Obserwatorzy

sobota, 2 lutego 2019

Nosz patologia, Wszechświecie!

źródło: wykop.pl
Dobry terapeuta ci nic nie powie...
Dobry terapeuta na talerzu nic ci nie poda.
Ale talerz dostaniesz. Pokaże ci nawet gdzie jest bufet, ale sam se nakładaj co lubisz, próbuj, smakuj.
W końcu sam wiesz, co najlepiej lubisz :-)

Ostatnia wizyta u mojej terapeutki przypomniała mi o tym. Zawsze kiedy coś mówiłam, co już tak jakby miałam obcykane, ona pytała: na pewno?
Na to ja: ale przecież mówiłaś to czy tamto...
A ona: ja mówiłam? naprawdę? nie pamiętam...
Och! jak to mnie wkurzało :-)
Ja tu sobie poukładałam, kartki katalogowe siedzą na miejscach, a ona mi psuje.
Wiem już, że chciała bym była pewna swoich odkryć, potrafiła je obronić i nie czekała na potwierdzenie u nikogo. Bym zaufała sobie.
I bym zrozumiała, że nic nie jest wyryte w kamieniu, że może się zmienić i to jest bardzo dobrze.
Że tak jak w bibliotece, można zrobić reklasyfikację :-)

Ech. Ciężko.
Bo tak...
Jednym z moich okropniejszych wspomnień jest wspomnienie z przedszkola. Miałam może 5 lat. Kiedy rano weszłam na salę od razu wyczułam, że coś się stało. Dzieciaki siedziały osowiałe, niby się bawiły, ale było dziwnie. Przedszkolanki, kucharka i sprzątaczka siedziały w kątku i o czymś rozmawiały. Twarze miały szare, napięte, pochylały głowy do siebie, żebyśmy nie słyszeli co mówią. Ale dziecka się nie oszuka. Dziecko zczyta mowę ciała, odczyta emocje, odbierze jak najczulsza antena i w dodatku weźmie jak swoje. A to był strach, przerażenie, wstręt i panika.
No i małe saganki też mają uszy :-)
Chodziła z nami do przedszkola Krysia, drobniutka czarnulka, chudziutka i filigranowa.
Jej pijany tata zarąbał siekierą jej mamę w nocy.
Wbił jej siekierę w czoło.
Całe przedszkole wibrowało strachem i paniką.
Dorośli szeptali po kątach, a dzieci się bały.
Nikt nic nie tłumaczył dzieciom, nikt z nimi nie rozmawiał o tym, żaden psycholog się nie pojawił, nie te czasy...

Obraz siekiery i mamy Krysi prześladował mnie w dzień i w nocy. Mój strach wzrósł do potęgi entej. Kiedy w moim domu wybuchały awantury, byłam pewna, że skończą się tak samo jak u Krysi...
W desperacji, próbując zrobić cokolwiek, by do tego nie doszło, zaczęłam chować noże. Wymyślałam różne schowanka, w kredensie za mąką, w zamrażalniku, w szafie w przedpokoju. Rano czasem zdążyłam wyciągnąć, a czasem nie. Mama się denerwowała, kiedy wyciągałam je ze schowanka, pytała: co wyrabiam, ja nic nie odpowiadałam. A mama nie naciskała. Dobrze wiedziała, ale nie umiała i chyba nie chciała tego zauważyć. Nigdy nie rozmawiałyśmy o tym.
Powoli mi przeszło.

A właściwie kreatywnie się rozwinęło...

Wiele się pisze o syndromie DDA. Jest dobrze już poznany. Dzieci będące w takiej opresji mają spory wachlarz narzędzi do wykorzystania. By przetrwać i przeżyć. Mechanizmy obronne to właśnie narzędzia. Kiedy czujesz się ofiarą, kiedy jesteś krzywdzona, szukasz sposobu, by od tego uciec.

Kiedy MałaAnia ogarnęła, że jak pochowa noże, to jest trochę lżej, że jednak coś MOŻE w tej okropnej sytuacji, że ma jakiś wpływ na rodziców i bieg zdarzeń. Zaczęła zastanawiać się co jeszcze może. Już mniej czuła się ofiarą, bardziej może kimś, kto chroni? Pomaga? Opiekuje się?
To dawało trochę siły, trochę oddechu, trochę odwagi...?

Bo już nie była Ofiarą, była Opiekunką.

Życie nabrało innego sensu, MałaAnia czuwała, pilnowała, chroniła. Wylewała wódkę do zlewu, asystowała przy kłótniach, by w razie czego stanąć między rozwścieczonymi rodzicami, smutną mamę rozweselała, pijanego ojca uspokajała, miała oko na siostry, idąc ze szkoły planowała co zrobi zależnie od zastanej w domu sytuacji.

Odzyskała trochę kontroli nad życiem, tak jej się zdawało...małej dziewczynce z tornistrem na plecach.
Nie wiedziała wtedy, że wpadła w pułapkę.

To był czas, kiedy wzięła ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Kilkadziesiąt lat później, roku 2019 :-) powiedziała do terapeutki: co jest z tą odpowiedzialnością?
Czemu ja czuję się odpowiedzialna za cały świat? Za wszystkie spotkane biedne psy i koty? Za mamę, która  po śmierci ojca, jest taka samotna. Spokojna jestem tylko wtedy, gdy siostra u niej jest. Martwię się zdrowiem moich całkiem zdrowych zwierzaków, a teraz muszę wysterylizować moją kotkę i panikuję, co może pójść źle.  Do tego czuję się odpowiedzialna za dziki do których strzelają, za wycinane lasy tropikalne, za plastik w oceanach, za globalne ocieplenie...
Cały czas mam wrażenie, że powinnam coś zrobić. Doradzić. Znaleźć sposób na zmianę tego. Że to mój obowiązek. A ja się słabo wywiązuję i mam do siebie pretensje.
A jednocześnie tak mi ciąży to wszystko, ma ochotę powiedzieć: pocałujcie mnie wszyscy w DE!
To jakiś syndrom sztokholmski!!!

Terapeutka Ewa spokojnie odpowiedziała; no już nie przesadzajmy ;-) a jak myślisz, co to?
Na to ja: no ciebie się pytam, bo nie wiem, nie widzę...
Na co ona: widocznie nie czas zobaczyć.
Ot i pogadałyśmy.
Dobry terapeuta ci nic nie powie :-)

Więc poprosiłam Wszechświat: pomóż. Ślepa jestem, oczy bolą od kilku tygodni. Poproszę jakieś wskazówki, bo moja wredna terapeutka nie chce mi pomóc.
Dobry Wszechświat ci nic nie powie :-)
Ale przyśle pomagaczy.
I przyszła nasza sprzątaczka do pracy. I opowiedziała, że jej koleżanka ma problemy z mężem, bo mąż dobry człowiek, tylko cały czas  kontroluje jej wydatki, nie daje pieniędzy, nie ufa, że ona wyda je sensownie. Nie ufa jej też w każdej innej sprawie. Z tego wszystkiego koleżanka nawiązała romans, z taki panem co jej kupił rower, wynajął gniazdko miłości w miasteczku obok, kupił jej fajne rzeczy i zabierał do lokali :-)
A potem kiedy romans się skończył i wszystko się wydało, ten pan podliczył wszystkie wydatki i od męża koleżanki, rogacza, zażądał zwrotu poniesionych kosztów: 20 tyś zł.
Z tego powodu miasteczko mogło obejrzeć bójkę dwóch panów pod Biedronką :-)

 Kiedy się już obśmiałam jak norka, uspokoiłam i chwilę zastanowiłam...
Wszystko stało się jasne.
źródło: wykop.pl
Tak się MałaAnia załatwiła. 
Odpowiedzialność, którą wzięła do tornistra, wcale nie była odpowiedzialnością, była KONTROLĄ.
I ona rosła, rosła, rosła...
Tornister był coraz cięższy, większy, bardziej wypchany...
MałaAnia nie dawała rady, ale ProwincjonalnaBibliotekarka zobaczyła dzieciaka i jego tornister, pożałowała i powiedziała: daj pomogę ci nieść. I wzięła tornister. 
I niesie. 

No i zobaczyłam.... 


Ps. Ciąg dalszy nastąpi, żuję...
Ps2. Na bolące oczy Mąż kupił zmyślny nawilżacz podłączany do komputera w pracy. Dużo lepiej :-)



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja ...hm, kontrolująca Prowincjonalna Bibliotekarka :-(

35 komentarzy:

  1. Lepiej ty niż Lenin. I tego się trzymajmy.:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nie żyłaś w socjalizmie. To był system, gdzie mówiono, że państwo da ci bezpieczeństwo socjalne i ogólne, pod warunkiem, że oddasz kontrolę nad sobą i swoim życiem :-) Tak mi się skojarzyło. Poza tym, to właśnie od kilku lat w Polsce wróciło ;-)

      Usuń
    2. Bzikowo droga , jak to nie żyłam w socjaliźmie? Powiedzmy że awatar mam nieaktualny a poza tym zazwyczaj młodo wyglądam, ostatni raz pytali mnie czy dać zniżkę studencką na bilet, gdy przekraczałam cztery dyszki. A było to ładnych parę lat temu. Więc jednak pamiętam socjalizm. I nadal podtrzymuję swoje - wolałabym, byś kontrolowała mnie Ty, niż Wołodia Iliicz. Nie wiedzieć czemu, wydajesz mi się osobą bardziej świadomą.

      Usuń
    3. O masz, patrzę ja na zdjęcie i widzę wesołą, młodą dziewczynę :-) w sumie i tak cie odbieram, więc skafander jak skafander, a środek młody ;-) No Wołodia miał za .uszami. Narobił. Asz nam się do dzisiaj odbija czkawką.

      Usuń
    4. wczoraj oglądnęłam film Człowiek z Marmuru- powiem wam, że po latach zupełnie inaczej na to się patrzy. Nie wiem dlaczego ale nasunęła mi się taka refleksja, że te czasy wracają

      Usuń
    5. Ja mam to dejavu od kilku lat :-)Tak jest z lekcjami, jak nie przerobisz wracają. I będą do tej pory wracać, pod różnymi postaciami, ale te same, aż załapiesz o co chodzi. A my mamy do przerobienia program Ofiary i wszystko co się z nim wiąże. Kicha trochę...

      Usuń
  2. jak to zrobić, żeby to wszystko mieć w dupie?

    Aniu dziękuję i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie kolejny kawałek puzzla mi wpadł do układanki, próbuję przypasować :-) Cholerka Graszko, co raz coś nowego, co stare jest.

      Usuń
  3. Mnie trochę męczy u Ciebie czarne tło i białe litery, po przeczytaniu posta przez chwilę nic nie widzę w realu...to taka uwaga techniczna.
    Smutne jest to, że coraz więcej w szkole dzieci z problemami rodzinnymi, takimi, o jakich piszesz, ostatnio nawet taki przypadek - 5 dzieci, ojciec pije, matka czasem z nim, ale niedawno trafiła do szpitala po pobiciu, a że pili razem, dzieciaki trafią do rodzin zastępczych.
    Niekiedy syndrom opiekowania się całym światem leży w naszym charakterze, też tak miałam, ale pracuję nad tym cały czas czyli dłuuuugo.
    Dobra terapeutka to skarb!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, na razie skorzystałam z rady anabell i powiększyłam czcionkę i pogrubiłam. Poszukam czegoś co będzie lepsze. Dzięki za info, już to mówiłaś, ale nie zrozumiałam. Ja mam laptop na półeczce, podpięty do wielkiego monitora na ścianie, tylko go włączam. Monitor wielki jak telewizor, bo telewizora nie mamy od prawie trzech lat już. Siadam na fotelu, biorę na kolanka klawiaturkę taką sprytną i wszystko mam wielkie :-)
      Takich dzieci zawsze było mnóstwo. Tylko szkoła była inna, nie widziała. Normą było lanie dzieci, ciąganie za ucho itp. Teraz trochę się ogarnął system, ale nadal wszystko kuleje. I sama wiesz jak przemoc psychiczna, obok fizycznej działa w szkołach. A dzieci z rodzin alkoholowych i dysfunkcyjnych nadal jest całe mnóstwo. Twój Krzyś...Przybyło też dysfunkcji...Jakoś słabo to widzę, system nie daje rady. Tylko system tworzą ludzie...z rodzin dysfunkcyjnych jakby. A terapeutka Ewa jest bardzo ok :-)

      Usuń
    2. https://c0d3w1tch.blogspot.com/2019/02/bardzo-osobisty-wpis.html
      Tak mi się jakoś skojarzyło...

      Usuń
  4. Wyobrażam sobie, jak mocno przeraziło Cie to zdarzenie z dziecinstwa, wyobrażenie siekiery wbitej w głowę kobiety. No a potem koniecznosc poradzenia sobie z samej z tym przesladującym Cię koszmarem. Chowanie noży...Mnie sie zdaje, że Ty nadal próbujesz te "noże" chować, chcąc uratować świat i rózne jego części składowe od czyhającego nań zła. Wziąc odpowiedzialnosć, kontrolować, z powodu niezgody na brak wpływu na to zło, ale takze z powodu zbyt silnej empatii, uczucia połączenia swego "Ja" ze wszystkim, co wokół. Ach, paradoks! Bo z jednej strony fajnie czuc sie częścia całosci a z drugiej niefajnie, jesli nie można w niej niczego poprawić, ocalić przed bólem i złem. Z tą zbyt silną empatią mam podobnie, z wiekiem mi to rośnie i bywa, iż przeszkadza, bo jakze tu poczuc sie szczęśliwym, gdy tyle bólu, zła i niesprawiedliwosci jest na świecie? Gdy ktoś cierpi, gdy to cierpienie bierze sie na siebie, przejmuje jak cudzy bagaż? W ogóle czasem rozmywa sie to, co swoje i to co cudze, skoro jesteśmy spleceni tą samą nitką, skoro tworzymy tę samą materię...
    Tak sobie rozmyslam i gdybam, szukając w tej mgle domysłów, wspomnień i uczuć prostego sensu, i czasem go znajduję, ale często nie.
    Aniu, przytulam Cię serdecznie, ja, kawałeczek tego samego Wszechswiata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, chowam noże, niekoniecznie jest to dobre Ola, bo widelce zostawały kredensie. Tak słodko-gorzko...Bardzo jasno napisałaś, tak, uczucie połączenia z tym wszystkim wokół bolało. Bo czułam emocje wszystkich wokół, czułam się za nie odpowiedzialna. Większość dzieci to ma. I paradoks. Dzieci rodzą się z tym połączeniem, z wiedzą, że jesteśmy Jednym. A potem...potem muszą odcinać to połączenie, bo tu wszyscy o tym zapomnieli i krzywdząc siebie, krzywdzą dzieci. Mocno odcięłam emocje. Bo bardzo mocno je czułam. Ciężko empatom, sama wiesz. Muszę być bardzo czujna, by nie dać się wciągnąć w cudze emocje. Psychologia mówi o "owczym pędzie tłumu", a to właśnie to połączenie działa...Dobra rzeczą jednak jest, że ja nie lubię tłumów i nie ulegam, przetrenowałam. Ty pewnie też :-) Na coś się przydały doświadczenia z dzieciństwa. I ja cię pozdrawiam kawałeczku Wszechświata z Hobbitowa ;-)

      Usuń
  5. Witaj
    Jak zawsze w niedzielę znalazłam czas, aby powędrować po wirtualnym świecie i znowu wpaść do Ciebie z krótką wizytą.
    I na początku zgadzam się z Jotką, trochę tutaj za czarno u Ciebie i do tego te białe litery. Nie chciałam wcześniej o tym pisać, ale widzę, że nie tylko mi sprawia trudność czytanie Twoich wpisów.
    A dobry terapeuta, to naprawdę skarb. Niestety trudno o takiego.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad zmianą już się zastanawiam :-) Z terapeutą to jest taki myk, że jemu też pacjent musi dać szansę. Ale jest sporo takich niefajnych, sami mają problemy. Ale kto szuka, ten już znalazł, jak mówił pewien Joshua, którego obie lubimy :-)

      Usuń
  6. Aniu,opiekuńczość nie zawsze przechodzi w kontrolę, to się dzieje, owszem, ale nie zawsze.Wg mnie kobiety mają wkomponowany gen opiekuńczości- nie mylić z instynktem macierzyńskim.Bo jakoś tak się składa, że zawsze jesteśmy gotowe otaczać opieką istoty słabsze, niekoniecznie w wieku oseskowym.
    No i znów wychodzi na moje- żeby być oficjalnie krawcową, fryzjerką czy też kucharką, trzeba skończyć pozytywnie jakieś szkolenie w tym zakresie, wykazać się dyplomem. Ale żeby urodzić i wychować dziecko, co jest naprawdę mocno odpowiedzialnym zajęciem wystarcza dobra wola, kilka minut zapomnienia i bum....zostajesz matką i masz wychować dziecko nie mając bladego pojęcia o jego rozwoju psychicznym.
    Siłą rzeczy każda mama skupia się więc na fizycznym rozwoju dziecka a nie na tym jak dziecko postrzega to wszystko co je otacza. Do niedawna nawet lekarze uważali, że małe dziecko to zawiniątko czysto fizjologiczne, głupie, nie odbierające świata poza zmysłowego. Dziś już wiemy, że niemowlę,od pierwszego własnego oddechu jest ...filozofem, istotą myślącą, przetwarzającą na swój użytek wszystko co je otacza.Oczywiście brak doświadczenia sprawia, że nie zawsze jest w stanie pojąć wszystko z tego, co je otacza i prawidłowo to zinterpretować.
    A dorośli w swym zadufaniu uważają, że to kukiełka, która niczego przecież nie rozumie.
    Nawet sobie nie wyobrażasz ile ja się nagadałam do mojej córki od 4 dnia jej życia(wtedy wyszłyśmy ze szpitala). Opowiadałam jej wszystko co i dlaczego przy niej robię, a potem tłumaczyłam wszystko dlaczego coś jest tak, a nie inaczej. Wiem, koleżanki mówiły o mnie matka-wariatka, ale ja uznałam, że moim zadaniem jest wprowadzić ją w świat tak, by nie był dla niej "trzynastym pokojem" budzącym w tym samym stopniu ciekawość co i grozę.
    Miałam to szczęście, że spędziłam z nią 3 lata na bezpłatnym wychowawczym.
    Miałaś Aniu koszmarne dzieciństwo, cud, że nie masz schizofrenii.
    Twoja terapeutka ma rację- bardzo powoli dojrzewamy psychicznie po traumach dzieciństwa, to bardzo powolny proces. Ale najważniejsze że dojrzewasz.
    Czy wiesz, że tak z 70% dorosłych po traumach dzieciństwa powtarza błędy swych rodziców wychowując własne dzieci?
    Lubię Cię i cenię za pracę, która wkładasz w pozbycie się tej traumy z dzieciństwa. Słowo, to szczera prawda co napisałam.
    Trzymaj się, będzie coraz lepiej!
    P.S
    Dołączam się do chórku ,a jeżeli koniecznie chcesz mieć to czarne tło to daj większą i nieco pogrubioną czcionkę, z miejsca stanie się bardziej czytelne wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rok blogowania minął :-) Zmienię tło, tylko muszę dobrać, ale już czas :-) Masz absolutną rację, chwila zapomnienia i masz nową istotę. Tylko ja nie wiem, czy to taka powszechna wiedza, że dziecko nie jest białą kartą. Raczej chyba pokutuje to nadal. Rodzicom, nauczycielom wydaje się, że to taka plastelina, którą można dowolnie kształtować. Epigenetyka to nowa dziedzina nauki. Piszę tak ze swojego grajdołka na Podlasiu. Ale tyle już się zmieniło, nadal się zmienia, mam nadzieję, że efekt setnej małpy przesączy nam nową wiedzę :-)
      Zazdroszczę ci bycia z córką. Ja pracowałam. Uczyłam się. Mąż nawet wziął dziekankę bym skończyła szkołę. Siedział z naszym starszym synem, a ja przyjeżdżałam z Warszawy na weekendy. Trudne to było. 8 miesięcy. Ale daliśmy radę. 70% powiadasz? No to sama nie jestem :-) Bardziej starszy syn oberwał, przy młodszym byłam już mądrzejsza. Ech! Anno. Życie. I podobno je sama zaplanowałam...
      No nie mam schizofrenii :-) Ale w czasie depresji i na terapii, i kiedy zobaczyłam aurę, myślałam, że już zwariowałam :-) Teraz to już odleciałam na amen. Ale wciąż tu jestem i pełznę do przodu. Dzięki za dobre słowo, moją zaletą i wadą jest to, że wsio muszę rozkminić w głowie. Tak, to powolny proces...
      Ty się kuruj, do 12-go musisz być w formie. Spodnie tylko na siedząco :-) Pamiętam i trzymam kciuki :-)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. To.ja wtedy sobie kawę z automatu zapodam i poczytam :) ten blog, co podlinkowalam to mojej drugiej połowy. Naszlo ja na wspominki....

      Usuń
    2. Ciekawe. Na telefonie mam 5 luty a tu przy komentarzu 4 luty :D

      Usuń
    3. Ah już widzę bo godzina pochrzaniona ^^ ustawienia bloga trzeba zmienić bo ostatni komentarz pisałam wg bloga o 23 4 lutego :)

      Usuń
  8. Cześć... czekamy na skoki i dudni telewizor nie da się przeczytać z uwagą... ale pozdrawiam bardzo serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trudno czasem się skoncentrować :-) I ja pozdrawiam Agatku :-)

      Usuń
  9. Oj, z opóźnieniem ale jestem.
    Kochana, znam ten syndrom. Całe życie czułam się odpowiedzialna za zadowolenie i nastrój osób na których mi w jakiś sposób zależało. Na szczycie tej piramidy oczywiście byli rodzice, głównie neurotyczna i narcystyczna matka. Potem przyjaciele, znajomi, teraz maż. Chyba w stosunku do niego nie pozbyłam się tego ale mocno uwolniłam od potrzeby zadowalania rodziców. Kiedyś po przeczytaniu i wysłuchaniu tysięcy "poradników" dotarło do mnie takie mądre stwierdzenie, że nie jestem odpowiedzialna za czyjeś emocje. Nie mam na nie wpływu. To tylko ta osoba ponosi odpowiedzialność za swoje własne odczucia i emocje. Pomogło mi to. Przestałam stąpać na paluszkach. Owszem, staram się nie wywoływać przykrych sytuacji i nie sprawiać przykrości, ale nie zamierzam się przejmować tym, że komuś się nie podoba co robię. A przez wiele wiele lat czułam sie wina rysując, pisząc,nawet czytając książki, bo nie odpowiadało to mojej mamie, bo w tym czasie mogłabym robić coś na rzecz swojej złudnej kariery.
    Ble, normalnie cofa mnie na wspomnienie tego, że kłamałam w rozmowie na temat tego co robię, Mówiłam, że sprzątam, albo gotuję, a tak na prawdę czytałam świetną powieść i obiad miałam z knajpy. No ale jak to wyglądało w oczach "doskonałej" pani domu która ogarniała dom, zakupy, finanse i karierę. Tylko zapomniała o roli mamy... ech, nie ważne teraz.
    Mam nadzieję, że zrzucisz z pleców ten tornister, bo nie ma sensu go w ogóle nieść. Nieważne czy niesiesz go za małą Anie ty - bibliotekarka, skoro jest zbędny. Niepotrzebny.
    Taką wizję mam - Idziecie obie, trzymacie się za ręce i Ty dźwigasz ten tornister, ciężki jak pierun. I nagle się zatrzymujecie, jest sloneczna pogoda, lekka mgiełka, jak w snach i patrzycie na siebie z miłością. A potem bez słowa zrzucasz ten tornister, prostujesz wolne plecy.
    spoglądacie na siebie z coraz szerszymi uśmiechami, a potem nie oglądając się na zrzucony balast, ze śmiechem biegniecie w podskokach przed siebie.
    Ale to moja wizja was, Ty może znajdziesz swoją kiedy przyjdzie czas na uwolnienie się od tornistra. Ulga jest niewysłowiona, łzy radości gwarantowane:)
    Pozdrawiam Cie moja droga i czekam na rozwój sytuacji.
    A oczy może bolały bo nie chciałaś czegoś dostrzec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to znam. Że człowiek gra albo czyta coś albo robi coś innego zamiast obowiązków najpierw. A teraz mam porządek jaki się uda , obiad jak się uda i czytamy i gramy itd :)

      Usuń
    2. No pewnie Luna, że oczy bolały, bo zobaczyć nie chciałam :-) Ja to nawet wiedziałam, ale nadal nie jarzyłam o co chodzi. Choć ten temat wrócił, to nie nowość u mnie. Tylko teraz, choroba i śmierć ojca, uruchomiły bardziej to wszystko. A ja nie dojrzałam, że znów powtarzam stary wzór. Cóż. Moja teściowa, kontrolerka tak jak ja, mówiła: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy :-)
      O tym, że nie jestem odpowiedzialna za cudze emocje, dowiedziałam się trzy lata temu, na terapii. I dla mnie to było odkrycie. Tylko nauczyć się nowych sposobów komunikacji jest trudno. Raz mi się udaje, raz nie. Ja nadal nie opowiadam mojej mamie o moim życiu. Ona ma swój sposób postrzegania, ja swój. Ma inne poglądy, inne rozumienie świata. Staram się pozwalać jej na to. Rozumieć, że ma do tego prawo. I, że ja też. Ale to trudne, bo dziecko we mnie chce, chce tego zrozumienia. To samo co z ojcem. Dwie mamy, jedna prawdziwa, druga wymarzona. Czasem się nakładają i to jest nierealne.
      Dziękuję za wizualizację :-) Zobaczyłam. Jak w realu :-) Kombinuję, medytuję i używam TRE, popłakując sobie od czasu do czasu...zobaczymy co mi z tego wyjdzie.
      Bosze, te twoje kredki, bym siedziała i się do nich modliła :-D

      Usuń
    3. A oczy, DUŻO lepiej :-)

      Usuń
  10. Ale poruszasz emocje, moje niby inne a jednak podobne, potrzeba kontroli i pewność, że wiem co jest dobre dla moich ukochanych. I przekonanie, że mogę być szczęśliwa tylko wtedy gdy oni będą szczęśliwi. To rodzaj manipulacji i uzależnienia i choć staram się nie mówić im o tym, to chyba jest wyczuwalne niewerbalnie.
    Jaka mądra jesteś Prowincjonalna Bibliotekarko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę późno mnie ta mądrość napadła ;-) Ale lepiej późno niż wcale. Kosztuje mnie to też sporo wysiłku, by zobaczyć te strony mojej osobowości. Bo to nie zawsze fajne jest. Ale nie fajne też z tego powodu, że życie mi utrudnia. Pellegrino, sama widzisz własne mechanizmy, mądra z ciebie kobieta ;-) Wierz mi, przekaz niewerbalny idzie. I jest odbierany, świadomie bądź nie.
      To co piszesz, to właśnie manipulacja, nie wiele daje ruchu tobie i twoim bliskim. Mają obowiązek być szczęśliwymi, po to byś ty się czuła dobrze. O jak ja to znam...A to po prostu trzeba sama siebie polubić i dać sobie wiele ciepła i wsparcia. Ja dla siebie. A wy, moi kochani żyjcie swoim życiem. Co oznacza, że mają prawo być nieszczęśliwi, a ja mam prawo w tym samym czasie być szczęśliwa. To nie do pojęcia dla większości ludzi i nazywane jest egoizmem ;-) Ale tak nie jest. To właśnie prawdziwa miłość. Bo UFASZ. Ufasz, że sobie poradzą, że są silni i dajesz im prawo do przeżywania własnego życia. I bierzesz odpowiedzialność za swoje. Ot i sama sobie odpowiedziałam też ;-) Dziękuję.

      Usuń
  11. To ja juz nie wiem, czy empatia do źwierzó to moje korzenie w poprzednich wcieleniach czy może gadanie mamy, że sie powiesi. Nie powiesiła, ale mimo wszystko jako dziecko sie bałam...
    Cóż.
    Dobrze, że są farby, drewno i pędzle, no i pozytywne świry, nie tylko emocjonalne wampiry :) (mówię o sobie, zeby nikt nie czuł sie urażony, no i raczej świrem jestem :):))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się już dochodzi do takiego pytania Tupajo, to odpowiedź jest jedna: wsio ryba :-) Znaczy nieważne, ważne co z tą wrażliwością robisz w tym życiu. I jusz :-)
      Też mama niezły warsztat ci zafundowała. I sobie.
      Pozytywny świr czy emocjonalny wampir, nie ma sprawy. Każdy z na bywa tym i tym, i WSZYSTKIM. Na tym polega zabawa na tej planecie. I tak, farby i pędzle ratują świat. Mój też :-)

      Usuń