Obserwatorzy

poniedziałek, 21 października 2019

Przeklętam Wszechświecie.



Niedziela jak niedziela.
W niedzielę łażę jak mucha w smole. Coś tam w domu poogarniam, obiad lepszy zrobię, mamę odwiedzę, na spacer pójdę dalej, poczytam, do kina pojadę, poleniuchuję, pranie wstawię.
Różnie. Zależnie od humoru, dyspozycji, nastawienia.

Ta niedziela była pod znakiem: chrzciny.
Bratanica mojego męża zaprosiła nas na chrzciny swojej córeczki.
Mój Mąż bardzo kocha bratanicę, ponieważ brata już nie ma, tak wręcz ojcowsko ją traktuje.
A Malutka to już całkiem, rozkleja się on przy dzieweczce, jak za długo gotowane śląskie.

Tylko chrzciny...
No, ja nie bardzo....
Sam wiesz Wszechświecie.
Kiedy wyskoczyłam wreszcie jak oparzona z kościoła, to wracać nie mam zamiaru. Już mi przeszło trochę, powoli układam się z tym, że jest jak jest. I każdy swoją ścieżką, ale sporo we mnie jeszcze oporu i złości czasami, na to, co widzę. I sporo niezgody.
No cóż, na tym polega życie. Nie ma to tamto, trzeba CZUĆ!

 Choćby się chciało jednak nie czuć. Tak być ponad to.

Byłam ostatnio na warsztatach z buddystą. Fajne, no fajne bardzo. Jak już odpuściłam lęk i nieufność do siedzącego po turecku, prostego jak trzcina prowadzącego i pozwoliłam sobie na czucie, było relaksująco, spokojnie i dobrze. Spojrzałam na jego aurę (dla tych co nie wiedzą, widzę troszkę), świecił jasno, czysto-biało z lekkim błyskiem błękitu, a z tyłu głowy miał kilka jasnożółtych promieńków.
Zharmonizowany znaczy,  wyczytałam w dostępnej na ten temat literaturze.
Medytacje i rozmowy utwierdziły mnie, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nie dokonałam tam odkryć na miarę nowej planety w Układzie Słonecznym, ale kilka rzeczy znalazło swoje miejsce w układance, kilka, które już były od dawna na miejscach, dopiero zauważyłam. Kilka rzeczy, stwierdziłam, że się przydadzą, ale nie moja to droga ogólnie.
Dziękuję DOROTA.

Nie dam rady wydychać lewą dziurką nosa złości w kolorze białym, a prawą pożądania ( znaczy przywiązania do różnych rzeczy) w kolorze czerwonym, czy odwrotnie jakoś.

Jest we mnie potrzeba zrozumienia, czemu ja czuję to, co czuję i co ja w ogóle czuję...
Znaczy przywiązana jestem do zrozumienia co i jak.
Zrozumiem, to mogę wydychnąć.
Według buddyzmu to ogranicza mi postrzeganie, ale to ich zdanie, nie moje.
Każda religia, choćby nawet twierdziła, że jest systemem filozoficznym, jest systemem przekonań.
My po prostu wybieramy z tego targu, co nam pasuje.


Więc chrzciny.
Kiedy niemożliwe już stało się patrzenie na powykręcane, cierpiące zwłoki na krzyżu, któregoś dnia wlazłam na drabinkę w domu i postanowiłam zdjąć tego biednego Jezusa.
Wyciągnęłam rękę i poczułam...strach. Ha! Zastygłam.
Chwilę szarość kotłowała się w mojej głowie i ciało się spięło, w głowie zakręciło.
Strach.
I ogarnęła mnie złość: onie! nikt nie będzie mą rządził za pomocą strachu. Dość się nabałam w życiu.
Teraz ja przejmuję kontrolę. Zdjęłam. Złość czasem dobra jest, wykorzystana mądrze.

Od dawna nie chodzę do kościoła.
Zorientowałam się, że źle się tam czuję. Kiedyś jakoś siedziałam i wytrzymywałam te bóle pleców, mrowienia, zawroty głowy, słabość jakąś. W pustych kościołach dam radę ( nie w każdym: w Wambierzycach przy zwiedzaniu, żeby wyjść, musiałam zawisnąć na Mężu, cała byłam mokra jak mysz, stąd teraz ten konkretny kościół ma ksywę Wampierzyce, bardzo adekwatnie).
Ale kościół pełen ludzi, na sumie...będzie ciężko.

Ale to ukochana bratanica, którą bardzo lubię. No i głupio tak, do kościoła nie, a na obiad już tak.
Mąż, człek rozsądny i praktyczny, choć małomówny, tym razem przemówił: nie idź, powiemy, że źle się czułaś, a potem wzięłaś tabletki i ci przeszło.
Migrena jako wymówka, od lat już jej nie mam, ale wszyscy wiedzą, że miałam. Niezłe.
Ale nie, uparłam się, że pójdę i dam radę.

Siedliśmy na końcu. Siedzimy.
Oddycham, liczę oddechy, rozluźniam mięśnie. To zawsze działa.
Spokojniej. Będzie dobrze.
Nagle widzę, że ponad głowami ludzi płynie jakaś mgła.
Znów oddycham. Lepiej na chwilę.
Ale zawroty głowy się pojawiają.
Ksiądz mówi o tym, że trzeba się modlić. Plecie i plecie od rzeczy, plącząc prawdy z półprawdami i nieprawdą. Trzymam Męża za rękę, ale mam wrażenie, że spadnę z ławki. Więc się poddaję.
Wychodzę uwieszona Mężowskiego ramienia, goni mnie głos księdza: ci co nie wierzą, będą potępieni...
Nie ma to jak wyjście w odpowiednim momencie :)

Nigdy więcej. Migrena to cudna wymówka. Męża rady bardzo dobre. Będę się słuchać.

Wyszłam na słońce, właściwie biegłam prawie.
Już na schodach magicznie ulżyło.
Mąż wrócił, a ja poszłam na skarpę niedaleko. Skarpa nad Bugiem. Słońce, woda, lekki wiatr, ulubiona ultramaryna nieba. Usiadłam, poczułam ziemię pod pupą, dotknęłam trawy.
I powoli dygot przeszedł. Świat się ustabilizował. Ostrość wzroku wróciła.
Rozejrzałam się, niedaleko była wielka kupa liści pod drzewem, obok katedry.
A w tej kupie liści siedziała mała, na oko sześcioletnia dziewczynka w okularach, blondyneczka z kręconymi włosami zebranymi w fajny kucyk.  I bawiła się, przewracała, tarzała, podrzucała.
Robiła orła w szeleszczących, sucho-żółtych  liściach.


Najpierw się rozejrzałam, nikogo nie ma. Rodziców nie widać. Pusto.
Potem myśl: przecież tam pełno kleszczy może być...
A potem: przestań, spójrz...
Ona się bawiła, skupiona i szczęśliwa, jakby była tylko ona na świecie. Ona i te liście.
Była w tym, co nazywamy Tu i Teraz.
Nie przejmowała się niczym, była radością i ciekawością.
Była.

Więc sobie powiedziałam: wyluzuj.
Co nie przychodzi mi łatwo. Podejrzewam, że już spięta urodziłam się. I to wcale nie żart.
Stan radości i ciekawości jakoś mnie ominął, został bardzo wcześnie skorygowany.
Uznany za zbyt trudny do zniesienia przez zaplątanych we własne problemy moich rodziców, którzy sami nie umieli go odnaleźć.
Więc lepiej luzuję kaczkę, niż siebie.
Ale to, co robię przez ostatnie lata daje efekty. Zostawiłam dziecko w spokoju.
Patrzyłam tylko i cieszyłam się z nią.
Wszystko będzie dobrze.

Chrzciny się odbyły beze mnie. Pojechaliśmy na obiad i tam siedząc między Mężem i SynemNumerDwa odbyłam rozmowę.
Mój Mąż powiedział: słuchaj, ja i Syn, z racji tego, że mundur strażacki to określone też rytuały i ceremonie, musimy chodzić do kościoła. Myślisz, że my tam się dobrze czujemy? Wcale. Duszno, kręgosłup boli, bywa, że śmierdzi, nogi bolą jak się stoi ze sztandarem. Słuchać się czasem nie da tego, co tam gadają. Ale przyzwyczailiśmy się. Bo mundur. Ale ty nie musisz. To nasz wybór.

A Syn, który oprócz bycia strażakiem jest też socjologiem dodał: mama, ty myślisz, że ci wszyscy ludzie to się tam dobrze czują? Popatrz jak wychodzą. Każda ceremonia ma swoje prawa. Kiedy ksiądz mówi: idźcie w pokoju, to tam jeszcze na końcu jakieś śpiewy są, powinno się jeszcze klęknąć, pomodlić czy coś. A ludzie zrywają się jak oparzeni z ławek i prosto do drzwi lecą. Depczą sobie po palcach, pchają się, chcą wyjść jak najszybciej. Nieświadomie uciekają.

Poszłam, bo myślałam, że zrobię przykrość bratanicy. Że nie wypada, że nie powinnam kłamać.
A prawdy lepiej nie mówić, bo i tak dziwaczna jestem ponad miarę wszelką.
A rodzina normalna taka, zwyczajna.

Ech Wszechświecie, harmonie i dysonanse.
Płyńmy, wybierajmy i dbajmy o siebie.

Codzienna przypominajka.

Wybory mają konsekwencje i ja czasem nie chcę się z tym mierzyć.
Ale jak uciekasz, to cię gonią :)



PS. Dekoracje halloweenowe są tu dlatego, że je lubię. Lubię nastrój lekkości i niefrasobliwości jaki wprowadzają. Te dynie mrugające okiem, że rzeczywistość nie jest śmiertelnie poważna, że można się  pośmiać ze śmierci, że za Zasłoną jest wesoło, a nie strasznie. Zauważyłam, że w sklepach u nas nie ma żadnych halloweenowych dekoracji. Nawet w Lidlu. No proszę, cztery lata i jak daliśmy się zmanipulować?






Pozdrawiam Wszechświecie, twoja niekonsekwentna, ciągle w Podróży,
Prowincjonalna Bibliotekarka.












60 komentarzy:

  1. Ale za to już leżą czekoladowe Mikołaje. Brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosze, to obrzydliwa przesada, zwłaszcza, że mogą już tak wędrować parę lat, magazyn, sklep, magazyn....to dopiero BRRRRR...

      Usuń
  2. Właśnie, też zauważyłam, że ludzie z kościoła smutni jacyś wychodzą i większość na czarno ubrana, a wiara radość powinna dawać, ale ja się nie znam, też mi duszno w pełnym, wolę puste...a już na pewno bez panów w sukienkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko o radość gdy słyszysz ciągle połajanki i grożą potępieniem. Żadna radość się nie przebije.
      Bym zakrzyknęła: Odwagi, uciekajcie :)
      Ale lubię być bibliotekarką :)i po cichutku palić kaganek oświaty, ulgi, spokoju, miłości do siebie.

      Usuń
  3. Ej! W Biedronce są! I nawet są peleryny fioletowe piękne - Młodemu kupiłam. I kapelusik z rogami :) I w Pepco są! I w KiK! :) Nie spać zwiedzać :) w KiK bywają ładne dynie lampiony takie widziałam raz z krukiem! I w Halloween tam świeczki zapalimy sobie, o! 🎃
    Choć na drugi dzień serce mi pęknie na myśl o Ambeeku, ale to pęka każdego dnia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SĄ, od dziś w Biedronce!!! W Topazie nie ma.
      Pepeco! Nie pomyślałam, w sąsiednim mieście mam. A KiK to nie wiem co to.
      Ale lekko odzyskałam radość dyniowo-duszkową.
      Wiewiórko kochana, Amber by ci powiedział: żyj, ciesz się, kochaj. I pacnął by cię dyniowym ciastkiem w nos :)

      Usuń
    2. Koniecznie! MAsz już pelerynkę? Mnie kusi w Pepco zobaczyc te maski na oczy :D Będziemy w Halloween na Rodzinie Adamsów w kinie...
      Ej... Ale czy my nie jesteśmy dziwniejsi od tych wszystkich RodzinAdamsów? 11 kotów? "Wymienił" mi wszechświat Amberka na 4 inne,,, Oj za to to by Amber chyba na mnie kłaka puścił porządnego takiego z gardła :D

      Usuń
    3. Pelerynki nie, ale światełka z dyniek owszem :)
      Jeszcze jakieś fajne serwetki mi potrzebne.
      Po prostu bawmy się Wiewiórko :)
      Żyjmy tak jak chcemy i cieszmy się tym.

      Usuń
    4. Serwetki halloweenowe hmmm... Widziałam w KiK. Kurcze. Może w pepco

      Usuń
    5. No i te jestem na etapie serwetek :)

      Usuń
  4. W jakiś sposób odstręczają mnie uroczystości w serii chrzciny/ wesela w klasycznej oprawie. Nie wiem, dlaczego i kiedy mi się tak porobiło. I nie wiem, czy chodzi o mój ateizm, bo chyba nie do końca. Tradycyjna oprawa właśnie, sama w sobie, niezależnie chyba od religii jakoś...smutno mnie przytłacza i przeraża. Może to ten instytucjonalizm, a może ta wyczuwalna ludzka chęć, żeby wszystko było idealnie, poprawnie?
    Także, jakoś rozumiem te "spięcia wewnętrzne"
    O, ale buddyzm- do tego mnie filozoficznie ciągnie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię tłumów. Czuję za dużo, widzę za dużo.
      A alkohol na imprezach spuszcza ze smyczy wszystko nieuświadomione, we mnie też; to do czego nie mam odwagi wracać, albo za bardzo chcę? Ja nie piję, ale inni owszem.
      Ja z twojego postu wyczuwam bunt, rezonuje z moim ;)
      Długo chciałam być normalna i poprawna, ten mój kawałeczek czasem mną jeszcze porządzi jak widać. Ale przynajmniej widzę, to duuuży postęp.Ten tradycjonalizm, to wyraz braku kontaktu z tym, co w nas naprawdę najważniejsze, czyli z nami samymi.
      Buddyzm jest ok. Dla każdego coś dobrego.
      Ważne jak się używa, byle nie jako katapulty ewakuacyjnej ;)
      Spokojnego dnia.

      Usuń
    2. Nadmiar bodźców, można rzec w dużym ogóle? Ale ja też z wiekiem coraz mniej je wręcz toleruję.
      I za dużo widzisz i z tego pamiętasz, co inny zapomnieli. Pojmuję.
      Być może. Trudno to tak jednoznacznie ocenić, ale tradycjonalizm, bez szukania po bokach, innych dróg ( nie neguję, że niektórzy to robią, ale jednak wracają na trdycyjną ścieżkę) kojrzy mi się z pewnego rodzju ignoracnją. Ślepotą.
      Wzajemnie:)

      Usuń
  5. Bo jest w tym wszystkim podstawowy błąd - właśnie owe chrzciny - wstąpienie do kościoła nie jest naszym własnym wyborem - nas tam umieszczono, nie pytając się o zdanie. Więc jak można się tam dobrze czuć?
    Pogrzeb mego męża był świecki, ale odbył się w kaplicy protestanckiej- prostej, nie ozdobnej,bez złoceń i ozdób, bez obecności osób obcych. Byliśmy tylko my,najbliżsi,urna,kwiaty i spowijająca wszystko muzyka.I to było piękne pożegnanie, choć nikt z nas nie powiedział nawet jednego słowa.
    Każdy ma prawo do życia tak jak uważa za stosowne, byle swym
    postępowaniem nie krzywdził innych ludzi.
    Ale wszystkie religie tego właśnie ludziom odmawiają, dążąc uparcie do podporządkowania ludzi "jedynej słusznej religii". A jest tych odłamów naprawdę bardzo wiele.
    Przytulam- też wyklęta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja już dorosłam do świeckiego pogrzebu. Mimo obiektywnych trudności w Polsce ;) ta forma się rozwija.
      Powoli się zmienia, ale się zmienia. Nie widać tego w moim miasteczku, tu lejce są mocno trzymane. Metod nacisku jest wiele, ale niedaleko mieszka Sekielski, ziarno buntu kiełkuje.
      Pogrzeb dla mnie to bardzo intymna, delikatna i wrażliwa sfera.
      Tylko dla najbliższych.
      Jesteśmy już w Klubie tych, co widzieli ufo, a tu znów spotykamy się w Klubie potępionych :)
      Miłego dnia, nadal u nas Złota jesień :)

      Usuń
  6. Trzeba słuchać intuicji... Ja wolę puste kościoły, szczególnie tutaj w Szkocji - proste, surowe, bez ozdób.. Dobrze się tam myśli.. Ale równie dobrze może to być łąka albo las...
    Rozumiem Cię... Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie, a jak się zagapię, to chociaż Męża ;)
      Właśnie uświadomiłam sobie, że nie we wszystkich kościołach mi się to robi. Ale w naszej Katedrze, prawie zawsze.
      Byłam po Wampierzycach, w katedrze gnieźnieńskiej, zwiedzałam i było ok. Muszę poćwiczyć czułki :)
      Ale zdecydowanie łąka, las i rzeka...no i MORZE.
      Miłego dnia :)

      Usuń
  7. Ps. Mój Młody niechrzczony :P Diabełek! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też nie chodzę do kościoła już od dawna, ale z Bogiem rozmawiam często, z zachwytem odnajduję Go w Przyrodzie i w swoim sercu...
    Widzisz aurę? Czy naturalnie widzisz od zawsze czy nabyłaś takiego daru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię słowo: Wszechświat.
      Z Wszechświatem rozmawiam cały czas. Nie mam z tym już problemu, bo zrozumiałam, że wszystko wokół jest Nim. I ja Nim jestem. Rozmowy trwają ;)
      Aurę widzę trochę, całej nie, z tego co doczytałam. Pojawiło się spontanicznie, po terapii i kiedy spotkałam Rosę.
      Tu opisałam jak: https://rozmowyzwszechswiatem.blogspot.com/2018/12/wszechswiecie-okret-odpyna.html
      Jestem pewna, że każdy może zobaczyć, przy odrobinie pracy i ćwiczeń. Nawet mojemu Mężowi się udaje przez chwilę widzieć. A on jest sceptykiem :)

      Usuń
    2. Pięknie pokazujesz swoją Prawdę:) Ja także nie mam z tym problemu, myślę, że wszystkie nazwy Najwyższego Źródła są właściwe jeśli rozumiemy co wymawiamy.
      Dziękuję za link, z przyjemnością poczytam i zapoznam z ćwiczeniami:)

      Usuń
  9. Też nie chodzę do kościoła. Ostatni raz byłam tam trzy lata temu na pogrzebie Mamy.
    Tak, trzeba robić to, co się czuje, czyli działać zgodnie ze sobą. Czasem jednak człowiek musi sie do czegoś przymusić - dla bliskich, dla tradycji, dla opinii społecznej. Nie ma chyba nikogo, kto tego nie robi.Potem trzeba odpocząć, oczyscic się, pójsc gdzieś, gdzie znowu bez lęku rozprostowujemy skrzydła.Być tą dziewczynką wśród liści. Uwielbiam być taką dziewczynką. Gdybym tylko mogła byłabym nią cały czas.W środku jestem nią częsta, tylko na zewnątrz wciskać na siebie muszę pancerz i maskę pięćdziesięcioparoletniej letniej, nie różniącej się od otoczenia, a przez to w pewien sposób bezpiecznej, pani.
    Dobrego dnia, Aniu - najlepiej wśród lisci!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Najlepiej Ola. Każdy z nas musi czasem ubrać jakieś halloweenowe przebranie i pograć w społeczne gry. Uczę się jednak wybierać, w które gry gram, a które mi nie pasują. Kiedyś za dużo grałam i zgubiłam się...
      Wszechświat pomaga, ot taką dziewczynkę przyśle. I powie: wyluzuj, łap chwile, patrz na wodę i drzewa.
      Tak jak ty ;) nie czuję się pięćdziesięcioparoletnią panią. Kiedy zaglądam do siebie, w środku nie ma czasu. To co widzimy, a to co jest, to zupełnie inna bajka. Może kiedyś dojrzejemy do tego, by pancerzyki pozrzucać. Nie bać się innych ludzi, być sobą. Na razie robię co mogę we własnej przestrzeni. Dla siebie ;)

      Usuń
  10. Mamy odmienne zdanie na ten temat, przepraszam, nie przeczytałam wszystkiego. Lubię do Ciebie zaglądać ale również mocno pilnuję co czytam :) Moc uścisków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odmienne zdania mamy na temat religii. Podejrzewam, że ogólnie mamy takie same. Żyć spokojnie, kochać siebie, a co za tym idzie i bliźnich. Nie krzywdzić. Dbać. I to robimy, każdy jak potrafi:)
      Miłego Agatku :)

      Usuń
  11. przeczytałam też komentarze, u nas też jeszcze świeckiego pogrzebu nie było... ale to kwestia czasu. Ostatnio "przymusili" ksiedza do pogrzebu kobiety. Ksiądz nie wprowadził trumny do kościoła a na pogrzebie było 8 osób. Nie wiem czy chodziła do kościoła czy miała zaterg z księdzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pies do domu przygarnięty? :D

      Usuń
    2. Cóż, kościół będzie musiał zjeść tę żabę co ją wyhodował na memłonie ;) To potrwa, ale już się dzieje.
      W końcu owieczki zrobią porządek z wilkami.
      Pies przygarnięty, kompletnie inny niż w zamówieniu od mamy, ale idealny :) Pokażę.

      Usuń
  12. Jeśli ktoś wierzy w chrześcijańskiego Boga, modli się, chodzi do kościoła, dobrze, to jego sprawa tylko niech mnie tam za uszy i włosy nie ciągnie wyzywając od bezbożnych czy potępionych, bo mogę zrobić się bardzo nieprzyjemna. Więcej nie pociagnę tematu, bo dostałam wczoraj na badaniach kontrolnych kolejną dawkę radu, podczas rentgena i mam wrażenie, że świecę i jestem deczko agresywna. Przytuliłam co prawda wczoraj kieliszeczek wiśniówki, żeby ten rad przegonić, ale nie wiem czy nie za mało?
    Pozdrawiam serdecznie:-)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rad nie taki straszny, tylko ten kieliszeczek to tak przez tydzień sobie aplikuj. Gdzieś ostatnio czytałam, że w strefie czernobylskiej promieniowanie dobrze wpłynęło na biom jaki tam jest. Przyroda jakby rozmachu nabrała. I wcale zwierzaki nie chorują. I ludzie też nie za bardzo, ci, co tam zostali. Więc może się okazać, że dużo jeszcze nie wiemy o promieniowaniu :) Ale faktem jest, że alkohol pomaga. Mój znajomy był w tej strefie na wycieczce (!) i to była bardzo pijana wycieczka, przewodnik zalecił :)))
      A co do kościoła, to mamy podobne zdanie.

      Usuń
    2. Dziękuję Aniu. Dostosuję się:-) A to mnie ubawiłaś. Pijana wycieczka z zalecenia przewodnika. Najczęściej to one byawją pijane wbrew organizatorom i przewodnikom. Szczególnie kiedy autokar wypełniony jest słowianami płci męskiej. A o tym biomie Czernobyla już parę razy słyszałam. Niektórzy tłumaczą to tym, że przyroda pozbawiona ingerencji człowieka odbudowuje swoje siły i rozkwita. Są tacy, którzy twierdzą, że nasza planeta to myśląca istota. Hm...no coś w tym jest jak się tak głębiej zastanowić.
      Miłego dnia:-)

      Usuń
  13. Potępiona będziesz za ten post i zdjęcia do niego :P Ale nie martw się nie tylko Ty. Myślisz czemu po "idźcie w pokoju" odpowiadamy "Bogu niech będą dzięki" (że się ta msza wreszcie skończyła :P). Też nie chodzę do kościoła ale czasem trzeba, wypada, no nie chcę komuś sprawić przykrości: chrzest, ślub, pogrzeb, no wiadomo.
    Najgorzej w wioskach i małych miastach, gdzie ksiądz jest drugim burmistrzem. Wszyscy na patrzą jak na potępieńca jak się nie chodzi do kościoła :P i nie ma z kim obchodzić Halloween bo zakazali :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, ksiądz ma większy posłuch, przechlapane...
      No lubię Halloween, nic nie poradzę na te magiczne dyńki, kolor pomarańczowy i duszki. Bierze mnie :) Będę się tym po cichutku jarać w domku. W bibliotece zaś zrobimy świętą wystawkę na Zaduszki, ale taką w stylu Dziadów ;) Kto wie, ten wie :)

      Usuń
  14. Aniu, a czy widzisz coś, kiedy zamykasz oczy? Od dawna chciałam zadać komuś takie pytanie. Może więc Tobie? Trochę to nie na temat, wiem, ale już się poprawiam.
    Do kościoła również nie chodzę. Bywam na pogrzebach. Chrzciny opuszczam i nawet nie muszę się zbytnio tłumaczyć. Nie czuję się ani źle, ani dziwnie w żadnym Kościele. Stoję na końcu przeważnie i przysypiam na ramieniu męża. ;) Nie klękam, nie uczestniczę. Tylko jestem. To akurat nie problem dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę aury ludzi.
      Ale tak normalnie, jak przestawię oczy. Kiedyś specjalnie patrzyłam jak się zmieniają w czasie mszy. Widziałam u kilku osób, jak jest to podniesienie kielicha i dzwonek, że aury rozbłysły i jakieś kulki w ich obrębie, stoczyły się w dół ciała tych ludzi. Ale to u kilku osób.
      Nie zamykałam oczu i nie patrzyłam wewnętrznym wzrokiem. Jakoś nie czuję się na tyle bezpiecznie chyba.
      Kiedyś, na warsztatach u Rosy, przez dwa dni, kiedy zamykałam oczy od razu widziałam nad sobą jasne, biało-niebieskie światło. Nie widziałam źródła, tylko blask. Próbowałam w tej przestrzeni dojrzeć źródło, ale nie mogłam. Jednak, aż czubek głowy był ciepły od tego. O, takie coś ;) Czasem się zdarza nadal, ale nigdy na tak długo.

      Usuń
    2. Pytam tylko o moment, kiedy zamyka ktoś oczy. Chcę wiedzieć czy tak mają wszyscy, czy może nie. Czy coś jest normalne, w tym sensie. Co widzą inni.

      Usuń
    3. Jak zamykam oczy, najczęściej najpierw ciemno, a potem kolory, najczęściej fiolet. Jednak, kiedy zamykam oczy w stresie, widzę rozbłyski światła na krańcach. Ale to już wiem, jest to związane z ruchem gałek ocznych. O to chodzi?

      Usuń
    4. Tak. U mnie chyba bardziej związane z oddechem, takie miałam wrażenie. Sprawdzałam na różne sposoby, ale może i masz rację. Może nie da się całkiem gałkami nie ruszać. Dzięki, byłam ciekawa. Z otwartymi oczami nazywa się to dyfrakcją, może coś podobnego dzieje się z zamkniętymi, kiedy odpowiednio ustawisz gałki.

      Usuń
    5. Jestem w temacie, właśnie byłam na warsztatach z neurolingwistyki szeroko pojętej i pracy z ciałem, ale opartej na mikroruchu. Tam prowadzący powiedział, że oczy zawsze się ruszają. Mięśnie oczu są jedynymi mięśniami ciele, które pracują bez rozgrzewki, bo cały czas są w ruchu właściwie. U nerwicowców to już w ogóle. Dlatego w badaniach EEG zawsze wychodził mi lekki oczopląs. Może też masz. To czego ci nie napisałam u ciebie, tylko na około głupio próbowałam (sorry) to to, że większość objawów z ciała jakie opisujesz u siebie, to właśnie objawy nerwicowe. Swój pozna swego Anita i bardzo dobrze, bo czasem można się coś zapytać. Na tych warsztatach moje oczy odpoczęły wreszcie. Swoją drogą, przedwczoraj je miałam, a ty dzisiaj pytasz, przypadek? Nie sądzę :)

      Usuń
    6. Nie, nie mam oczopląsu, miałam takie badanie. Sama napisałaś, że każdemu się ruszają. Miałam zapytać już jakiś tydzień temu, ale zwlekałam, bo tak mi się wydawało, że to może być związane z ruchem gałek. Tylko miałam wrażenie, że moje się nie ruszają. Może jednak minimalny ruch jest u wszystkich ludzi i to jest normalne. Sama to potwierdziłaś zresztą. To właśnie chciałam sprawdzić. Zamierzam popytać więcej osób i jeszcze pozgłębiać temat, bo zwyczajnie mnie to ciekawi. Chcę też wykluczyć pewne kwestie poprzez badanie tematu. Nie chcę opierać się tylko na tym, co sama sądzę.
      Co do bóli, będą ze mną już do końca życia. Nie wszystko Aniu da się cofnąć. Są jednostki chorobowe, do których trzeba przywyknąć i tak mi lekarze powiedzieli. Nerwicę przynajmniej można cofnąć i przepracować. Oj, byłoby super, bo miałabym szansę. Niestety badania są jakie są i lekarze radzili się przyzwyczaić i jedynie co mogę to stopować. Można sobie wmawiać to i owo, ale sensu w tym nie widzę.

      A to chyba jakieś buddyjskie przysłowie, z mojej strony: „I am not what you think I am. You are what you think I am”. I to chyba najlepiej oddaje każde wyobrażenia o innych. Patrzą przez pryzmat siebie. I dla mnie to jest jak najbardziej zrozumiały schemat. U nas natomiast mówią, że podobno: „Kto poczuł, ten wytoczył”. Znaczenie w sumie podobne po głębszej refleksji. Ja tam pracuję nad tym, żeby wychodzić ponad pryzmaty i nawet do mojego własnego zbytnio się nie przyzwyczajam. ;) Także ten tego, do czyichś również zbytniej wagi nie przykładam.

      Usuń
    7. No trzymaj się tego co wiesz, choć lekarze czasem nie wiedzą wszystkiego. Pytaj, jeśli naprawdę chcesz odpowiedzi, dostaniesz. Warsztaty były oparte na Metodzie Feldenkraisa. Nie zaszkodzi poczytać ;) Powodzenia.

      Usuń
    8. Aniu, mi takich rzeczy mówić nie musisz. Robię to od lat. Był czas, kiedy dawałam się wciągnąć opinii innych, ale od wielu już lat bazuję na tych pytaniach. A o lekarzach, to mi się gadać już nie chce nawet... Tyle co spartaczyli, to szkoda gadać. I stąd jest jak jest. Można było wcześniej... Rutyna ich widać zabija. Trochę też tak jest, że rodzice też powinni zauważyć, zadbać, ale to już inny temat. Nie ma sensu go poruszać. Sama jestem matką, więcej już rozumiem.

      Usuń
  15. Wieki mnie tu nie było...bo spełniałam marzenia :)

    ale, ale...te chrzciny,czy Ty znasz Popkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak o tobie myślałam kilka dni temu...Nie było cię na FB ani na blogu. Na Insta nie wytrzymałam i zlikwidowałam swoje konto ;)
      Ale spełnianie marzeń to wielka rzecz i dobra, cieszę się.
      Nie znam Popki...?

      Usuń
    2. Zbigniew Popko :) polecam :)

      Usuń
    3. Jarzę ;) Nie moje klimaty, już go widziałam. Z jasnowidzów to tylko Renata Engel i Jackowski do mnie przemawiają. U Jackowskiego polityki nie słucham. A pani Engel bardzo jest dorzeczna.

      Usuń
  16. Chodzę czasem ale na stojąco się kiwam a na siedząco zasypiam. Lubię ognisko w wielką sobotę, pasterkę o północy, boże ciało i sypanie płatków przez dzieci - takie urokliwe rytuały, trochę katolickie, trochę pogańskie. Boga, którego nazywam Źródłem, czuję wszędzie, najwięcej blisko Natury

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codzień rozmawiam z Wszechświatem, Źródłem....
      Bywa, że czuję odpowiedzi, w moim sercu, wokół, w przestrzeni. Nigdy nie czułam tego w kościele.
      Teraz, wszędzie :) Czasem nawet w niektórych kościołach, ostatnio w takim jednym, w skansenie. Ale nasza katedra, to jakaś przeklęta dla mnie.

      Usuń
  17. Chyba coś w tym jest bo w tym roku Halloween jak na lekarstwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie! Też zauważyłaś! Serwetek ładnych, dyńkowych nigdzie nie było. No ryją nam berety, ryją...jednak.

      Usuń
  18. No proszę, a ja mam wrażenie, że we Wrocławiu widziałam to Halloween wszędzie :) Lubię to święto, bo w jakiś sposób oswaja to, co teoretycznie powinno nas przerażać, a wtedy nie jest już tak straszne.

    A co do kościołów... Mnie tam zwykle trochę mdliło - dużo ludzi, zapach kadzidła... Uważam, że potępienie za brak wiary jest nie fair, bo albo się to czuje, albo nie - nie mogę zadecydować: "od dziś wierzę". Można wbrew sobie uczestniczyć w rytuałach, odmawiać modlitwy, ale to nie sprawi, że zacznie się wierzyć.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie różne rzeczy sobie wciskają i nawet wierzą we własne kłamstwa. Robiłam, czasem robię, to wiem :)
      Wiara wcale nie jest tak wielką zaletą jak nam się wmówiło. Najżarliwsza wiara czasem zakłada najbardziej ścisłe klapki na oczy. Ale ostatecznie jest to i tak wybór osobisty. Klapki też dla ludzi :)

      Usuń
  19. Podjęła się Pani analizy i wysnuła wniosek więc czuję się, może za chwilę również tak będzie,w obowiązku nauczyć od Pani ale tekst jest długi , ja nie umiem czytać a jeśli już próbuję to bardzo , bardzo powoli składam litery więc trochę mi zajmie przeczytanie co też Pani przyniosła dla innych od siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę czytać tak wolno jak potrzeba ;)
      Nie podjęłam się analizy, to była intuicyjna wypowiedź, zajrzałam do pani, bo przeraziło mnie, że można taki nick sobie nadać.
      Ale wolność Tomku w swoim domku. Podkreślam, swoim... :)
      Wiem, że się rozumiemy. Miłego dnia.



      Usuń
    2. Przeczytałam ...również polemikę poniżej. Chyba będzie dla Pań miłym gdy nie wniosę niczego od siebie a pozostawię Was same, szczęśliwsze. Komentarza też nie zostawię bo, na niego nikt nie czeka...poza panem pozorem.


      Usuń
    3. Nasze wybory, mają konsekwencje. Konsekwencje czasem są przykre. Niemniej, są to nasze konsekwencje. Wypracowaliśmy to uczciwie.
      Nie ma co jęczeć, trzeba się z tym zmierzyć Panno Zasłonko :)

      Usuń
  20. Dzień dobry,
    weszłam z ciekawości,
    bo pewna pani mnie ostatnio spamuje,
    a Pani jej ładnie odpisała, tu powyżej również. :)

    Nie widzę aury, ale bardzo mocno wyczuwam ludzi
    energetycznie. I wampiry energetyczne ode mnie
    uciekają.

    Co do Wampierzyc - w pełni się zgadzam.
    Co do ceremonii w tak zwanym kk, ostatni
    raz uczestniczyłam w tym cyrku 10 lat temu
    i już mam zapisany świecki pogrzeb dla siebie.

    Co jeszcze? Tu i teraz - bywa trudne,
    ale jest wykonalne.

    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nawzajem, serdeczności :)
    Czasem trudno jest zajrzeć za nasze maski jakie nosimy. Bo każdy nosi jednak. Taki świat tutaj mamy. Wybraliśmy go w jakimś celu. Zobaczymy, sytuacja jest cały czas rozwojowa :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Medytacja - kiedyś i ja coś tam o tym napisałam, określałam ją jako świadomą i nieświadomą :) A medytacja to chyba odpoczynek od świata A może nawet od siebie i spotkanie prawdziwego siebie...cichego, oddychającego ;) Dobrego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio moja medytacja dotyczy mnie, komfortu mego ciała, bliskości z nim...nawet nie wiedziałam, że tak można :) Jak widać, medytacji tyle, ilu ludzi.
      Spokojnego wieczoru :)

      Usuń