Obserwatorzy

piątek, 8 listopada 2019

Kobiece kręgi Wszechświecie.


Uffff...
Zamotało się w Życiu.
Trochę jakbym siadła na saneczki i zjechała z górki na pazurki.
Tylko na dole mgła była, nie bardzo wiedziałam dokąd jadę.
Ale zjechałam...

To od początku...
Kiedy wyniosłam się z rodzinnego miasteczka, już nie wróciłam. Życie skupiłam na byciu matką i żoną. Chłopaki moje, praca, studia. Wszystko płynęło. Tak jak u każdego. Zmartwienia i troski z momentami wytchnienia, jeśli już sobie na to pozwalałam. A pozwalałam rzadko. Bardzo rzadko. Czujność była sposobem życia wyniesionym z domu. Nigdy nie wiadomo co zdarzyć się może.
A moim zadaniem było wypatrzyć wszelkie zagrożenia i zneutralizować. Albo przynajmniej kontrolować. W takim stanie lepiej nie mieć wyobraźni, ale ja miałam...

Jasne było, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym, że się wypalę.
Więc się wypalałam powoli...

A w rodzinnym miasteczku, dziewczyny z podstawówki w liczbie sześciu spotykały się tak z dwa razy w roku, by się powspierać, pogadać, pobyć w miłym towarzystwie.
Kiedy przyjeżdżałam do mamy czasem spotykałam Jolę, zapraszała mnie, ale zawsze znajdywałam wymówkę. Podstawówka była niemiłym czasem, ciągle patrzyłam na nas, z tamtych czasów, przez pryzmat dzieciństwa i w ogóle nie miałam ochoty tam wracać.
Poza tym wypalałam się przecież :)

Jednak gdy uciekasz, to cię gonią, więc jak już depresja przyszła i czułam się jak kupka popiołu na wietrze, nadszedł moment terapii i grzebania w dzieciństwie.
Jaka ja sobie jestem wdzięczna za pisanie pamiętników od piątej klasy. Choć mogłam przestać.
Pierwszy pamiętnik z czwartej klasy, znalazł mój ojciec, pokazał mamie i strasznie mnie obśmieli. Spaliłam go w piecu. Wstyd pomieszany z wściekłością nie spalił się wtedy. Został ze mną na długo.
Ale zaczęłam pisać następny pamiętnik, chowałam go tylko bardzo. Potrzebowałam pogadać ze sobą, uporządkować myśli, uzewnętrznić emocje, bo już wtedy tylko tak umiałam. Już wtedy odcinałam ciało, bo się trzęsło, drżało, w nim budziły się te wszystkie okropne uczucia strachu. Obwiniałam ciało, że jest takie męczące. Miało być spokojne.
Więc pisanie było kurkiem bezpieczeństwa.

Kiedy dorosłam, kiedy Odwaga zaczęła pracować we mnie, sięgnęłam po pamiętniki. Najpierw te z LO, bo to był lepszy czas. Ale w końcu, niepewnie i ze strachem, zabrałam się za te z podstawówki.
I okazało się, że nie było tak źle. Byłam samotna, przerażona i wściekła. Ale byłam też kreatywna, zabawna, żywiołowa i potrafiłam jednak się cieszyć. Koleżanki i koledzy z dystansu trzydziestoparoletniego okazali się być tacy sami jak ja, w tamtym czasie.

A ja zawsze czułam, że jestem najgorsza, najgłupsza, do niczego.
I bardzo pracowałam by to ukryć, zamazać mój wstyd.
Dokładnie to, po ponad trzydziestu latach, nie pozwalało mi na spotkanie z dawnymi przyjaciółkami.

Wstyd.



Ciężko to było zobaczyć. Ciężko było dokopać się do tego.
Bardzo głęboko schowany, zawalony lękiem, złością, wyparciem, smutkiem, rozpaczą, wściekłością, perfekcjonizmem, WSTYD był całkiem nierozpoznawalny.
Rządził moim życiem długo, jak dyktator schowany w przeciwatomowym bunkrze, nadawał tylko komunikaty i polecenia przez radio, ale posłuch miał 100%. Wykonalność też.

Aż wreszcie dojrzałam, choć jeszcze nieświadomie, choć jeszcze myśląc, że to lęk mnie powstrzymuje. Złapałam lejce w swoje ręce i wybrałam się dwa lata temu na spotkanie.

Bo Jola, kochana Jola, przez trzydzieściparę lat, od czasu do czasu kiedy mnie spotykała, nienachalnie mówiła: Anka, jak masz ochotę, to spotykamy się w czerwcu, przyjdź, dziewczyny się ucieszą...
To się nazywa: trzymanie przestrzeni...
Ona nawet o tym nie wiedziała, ale to robiła. Dla mnie.

Kiedy pojechałam na pierwsze spotkanie, cała drżałam. Trzęsłam się jak galareta, ale dzielnie postanowiłam nie brać tabletki przeciwlękowej. Miałam ją ze sobą w torebce, jako koło ratunkowe, na wszelki wypadek.
Weszłam do sali, kręciło mi się w głowie, mdliło i miałam wrażenie, że upadnę.
Ale moje nogi poniosły mnie do stolika, moje ręce obejmowały, moje oczy były mokre, moje usta się uśmiechały, moje serce biło mocno, tak jak serca przytulanych koleżanek.
I to wszystko uświadomiło mi, że jestem tam, gdzie powinnam być, jestem taka sama jak one, a ten krąg jest też moim Kręgiem. To było trochę tak, jakbym odnalazła kawałek siebie, który zgubiłam...



Każda z nas jest taka, jakie byłyśmy w podstawówce. Ekspresja, wrażliwość, drobne ruchy, tiki, sposoby reakcji, to wszystko takie znajome. Ale jednocześnie jesteśmy inne, głębsze, bardziej  świadome, bardziej wyraźne.
Jakbyśmy były w dzieciństwie malowane delikatną akwarelą, a teraz powstał soczysty obraz olejny, więcej cieni, więcej konturów, więcej koloru, więcej kontrastu. Pełnia.
Kobiety mają MOC.

Po pierwszym spotkaniu były następne i następne, i za każdym razem czułam, że to jest magiczne. Tyle emocji w ruchu, tyle wsparcia i dobra. Tyle podtrzymania w smutku, bo wszystkie wchodzimy w czas, kiedy rodzice zaczynają nas opuszczać. Co jest trudne gdy byli dobrzy, a jeszcze trudniejsze, gdy byli niekoniecznie dobrzy.
Jest to też lustro, mogę się przejrzeć w oczach każdej z nich i mój wstyd tego nie wytrzymał.
Poszedł sobie.
Bo w oczach moich przyjaciółek odbijam się bezwstydnie, prawdziwie i szczerze. Nie chowam się za systemami obronnymi, choć nie wszystko mówię. Każda z nas ma swoje strefy prywatne, ale to jest bardzo ok. Każdy musi mieć swoją Przestrzeń.

Wchodząc w świat duchowości i rozwoju na chwilę zatrzymałam się w strefie, gdzie twierdzono, że wszystko jest we mnie. Jest. To akurat prawda.
Jednak bez innych ludzi, interakcji z nimi nie zobaczę tego wszystkiego. Na nic wielogodzinne medytowanie, na nic zaglądanie w siebie i tylko w siebie. Kontakt z innymi daje nieograniczone możliwości spotkania siebie na wielu, wielu płaszczyznach. Jest to trudne, trudniejsze niż by się wydawało.
Ale mam głębokie przekonanie, że właśnie po to tu wszyscy przyszliśmy...


By widzieć innych, by widzieć siebie, by poczuć to, jak piękni jesteśmy i podzielić się tym.









PS. Jola DZIĘKUJĘ :)
PS2. Wstyd tak łatwo nie odpuszcza, przemieszcza się i przebiera, ale skubany, namierzony został ;)
PS3.  A teraz Jola trzyma przestrzeń dla następnej Zguby...poczekamy.






Pozdrawiam Wszechświecie, twój kawałeczek w Kręgu Życia, Prowincjonalna Bibliotekarka.


50 komentarzy:

  1. Nienawidziłam podstawówki aż do szóstej klasy włącznie, bo było daleko, ciasno, 55 łebków w klasie. W siódmej przenieśli moją szkołę do nowego budynku i było fajnie, byliśmy fajnie zgraną klasą, tak zgraną,że kiedyś całą klasę zawiesili w prawach ucznia, więc poszliśmy sobie wszyscy razem na film z Fernandelem.
    A potem się klasa rozleciała po różnych liceach i właściwie już nie spotkaliśmy się razem. Może szkoda, nie wiem.
    Wiesz, w dużym mieście to są jakieś inne kontakty, ja nawet nie znałam wszystkich lokatorów kamienicy w której mieszkałam 20 lat. Jest jednak spora anonimowość i znacznie luźniejsze kontakty między ludźmi. Niedobrze gdy dziecko się wstydzi za swoich bliskich, to rzutuje na całe życie i ciężko się od tego uwolnić. W ogóle wszystkie traumy z dzieciństwa bardzo ciężko "wyplenić" bo miały miejsce w okresie gdy najwięcej nam zapada w mózg i się w nim utrwala niemal na zawsze. Potem człowiek już to rozumem ogarnia, ale emocje nadal mają nas w swej mocy.
    Przytulam, moja Nadzwyczajna Prowincjonalna Bibliotekarko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 55 dzieci w jednej klasie??? Jeju, nie mogłaś się czuć dobrze, mało kto pewnie się czuł. Okropność.
      Wszystko mija, podstawówka to właściwie wczesne dzieciństwo, chyba rzadko takie przyjaźnie wytrzymują czas i odległość. U nas Jola jest sercem tych spotkań. Ona je organizuje, ona rządzi ona skleja. Gdyby jej nie było, pewnie by się nie udało. Ale jest :)
      Wiesz pewnie Ania jakie działają mechanizmy w rodzinach alkohol., wstyd jest podstawą bytu. U uzależnionych i współuzależnionych. Całe pokolenie moje tak ma, bo w tzw. komunie się piło. Jak nie piłeś, donosiłeś...i parę innych, głupich powiedzeń. Dobre wymówki. Ale co zrobisz, lekcje się odbyły.
      Ostatnio trafiłam na warsztaty z neurośwadomości, metody Feldenkraisa, mikroruch. Tu się zatrzymam na dłużej. To jest uplastycznianie systemu nerwowego. Napiszę o tym, bo już po pierwszych ćwiczeniach czuję się lepiej i widzę zmiany :)

      Usuń
  2. Nawet najszczęśliwsze dzieciństwo miewa swoje mroczne strony. Bo dzieciństwo to nie tylko rodzina.
    Tak jak Ty znalazłaś ukojenie w kręgu dawnych koleżanek, tak ja nie zaznałam go w kręgu licealnych, okazało sie, że nie nadajemy już na tych samych falach.
    Dlatego sceptycznie podchodzę do propozycji spotkanej niedawno koleżanki z podstawówki, by spotkania po latach zorganizować.
    Zbyt dużo kosztowały mnie spotkania po maturze lat ileś tam...
    Masz niesamowite koleżanki i trzymaj się tego kręgu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że są niesamowite :) Jola jest sercem tych spotkań od samego początku. Chyba musi ktoś taki być, by ogarniać resztę.
      U nas jest adwokatka, radiolog, dwie nauczycielki, właścicielka sklepiku i Jola w korporacji pracująca. Mamy o czym rozmawiać, choć czasem mamy inne zdania, to jakoś się udaje nie kłócić.
      Tylko u mnie dziewczyny trzymają się razem od prawie trzech dekad. Takie spotkania z doskoku, raz na trzydzieści lat to nie to samo...Raczej nie trzeba sobie dokuczać. Raczej trzeba szukać stref komfortu.
      Ludzie przyjeżdżają, zakładają maski, udają...ech Jotko, psychiatryk :)

      Usuń
  3. I fajnie :) Bardzo się cieszę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja uważam, że kobietom potrzeba kobiecych kręgów, nawet gdyby to miał być krąg składajacy sie tylko(lub aż, bo to musi być naprawdę bliska, otwarta i nieudajaca niczego dusza) z dwóch istot. I tak, tutaj na blogach znajdujemy namiastkę takich kręgów. Czasem bardzo to pomaga, że spotkać tu można tak wrażliwe, empatyczne i po prostu rozumne istoty.Podzielic sie sobą, przejrzeć sie w zwierciadle drugiej duszy, zastanowic się co w nas szwankuje i co mozna by spróbować naprawić. Popłakać, powzdychać, popatrzeć porozumiewawczo. Posłuchać cudzych historii, znaleźć cząstke ich w sobie. A czasem po prostu pośmiać sie razem. Bo coraz mniej potrafimy sie śmiać. Szczerze i zaraźliwie. W ogóle szczerośc przeżywa moim zdaniem powazny deficyt. Strach przez zranieniem wynikajacym z odsłonięcia się, to powszechna postawa. Maski, maski, maski...
    Mam tak jak Jotka - nie znalazłam kręgu, do którego chce sie wracać w osobach z liceum.Spotkania podstawówkowe nie były organizowane, ale sądzę, że między nami, byłymi uczennicami tej szkoły były jeszcze większy rozdźwiek i obcość, niz miedzy licealistkami. W ogóle nie ciągnie mnie do tych spotkań. Kiedys nasze drogi przecięły się a potem każda poszła swoją drogą.Wolę zachować je w pamieci jako szczere, prawdziwe dziewczynki i dziewczyny niz dorosłe, znękane zyciem i milczące albo udające sukces zyciowy, rozgadane męcząco kobiety (takie właśnie wrażenie odniosłam ze spotkań pomaturalnych, to było nieszczere a jednocześnie raniące).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też uważam, że szczerość przeżywa deficyt. Bardzo poważny. Czegoś takiego jak szczerości ze samym sobą boimy się, nie uprawiamy od dawna. Uwikłani w jakieś głupie obrazy siebie podawane nam przez media, innych ludzi oraz nas samych. Każdy chce byś JAKIŚ, a nikt nie chce być sobą. No i mamy to co mamy w przestrzeni tzw. publicznej.
      I masz całkowitą rację, śmiech pomaga rozwalić tę zbroję. Zdrowy śmiech, z dystansem do siebie i swoich śmiesznych stron :) Siedzę teraz i robię sobie śmiechoterapię, oglądam Friendsów na Netfliksie. Jestem jak Monika, Chandler i Phoebe razem wzięci i bardzo mnie to bawi:)
      Opisywałaś swoje spotkanie z Przyjaciółką, nie ważne ile Krąg liczy osób, ważne by pozwolić sobie go mieć. Pozwolić sobie być znów dzieckiem, które przecież w każdym z nas jest.
      Nieszczerość wynika ze strachu. Maski wynikają ze strachu. Strach wynika ze wstydu. Strach jeszcze można znieść, wstyd nie...
      Ale to nic, jakoś przerabiamy swoje lekcje.
      Cały czas wierzę, że wszyscy zmierzamy ku Dobremu. I trzymam tę przestrzeń, wiesz, pola morficzne działają ;)
      Jutro jadę nad morze na 5 dni, mam nadzieję zobaczyć sztorm!
      Miłego Olu :)

      Usuń
    2. Niech Ci się zdarza wspaniałe sztormy, Aniu. Niech te morskie widoki zachwycą Twą duszę. Niech Cię Wszechświat cudami obdarzy. I nie zapomnij o robieniu zdjęć!:-))

      Usuń
  5. Witaj
    Ja z zawsze z obawa podchodzę do takich spotkań po latach. Nigdy nie ma pewności jak będzie. Są osoby z którymi mogę nadal przegadać północy. Jednak istnieje też druga strona medalu. Czasem spotkanie się nie klei, jest sztucznie, sztywno.... Nigdy nie wiadomo, jak będzie.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym. Mogło być niefajnie. Ale po prostu bym już nie powtórzyła tego doświadczenia i już :) Chciałam spróbować, zobaczyć, trochę wypróbować siebie. Nie musiałam, chciałam. Mogłam nadal mówić: nie. Mogłam potem powiedzieć: nie. Niemniej teraz, w tym doświadczeniu, ja trzymam lejce i powożę furmanką ;) A nie mój wstyd i strach. I o to mi chodziło.

      Usuń
    2. Witaj
      Dziękuję, że pamiętasz o mnie w swojej zagonionej codzienności. Tak życie pędzi do przodu. Nie chce mi się wierzyć, że powoli kończy się listopad, a dookoła już prawie bożonarodzeniowy nastrój. Chyba trochę za szybko? Ale lejce pędzącego czasu trudno utrzymać.
      Jednak już dzisiaj życzę nam abyśmy dzielili się radościami i uśmiechami z osobami bliskimi.

      Usuń
  6. Ja bym się nie wybrała bo jakoś tak zwyczajnie z boku całej klasy zawsze byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I normalnie to twoja decyzja. Tak samo dobra, jak każda inna.
      Ja chciałam zobaczyć. Ale każdy po swojemu :)

      Usuń
    2. U nas jakos nikt nic nie organizuje albo to po prostu dociera do najbardziej zżytych osób. Nie wiem, czy bym na ulicy rozpoznała...

      Usuń
  7. Nie poszłam na żadne klasowe spotkanie. Chyba bałam się spotkania po latach i stwierdzenia, że to już nie jest to, że się zmieniliśmy i co gorsze właśnie może na gorsze. Nie miałam też ochoty spowiadać się z własnego życia, a tym bardziej wnikać w życie innych. Nie lubię wracać do przeszłości, nie lubię wspominać, co nie znaczy, że tego nie robię, ale raczej rzadko i pod wpływem jakiegos impulsu, żeby potem jednak szybko zagnieździć się w teraźniejszości.
    Natomiast uważam, że utrzymana przyjaźń z dzieciństwa, to jedno z najcenniejszych doświadczeń w życiu. Szczęśliwi ludzie, którym udało się taką przyjaźń zachować i podtrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak wyszło, że dziewczyny się trzymały...Jola nawet nie wie jaką ma siłę i MOC ;) Tego wszystkiego o czym napisałaś bałam się i wstydziłam właśnie.
      Fakt, taki krąg, który przetrwał od przedszkola właściwie, chyba rzadko się zdarza. Ja mam szczęście, no i gratuluję sobie odwagi :) Bo to jednak trudne było.


































































      Usuń
  8. Ja mam bardzo złe wspomnienia z podstawówki. Prawie w ogóle nie wspominam tamtych czasów bo aż przykro. Kilka lat było spotkanie klasowe ale nie poszłam bo wiedziałam że czułabym się źle. Pamiętnika nie pisalam nigdy tylko jakieś tam swoje wymyślone historyjki w których byłam kimś innym. Nie pokazywałam tego nikomu żeby się ze mnie nie śmiali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) A masz teraz te historyki? Bo wiesz, jak je teraz przeczytasz, spotkasz MałąKasię i jej świat. I to będzie fajne spotkanie, może ze łzami, ale dobre i potrzebne. Kiedy zobaczysz kim byłaś w historyjkach, będziesz wiedziała o co chodzi teraz. Tak było u mnie :)

      Usuń
  9. Nie mam wspomnień z podstawówki, a raczej nie mam dobrych wspomnień. W żadnej nie zdążyłam się zagnieździć - rodzice przeprowadzali się wtedy z miejsca na miejsce. Bardziej stacjonarne było liceum i stamtąd pozostała do dziś jedna przyjaźń. Nie chodzę na klasowe spotkania, nie mam tym ludziom nic do powiedzenia. Często wtedy się wstydziłam - przyjechałam ze wsi do wielkiego miasta i zawsze byłam w cieniu miastowych, bardziej "doświadczonych" koleżanek. Z dzisiejszego punktu widzenia było to głupie, bo moja "gorszość" nie miała podstaw. Ale wiem to teraz. Wtedy bolało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bolało, wiem. Ja wstydziłam się siebie i mojej rodziny, a tymczasem sąsiad molestował córkę i pił. Drugi sąsiad lał syna batem po plecach i pił. U moich koleżanek też różowo nie było.
      I tak dom po domu...Słowo daję, nigdzie nie było normalnie. Ale co zrobisz...minęło.
      Ostatnio przyszła do mnie czytelniczka, mama dziewczynki, którą znam od maleńkości. Obecnie nastolatki. I dawaj na nią narzekać, że leniwa, że opryskliwa, że nie szanuje. A ja jej przypomniałam, jaka fajna córka była jak była mała, kiedy jeszcze chciała czytać, kiedy jeszcze nie mówiła zbyt dużo. Użyłam słów: bo ona jest bardzo wrażliwa; na to matka: ale czemu tak pani mówi? Pretensja w głosie.
      Bo to prawda. Wszyscy jesteśmy wrażliwi i delikatni...dopóki nie musimy się bronić.

      Usuń
  10. Wolałam zdecydowanie liceum niż podstawówkę. Z ludźmi z liceum byłam i nadal z niektórymi jestem - blisko. Oczywiście nic na siłę nie z każdym się da, bo każdy innym jest. Ze swoimi wadami i zaletami tworzymy coś wielkiego i trudno to ogarniać, nie z każdym da się tworzyć kręgi- ale to niczyja wina, to też jest potrzebne. Podoba mi się co napisała u Ciebie Olga Jawor: "I ja uważam, że kobietom potrzeba kobiecych kręgów, nawet gdyby to miał być krąg składajacy sie tylko(lub aż, bo to musi być naprawdę bliska, otwarta i nieudajaca niczego dusza) z dwóch istot" - Bo nie ilość się liczy tylko jakość. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutni potrzebujemy, nic na siłę i dwie osoby to już KrąG :) Miłego dnia :)

      Usuń
  11. Momentami jesteśmy bardzo podobne. Mnie też zawsze onieśmielał wstyd i bardzo nie lubiłam siebie ze szkolnych lat, ale jak tak się przyjrzeć dokładniej nie było ze mną tak źle. tez prowadziłam pamiętniki, od czwartej klasy podstawówki. Prowadzę do teraz i na szczęście nikt żadnego nie znalazł. Twój ojciec zachował się bardzo źle wobec Ciebie, powinien uszanować twoją prywatność, a nabijanie się to już w ogóle oporne moim zdaniem...
    Też sie wypaliłam ale tutaj w mojej miejscowości, w której mieszkam od zawsze. Nie to, że znudziło mnie moje świeże małżeństwo hehe ale czasem tęskniłam za babskim gronem. Niestety u mnie sytuacja odwrotna to wszystkie koleżanki pouciekały. Kiedyś ich tak bardzo nie potrzebowałam jak teraz. Byłam zbyt nieśmiała, zamknięta w sobie, a jednak miło mi się wspomina chwile z nimi. Tęsknię za tym i nawet sama próbowałam zorganizować jakieś spotkania. Niestety domy rodziny, praca każdą z nich pochłonęła. Ciężko teraz się spotkać, odkłada się na później i później do nigdy o nowe znajomości też jakoś trudno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele nas jest takich, zdziwiłam się, jak wiele ;)
      Życie zamiata większość ludzi, a może wszystkich? Bo trzeba czegoś doznać, coś przejść, co przekuleć, by zauważyć, że chcę inaczej. Ja należałam do opornych, lekcje musiały zakończyć się przy ścianie z rozbitą głową, żebym pojęłam: ślepa uliczka. Ale znam takich co całe życie w tę ścianę walą.
      Taki wybór, choć płaczą, że nie ;)
      Potrzebujesz kręgu? Szukaj i się nie zrażaj. A może wyjedź, zamieszkaj gdzie indziej, może coś...Wybory mają konsekwencje, to właśnie nas powstrzymuje, ale niewybór to też wybór.
      Czytam twoje teksty, mądra jesteś kobietko, korzystaj z życia i ciągle weryfikuj wszystko. Najgorsze, to zabetonować się w przekonaniach. Z własnego życia mówię ;)

      Usuń
  12. Znam także takie kobiece kręgi:) Raz do roku, przeważnie w lipcu spotykamy się - my dziewczyny z liceum. Jednego roku jest nas więcej, innego mniej.. Jedna mieszka we Francji, ja w Szkocji.. Spotykamy się , zamawiamy wielką pizzę i rozmawiamy.. Lubię te spotkania. Z dawnymi koleżankami z podstawówki nie mam kontaktu, nigdy nie mieliśmy żadnego spotkania. Ale z jedną utrzymuję stały kontakt, spotykamy się kiedy tylko można, rozmawiamy przez telefon, jesteśmy jak rodzina:)))
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to działa na wielu warstwach. Kobiety potrzebują kobiet, mężczyźni mężczyzn, a potem kiedy się mieszamy, jest też fajnie. Życie ma smak Aksamitko :)
      Pozazdrościłam ci morza i siedzę nad Bałtykiem :)

      Usuń
  13. Ach te kręgi kobiece. Bywają czasem krótkotrwałe, ale jakie fajne! No i przypomniałam sobie, impuls jakiś mnie naszedł. Wróciło wspomnienie o babskim kręgu na praktykach studenckich. A jak już mnie odetkało, to dopóki impuls trzyma napiszę:-)
    Było lato, ciepły wieczór, siedziałyśmy wokół ogniska, objęte. W dłoniach wyszczerbione kubki z winem "J 23" czy jakoś tak "piję pomyje, ale żyję". Zawodziłyśmy coś w rodzaju " płonie ognisko w lesie, wiatr tęskną piosnkę niesie", a może "goń stare baby, goń stare baby od lasa, goń młode baby w las". Aż tu nagle pojawiła się męska część leśnych praktyk ze zjeżonymi włosami i z komendantem na czele. Wrzeszczeli żebyśmy przestały tak ryczeć, bo pobudziłysmy krowy we wsi, psy wyją i dzieci w kołyskach płaczą! Te dzieci płaczące nas poruszyły, zamilkłyśmy. No faktycznie, psy szczekały, krowy ryczały, jakieś dziecko płakało we wsi. Z głębokim żalem zaprzestałyśmy radosnego śpiewania, pocieszając się " J 23" o zapachu octu i siarki.
    Tak, że babskie kręgi to jest to pod warunkiem, że się faceci z komendantem na czele nie wtrącą!:-))
    Fajnie przebywaj nad morzem, odpoczywaj, dobrą energię łap! Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morze jest super, burzliwe, głośne, pachnące :)
      Uśmiałam się, fajny wieczór miałyście, mimo zazdrosnych (!) facetów. To jest takie pierwotne i plemienne, te kręgi, Jesteśmy dwiema płciami, czasem mijamy się jak pociągi we mgle, ale kobieta kobietę zrozumie. Facet faceta też. Można się nie lubić, ale się rozumie :)))
      Ksywki na wino pierwsze słyszę takie :)

      Usuń
    2. To były lata siedemdziesiąte, głęboki socjalizm. Najtańsze wina zwane "Jabolami" albo "Jot 23", a później "Czarem PGR-u" to było coś nie do wypicia. Wykręcały paszczę z niesmaku aż wstrząsało ciałem, dawały po wątrobie i na drugi dzień głowa bolała jakby w nią ktoś szmajsą przyrąbał. Ale studencka kieszeń zawsze swieciła pustkami i składkowa kwota tylko na takie wino co wino udawało starczała:-))

      Usuń
    3. I wszystko jasne :) jabole znam! Moi koledzy korzystali, ja nie, bo wiesz, ojciec alko, więc ja nie tykałam. Choć jedno dobrze :) Siedemdziesiąte lata to moje przedszkole i początek podstawówki, troszku jestem zapóźniona :)

      Usuń
  14. Fajnie masz...odnalazłaś zagubiony czas :)

    OdpowiedzUsuń
  15. mam namiar na taki kobiecy krąg... ale byłabym z tych młodszych. I co wbijać się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak czujesz? Nic na siłę. Można spróbować, a jak nie podpasuje, powiedzieć: hasta la vista girlsy :)
      Byłam wczoraj na najnowszym Terminatorze, każde pokolenie ma swoich bohaterów ;)

      Usuń
    2. i wybrać sie na film? polecasz?

      Usuń
    3. Jeśli jesteś fanką Terminatora, a ja jestem, to tak ;)
      Arnold jest sobą, a Linda jest twarda i doskonałej formie. Pośmieliśmy się, wzruszyliśmy, to też jak spotkanie z przyjaciółmi po latach.

      Usuń
  16. To jest nieprawdopodobne, jak relacje z dzieciństwa potrafią rzutować na nasze emocje i ocenę samego siebie nawet o kilkudziesięciu latach. Ja czułam się w szkole podobnie jak ty. Nigdy nie odważyłam się na spotkanie po latach i nie odważę się z pewnością. Nie potrzebuję tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy inaczej :) Ale to fakt, relacje w domu, przenoszą się na dalsze życie, cichcem, poza świadomością.
      Najlepiej zacząć od dobrej, zdrowej i bezpiecznej relacji z sobą. Jak już się zaczyna siebie lubić i WIDZIEĆ też swoje ciemne strony, i nawet je lubić, to wtedy Krąg się sam tworzy, idealny dla nas :)

      Usuń
  17. Znam kobiece kręgi wsparcia, tam poznałam kilka cudownych kobiet i trzy z nich są do dziś moimi przyjaciółkami. Więc wierzę i wiem, że jak się nawet nie trafi na przyjaciółki młodości to można na nie trafić nawet w późnym wieku. Więc są różne drogi do kobiecych kręgów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda znajdzie to, czego potrzebuje. Czasem tego nie szuka się po prostu. Raczej z wyboru. Ale jednak potrzebujemy ludzi, jesteśmy społeczni i plemienni :)

      Usuń
  18. Nie wszyscy (na szczęście) potrzebujemy ludzi w takim samym stopniu. Jeśli tylko mam wybór, a najczęściej mam, wybieram samotność. Nawet kupując dom brałam pod uwagę jego sporą odległość od innych domostw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakimś stopniu każdy potrzebuje kontaktów z innymi. Dużym, małym, minimalnym. Jak tam sobie w głowie ułożymy na danym etapie życia. Bo najpiękniejsze Blinku jest to, że to wszystko się zmienia. Można wyjść ze schematu i spróbować inaczej, zawsze. Podoba mi się to pudełeczko z innymi opcjami. I to, że mam odwagę sięgać ;)

      Usuń
    2. Tak to już jest, że ilu ludzi, tyle dróg i oprócz odwagi trzeba mieć potrzebę. Ja nie mam.

      Usuń
    3. Czasem trzeba odwagi, by nie mieć potrzeby ;)

      Usuń
  19. Podjęłaś dobrą decyzję, zawsze warto spróbować by przekonać się co z tego wyjdzie. A wyszedł piękny Kobiecy Krąg Wsparcia. Niestety, chyba większość z nas w dzieciństwie miała niskie poczucie własnej wartości. Ja też tego doświadczyłam. Także pisałam pamiętniki, zresztą nadal piszę. Pisanie jest dobre na wszystko, ale spotkania z ludźmi są ważne i potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie jest ważną częścią mojego życia teraz, nawet bardziej niż czytanie. Taki schemat wychowania był. Zawsze mi się przypomina wyczytana gdzieś wymiana zdań między matką i córką. Córka zapytała: dlaczego mnie nigdy nie chwaliłaś? Matka odpowiedziała: nie chciałam cię zepsuć. Nie mamy wpływu na to jak inni nas kochają...Psychiatryk Wszechświata ;)

      Usuń
  20. Kurcze, to straszliwie cudownie, że ktoś tak dla Ciebie miejsce trzymał, że pamiętali, że chcieli, że zapraszali. Czasem żaluje, że w moim przypadku tak nie ma. Mnie nikt nie woła, nie zaprasza, nie pyta co słychać... az tak smutno się robi, choć pewnie i tak bym odmówiła..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Vill, w czasie, kiedy to miejsce dla mnie było trzymane, ja czułam się potwornie samotna. Mimo,że zapraszana, chciana i pamiętana...
      Takto...

      Usuń