No właśnie, ale...szczęśliwsza jakoś nie byłam. Nic się nie naprawiało w moim świecie.
Zaległości w pracy jak były, tak były i rosły. W domu idealnych porządków nie było. Nie mogłam się zmobilizować do niczego, a najgorsze było to, że ciągle się do mnie ktoś czepiał. Mąż, synowie, koleżanki w pracy, czytelnicy w bibliotece. Każdy coś ode mnie chciał, każdy jakieś uszczypliwe uwagi na mój temat puszczał, czułam się zaszczuta i atakowana. Nikt mnie nie chciał zrozumieć, każdy tylko mi dowalał, jaka jestem zła, bez empatii, bałaganiara, leń, do niczego. W pewnym momencie czułam się jak pod ostrzałem, co kto nie powiedział, ja odbierałam jak krytykę i czułam się jak ofiara. I jednocześnie budził się bunt: dlaczego, to niesprawiedliwe, dlaczego ci ludzie tak mnie nie lubią, czemu osoby, które powinny mnie kochać tak mnie ranią? Broniłam się.
Płakałam, atakowałam, uciekałam. Różnie.
Jednak kiedy próg bólu i cierpienia został przekroczony, któregoś dnia zrozpaczona dostrzegłam szczelinę w tej ścianie pod którą stałam: to niemożliwe, żeby tak wszyscy się na mnie uwzięli...
Nieśmiała myśl. Na początku odrzuciłam. Ból był prawdziwy, emocje i uczucia też. Byłam jak chodząca rana, cała odsłonięta i cokolwiek dotknęło, nerwy aż rozpalały się do czerwoności.
Ale ziarenko rosło. Powoli zaczęłam dostrzegać, że niekoniecznie jest tak, jak mi się zdaje. Niekoniecznie mnie tak wszyscy dziubią. Chyba coś jest na rzeczy. Nie zawsze tak było.
Nadal było ciemno, ale jakoś obudziła się Odwaga, by zajrzeć o co chodzi.
I poszłam na terapię.
Będąc w życiu i w sieci, wszędzie spotykam ludzi. Ich umysły brzęczą i nadają cały czas. Dociera do mnie mnóstwo bodźców, różnorodnych. Z moją wrażliwością, reaguję. Zmiana jest jednak diametralna. Nie mam hejterów...
Aż się zdziwiłam, kiedy to do mnie dotarło. Dość dziwna sytuacja. Zawsze miałam jakiś wrogów. Kogoś nie lubiłam z wzajemnością i tak sobie dokuczaliśmy. Nadal to się zdarza, ale to normalne. Poprztykamy się i już. Ale nie mam wrażenia, że ktokolwiek ma coś do mnie. Do mnie osobiście.
Bo nawet jak przez chwilę tak myślę, to potem dociera do mnie, że tak naprawdę NIE.
Zauważyłam, że ludzie zawsze mówią o sobie. Zawsze.
Nawet mówiąc o innych, robią to w kontekście do siebie. To niby oczywiste, ale kompletnie niewidoczne w tym bałaganie jaki mamy na Ziemi. Ale mówimy tylko o tym, co jest nam znane.
A znamy tylko nasze własne wnętrze, tylko swoje emocje i uczucia, tylko swoje doświadczenia.
Na bazie swoich przeżyć, oceniamy innych ludzi. I tu się bardzo można potknąć.
Tu ja się potknęłam.
Zamotałam się we własne emocje, myśląc, że są czyjeś.
Bo przecież poczucie bycia niewłaściwą, niedobrą, głupią, niewartą nie było moje. To inni mi to serwowali, nie ja sobie. Czyżby? Oj Prowincjonalna, to była ciężka lekcja.
Potem trafiłam na zdanie: nikt cię nie może zdenerwować, ponieważ to ty się denerwujesz.
No tak nie do końca zrozumiałam na początku. Przychodzi ktoś, dokucza i co?
To moja wina, że się zdenerwowałam na tego dupka jednego? I tak, i nie ;)
Dupek przyszedł, powiedział: jesteś głupia. I co? Dać mu prawo do obrażania?
Pozwolić wleźć na głowę?
No nie, ale pytanie właściwe i bazowe, brzmi: jesteś głupia?
Pomyśl tak naprawdę uczciwie: jesteś głupia?
Wkurzyło cię to? Jeśli cię wkurzyło, to znaczy, że myślisz o sobie: JESTEM GŁUPIA.
W głębi ciebie siedzi samotne, opuszczone dziecko z przeszłości. I ten dupek do niego mówi, a ono wie, że jest głupie. Ty za to, teraz, nie wiesz. Tak daleko uciekłaś od tego dziecka, tak się go wyparłaś, tak udajesz, że go nie ma, że aż uznałaś to za prawdę. A ten dupek przyszedł do ciebie po to, by ci pokazać prawdę: myślisz o sobie, że jesteś głupia, tam głęboko, w Cieniu własnego Serca.
Gdybyś naprawdę wiedziała i była przekonana, że jesteś w porządku, mądra i taka jak trzeba, tylko byś się roześmiała i zrozumiała, że dupek też mówi o sobie, że w nim też siedzi małe, biedne dziecko. Zapomniane, cierpiące, złe i przerażone. I kopie na oślep. Tak jak twoje.
Wszechświat nam pomaga. Rozejrzyj się, ludzie jacy do ciebie przychodzą, co mówią, jak się z tym czujesz, to wszystko twoje. To co cię denerwuje, jest twoje. To to, czego nie chcesz zobaczyć.
I przychodzą ludzie z tym samym co ty masz w środku, by ci ułatwić, pomóc zobaczyć siebie.
Więc zamiast się bić, uciekać, złościć, płakać, wypierać (choć to nieuniknione i potrzebne) spójrz w to lustro.
Spójrz i zobacz.
Mój Miły Hejterze, dziękuję :)
Co nie znaczy, że cię nie wykopię jak za bardzo oświecisz ...
Niemniej, zapraszam...
Powiedz mi coś o sobie, powiedz mi coś o mnie...
Ps. Cień to to, czego nie chcemy widzieć. Jednak Cień jest tym wyraźniejszy im mocniejsze nań Światło pada. Bez naszego Cienia, nie będziemy Pełni. Będziemy tylko fragmentem Siebie.
Można, tylko jaka to strata ;)
Ps. Jaskółko i Graszko, dziękuję dziewczyny :)
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hejtująca i hejtowana Prowincjonalna Bibliotekarka.
W zasadzie zgadzam się, ale nie do końca.
OdpowiedzUsuńJeśli znamy swa wartość i jakieś tam przemyślenia za sobą to jest łatwiej, jeśli ma się twarda doopę i silną osobowość to w ogóle pikuś, ale:
- pierwsza reakcja na hejtera to i tak skok ciśnienia, nie jestem w stanie tego kontrolować, dopiero po kilku refleksjach uspokoję nerwy
- osoby bardzo wrażliwe i tak odchorują atak lub nawet wszelkie uwagi
- inaczej reagujemy na podobne stwierdzenia osób, z których zdaniem się liczymy, a inaczej na przypadkowe, niespodziewane ataki
Absolutnie. Ja też spięcia dostaję na początku. Myśleć zaczynam jak mi zejdzie :) Ale wiesz, zaczynam...nie zostaję w tej złości, tylko uważam ją za sygnał. Ja jestem wrażliwa, jak większość ludzi, ale im bardziej wypierałam jakieś swoje ciemne strony, tym bardziej odchorowywałam. Taka zależność. Mam jakieś podejrzenie, że ci wrażliwcy to może jednak bardziej wypierają.
UsuńOczywiście, jeśli nam bardzo zależy na czyimś zdaniu o nas, to bardziej boli, zwłaszcza jeśli uważamy, że osąd niesprawiedliwy. Ale to jednak zwalanie winy na kogoś za moje emocje. Nie mogę uzależniać swojego samopoczucia od oceny innych. Robiłam to długo, bolało. Nadal czasem boli, ale już inaczej. Więc takie lekcje przychodzą. Wszystko jest ok. A to co napisałam to moje, na ten czas ;)
ogromnie się cieszę, że mogłam być inspiracją do wpisu :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dyplomatycznie Graszko, bardzo :) Wszyscy jesteśmy połączeni. To fajne, miłego dnia.
UsuńRany Aniu nie bardzo wiem, czym Cię wspomogłam, ale cieszę się, że na coś się przydało moje pisanie.
OdpowiedzUsuńJa się czuję podobnie, jak opisuje Jotka- prawie nie śpię i mam poczucie krzywdy. Ale ja nie o tym. Zastanowiło mnie, co napisałaś na początku postu o swojej depresji. Przecież opisałaś objawy klasyczne, objawy, które też miałam i to tak mocne, że widziałam wrogów we wszystkich. To jest niezależne od chorego i nawet na prochach nie uciekniesz od tej mani. To tak, byś wiedziała, ze nie byłaś jedna z takimi przeżyciami, a jest nas więcej. Piszę jest, bo depresji, przynajmniej u mnie, nie da się wyleczyć (ona wraca z mniejszym lub większym nasileniem). I to, niestety, nie Ty decydujesz wtedy, jak siebie widzisz, ale choroba za ciebie decyduje. Jeżeli zaczęłaś spostrzegać te swoje objawy jako niepokojące, jeżeli zaczęły Cię męczyć, jeżeli doszłaś do wniosku, że Ty coś w sobie musisz zmienić, to znaczy, ze choroba zaczyna się wycofywać, zaczynasz z depresji wychodzić. Drogi Wszechświecie, to nie ludzie chcą dla mnie źle, to ja tego nie zauważam, że oni chcą dobrze:):):):) I drogi Wszechświecie ja to zaczynam zauważać, zaczynam doceniać, jest mi z tym coraz lepiej. Nie dam sobie wmówić, że wszyscy mnie atakują, bo chcą mi dokuczyć, już nie:) I choćby nie wiem jak mnie wnerwiali, to nie dam się sprowokować, nie pozwolę na krzywdzenie samej przez siebie- zobaczę w tym coś dobrego, choćby naukę, jak nie należy robić/pisać/mówić/ .
Piszę o depresji, dość dużo:)
UsuńWiele jej zawdzięczam w zasadzie. Dzięki niej poszłam na terapię, ogarnęłam dzieciństwo, zobaczyłam wszystko w innym świetle. Potem zaś wyruszyłam w podróż po innych światach. Zaczęłam jeździć na warsztaty, poznałam cudnych, dziwnych ludzi. Odkryłam wiele niezbadanych we mnie lądów. Podoba mi się to. I zrozumiałam jedno. Lekarze się mylą. Depresja jest skutkiem, nie chorobą. To skutek życia w niezgodzie z sobą. Powielania programów innych ludzi, nie pozwalania prawdziwej Mnie na pokazanie się, dusiłam moje potrzeby, moje pragnienia, wstydziłam się ich. Teraz jest inaczej Jaskółko. Depresja to mechanizm przetrwania, on nas chroni, ale też odbiera radość życia. Ja doszłam do ściany. I wtedy pojawiły się DRZWI...weszłam. Mogłam nie, ale weszłam, choć płakałam ze strachu :)I tak to z tą naszą depresją :D
Ja się nauczyłam wyczuwać, kiedy się zbliża i wypracowałam sobie metody, by nie wpaść w dół. Działa. Ale teraz mam problem innej natury.
UsuńNa Twój blog weszłam niedawno i przyznam się, nie czytałam wszystkich Twoich postów, tylko trzy ostatnie. A teraz napisałaś ten post o złości, odrzucaniu itp. Zanim Ty ten post napisałaś, ja napisałam post o podobnych zachowaniach w kontekście "doradzania" na blogach. Trzymam go jednak i nie puszczam, bo nie chcę nagromadzenia postów o podobnej tematyce w krótkim czasie. Ja ten mój post wpuszczę, ale nie chcę byś myślała, że to o Tobie i że on wiąże się z Twoim blogiem, bo tak nie jest. To, co tam opisuję dotyczy zupełnie innych blogierów.
Byłaś u mnie kiedyś, kiedy pisałam o duszach i ich podróży przez Wszechświat, o reinkarnacji itp. :) Ja do ciebie zaglądam po cichu. Rzadko się odzywam tylko.
UsuńJa zauważam, że jest synchroniczność w niektórych sprawach. To wcale nic dziwnego, że czasem blogerzy, niezależnie od siebie, piszą o tym samym. Wszyscy jesteśmy połączeni, wszyscy jakoś, na bazie energii jaka nas otacza, odczuwamy podobnie. Ja lubię czytać inne spojrzenia na świat, choć nie wszystkie ze mną rezonują. Uczę się :) Wrzucaj, nie oglądaj się na innych, to twoja droga, oryginalna :)
Acha, zapomniałam dodać- jeżeli czujesz się na siłach, to pisz o swojej depresji. W ten sposób pomagamy innym z tą chorobą. Ośmielamy ich, czasem pomagamy im nazwać emocje, uczucia lub rozwiać obawy:)
OdpowiedzUsuńMoże warto dodać, że przeogromnie wiele zależy od tego wszystkiego co nas spotyka we wczesnym dzieciństwie, w jakiej atmosferze żyjemy w rodzinnym domu, czy jesteśmy tam doceniani,kochani, czy dorośli wiedzą czego się boimy, co wywołuje w nas uczucie strachu i niepewności.Gdy zabraknie tego wszystkiego lub wielu z tych rzeczy w dzieciństwie, w życiu dorosłym wiele osób nie jest w stanie sprostać przeciwnościom losu, ma niską samoocenę, przeżywa załamania, depresje. Pamiętajmy o tym i dowartościowujmy swe dzieci i swych bliskich.
OdpowiedzUsuńWracam do normalności, zaakceptowałam wydarzenia z sierpnia ub. roku i jest mi w pewnym sensie lżej. Zajęło mi to jednak sporo czasu.
Jesteś Anuś dzielną dziewczyną a najważniejsze, że myślisz- myślenie jednak daje siłę przetrwania, ułatwia zrozumienie wielu mechanizmów.
Przytulam;)
Znam naprawdę wiele osób, które twierdzą, że miały dobre dzieciństwo. Ja wiem, że niekoniecznie. Ale wiesz, sama uważałam, że nie była tak źle, mnie przynajmniej nikt nie molestował i nie lał batem jak u sąsiadów. Tak się oszukiwałam. Ale co zrobisz, jak uciekasz, gonią. Mało kto bierze się na odwagę i zagląda w nieświadomość. Ja wiem, że warto, dlatego postanowiłam o tym mówić. I tak jak piszesz, zaczynając od siebie, dbam i kocham.
UsuńWidzę, że jakoś chyba ci lepiej, więcej muzyki, koraliki, jakby ciut inna energia z postów bije ;)
Masz jeszcze coś do zrobienia na tej Ziemi, ale z Drugiej Strony masz też swego człowieka, wsparcie :) Tak od czasu do czasu wysyłam ci pakieciki energii znad Buga. Łap.
Muszę sobie to gdzieś w widocznym miejscu zapisać - nikt cię nie może zdenerwować, ponieważ to ty się denerwujesz.
OdpowiedzUsuń:D Nawet mówimy :zdenerwowałam się!
UsuńI nie załapujemy, że tak właśnie jest.
Sama się zdenerwowałam :)
Owszem... ale ja również mówię o zdenerwowaniu w 2 osobie lp lub lm :D
Usuńmoment, w którym uświadomiłam sobie, że TO JA SAMA daję ludziom rządzić sobą (i swoim nastrojem) był bolesny ale i przełomowy; ego nie chciało przetrawić, że sama się tak wystawiam a potem żal doope ściska ;P
OdpowiedzUsuńpozdrówka, znowu w punkt, każde słowo! Mig
O, ja też pamiętam ten moment ;) Bardzo przykre doświadczenie. Długo to trwało, zanim ogarnęłam temat, bo dla odmiany zaczęłam dokopywać sobie za głupotę ;) Kij ma dwa końce. Ale jakoś wylazłam, co nie znaczy, że nie próbuję starymi rowkami, ale już łapię się szybciej. Znaczy plus dodatni :)
UsuńJak to dobrze, że piszesz o takich sprawach, które tak naprawdę dotyczą nas wszystkich(lub prawie) w większym lub mniejszym stopniu. Ja też musiałam co nieco przerobić. Na uwagi jakiegoś "dupka" nie reagowałam złością, ale czułam straszną niesprawiedliwość i długo ona we mnie siedziała. Doszłam do tego, że czuję się źle nie dlatego, że ktoś coś powiedział, tylko dlatego, że mam zaniżone poczucie swojej wartości, do tego byłam bardzo nieśmiała, ale poradziłam sobie sama ze wszystkim, teraz myślę, że z pomocą samej siebie, tej z wyższego poziomu. Na pewno pomagasz innym swoimi postami, są prawdziwe, szczere, pisane od serca. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńAno tak to działa. Złość, poczucie niesprawiedliwości, ból, cierpienie itp., to wszystko są chyba schowanka dla wstydu tak naprawdę. Bo kiedyś, kiedy byliśmy mali, kiedy byliśmy uczciwi w swych emocjach jeszcze, ktoś nam je kazał ukrywać. Nie płacz, beksy płaczą, jak siedzisz, ja przez ciebie chyba...i mnóstwo takich rzeczy. I zaczęliśmy się wstydzić tego, jacy jesteśmy. Ja wolę się złościć niż wstydzić. Ktoś woli płakać, różnie. Trzeba jednak spróbować wyjść ze skorupki cały, piękny i dobry, świat czeka :) Dobre słowa jak zwykle, do koszyczka biorę i dziękuję :)
Usuńjestem. przemysle...
OdpowiedzUsuńusmiech zostawiam
Oduśmiecham się do ciebie :)
Usuńmoże przydatne będzie :D https://www.facebook.com/blogojciec/videos/205448583664579/
UsuńBardzo przydatne, dla każdego ;)
UsuńZdecyduj się nie zdenerwować.
Depresja tak często lekceważona, a nawet uważana przez niektóre osoby za wymysł osób nią dotkniętych, zmierzający do wytłumaczenia ich rzekomego lenistwa i unikania wysiłku zyciowego, to podstępna i niebezpieczna paskuda. Nie rozpoznana i nie leczona potrafi nje tylko zniszczyć zycie, ale także nasz mózg.
OdpowiedzUsuńTak było z bliską mi osobą. Zanim wreszcie postawiona została właściwa diagnoza, że to jest depresja psychotyczna objawiająca się omamami i urojeniami, doszło do takich zmian w mózgu, że nie dało sie ich już odwrócić.
A zaczęło się niewinnie od nieustannych powrotów do negatywnych wydarzeń z życia, do braku wybaczenia i odpuszczenia tym, którzy skrzywdzili, do zafiksowania się na tym co było złe, niedobre, krzywdzące. Do braku zgody na zycie i ludzi takimi jacy są, na powiększającej się z wiekiem nieufności wobec ludzi i rosnącym przekonaniu, ze ludzie tylko krzywdzą i ranią.
To dobrze, że rozpoznałaś ten stan, że się nie poddajesz, że robisz dla siebie wszystko by było lepiej.
Mnie pomogło wyjść z tego stanu rozpoznanie kolegi, który jest lekarzem, miłość do dziecka, które mnie potrzebowało, a także moja na szczęście nie zgaszona zupełnie, gdzieś tam tląca się jescze ciekawość życia i ludzi. Kocham życie:-)
Wszystko jest po coś Marytko. Ja wybrałam. Myślę, że kiedy depresja się pojawiła, to tak jakbym stała na skrzyżowaniu, na środku. I mogłam wtedy wybrać kilka dróg. One były, choć ich nie widziałam. Wybrałam powrót do życia. Tak jak ty. Osoba o której piszesz, wybrała inaczej.
UsuńTak jak pisałam wyżej, dotarło do mnie już dawno, że depresja jest skutkiem. Jest wtórna. Pracujemy na nią ciężko ;) Co z nią potem zrobimy, sama wiesz, zależy od nas.
Ktoś mądrze powiedział, zapewne jakiś filizof, że największą przeszkodą w osiągnięciu szczėścia przez człowieka jest on sam.
OdpowiedzUsuńZatem starajmy się mocno nie przeszkadzać sobie. ;)
O! Właśnie. Bardzo się starajmy ;)
UsuńWitaj Aniu
OdpowiedzUsuńTak, największa przeszkodą jesteśmy my sami. Ileż razy to ja się denerwuję, przejmuję...., a ta druga strona zupełnie się tym nie przejmuje. A to, że niedostrzegana jest depresja boli jeszcze bardziej. Coś o tym wiem.
Pozdrawiam ociekającą chwilą
Druga strona to druga strona...Niema się co czepić, każdy ma swoje problemy :) Można powiedzieć: Ić stond ;)
UsuńI zaczęć porządki od siebie. Bo na kimż najbardziej nam powinno zależeć? Na sobie, Ismeno.
Witaj słonecznie
UsuńTak, na sobie powinno nam zależeć.
Pozdrawiam uśmiechem fiołków z mojego ogrodu
To nie jest takie łatwe sprawić, by słowa hejterów nie psuły nam dnia, zwłaszcza gdy jest się wrażliwcem.
OdpowiedzUsuńTak zwani wrażliwcy, to tylko większe strachulce od innych. Tam niżej, u marigold wyjaśniłam mój punkt widzenia. Naprawdę można z tym popracować. I można dużo zmienić, ale to indywidualny wybór każdego z nas.
UsuńPrzyczyna i skutek.. Jedni są mniej wrażliwi inni bardziej.. Ja należę do tych bardziej, nie jestem odporna na krytykę.. Walczę z tym.. Dobrze że piszesz o tym, że potrafisz mówić o depresji.. Żeby poznać dobrze siebie trzeba umieć przyjrzeć się swojej przeszłości. To temat rzeka:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam:))
Jak załapiesz, ze ta krytyka to wcale ciebie tak naprawdę nie dotyczy i, że krytyką nie jest...wszystko się zmienia.
UsuńZ ta wrażliwością to nadal nie wiem, każdy jest wrażliwy, wszyscy cierpią, wszyscy się cieszą, wszyscy odbierają bodźce. Ale to nie koniecznie musi chodzić o wrażliwość. Tylko o nastawienie do otoczenia i przestrzeni. Kiedy jesteś strachulcem, jesteś czujniejsza i więcej bodźców odbierasz, bo się boisz. I dlatego bardziej się boisz. Jakby zamknięte kółko. Nie jestem zwolenniczką teorii o wysoko wrażliwych. To tylko większe strachulce od innych :) Ze wszystkim można popracować, jak się chce, bo naprawdę można nie chcieć i ja to rozumiem.
To się nie sprawdza u mnie. Ja nie jestem strachulcem. Zawsze, kiedy przelała się jakaś czara, walczyłam o swoje. Niemniej bardzo dużo mnie to zawsze kosztowało. Z dygotem, ze ściśniętym wściekłością gardłem, potrafiłam powiedzieć, co chciałam, by inni usłyszeli. I zawsze to mocno przeżywałam. I zawsze mocno mnie dotykały słowa i zachowania innych. Ludzie biorą wrażliwców za przestraszonych, bo z reguły przemilczają. Ale to bardzo jest mylące. To nie jest nasza słabość i strach, to jest "odkładanie", a potem nie ma zmiłuj się. No i na koniec powiem, gdybym, ja wrażliwiec o cienkiej skórze, nie miała w sobie tak ogromnej siły w pokonywaniu trudności, to już dawno nie byłoby mnie wśród normalnych, a może i wśród żywych.
UsuńJaskółko, wrażliwość wymaga odwagi. Inaczej byś z domu nie wyszła. Nie zawalczyła o swoje. Ale, tzw. odkładanie czyli prokrastynacja, to jednak głęboko ukryty strach. Strach przed konfrontacją ze skutkami własnego działania. Patrz, dopiero jak stoisz pod ścianą...a można wcześniej postawić granice. Wcześniej nie dopuścić do naruszenia własnego terytorium. Czemu tego nie robimy? Z uwagi na uczucia innych ludzi? Wątpię, bardzo wątpię...
UsuńJest taka wspaniała, wrażliwa kobieta Brene Brown. Na netflixie jest jej film, ale i w sieci można znaleźć. Ona wspaniale ten temat rozgryzła, skorzystaj ;) Co ci szkodzi ;D
Wiesz, dałaś mi do myślenia, bo ja mam teraz problem z sobą odnośnie mojego bloga. Może to właśnie ta prokrastynacja siedzi we mnie? Tak zmęczyło mnie to lawirowanie w pisaniu postów, w odpowiedziach na komentarze,że musiałam odpuścić- zrezygnować z komentarzy, by wrócić do swojej swobody w pisaniu tego, co chcę, anie tego, co innym pasuje. Skorzystam, wysłucham, Dziękuję.
UsuńBardzo madry wpis, duzo potrzebnych slow napisalas Aniu :) Dzieki depresji zrozumialam bardzo wiele, czego chce od zycia, czego nie chce, co mi pomaga a czego powinnam unikac. Z pewnoscia trzymam na dystans osoby negatywne, ktore widza zlo we wszystkim i wszedzie. Hejtowego jadu tez unikam, nie czytam, nie slucham, o ile to mozliwe, bo poco mam sobie dusze brudzic :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Taka lekcja, to się dzielę. Jeśli komuś choć ciut pomoże, jest ok. Poza tym sama się cieszę, że widzę inne strony świata. Tak samo jak ty, posprzątałam trochę moją przestrzeń i czuję się w niej lepiej. A o to przecież każdemu chodzi :) Miłego tygodnia Elu :)
UsuńPamiętam taki czas w pracy, w zasadzie całkiem niedawny, kiedy codziennie spadały na moją głowę słowa krytyki, jakbym była odpowiedzialna za nieprawidłowe rzeczy, które robi moja zmiana. Hejterce nie pasowały banalne rzeczy w których z punktu widzenia regulaminu miała nawet racje, ale przedstawiała to w taki sposób, że brałam to bardzo osobiście. Najbardziej pamiętam wkurza mnie do tej pory fakt, że my się poprawiłyśmy, działamy zgodnie z tym co należy podczas gdy one, te, które najbardziej krzyczały robią to za co opieprzały nas. Czasem się zastanawiam gdzie tu sprawiedliwość, czasem po prostu śmiać mi się chce, ale wtedy czułam się bardzo źle, na tyle źle, że wróciła moja wygnana w 2016 roku niechciana towarzyszka... i tak okazyjnie borykam się z nią do dziś, wciąż nie czując się na siłach by w Polsce spróbować sięgnąć po pomoc...
OdpowiedzUsuńCzułaś się źle, bo ona już była, nie wróciła dlatego, że czułaś się źle. Taka troszkę inna perspektywa. Znam to o czym piszesz z autopsji więc rozumiem. Napisałam jak ja sobie poradziłam. Pomoc jest, decyzja do ciebie należy. Ja zachęcam bardzo, ale wiesz, każdy po swojemu. To łatwe nie jest, ale się da.
UsuńPopłakałam się z zachwytu i żalu nad tym filmikiem, że już tak nie umiem dziwić się i dociekać.
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się takie powiedzenie: "Nikt nie mam mocy by mnie zdenerwować (wkurzyć, przestraszyć, rozgniewać, poirytować ....) bez mojej zgody na to, jeśli ja na to nie pozwalam". To trudne ale prawdziwe. Łatwo dajemy innym tę moc.
Cudny ten filmik, to prawda. Mnie też szarpnął na serce.
UsuńI tak, zgadzam się, dajemy innym tę moc, co gorsza, jeszcze ich potem obwiniamy, za to, że ją wykorzystali ;)
Każdy chciałby znaleźć spokój i szczęście, ale każdy ma inna swoją ścieżkę do osiągnięcia tego. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńI tak, i nie Krysiu. Generalnie wszyscy jednak tacy sami jesteśmy ;) Tylko nam się wydaje, że nie.
UsuńRzeczywiście hejterzy to się znajdą wszędzie.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie. I zawsze pokażą nam prawdę o nas samych ;)
UsuńNikt nie może nas obrazić. Ani wyprowadzić z równowagi. Ani rozzłościć. Ani rozkochać w sobie. Nikt nie może tego wszystkiego zrobić, jeśli... mu na to nie pozwolimy. Droga Anno, mam podobne przemyślenia za sobą, co nie oznacza, że nie pozwolę się zaskoczyć jakiemuś prowokatorowi. O mój mąż jest doskonałym prowokatorem, jak on się doskonale bawi, widząc, że znów dałam się złapać! Już wiem, dlaczego jesteśmy parą tu, na Ziemi :-D
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam? Mój mąż też tak miał. Rozgryzł mnie dekady temu :D
UsuńJednak teraz ma zagwozdkę. Trochę nam się zmieniło. Nawet mi powiedział: wolałem cię tamtą. Zapytałam zdziwiona: w depresji? Odpowiedział: no nie, ale wtedy byłaś bardziej przewidywalna :) Ja też wiem dlaczego jesteśmy razem, ale związek to płynna masa, można lepić.
kiedy na cień pada światło, to cienia ubywa.
OdpowiedzUsuńcień potrzebuje światła padającego na obiekt.
lubię cień, może dlatego zauważyłem drobną niekonsekwencję. może hejtuję, ale niech tam, najwyżej pomyślisz,że głupi jestem i niewiele się pomylisz.
Oku, masz rację. Nieprecyzyjnie się wyraziłam. Absolutnie chodzi o OBIEKT. Tak czy siak i ja Cień lubię. Daje ochłodę w gorące, zbyt słoneczne dni. Głupi to ty nie jesteś, nie kryguj się ;)
Usuńhejter jest jak powietrze, zawsze się znajdzie
OdpowiedzUsuńA wiesz, niekoniecznie ;) Tylko wtedy, gdy sami zaprosimy. On pyta: chcesz? A ty odpowiadasz...
Usuńab NAPISZ.... może być krótko. świat się wywraca do góry nogami. Przynajmniej ten znajomy...
OdpowiedzUsuń