Obserwatorzy

niedziela, 6 października 2019

Nasze Serca Wszechświecie.



Kicały dwa zajączki drogą. Dzień był piękny. Słońce świeciło przez zielone listki, piasek na drodze był cieplutki, nagrzane trawy i zioła na poboczach pachniały słodko i smacznie, słychać w nich było uwijające się owady. Świerszcze świerszczyły, wiatr wiał i było pięknie.
I w zasadzie tak mogłoby wyglądać życie.


Myślę nad następnym postem już kilka dni. I tak pojawia się w głowie: napisz coś wesołego, coś pogodnego, coś co jest takim małym jednorożcem z tęczą; a nie tylko smutasy, pożegnania, trudności i depresje.
Mam takiego kleryka czytelnika, fajny, młody chłopak. Dopiero zaczyna. Przychodzi i mówi do mnie: niech mi pani da jakąś smutną książkę, bo ja jestem smutnym człowiekiem. No cóż, smutek to dopiero czubek góry lodowej. Pod smutkiem mnóstwo rzeczy się ukrywa.

Trafiłam kiedyś, na początku mojej drogi, do Instytutu HeartMath, czyli matematyki Serca. Akurat tę matematykę byłam w stanie pojąć. Tam dowiedziałam się, że pole energii, jakie emituje nasze serce, jest większe niż pole naszego mózgu. O wiele większe. Nasze ciało jest jakby w torusie tego sercowego pola elektromagnetycznego.


Nie wyobrażam sobie, żeby tak wielkie pole służyło niczemu. Można nie wierzyć w istnienie aury, ale tego pola, zmierzonego znanymi nam metodami naukowymi, nie da się zignorować.  Może aura i pole serca to to samo. Poczytałam sporo o koherencji serca. Cała ta wiedza była dla mnie tak oczywista, że pojęłam od razu.
Jednak trochę czasu zajęło mi dojście do zrozumienia i odczucia, jak ten stan wygląda. Bo tak jakoś przestałam umieć, a jako dzieci wszyscy umiemy.

Więc napiszmy coś pogodnego.

Dwa lata temu szłam do pracy moją ulubioną ścieżką, przez sad. Był właśnie październik.
Ciepły wiatr owiewał mnie i przytulał. Czułam jak jego niewidzialne palce wplątują mi się we włosy, rozhuśtują kolczyki, lekko dotykają policzków. Drzewa szumiały szepcząc jakieś poranne ploteczki.
Słońce prześwitywało przez liście i rzucało na ziemię plamy światła. Kiedy wchodziłam w taką plamę sama stawałam się światłem. Byłam jasna, zielona, żółta, pomarańczowa. Kiedy wchodziłam w cień, jasność łagodnie zamieniała się w miękki mrok o zapachu suchych liści. Przytulny jak aksamit. I znów wchodziłam w światło, a potem znów w cień.


Chwilę postałam w świetle pragnąc podzielić się tym uczuciem radości jakie mnie ogarnęło. Wyobraziłam sobie jak ono wychodzi ze mnie, jak taka niewidzialna fala tej radości płynie we wszystkich kierunkach, do tych których kocham i do tych, których nie kocham, rozlewa się daleko, miękko, radośnie, po całej Ziemi aż w Kosmos.
I ruszyłam dalej, myśląc już o pracy, czytelnikach, książkach i biurokracji.
Wyszłam z sadu i weszłam na wylany asfaltem plac. Wewnątrz mnie przepływały myśli codzienne, choć nieco spokojniej niż zwykle. Podniosłam oczy na niebieskie niebo, było w tym idealnym błękicie jaki tylko jesień może namalować i na tle tego nieba zobaczyłam wielkie osiki rosnące opodal.


Były przepiękne, każdy listek był idealną kropką złotego, żółtego światła.
Na wietrze, wszystkie te drobiny tańczyły taniec, drżały, przechylały się, falowały, wibrując w najdoskonalszej harmonii z błękitem nieba, z wiatrem, słońcem i ze mną...
Stanęłam bezwiednie, zapatrzona w ten cud...
Czułam się tak, jakbym była tymi listkami. Zachwyt jaki ze mnie wypłynął był tak przejmujący, że aż napłynęły mi łzy do oczu. Wszystko we mnie było omywane łagodną, ciepłą falą najprawdziwszego, najjaśniejszego uczucia, zachwytu i błogości.
I to trwało, i trwało.
Nie mogłam odwrócić wzroku, nie czułam ciała, nie czułam czasu. Choć od czasu do czasu przepływała myśl; jak długo ja tu stoję?
Ale odpływała jak chmurka, roztapiała się w podmuchach wiatru, w tańcu liści, w blasku słońca.
Patrzyłam, chłonęłam, byłam w tym, byłam TYM.

Po jakimś czasie poczułam zdrętwiałe stopy i napięcie w szyi, bo głowę miałam zadartą do góry. Lekko potarłam kark, tupnęłam parę razy, wróciłam na Ziemię...
W głowie wyświetliła się biblioteka, więc niechętnie, oglądając się na osiki, poszłam do pracy.
Został we mnie cień zachwytu, ale jakby się schował, znalazł we mnie ciepły kącik i zwinął się w kłębuszek. By nie przeszkadzać.
Kiedy przyszłam do pracy, okazało się, że spóźniłam się pół godziny.
Pół godziny stałam pod osikami, zaczarowana, w bezczasie...
Wcale nie poczułam, że to tak długo było....


Myślałam wtedy, że to piękno tych listków, ten błękit nieba wywołały we mnie ten stan. Wiele razy przechodziłam tamtędy, patrzyłam na osiki, ale zaledwie cień tego uczucia się pojawiał. To nadal było piękne, widziałam wiele piękna wokół. Ale ten stan: głęboki, spójny, błogi zachwyt, nie wracał.

Aż do momentu kiedy zaczęłam medytować. Kiedy już trochę się nauczyłam wyciszać medytacjami prowadzonymi i zrozumiałam, że medytacja to po prostu znalezienie spokoju w sobie, znów się przydarzyło. Siedziałam i nic nie robiłam, po prostu patrzyłam na mój sad, gawrony i psy, i znów było, wypłynęło ze mnie. Jakby mały kotek w moim Sercu wstał, rozprostował łapki, ziewnął i przeciągnął się. I zaczął mruczeć.

Źle szukałam.
Nie tam gdzie trzeba, szukałam na zewnątrz, myślałam, że mogę to skądś dostać.
A to cały czas było we mnie, od początku.
I czekało....




Nadal, kiedy czuję coś dobrego, staram się wyobrazić, że pole mojego serca rozsyła tę energię piękna i dobra, zachwytu i błogości, wszędzie, do moich bliskich, do nieznajomych, wokół Ziemi. I ona płynie...
Czasem robię to świadomie, ale myślę, że sama moja chęć i intencja wystarcza.
Moje Serce zawsze wie co robić Wszechświecie.
Wszystkie nasze Serca wiedzą.




PS. Zdjęcia są z dzisiejszego spaceru, pięknie było :)
PS2. Marytko i Anabell, specjalnie dla Was i dla każdego, kto potrzebuje, łapcie :)



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja elektromagnetyczna, Prowincjonalna Bibliotekarka.

28 komentarzy:

  1. Pięknie to napisałaś , aż mi się oczy spociły. Dziękuję;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak myślałam, czułam kiedy pisałaś, że to dla tych którzy potrzebują takich pięknych, wysokich wibracji. Ja to znam Aniu, też tego doświadczyłam. Szłam za każdym Twoim słowem jak za własną myślą, jakbym wiedziała jakie będzie Twoje następne zdanie. Zgadzam się całkowicie z myślą, że to czego potrzebujemy w sprawach emocji i uczuć mamy w sobie. Nie dostaniemy tego z zewnątrz. Sami mamy sięgnąć po to do naszych serc. Nasza wewnętrzna siła, nasza moc jest w nas samych. Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś!:-)
    Pięknie to napisałaś! Dziękuję!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko mamy Marytko. Czasem trudno do tego sięgnąć, czasem sama zapominam, że mam. Wkręcam się, przeżywam, cierpię. Z drugiej strony nie da się być w błogości cały czas. Ja nie umiem. Kiedy jednak wszystko się uspokaja, mogę trochę pobyć w tym stanie, zregenerować się, złapać dystans, zobaczyć inne aspekty sytuacji. I czasem już się nie wkręcić ;)
      Mamy tę moc, używajmy.

      Usuń
  3. Serce wie, oczy widza, ale nie u każdego...widuje osoby idące rano tu i tam, mało kto zauważa, że kaczka wędruje po trawniku, że kasztany znów zakwitły, że samolot zostawił ślad na niebie, ze nad głowa klucz gęsi.
    Sami zamykamy sie na takie obrazy, mając w głowie przyziemne sprawy, a nasze serca domagają się innych spraw, nasze głowy innych obrazów.
    Wierzę, że serce ma aurę, bo niektóre osoby są jak powrót do domu, a inne jak jaskinia bez dna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano oduczamy się. Jako dzieci umiemy to czuć, być w tym. A potem przestajemy to czuć. I bardzo trudno do tego wrócić czasem. Ja też widuję ludzi, którzy zapomnieli. Dużo takich ludzi, są też ludzie jak taka jaskinia. Ale to nie znaczy, że oni tego nie mają, oni tylko zdecydowali tego nie widzieć. Mają to, ale chyba, używają odwrotności tego stanu. A my to czujemy, nasze serca cały czas są w kontakcie. Informacja przepływa. I to jest fakt.
      Świat jest ciekawy :)

      Usuń
  4. Wielu ludzi ciągle jeszcze szuka, nie zauważa piękna wokół nas a co dopiero w nas samych.. A w sobie można znaleźć wszystko, trzeba tylko trafić na tę ścieżkę prowadzącą do naszego serca..
    Pięknie to napisałaś.. Uśmiecham się do Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się odśmiecham :)
      Sama szukałam to wiem. Wszechświat pomaga, zawsze pomaga, trzeba tylko pozwolić sobie pomóc. Wierzyć, że na tę pomoc zasługuję, a nie żem "niegodny".Ech Aksamitko, pod nosem mamy.
      Spokojnego i miłego dnia.

      Usuń
  5. Tak, z głebi człowieka powinnno to intensywne czucie wypływać, ta umiejętnośc zachwytu nad tym, co jest, to widzenie piękna i dobra. Ten odlot, kiedy bycie w bliskim kontakcie z naturą, bycie jej częścią jest niczym najlepszy narkotyk. Nie zawsze mi sie to udaje, czasem jaskninia trzyma mocno, ale gdy już pojawi sie taki błogi stan, staram sie go przytrzymać jak najdłużej, bo jest jak dobry sen, jak powrót do źródła.
    Pięknie napisałaś, Aniu. Z blaskiem i uśmiechem. Tak to czuję i ...dziękuję!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mnie zadziwia jak szybko i skutecznie wracamy do stanów trudnych, męczących, dawnych traum. A jak trudno znaleźć w sobie te piękne i dobre, które przecież były, czuliśmy kiedyś. Nie jest tak, że zawsze było źle.
      No nic, płyniemy Olu. Trzeba to w sobie pielęgnować, bo to bardzo delikatny kwiatek :)

      Usuń
  6. I smutek jest dobry i radość. Te chwile oczarowania i zachwytu zdarzają się każdemu ale nie każdy je zauważa, celebruje i utrwala. Szczęśliwi Ci, którzy to potrafią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy potrafimy. Na początku życia. Potem uczy nas się zapominać, dokonujemy wyborów. Oddajemy coś za coś. Zapominamy, ale jest to w każdym człeku. Trudno się tylko dogrzebać, pod nawałem wszystkiego....

      Usuń
  7. Pięknie opisałaś ten stan, wzruszyłam się, znam go także...
    Nasze serca wciąż pamiętają, tylko umysł rozszczepiony ciągle coś podważa, ciągle gdzieś gna...
    Niektórzy ludzie wydają się być nie wrażliwi na piękno, na drugiego człowieka, ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, tylko niektórzy zbyt daleko odeszli w zapomnienie i trudniej im jest wracać.
    Dziękuję za ten post Anno i serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po coś tu przyszliśmy. Jest Plan. Wiem, że jest. Nie wiem na jakim ja jestem etapie tej podróży, ale idę. Pamiętam stan zapomnienia, nie chcę tam już wracać.
      Zobaczymy Mario, zobaczymy.. :)

      Usuń
  8. Udało Ci się piękny i bardzo optymistyczny post stworzyć. Też nie raz myślałam, że najwięcej pozytywnej energii kryje się w przyrodzie i w odludnych miejscach szukałam swojego szczęścia. Często zachwycając się czymś traciłam poczucie czasu. Tak samo jak Ty. Jednak może masz rację, to wszytko jest w nas i trzeba to odkryć we wnętrzu a nie w konkretnych miejscach. Mimo to ciągle najlepiej do wnętrza zagląda się gdy otacza nas coś pięknego.
    Wszystkiego dobrego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba w takich miejscach po prostu łatwiej się wyciszyć. Przyroda i planeta pomagają. W lesie każdy się wycisza, ale może to dlatego, że pole energetyczne lasu, drzew i roślin wpływa na nasze pole. Stan spokoju jest stanem lasu i my go przyjmujemy jak nasz własny. Bo jak z lasu wyjdziemy, szybko potrafimy wskoczyć w chaos naszego życia. Więc dotarło do mnie, że należy w sobie szukać, gdzie się schował ten stan spokoju. Gdzieś go utknęłam w kącie. Dużo rzeczy poupychałam. Teraz odkopuję :)
      Miłego dnia :)

      Usuń
  9. Dziękuję za Twój post. Czegoś takiego mi było trzeba.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Każdy z nas jest poetą, tylko trzeba pozwolić sobie to dojrzeć, w sobie :)
    Miłego dnia Aga :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko jak ja kocham taką słoneczną jesień, kiedy liście mienią się kolorami. Uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana
    Piękno to Twoje obserwowanie świata🤗
    I mnie ciekawi podczas spacerów każdy przyrodniczy drobiazg🍁🌾🍂
    Serdeczności zostawiam na miły weekend 🙋❤️🌸🌞☕

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj jesiennie
    Tak z dnia na dzień zbliżamy się do listopada. Natura powoli przygotowuje się do zimowego snu.
    Dlatego nadal rozglądaj się dookoła i zaprzyjaźnij z rudowłosą Pani Jesienią. Za chwilę bowiem zacznie rozpaczać, że nadchodzi jej najstarsza siostra.
    Ciesz się, że słońce zwycięża słotę
    i świat jak jabłko w dłoniach trzyma.
    Bowiem po dniach jesieni złotej
    nadejdzie skuta srebrem zima.
    Pozdrawiam szumem szeleszczących liści

    OdpowiedzUsuń
  14. przewędrować, przeczytać, przemyśleć. Jestem z poślizgiem. Ala

    OdpowiedzUsuń
  15. Czasem zdarza mi się tak zatrzymać i zachwycić. Mam wtedy wrażenie, jakby czas nie płynął, tylko spokój i błogość. Mam nawet swoje ulubione miejsce na takie zachwyty - pewne wzgórze w rodzinnej miejscowości, z którego roztacza się widok na całą okolicę. Najbardziej lubię je popołudniowo-wieczorną porą (zależy od pory roku), kiedy zachodzące powoli słońce spowija wszystko złotą aurą z domieszką mgły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma takie miejsca. Myk polega na tym, by to uczucie, które przecież znasz i masz, wywołać w innym miejscu, mniej komfortowym. Wewnątrz siebie niezależnie od sytuacji. Spróbuj, wykonalne ;)

      Usuń