, Gęsia skórka, seria o Wampirku, nieśmiertelni Grimmowie w różnych odsłonach.
Lubimy. Od czasu do czasu w wygodnym fotelu, z kotem na kolanach, w łagodnym blasku lampy, albo w zapełnionym ludźmi kinie, obok pana mlaszczącego nachosy (koniecznie z sosem serowym).

Pierwsze co się dowiadujesz, wchodząc w świat ezoteryczny i duchowy, to to, że przeszłość jest martwa. MARTWA. PRZESZŁOŚĆ.
Anthony de Mello w słynnym Przebudzeniu pisze: z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że jest zła, ale dlatego, że jest martwa.
Bardzo chwytliwe, prawda? No trudno się przyczepić. Nie ma co z tym dyskutować. Piękne. Oczywiste.
A ty właśnie szukasz. Szukasz spokoju po potwornej burzy, szukasz ukojenia, szukasz życia w którym będzie ci lżej, nie będzie lęku, nie będzie złości, nie będzie tych wszystkich brzydkich uczuć.
I czytasz z wypiekami na policzkach, że trzeba żyć tu i teraz, że przeszłość już była i nie istnieje, że trzeba tworzyć w teraźniejszości przestrzeń miłości dla ludzi i siebie, wybaczyć, uwolnić lekkość, obfitość, różowy kolor. I spotykasz ludzi pięknych, zharmonizowanych, medytujących, oddychających, na dietach wegetariańskich, pełnych miłości do siebie i innych, żyjących w obfitości wszystkiego, ciała, kasy i piękna. Łaaa....Ludzi, którzy pracują z energią, ludzi, którzy  pomagają innym, którzy podnoszą świadomość, rozwijają się, odrzucają ego...no czyste kule światła i miłości...I pławisz się w tym światku, bo taki piękny, tęczowy, lekki....Jednorożce, anioły, tęcze i słoneczka...odrobina tylko pracy i będziesz to miała...TEN STAN.

Ale nagle, coś w piwnicy zaszura....I myślisz sobie: ja nie jestem taka głupia jak ta lalunia z filmu. Ja tam nie schodzę...Bo jestem mądrzejsza i właśnie lecę sobie na różowym obłoku i afirmuję przestrzeń lekkości.
Spotkałam takich ludzi. Troszku się nawet zachłysnęłam takim lekkim światem. Bo on taki fajny.
I pan de Mello taki mądry :-)
I ta pułapka taka puchata, miękka, pachnąca...No nic tylko dać się złapać:-)
Chwilę trwało otwieranie oczu zalepionych watą cukrową. Ale wiadomo, wszystko potrzebne. Nigdy w takiej przestrzeni nie byłam. Nigdy nie latałam na jednorożcach. Lekkość i obfitość nie istniały w moim świecie. Raczej spodziewałam się Hiszpańskiej Inkwizycji niż lizaka. Choć podobno jej się nikt nie spodziewa...a ja jednak tak.

Wczoraj miałam dziwny dzień. Przyszło kilka osób do biblioteki. Takich co lubią pogadać. Pewnie dlatego, że lubię słuchać :-)
I pewnie dlatego, że jak dużo mówimy, to nie słyszymy siebie. Paradoks, ale tak jest. I czasem, kiedy nas coś ciśnie i dusi a nie chcemy tego widzieć, to zagadujemy na śmierć problem. I już. Nie ma.
Tak wyrzucamy z siebie...
Pani Obolała skarży się na stawy, kręgosłup, kolana...Mówi, że musi sobie pomóc. Musi, bo to już ostatni dzwonek, czuje, że jak nie teraz to już nigdy. Bo mama jest egoistką, bo maż niedobry, bo życie brzydkie, a ona nie chce wracać do tego co było, chce zapomnieć. Już 50 lat zapomina. Martwa przeszłość.
Młoda, szybka mama, mówi trzy zdania na jednym oddechu...nie wiedziałam, że się tak da nawet. Córka bardzo nerwowa. Na moje pytanie, czy była z nią u psychologa odpowiada, że była. Psycholog powiedziała, że ona po prostu taka jest. Na moje niedowierzanie, lekko się łamie i mówi: bo ja taka nerwowa jestem, to pewnie dlatego. No tak, a czemu mama nerwowa? Martwa przeszłość.
Chłopak poważny, z dystansem, nieufny...opowiada mi o jasnowidzu, który oczyszcza domy i ludzi ze złych energii, walczy ze złem. Cały czas ten jasnowidz choruje od walki z tymi bytami, ale się nie poddaje. Fascynacja w oczach jednak sympatycznego, młodego człowieka. Fascynacja strachem i walką z nim. Martwa przeszłość.
Szczuplutka, wyprostowana jak patyczek czterdziestolatka. Dzielnie walcząca z parkinsonem. Z oburzeniem opowiada o tym, jak bardzo rozczarowują ją niektórzy księża. A to przecież służba ludziom, od takich oczekuje się więcej, jak coś im nie wyjdzie to u nich wina jest podwójna, bo mają ogromny wpływ na ludzi. Ona sama stara się żyć z Bogiem, służyć ludziom, być dobrą, choć to trudne, wie, że prawie niemożliwe, bo grzech czyha. Oni też powinni, bardziej nawet. Wysokie standardy. Wysokie poprzeczki. Trudno przeskoczyć, zwłaszcza, że parkinson usztywnił wszystkie mięśnie. Zamienił w posążek. Zatrzymanie. Martwa przeszłość.
Dziwny dzień, dziwne rozmowy...

Co mi chcesz powiedzieć Wszechświecie?

Czasem nie widać tego co mamy pod nosem.
Bo Martwe Zło, nie jest martwe.
Kochany, przemądrzały panie de Mello ;-)
Nasza przeszłość jest osnową na której tkamy naszą teraźniejszość i przyszłość. Wszystko to istnieje na raz. I co dzień wybieramy, wybieramy emocję do odpowiedniej reakcji na to co następuje. A nasz wybór opieramy na bazie doświadczeń z przeszłości. Co dzień, co chwila, co sekunda.
I generalnie chodzi o to, by choć trochę być tego świadomym, a nie lecieć na automatycznym pilocie.
Uczyń nieświadome świadomym. Pod tym się podpiszę.
Cały myk polega na tym, żeby ogarnąć, że jest jakieś NIEŚWIADOME.
I, że lata z nami na jednorożcu, i wpitala watę cukrową, i sabotuje naszą różową przestrzeń obfitości, dlatego nam się nie materializuje dobrobyt :-)
Bo Martwe Zło, nie jest ani martwe, ani nie jest złem...choć straszne rzeczy tam się przydarzyły być może. TERAZ to jest SZANSA.
Czasem jak zleziesz do piwnicy, pół już żywa ze strachu, oblana zimnym potem, szczękająca zębami, widząc w wyobraźni jak za nogę łapie cię kościotrup i wciąga do piekła, to okaże się, że to tylko myszy...:-)
Miłej Środy Wszechświecie, cyrkówka Prowincjonalna Bibliotekarka, treserka jednorożców!


4 komentarze:

  1. Ech, ciężki temat. Ale zgadzam się z tym, że od przeszłości nie da się uciec, bo ona jest częścią składową nas samych, ale można ją traktować tak jak być powinna, jako właśnie PRZESZŁOŚĆ czyli coś co już było. Będzie mieć wpływ bo zostawia dobre ślady i złe blizny, czasami szpecące, ale jakby się człowiek przejmował taka blizną za bardzo to straciłby całą radość teraźniejszego życia. No i wielu tak ma. Ostatnio otacza mnie wiele nieszczęść u moich przyjaciół. Wszechświat koniecznie chce mi coś ważnego przekazać ale nie umiem odczytać tych znaków. Nawet w naturze widzę zastanawiające znaki.
    Obserwuję, próbuję odczytać, żyję chwilą obecną z wiarą w dobra przyszłość. I też byłam na terapii grupowej - powalające doświadczenie, wzbogaca życie i świadomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie. Przeszłość już przeszła. Ale i tak co raz robimy wyprawy poprzez czas. A wiesz, że Majowie uważali, że czas nie jest liniowy? Że linie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości biegną równolegle? I można po nich skakać? Zafascynowało mnie to. I jeszcze uważali, że można kształtować każdą linię. Nawet przeszłość. Ja po latach sięgnęłam po pamiętniki z LO i podstawówki. Ze zdumieniem odkryłam, że mnóstwo rzeczy było inaczej niż zapamiętałam. To jak było? Więc te moje blizny to one takie bardzo wrośnięte we mnie? Może nie jednak. Nie wiem, procesuję.
      A terapia grupowa to sama wiesz, jak elektrowstrząsy. Raz po raz :-) Kiedyś widziałam taki zabieg, ale pan był w narkozie. A mnie tak bez narkozy :-)
      Ja cię rozumiem z tym gadaniem Wszechświata. On jakoś tak czasem na około tłumaczy. Ja mu wtedy mówię, że nie kumata, poproszę jaśniej, tylko bez kopniaków. I pomaga, tylko czasem poczekać trzeba.

      Usuń
  2. Mądrze piszesz, Prowincjonalna Bibliotekarko. I przenikliwie. Byłaś w tej piwnicy nie raz. Nadal bywasz. Ta piwnica jest po coś. Nie jest martwym złem, ale najgłebszym wejrzeniem w siebie. Przeszłosć miałaby nie istnieć? Przecież jest nami. Sumą doswiadczeń dobrych i złych. Podrecznikiem zawsze gotowym by dać odpowiedź na to, co jest. Tak, czasem strach ten podręcznik otworzyć, zwłąszcza gdy spodziewamy sie odpowiedzi.Bo chciałoby sie jednak troche tych jednorożców i wat cukrowych a ich w tych mrokach niewiele, albo i wcale nie ma.
    Kraina idealna nie istnieje. Musi być w niej wszystko - dobro i złow. Przeszłosć i teraźniejszośc. Wszelka eliminacja jakiegoś z niej elementu sprawia, że jest sztuczna, że pęka jak bańka mydlana przy byle podmuchu...
    A propos horrorów, to też kiedyś uwielbiałam ten gatunek literacki i filmowy. Teraz juz mi prawie przeszło. Przeżywanie strachu wobec rzeczy wymyślonych przez kogoś w literaturze czy filmie jakos człowieka oczyszcza, pozwala wyładowac emocje, które w realnym ściecie ściska w sobie, zaprzecza im. A człowiek gdzieś te emocje wyłądować musi. Otworzyć się żeby nie pęknąć. Rozmowy, zwierzenia, dzielenie sie swoimi zmartwieniami, przemyśleniami. To ważne. I spotkanie kogos, kto chce wysłuchać, wczucsiezrozumieć, przez chwile być blisko i przez to uczynić mniej strasznym tego kościotrupa z piwnicy.Do tego służą nam też blogi. Dobrze, że są...Dobrze, że pewna Prowincjonalna Bibliotekarka pisze tak, jakby wyjmowała z człowieka jego myśli świadome i nieświadome.
    Uściski serdeczne ślę Ci o poranku, Aniu!:-)*

    OdpowiedzUsuń
  3. Po to właśnie są blogi :-) Aby się spotkać, pogadać i oswoić kościotrupa :-) Horrory mają swoją funkcję w naszym życiu, tak jak napisałaś. Harlequiny też. Sporo moich czytelniczek czyta namiętnie te książki o kobietach muzułmańskich, takie serie Pisane przez życie, same nieszczęścia. A one czytają. Potrzebują przeżyć swoje emocje, ale nie chcą widzieć, że to ich dotyczy. Łatwiej gdy to można przeżyć tak trochę obok, u kogoś innego. Eh..tak kombinujemy pod górkę. Piwnicę zwiedzam, w studni siedziałam...to wiesz, jest o czym pisać :-) I okazuje się, że wielu ludzi tak samo jak ja zagląda do piwnic i myszy gania. Nie wiem, czy to moje pokolenie do tego dorosło, czy jak? Choć na terapii grupowej ja byłam najstarsza, przekrój wiekowy był tam mocno rozstrzelony. Najmłodsza była studentka pierwszego roku. I wiesz co Ola, fajne są te jednorożce jednak. Fajne, wcale nie neguję. Najpierw tylko trza piwnicę ogarnąć. O czym ludziska czasem tak sprytnie zapominają. I ja cię ściskam mocno popołudniowo :-)

    OdpowiedzUsuń