Obserwatorzy

niedziela, 30 września 2018

Jeszcze ciemniejsza dolina Wszechświecie.



Wszechświecie, tak se pomyślałam....
Skoro już jesiennie i depresyjnie pojechałam, jakoś górami i dolinami depresji, mimo złotej jesieni....
To może jeszcze popiłuję temat.
Musiałam sprawdzić słowo popiłuję, bo mi ciągle na czerwono podkreśla....Ale pisze się razem ;-)

Bo tak.
Kupę rzeczy można napisać na temat depresji, jak się chory czuje, czemu tak, a nie inaczej, skąd to się bierze, jak sobie radzić, gdzie szukać wyjścia, jakie terapie...temat rzeka.

A rodzina????
A bliscy????
A kochający bliscy co gorsza?
Bo o niekochających bliskich to nawet nie ma co pisać.

Kochający mają przechlapane. Totalnie i na grząsko przechlapane.

Żyją sobie z ukochaną osobą. Szczęśliwi tak jak wszyscy, bardziej, mniej, życie płynie.
Powolutku jednak pojawią się jakieś zgrzyty, coś się zmienia, mniej uśmiechu, mniej zadowolenia, poczucie niewygody. Komunikacja niby jest, ale coś nie gra. Ta druga osoba odsuwa się, znika, szarzeje. Jakiś kamyk w bucie.
Pytają, ale słyszą, że wszystko dobrze. Obserwują, widzą, że jednak nie.
I trafiają na mur. Mur zaprzeczenia, mur sztucznego uśmiechu, mur sztucznego entuzjazmu.
Mur pod tytułem: WSZYSTKO JEST OK.
Niektórych cegieł w murze brakuje, czasem wyleje się:
- źle się czuję, zostaw mnie...
- przestań mnie ciągle krytykować...
- nie mam siły, czemu wszyscy ode mnie coś chcecie...
- nie rozumiecie mnie...
- nie mogę na was liczyć...

Kicha, co nie?
Walą w ten mur głową, młotkiem, młotem pneumatycznym...NIC.
Czują się przy tym nieszczęśliwsi coraz bardziej, nierozumiejący coraz bardziej, często obwiniający się coraz bardziej...Bo kochają. A czują się coraz mniej kochani. I winią za to siebie często.
Kiedy docierają do diagnozy: DEPRESJA...no cóż.
I fajnie, i nie.
Fajnie, bo wdraża się jakaś ścieżka pomocowa, niefajnie, bo można sobie pomyśleć: czemu ja nie zauważyłam/łem wcześniej? Przecież teraz widzę jak na dłoni.
I pewnie kupa innych uczuć...

W internecie jak wpiszesz: depresja, rodzina, pomoc...To wyskoczy multum wyników.
I czytamy:
- ogromna rola rodziny
- to właśnie rodzina może pomóc
- rodzina powinna wiedzieć
- takich zwrotów do chorego nie używaj
- takich używaj
- wspieraj, bądź blisko, cierpliwość, empatia, motywacja....

Trafiam na takie perełki:
- rodzina i bliscy nie zawsze potrafią stanąć na wysokości zadania i pomóc osobie chorej na depresję:  pięknie, nie uniosła rodzina. Nie zdali egzaminu.
- aby pomóc choremu trzeba z nim być, by nie czuł się samotny: chory na depresję czuje się samotny zawsze. Wszędzie, w tłumie najbliższych mu osób też. To jeden z objawów tego stanu. Rodzino, przegrywasz na starcie.
- słuchanie i zrozumienie: kochana rodzino, tu też polegniesz, bo nie rozumiesz. Słuchasz i nie rozumiesz, bo tzw. chory sam pojęcia nie ma o co mu chodzi. Wie, że jest nieszczęśliwy i źle się czuje. I może o tym gadać, bądź milczeć całe miesiące. W kółko.
- nie krzyczeć, nie obwiniać, nie kłócić się: Anioły chodzą po ziemi, spotkałam sama, ale rodzina depresyjniaka, to zazwyczaj jednak ludzie. Zwyczajni. Z własnym bagażem doświadczeń. Z własnymi emocjami. I potrzebami. I czują się nieszczęśliwi, zdezorientowani. Czasem wybuchną. I co? Porażka. Nie sprostali.

To niby dobre rady, ale tak na prawdę...
Tak naprawdę, rodzina nic nie może.
Znaczy może, ale nie.... :-)

Bo tak: depresja to nie choroba, jak napisałam w poprzednim poście, to stan umysłu, stan duszy.
Stan życia niezgodnie z sobą.
Stan niezrozumienia siebie.
To bardzo indywidualny stan dla każdego. Medycyna ogólnie przyjęta sklasyfikowała multum rodzajów depresji, zaburzeń depresyjnych i innych cudów. I jeszcze nie skończyła :-)
Ma jednak ten stan jedną cechę wspólną dla wszystkich.

JA.

Samotny JA. Oddzielony do wszystkich. Tylko JA.
Za grubym murem.
Możecie pęknąć starając się przebić za ten mur, by dotrzeć do ukochanej osoby.
Nie uda się.
Bo ten mur można rozbić tylko od środka.
Nie ma innej drogi.

Więc spokojnie rodzino. Nie masz takiej mocy sprawczej jaką nadają ci psychologowie.
Zdjęcie Robina Wiliamsa nie jest tu przypadkiem. Idealnie obrazuje stan bycia w depresji. Niby wszystko ok, niby się bawimy, niby jest wesoło, ale to wszystko gra.
Za szybą.
Robin zdecydował się odejść. I to też, wierzcie mi, była jego osobista decyzja, na którą nikt nie mógł nic poradzić. Tylko on sam mógł zdecydować: walczę z tym albo uciekam.
Wybrał.

Więc co może rodzina? Nic.

Ale ponieważ ten świat jest wielowątkowy, to rodzina oprócz NIC może, przynajmniej według mnie, BYĆ z depresyjniakiem.
Kochać.
Cierpieć, walczyć, szukać pomocy, starać się zrozumieć co się dzieje. Płakać, złościć się, krzyczeć, przytulać, całować, wspierać. Tłumaczyć, grozić, szantażować. Namawiać, pomagać i jeszcze raz przytulać.
Albo się poddać, albo nie. Albo się pogodzić, albo nie. Być albo odejść.
Mnóstwo opcji jednak.
I czekać...
Bo decyzja wyjścia zza muru, musi zaistnieć za murem.
I to jest żelazna zasada.

Najtrudniejsza opcja.
Być i pozwolić by ta druga osoba, cierpiąca, była cierpiąca tak długo, jak długo tego potrzebuje.

A potem Wszechświecie...wcale nie jest łatwiej :-)

Pozdrawiam Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka z młotem pneumatycznym :-)






27 komentarzy:

  1. Napisałaś Aniu "Samotny Ja", " Szkło". Pamiętam, że miałam uczucie jakbym była przykryta szklaną bańką oddzielającą mnie od ludzi i świata. Widzę ich, słyszę, ale oni mnie nie. Tłukłam rękoma o to szkło, wołałam o pomoc, a nikt mnie nie słyszał. Jakby mnie nie było. Straszne uczucie. Ptrafiłam godzinami leżeć bez ruchu, cokolwiek robiłam, robiłam to z musu. Miałam małe dziecko i to miłość do dziecka trzymała mnie w ryzach. Byłam potrzebna, bez mojej opieki ono by sobie nie poradziło. Często zdarzało mi się tracić przytomność. Lekarze nic nie znaleźli, depresji także:-)
    Co mi pomogło? Hm...napewno odejście człowieka, który miał być bliski, ale nie był. Kiedy odszedł jeszcze nie wiedziałam, że mam depresję. Dowiedziałam się później, o ironio, jak z niej wyszłam.
    On odszedł, a ja zaczęłam wydobywać się z jakichś ciemnych odmętów. Pojawiła się radość, że jest słońce, że czuję zapachy, widzę kolory, że już się nie boję, bo nie ma kontrolera, bo nie ma pogardy...
    Wiele lat później pojawiła się radość z tego, że żyję. Oczywiście jak to w życiu bywa różnie, raz radośnie, a raz dostaję tęgiego kopa, ale nie ma już szklanej bańki. Jestem w życiu, a nie poza nim:-)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, ja też miałam wrażenie bycia w jakiejś bańce. Okropny stan Marytko. A ile trzeba siły by w nim przeżyć. W tym stanie myślimy, że nie mamy siły. Mamy, tylko cała idzie na utrzymanie się przy życiu. Ale kiedy pojawia się okazja, tak jak u ciebie, my tą siłę przekierowujemy na pęd do życia. Choć na początku to raczej ślimak by nas prześcignął :-) Ale jednak, to my sami uzdrawiamy się. I też zobaczyłam kolory i światło. Dużo nas takich :-) Siłaczy :-)

      Usuń
  2. Właśnie wczoraj oglądałam jedna z moich ulubionych komedii z Robinem Williamsem. Chichotałam i ocierałam łzy ze śmiechu. Totalne oderwanie od wszystkiego, co martwi. Cudny, ale rzadki u mnie stan.I po raz kolejny uświadomiłąm sobie, że osoby z depresja często nie są nawet o tę depresję podejrzewane.Jim Carrey, np. Też komik a w duszy rozpacz. Moze wykonywanie zawodu aktora może byc jakimś rodzajem terapii na tę duchową rozpacz, na to bolesne wyobcowanie? Jednak jak widać, po obu wspomnianych panach, nie bardzo skuteczna ta terapia.
    Każdy z dotkniętych depresją, niekoniecznie teraz, ale też w przeszłosci nosi ją w sobie chyba już zawsze. Jak niewyjmowalny cierń. W końcu akceptuje ten cierń, jako część siebie, ale nie wie, kiedy ten cierń znowu rozkrwawi mu duszę, kiedy znowu strąci na samo dno studni. Bo, niestety, takie zagrożenie jest stale.
    Tak, masz racje - rodzina nic nie może. Tylko być obok i kochać. Nie przekonywać, nie obrażać sie, nie odwracać, nie zmuszać do niczego, tylko być. Samo to bycie jest trudne, bo słowa i uczucia jak kulą w płot, bo ta osoba, jak napisałaś, przebywa za szybą.Ale to dla przecież tej rodziny ten człowiek żyje, to dla nich próbuje nie poddać sie totalnemu zniechęceniu. To ta rodzina daje mu właśnie promień nadziei...
    Pozdrowienia serdeczne slę Ci Aniu w ten chłodny poranek październikowy!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię obu aktorów. Na Głupim i Głupszym śmiałam się jak dzika, a to naprawdę głupi film :-) Depresyjniacy tęsknią za śmiechem, wiedzą jak jest cenny. Masz rację, może to też terapia. Ale nie wiesz chyba, że Jim Carey dał radę. Nie spodziewałam się spotkać go na mojej ścieżce, ale spotkałam. Poszedł w stronę samoświadomości, rozwoju, duchowości. Przepięknie maluje i inspiruje innych. Mnie też :-) Tak, depresja rzuca cień, czasem kusi, by uciec od kłopotów w ten stan. Trzeba być czujnym. I zaakceptować w sobie tę skłonność. I nie dokuczać sobie. Każdy radzi sobie po swojemu. Ja staram się żyć według maksymy: cokolwiek działa :-) Kochający ludzie są promykiem nadziei :-) I jest ich dużo. Ja nadal jestem pełna optymizmu Olu. Ludzkość powoli pełznie w górę :-) Uściski ślę z zimnego Podlasia :-)

      Usuń
    2. Rzeczywiście nie wiedziałam, że Jimowi Carreyowi udało się w końcu wyjść z dołka, i że robi tak wspaniałe rzeczy. To wzruszajaca i krzepiąca wiadomość. Oby mu tak zostało. Oby nic już go tam nigdy z powrotem nie wtrąciło, bo powroty do tej studni bywają gorsze niż pierwsze upadki w ciemność.
      Mówisz, że ludzkośc pełznie w górę? Bardzo bym tego chciała. Jest wiele promyków, których można sie przytrzymać - trzeba je tylko zobaczyć i uwierzyc w ich moc.
      Uściski gorące ślę Ci Aniu z chłopdnego Podkarpacia!:-)*

      Usuń
  3. Dokładnie tak, on musi sam... Każdy z nas musi sam... I nie ma innego wyjścia, jak pozwolić temu człowiekowi być za tym murem, bo na siłę go nie wyciągniemy. On musi sam. Nikt za niego nie wciśnie tego włącznika, głęboko ukrytego w nim samym. Można tłumaczyć, rozmawiać, wbijać do głowy i nie osiągnie to żadnego skutku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie. I najtrudniejsza opcja: być i pozwolić, jest najbardziej trudna do zaakceptowania. Bo wszyscy chcemy, żeby było tak jak było. Mój Mąż mi kiedyś powiedział, jak już się ogarnęłam: wiesz, czasem tęsknię za tamtą tobą, byłaś taka przewidywalna, tak swojska :-) Nauczył się żyć ze mną i depresją :-) W samoobronie :-)

      Usuń
    2. Mam podobne przemyślenia, bo sama szłam tą drogą i sama o tym piszę. Starałam się też czasem wyciągnąć kogoś zza tego muru. Wydawało mi się do niedawna, że wiem przecież jak to jest, bo tam byłam, ale tu nastąpiła niespodzianka. Nagle się okazało, że ja też już nie rozumiem nic, że przeszłam na drugą stronę, na stronę wroga. Nie kumam czaczy i bredzę jakieś niezrozumiałe głupoty. Nie mogłam już trafić. I zrozumiałam.... Że nie mogę pomóc komuś, żeby coś odeszło, żeby on coś puścił, bo do tego potrzebna jest świadomość, tego wszystkiego co w nim jest i jeszcze to zaakceptować. A niektórzy nie akceptują, nie widzą muru. A jak widzą, to uważają, że inni go postawili, nie on sam. A przecież ten mur to są jego własne schematy i mechanizmy obronne. Widzą spisek świata. Wszyscy są przeciwko, nikt nie rozumie a oni pokrzywdzeni. Dokładnie tak, jak ktoś tu pisał. A niektórzy jawnie nie chcą zmian. Czasem nie ma sensu przekonywać. I ta moja bezradność, którą muszę zaakceptować... Bo przecież mi zależy na ludziach, chcę dobrze. Czasem postoję pod tym murem i ze smutkiem popatrzę... Przecież jest wybór, jest wyjście... Czemu nie słuchasz?

      Usuń
    3. Skoro byłaś w depresji to wiesz. Sama jak przeczytałam u de Mello, że nie chcę być szczęśliwa, to rzuciłam książką o ścianę :-) Że co? Ja tu choruję ciężko, zmagam się z takim strasznym stanem, a ten mi mówi, że ja sama to na siebie ściągam? Ależ mnie ruszyło wtedy. Dwa lata później, zrozumiałam. A jeszcze dwa lata później, założyłam bloga :-)I moja prawda jest taka: czasem pomocą jest: nie pomagać. Podejść z miłością i zostać z boku. Pozwolić. I zadbać o siebie. Nie oczekiwać. Sama wiesz. Piekielnie trudne. Ale ścieżki i tak w końcu doprowadzą ludzi tam, gdzie powinni dojść. Każdego z nas.

      Usuń
    4. No wiem. :) Sama miałam podobne momenty. Ten mój opór mnie mocno zastanowił. Postanowiłam mu się przyjrzeć, jak radził Eckhart Tolle. I dało to efekty. Ale do tych przemyśleń, żeby wiedzieć kiedy zaprzestać pomocy doszłam stosunkowo niedawno. To całkiem świeża lekcja. Lekcja puszczania. Tak naprawdę ona będzie trwać i trwać, bo życie bez przerwy nam coś wciska. ;)I czy człowiek w depresji, czy nie, musi się nauczyć pewne rzeczy puszczać, zamiast zawracać rzekę marnym kijaszkiem. ;) Ta depresja, to nagromadzenie tego wszystkiego, co zatrzymujemy w ilościach chorobliwych. To już gnije i kiśnie. Po prostu. To zawracanie rzeki kijem, zamiast pozwolić jej płynąć.
      Uśmiechy zostawiam. Miłego dnia Aniu. Fajnie tak sobie wejść do Twojej Biblioteki i poczytać znajome treści, doświadczenia. Do usłyszenia Wszechświecie.

      Usuń
  4. Wspaniały wpis. Znam tę szybę odgradzająca mnie od świata. Fakt, że ja nie waliłam w nią, ja bezradnie się gapiłam jak zasłania mi życie. Waliłam pięścią w ścianę, bo chciałam czuć cokolwiek. Nawet jeśli miałby to być ból.
    Temat rzeka, ale wiem, że można wyjść z najciemniejszych odmętów tak by żyć, by się móc tym życiem cieszyć. Jest całe mnóstwo rodzajów depresji, moim zdaniem tyle i le ludzi na nią cierpiących bo jak wspomniałaś nie jest to choroba sama w sobie tylko efekt traum i przeżyć. Efekt wyparcia siebie i zakłamania, zaprzeczenia w sobie. Dla tego uważam, że kiedy się pojawia i zaczynamy zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak jak byśmy chcieli, bliscy nam dają do zrozumienia, to fajnie byłoby się zastanowić nad tym, czy to ok tak się poddać. Czy chcemy swoim stanem ranić ważnych nam ludzi. Czy nam na nich zależy. Bo jeśli to dobre istoty to może warto dla nich i przede wszystkim dla siebie pójść po pomoc. To nie jest łatwe, to przyznanie się do słabości. Do odmienności nadal u nas. To leki i terapia, a po uspokojeniu objawów, praca u podstaw, droga do prawdy o sobie i do siebie.
    Ale to zależy wszystko ok nas. Znam wiele osób, które na granicy świadomości uciekają w chorobę, poddają się i nie myślą o tych którym na nich zależy. Chcą by to o nich walczono, a nie dają z siebie ani okruszyny by w tj walce wesprzeć samych siebie. I żyją tak bardzo długo. Depresja się wzbogaca w żal do świata, że opuścili, że porzucili... że nie wytrzymali. Bo to byli tylko ludzie, niektórzy chcieli żyć szczęśliwie bez ciągłego poczucia winy. A nie widząc możliwości i cienia szansy poddali się, poszukali szczęścia gdzie indziej. Ja ich nie oskarżam. Chociaż chciałoby się powiedzieć, jak tak można porzucić chorego na depresję. No można, jeśli chory nie chce wyzdrowieć, nie chce walczyć to nie ten kto porzucił jest tu egoista, ale także chory któremu nie chce się nawet spróbować by poprawić relacje, dla którego jest ważne tylko to jego JA. A na przeciw może jest człowiek z lękami, z jakąś inną traumą.
    I to nie jest wydumane. Spotkałam taki osoby, dla których nie liczyło się nic, poza ich nieszczęściem i pławili się w wykrzykiwaniu że nikt ich nie rozumie, że nie będą brać leków, że psychoterapie są dla wariatów i żeby ich zostawić w spokoju. A potem wymówki, że porzuceni są, że wychodzisz, że żyjesz, kiedy oni nie żyją...
    Na szczęście jest cała masa takich którzy podejmują kroku ku walce z Panią D. Podziwiam ich.
    Bo Depresja czasami jest jak każda inna klasyczna choroba przewlekła. Dla jednych ograniczenie, które należy pokonać i żyć mimo to jak najlepiej. Dla wielu wymówka by nie żyć i manipulować. Mam znajomą która manipuluje nowotworem całe środowisko, nie złośliwym jak podejrzewam, bo prowadzi życie dalekie od zdrowego a od 20 lat na tego nowotwora i wyciąga kasę od kogo się da. A jak już ją przejrzą wszyscy to zmienia miasto. Straszne....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej zgadzam się Luna :-) Depresję można twórczo rozwinąć i zamienić na styl życia. Ssać energię innych i żyć ich kosztem. Bycie ofiarą to całkiem dobra półka do siedzenia :-) Siedziałam, to wiem. Są naprawdę fajne bonusy i promocje. Moja ulubiona to: ja jestem ofiarą, mnie skrzywdzono, należy mi się sprawiedliwość :-) I tak, skrzywdzono. Tak mam prawo do tych wszystkich uczuć. Sama wiesz, słuchałaś Szpilki. Tylko to jeden etap tej podróży, a ludzie myślą, że można na tej półce siedzieć całe życie. I siedzą. A bliscy cierpią. Więc odchodzą. I mają pełne prawo się bronić. Z drugiej strony, jeśli zostają i dają się ssać, to coś jest na rzeczy. Bo to jednak wybór. Zostać czy odejść. Wszystko ma konsekwencje. Kurkawodna, ta planeta to jednak Psychiatryk Wszechświata :-) No ta pani z nowotworem to megawampir energetyczny :-) Ale ja zawsze podziwiam u takich ludzi zaradność i jednak kreatywność :-)

      Usuń
  5. staram się ciągle, teraz też mi przypomniałaś, wysłałam smsa z uśmieszkami i dobrą wiadomością. Staram się być. tu coś podrzucić tu o coś poprosić z uśmiechem, nauczyłam mówić dziękuję za drobny zyczliwy gest zamiast, a po co? na co? ja nic nie potrzebuję? nic nie chcę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trudne Alis, ale jedno jest najważniejsze: Ty. Ty jesteś najważniejsza. Każdy sam odpowiada za swoje życie. Ty odpowiadasz za siebie. Więc słuchaj siebie dziewczyno i nie rób nic, co czujesz, że cię krzywdzi. Dbaj o siebie :-) A wtedy łatwiej dbać o innych :-)

      Usuń
  6. Aniu, pięknie napisałaś o roli rodziny. Czasem jednak to właśnie ta rodzina, ten najbliższy, ten najbardziej kochający, swoją nadopiekuńczością potrafi "zagłaskać kotka na śmierć",to właśnie on - ten członek rodziny - okazuje się być wampirem energetycznym, który wysysa życiodajne soki, zabiera energię, podcina skrzydła, osłabia. Powoli stajemy się bezwolni i bezużyteczni, niby kochani a jednocześnie zniewoleni! I wówczas zaczynamy chorować...
    Temat bardzo trudny, ale masz rację depresja to nie choroba to objaw tego, co zadziało się w naszym życiu. Trzeba znaleźć przyczynę I MIEĆ SIŁĘ SIĘ Z NIĄ ZMIERZYĆ. A to nie jest łatwe,ponieważ musimy zrobić to sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie, to ma wiele odcieni :-) Ofiara staje się często katem, kat ofiarą, taki taniec. Każdy musi się odnaleźć w tej sytuacji, wybrać jakąś metodę działania, podjąć decyzje, zmierzyć się z konsekwencjami. To cały trudny i ciężki proces. I bierze w tym udział cała rodzina. Bo wszyscy mamy przeszłość, coś nas ukształtowało, coś nas przyciągnęło do danej osoby. Jesteśmy podatni na różne rzeczy. Jednych da się manipulować, innych nie. Jedni dają się ssać z energii, inni nie. Takie lekcje do przerobienia. Dla wszystkich. Życie. Ale wiesz, ja myślę, że siłę to my mamy wszyscy. Bo bycie w depresji wymaga wielkiej siły. Naprawdę. Utrzymanie się przy życiu w tak trudnych warunkach wymaga wielgachnej siły. Tylko całą ją skupiasz na walce z tym stanem. Na życie już nie starcza. A kiedy przestaniesz się bić, postanowisz skierować wektor tej siły w drugą stronę, zrozumienia i życia, okazuje się, że jesteś siłaczką jak Atlas :-) Co nie od razu widać. Ale tak jest.

      Usuń
  7. Wstrzasajace, to co przeczytalam, te szybe oddzielajaca mnie od bliskiej osoby czuje wciaz na czole, odcisk muru. Przeblyski tego dawnego a potem cios miedzy oczy, zle slowa, oskarzenia, bezradnosc zmieszana z poczuciem winy, z niedwracalnoscia, przerazenie, ze chcial odejsc, oczekiwanie z lekiem czy nie powtorzy, gapienie sie w pusty ekran telefonu, ze nie odpowiada, kazdy usmiech gaszony jak papieros, bo mi sie on nie nalezy, bo to pewnie wszystko przeze mnie. Czasem krzyk protestu, co ja moglam?!!!!Poczucie leku i winy juz dozywotnio, zlamamy system odpornosciowy i juz nie wiesz, kim sie zajac, czasem mysli, ze jednak ciut manipuluje a potem zaraz, zwariowalas? Przeciez jest chory, nie widzisz granicy, nie widzisz swiatla, radosci a jak juz sie pojawi to podbarwiona wina nienalezmosci tego wszystkiego. Zaczynasz czuc to samo, bliscy zwracaja uwage, ze cos sie dzieje, leki nocne, nawrcajace z ogromna sila, brak zainteresowania praca, zyciem towarzyskim, i konkluzja: jesli ja czuje tylko dziesiata czrsc tego, co on, to Boze, gdzie ty jestes?!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzja wyjścia zza muru, musi zaistnieć za murem. Nie pomoże jeśli ty tam wejdziesz. Będziecie siedzieć każde za swoim murem. Nadal oddzielnie. Poczytaj komentarze. Sporo tam dziewczyny napisały. To strasznie trudny temat. Ale wiem jedno: każdy odpowiada TYLKO za swoje życie. Każdy ma siłę, by zmienić swoje życie. To nic, że mówi, że nie ma. MA. W nawet największej ciemności zawsze Wszechświat podsyła ratunek. Tylko nie chcemy, nie umiemy, nie wybieramy by skorzystać. Wolna wola. Tak objawia się Miłość, daje wolność wyboru. Boimy się konsekwencji naszych działań. One i tak będą. Tylko możemy wybrać jakie. Odejść, zostać. Pomagać, nie pomagać. Odsunąć się. Chorować razem czy chronić siebie. To trudne decyzje. Ale wybór jest. I jeszcze raz powiem: depresja to nie choroba. To skutek. Skutek tego co było wcześniej. Dzieciństwa, traum różnych, życia w zakłamaniu. I absolutnie trzeba z tym się skontaktować. Nie ma innej drogi. Ale nikogo się nie zmusi. Każdy musi sam. Odwagi kochana Anonimowa. Odwagi życzę.

      Usuń
    2. Droga Anonimowa...właśnie oglądam, dla siebie :-) Ale może ci pomoże...
      https://www.youtube.com/watch?v=IsTKDZD5s2A

      Usuń
  8. Aniu, to jeszcze raz ja, bo przeczytałam wszystkie komentarze ludzi z podobnymi problemami i myślę, że duzo dobrego robisz swoim pisaniem. Stworzyłaś tu miejsce, gdzie mozna się otworzyć, taką leżankę psychoterapeutyczną. A moze lepiej - ławeczkę, bo siedzisz obok, a nie na pozycji kogoś, kto wszystko wie lepiej, bo przeżyłaś swoje i nadal przeżywasz. Dlatego wiele rozumiesz, czujesz. To właśnie zbliża, otwiera, dodaje odwagi by napisać cos u Ciebie, nie bojąc się oceny. Zobacz, coraz wiecej osób tu przychodzi.Dobrze, że założyłaś tego bloga!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, jakie ciepłe słowa :-) Dziękuję. Cudnie, że tak czujesz. Że czujesz się u mnie dobrze. Tak jak ja u ciebie. I wiele osób już się odezwało. I ta samotność nie jest już taka samotna. Zaczęłam pisać, bo chciałam przestać się chować. Chciałam być, taka jaka jestem, autentyczna i szczera. I nie bać się oceny ludzi, ani swojej :-) I jak się okazuje, ta potrzeba nie jest tylko moja. To ogólnoludzka potrzeba. Powiedzenie: Widzę cię, bo jesteś taki sam jak ja, naprawdę działa. Kiedy nie masz nic do ukrycia, jesteś bezpieczny :-) Możesz być sobą w pełni. Wszechświecie, jaka to ulga :-) I oczywiście proces :-) Dobrze, że założyłam tego bloga, że miałam tę odwagę. Słonecznego dnia w Hobbitowie Olu :-)*

      Usuń
    2. A ja Wam obu, Olu i Aniu, dziękuję za to, że jesteście:-)***

      Usuń
    3. Aniu, Marytko! Serdeczne buziaki z deszczowego Hobbitowa Wam zasyłam!:-)♥

      Usuń
    4. Dzięki dziewczyny :-)* Na Podlasiu zimno, ale słońce jak drut :-)

      Usuń
  9. Witaj już październikowo
    Rodzina jest ważna, ale nie zawsze coś do końca rozumie. Zazwyczaj jesteśmy sami z naszymi myślami, smuteczkami. Dlatego piszę na moich stronkach.
    Dzisiaj wpadłam do Ciebie na chwilkę z krótką wizytą. Chciałabym się pożegnać. Nareszcie wyjeżdżam. Nie jest to niestety urlop, ale tylko przedłużony weekend. Długo na niego czekałam. Nie będzie to wyjazd wypoczynkowy, ale zawsze... Może znajdę czas na długi spacer dookoła jeziora i zachwycę się jesienią? A przecież wczoraj było lato. Pamiętasz? Tak, było lato... upalne i słoneczne, czasem chłodne i gwałtowne. Teraz można już poczuć powiew prawdziwej jesieni. Ten czas zazwyczaj zachęca nas do coraz częstszych chwil spędzanych w domu. Ja jednak zdecydowałam się na podróż.
    Życz mi tylko proszę, aby pogoda dopisała.
    Pozdrawiam ostatnimi przygotowaniami do wyjazdu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę, by pogoda dopisała :-) I baw się dobrze, mimo, że nie wypoczynkowo.

      Usuń