Obserwatorzy

sobota, 21 marca 2020

Wszyscy umrzemy Wszechświecie.

Kadr z serialu Paragraf 22.

Wszyscy umrzemy.
I to jest dobra wiadomość.

Wczoraj wybraliśmy się z Mężem na zakupy do Lidla w pobliskim miasteczku. Wyjedliśmy już trochę, potrzebowaliśmy coś na kanapki i zieleniny. W Lidlu miły głos oznajmił, że musimy pobrać rękawiczki i nic gołą łapą nie brać. Dostosowaliśmy się. Czemu nie. Przedtem wypryskałam poręcz wózka płynem dezynfekcyjnym, zakupionym niedawno i chyba świeżym, bo miał naklejoną informację, że chroni przed koronawirusem.
Jak pięknie jednak popyt kreuje podaż.
Przyznam, jechałam w lekkim nerwie, ale spacer po sklepie, o dziwo, uspokoił mnie. Ludzi nie było dużo, na półkach wszystko było, nikt panicznie nie biegał, panie przy kasie żartowały.
Kupiłam sobie śliczne, różowe róże. Stają teraz w wazonie i cieszą oko.

Kiedyś nie kupiłabym ich, uważałabym to za okropność. Kupować martwe kwiaty, wyprodukowane tylko dla naszej próżności. Tyle ich marnuje się w sklepach, tyle potem trafia na śmietnik.
Kiedyś...

 Nie oglądam wiadomości, bo nie mam telewizora. Na portale z wiadomościami nie wchodzę. Nie śledzę statystyk, nie potrzebuję. Na FB widzę coś o wirusie na tablicach nielicznych znajomych, bo poczyściłam tę sferę już jakiś czas temu. Zrobiłam czystkę bezpardonową, tak by moja tablica była miła dla mnie. Bo ona jest MOJA.
I kupuję róże.

Jednak całkiem wylogować się nie mam zamiaru, choć taka chęć była. Ale jednak nie. Bo nie o to tu chodzi. Więc czasem zajrzę gdzieś tam, coś do mnie trafi, coś przeczytam na blogach. Różnorodność to podstawa.

I zorientowałam się, że wszyscy zapomnieliśmy.
Zapomnieliśmy, że jesteśmy tu na chwilę.
Wszyscy umrzemy.
Kadr z serialu Paragraf 22
Widzicie tego człowieka w przeszklonej kabinie? To Yossarian, zwany Yoyo.
Bohater książki Paragraf 22- Josepha Hellera. Mała i niepozorna książeczka.
Kadry są z serialu pod tym samym tytułem, który reżyserował George Clooney. Nieopatrznie po południu włączyliśmy sobie z Mężem jeden odcinek, tak na chybił trafił. I już nie odpuściliśmy. Obejrzeliśmy 6 odcinków pod rząd.
Nie ma przypadków.

Yoyo chce tylko przeżyć i wrócić do domu. Tylko tyle. Robi różne rzeczy w tym celu. Jest w stanie premanentnego przerażenia w większym, bądź mniejszym nasileniu, ale stałym.
Jedynie w szpitalu polowym znajduje chwile wytchnienia, więc kombinuje i symuluje, aby tylko tam pobyć.
Próbuje różnych podejść by wylatać loty i dostać zwolnienie do domu. Skutki tego są opłakane, czasem giną z tego powodu inni ludzie. O czym on wie, albo nie wie, ale i tak cel ma jeden: wrócić do domu. Po kolei giną jego przyjaciele, a on lata, zrzuca bomby i rozpaczliwie próbuje znaleźć sposób na wyrwanie się z piekła. A piekło jak to piekło, obłożone papierami, biurokracją i głupotą. Im mocniej Yossarian naciska, tym większe kopniaki dostaje.  Nie będę opowiadać, kto czytał książkę, wie. Kto nie czytał, niech obejrzy serial, Clooney wielkim reżyserem jest.

Mąż mi wyjaśnił, że bombowce latały w specjalnym szyku, nie mogły tego zmienić, bo musiały trafić w konkretny punkt. Z tego powodu były idealnym celem dla obrony przeciwlotniczej. Zwano je "latającymi trumnami", bo straty były ogromne.
Ale na dole, po zrzuceniu bomb również, więc latali i bombardowali, umierali, zastępowali ich inni i tak się kręciło...
Wszak wszyscy umrzemy.


Zamknęliśmy się w domach jak w szpitalu polowym.

Tak, tak wiem...znam wszystkie argumenty, szpitale nie z gumy, respiratorów brak, włochy, odpowiedzialność, kary pieniężne (!)...cała, wielka machina kawarantanny i strachu.
Na różne sposoby próbujemy sobie radzić, szukamy sposobu by przetrwać i wrócić do naszego normalnego życia. Czyż nie tak?
Czytam czasem wysoko moralne wypowiedzi, że nam się to należało, że to kara za trucie Matki Ziemi, za jedzenie mięsa, za nieczystość myśli, za pychę, pożądanie, bezmyślność (dopiszcie sobie coś, wszystko można tu wrzucić).
Dobrze wam tak!, grzmią różne "autorytety" duchowe. Teraz lekcja przyszła, teraz dostaniecie w kość, wyciągać łapy, będzie linijką bicie.
Nagrabiliście, teraz KONSEKWENCJE, KARMA WRACA.
Boli tyłek, dobrze, dusicie się, dobrze, boicie się, DOBRZE. Teraz się nauczycie!!!!
I to słyszę od ludzi, którzy grzmią o miłości, współczuciu, wybaczaniu.
Coś im się poplątało...

Oni też umrą :)

Kadr z serialu Paragraf 22
To jednak jest wyzwalające.
Śmierć jest wynikiem Życia. Zamyka pewien cykl. Kończy jedno doświadczenie. Zaczyna drugie. Gdziekolwiek się rozejrzę, wszędzie ten cykl trwa. W przyrodzie, kosmosie, w nas.
Umierają komórki i się rodzą.
Yossarian zrozumiał to na końcu. I ja to rozumiem od niedawna.
I wciąż się boję, ale już mniej :)
Każde doświadczenie jest cenne, każde. Bez tego nie ma rozwoju, nie ma życia, nie ma Podróży.
A po to tu jesteśmy. By podróżować.
Kiedy patrzę na ludzi na rollercoasterze, aż mam ciarki, ja tam nie wsiądę, ale oni mają z tego sporo radochy. Nawet jak wysiądą i zwymiotują.

Więc o co chodzi teraz?
Wybierajmy. Każdy może coś dla siebie znaleźć: strach, miłość, złość, czułość, zwątpienie, wiarę...
Fasolki wszystkich smaków.
Spróbujmy, bo wszyscy i tak, umrzemy.

Kadr z serialu Paragraf 22.

Ps. Czy ktoś pomyślał, że najlepszym papierkiem lakmusowym epidemii są panie sprzedawczynie w sklepach? W stałym, mocnym kontakcie z całą populacją. A nie chorują :) Czy to nie daje do myślenia?




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zdezynfekowana, ale nie wyjałowiona, Prowincjonalna Bibliotekarka.

48 komentarzy:

  1. Ja kupiłam tulipany i od razu mi lepiej...
    Zauważ, że mało podają optymistycznych informacji, tylko straszą, jak w kościele, jesteś grzeszny, wiec się bój!
    każdy radzi sobie jak może, niektórzy w zamknięciu świrują, a to dopiero początek. Teraz mąż wyczytał, że zakaz wstępu do lasu...przecież nie wszędzie są tłumy!
    Wszyscy umrzemy, wszyscy chorujemy, ale też wszyscy możemy poprawić sobie jakość życia, każdy na swój sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja ucinam końcówki róż, szybciutko do wrzątku na kilka sekund, potem do zimnej wody. Nie dodaję tych proszków, tylko zmieniam wodę co dzień. Stoją długo i ślicznie się rozwijają.
      Kościół to nam okropnie przerył bereciki, a my się daliśmy. Zdecydowanie trzeba samodzielnie zacząć myśleć. O tym lesie to nie fejk? U nas ludzie chodzą nad Bug, nikt nie goni...Paranoja jakaś, to chyba nie wszędzie jednak. Absolutnie się zgadzam, każdy z nas powinien teraz zastanowić się co mu sprawi przyjemność w tej sytuacji. I sobie sprezentować, tak jak tulipany i róże ;)
      Miłej i słonecznej niedzieli w Inowrocławiu :)

      Usuń
  2. Paragraf 22 to świetna książka- przeczytałam ją już kilka razy. Bo mam kilka książek, do których notorycznie wracam- to Kubuś Puchatek, Podróże z moją ciotką, Sto lat samotności i Paragraf 22. Od dziecka mi wkładano do głowy, że skoro się urodziliśmy to musimy umrzeć.I że jeśli śmierć "zabiera" kolejno, wg starszeństwa, to jest to rzecz normalna, żadna tragedia, ot porządek rzeczy. Ale kiedy dzieci umierają przed rodzicami to taki przypadek jest tragedią i rozpacz jest uzasadniona.Jestem fatalistką- co ma być to będzie.
    Systematyczne krótkie kontakty z wieloma osobami działają nieco jak szczepionki- lekarze stosunkowo rzadko chorują a mają do czynienia raczej z chorymi niż zdrowymi ludźmi.
    A moje pelargonie za oknem nadal kwitną.
    Trzymaj sie Anuś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetna książka, bardzo dobry serial. Nie czytałam Podróży z moją ciotką. Spróbuję. Moja ukochana seria to Trylogia Korfu Geralda Durrella. Uwielbiam.
      Może to jest czas na oswojenie śmierci? Może to jest czas na oswojenie strachu przed życiem? Bo tak jakoś mi się to połączyło. Kiedy przestajemy bać się śmierci, życie też przestaje być takie straszne ;) Skoro sprzedawczynie się uodporniły, kwarantanna jest błędem, Brytole mają rację.
      A twoje pelargonie to wariatki ;DDD
      Miłej i spokojnej niedzieli :)

      Usuń
  3. Wiadomo od zawsze, że wszystko co żyje, kiedyś musi umrzeć. Tylko kiedy i jak? Śmierć jest bardziej niesprawiedliwa niż życie. Ja akurat tego wirusa się nie obawiam tak bardzo, jak braku leków niezbędnych do życia. Stan aktualny 1 miesiąc, a stan fabryk i dystrybucji wiadomo, jaki obecnie jest. W takich chwilach przypomina mi się pewna staruszka z mojej rodzinnej wsi, która mówiła, że Bóg o niej zapomniał. Pochowała rodziców, męża, rodzeństwo i dzieci. Prosiła ludzi, aby modlili się o śmierć dla niej. Boję się takiego losu, jaki ona miała.
    ***
    Te panie może jedynie zarażają tak jak wiele innych młodych osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest przejściem do NieWiadomo ;) Jest potrzebna w naszej wędrówce. Jak inaczej mamy stąd odejść? Może kiedyś nauczymy się odchodzić tak po prostu, wyłączać kontakt i już. Na razie jest jak jest. Sposób odejścia, nie wiem. Każdy inaczej. Wiem tylko, że jak się bijesz, jest gorzej. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej czasem zaakceptować rzeczy. I wtedy jakoś łatwiej życie płynie. Chiny już nie chorują, rzuciły się pewnie do odrabiania strat finansowych. Nie martw się, leki będą. Nic tak ludzi nie motywuje jak kasa :) Tu jestem dobrej myśli.
      Jeśli chodzi o staruszkę, gdyby naprawdę chciała umrzeć, umarłaby. Nie piszę o samoubijstwie, tylko o pozwoleniu sobie na to. Widocznie lubiła być na ziemi i zabiegać o uwagę ;)
      Panie w sklepach wcale nie są młode ;) Sporo starszych u nas jest. Ale wiesz, jest, jak myślisz, że jest :)

      Usuń
    2. Piszesz mi, że leki będą, bo Chiny wracają do normalności, ale to nie są leki z Chin. Niestety są choroby i choroby. Osobiście nie znam sposobu na akceptację śmierci własnego dziecka.

      Usuń
  4. Nie czytałam książki, nie oglądałam filmu.
    Wojtek zachorował - przestraszyłam się. Wierzę, że to grypa, nie wirus który powoduje śmierć.

    Aniu nie boję się śmierci, boję się cierpienia. Moja mama i ojciec przed śmiercią bardzo cierpieli. Napatrzyłam się.

    Nie boję się śmierci- boję się, że nikt nie zaopiekuje się naszymi zwierzętami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boisz się swojego cierpienia też. Piszę bezpardonowo, bo to właśnie czułam, kiedy umierał mój tata. Moje cierpienie. Patrząc na niego. To takie ludzkie Graszko. Piszesz o zwierzętach i Wojtku, a nic o sobie. Masz syna i synową, zajmą się zwierzakami jakoś. Masz przyjaciół, pomogą. Bardzo współczuję, nie będę pisać frazesów, nie wiadomo jak będzie. Najgorsze scenariusze się zdarzają, ale też i najlepsze. Albo średnie. Więc jedyne co można w tej chwili, to zadbać o siebie, by móc zadbać o Wojtka. Napisałaś, że jak zaczynasz płakać ze zmęczenia, to wtedy zaczynasz odpoczywać. ZA PÓŹNO. Zacznij wcześniej. Znacznie wcześniej. Właśnie teraz zacznij. Płacz, krzycz, trzęś się, cokolwiek działa. To słyszałam w twoim filmiku. Zatrzymanie w środku, aż przestawałaś oddychać. Oddychaj.
      Przytulam bardzo, myślę o was bardzo, jakkolwiek będzie, poradzisz sobie. Nie jesteś sama dziewczyno.

      Usuń
    2. bólu fizycznego i tego psychicznego, tego stałego zadawania sobie pytania czy wszystko zrobiłam, czy mogłam coś więcej, czy coś zaniedbałam.

      Przyjaciele- nie mam przyjaciół i nie chcę ich mieć. Wolę mieć dobrych znajomych. Od znajomych niczego się nie oczekuję, od przyjaciół już tak. Zresztą ja mam trudny charakter - więc trudno o przyjaźnie :-)

      Kiedyś rozmawiałam z koleżanką na temat opieki nad synem i tego czy się się nie boi. Odpowiedziała mi, że po jej śmierci już ją to nie interesuje, więc nie będzie o tym myślała. Może to ona ma rację.
      Aniu gdyby stało się coś złego, znalazłabym się w czarnej dupie (przepraszam za słownictwo) , ale wiem, że bym sobie poradziła, ja zawsze sobie jakoś radzę. Lepiej, gorzej, ale radzę.

      Usuń
    3. Czyli ustaliłaś sobie kwarantannę już dawno temu. Od uczuć. Rozumiem bardzo. Byłam tam. Myślałam, że nic mnie wtedy nie skrzywdzi. Bardzo się myliłam. Najbardziej sama siebie krzywdziłam. A życie płynie i nie zamierza się przejmować moim strachem i tym czego nie chcę.
      Myślę, że byś się zdziwiła ile pomocy byś dostała, gdybyś tylko poprosiła. To wymaga więcej Odwagi niż wycofanie ;)
      Czarna dupa to dobre miejsce czasem, solidne dno by się wybić do góry. Albo posiedzieć.
      Trzymajcie się, grypa czy co innego, trzeba przechorować. Taki czas. Przytulam, choć pewnie nie lubisz :)

      Usuń
    4. Aniu doszłam do tego, że krzywdzę samą siebie- ale jeszcze nie potrafię coś z tym zrobić :-)

      Fajnie, że jesteś, też Ciebie przytulam

      Usuń
  5. Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć ? Na pewno każdy ma swoje przemyślenia albo i pustkę w głowie...
    Powiem tylko, że nie spodziewałam się, że będę żyć w takich czasach - niczym kadr z filmu "science fiction". Gdy późnym wieczorem wracam z pracy, jadąc autem przez las - wtedy wracają myśli, że przecież tak dobrze nam było... Nikt nie jest w stanie przewidzieć pewnych rzeczy. To tak jak tsunami i trzęsienie ziemi - po prostu nadchodzi i jest.
    Całe życie uczymy się żyć.
    Trzymaj się !!! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię książki postapo. Naczytałam się tego, a teraz żyję w takiej książce :) No cóż. Widać, tak miało być. Miałam jechać nad morze 12 marca. Ech...
      Ula i ja tak mam. Było mi już wygodnie, a tu masz. Ale dziś wylazłam z łóżka o 10. Nigdzie się nie śpieszę, mój mąż też nie. Możemy sobie zaplanować miło dzień. Pójść na spacer. "Dobrze" nigdzie nie zniknęło, tylko jest w innych rejonach. Poszukasz, znajdziesz :) I jakoś do przodu...
      Zmiana jest stałą na tej planecie.
      Spokojnej niedzieli :)

      Usuń
  6. Napisałaś "mała, niepozorna książeczka". Mam ją. Wydanie z 1975r., 544 strony, malutki druk, dzisiaj trudny dla mnie do czytania. To autentyczny bezceler wyzwalający podczas czytania ogromne emocje od śmiechu po bezsilność, złość i łzy. Pożyczana wielokrotnie wróciła do nas w stanie opłakanym.
    Niestety kolejna książka, którą czytałam w młodości, a którą bardzo chciałabym przeczytać ponownie już do nas nie wróciła po wypożyczeniu. To książka Axela Munthe " Księga z San Michele". Przyszła mi na myśl w związku z sytuacją we Włoszech. Axel Munthe żyjący w latach 1857-1949 szwedzki lekarz i pisarz zawarł w niej poza innymi wspomnieniami bardzo mądry opis swich zmagań jako lekarza z epidemią cholery w Neapolu. Pamiętam tylko, że opis człowieka, który przeżył zarazę stykając się z nią na codzień dał mi zupełnie inne, nie streotypowe spojrzenie na człowieka i jego możliowści przetrwania w tak niebezpiecznych, wyzwalających najgorsze emocje warunkach.
    Co do karmy napiszę tylko za Zelandem : "Chcesz karmy -będziesz ją miał...Można by pomyśleć, że Bóg nie ma lepszego zajęcia niż wychowywać niesumienne dzieci i przy tym, mimo swej wszechmocy, ma z tym procesem wychowawczym kłopoty. Zamiast tego by odpłacać grzesznikowi za życia, Bóg z jakiegoś powodu odkłada karę na potem, chociaż karać człowieka za to, czego nie pamięta, nie ma żadnego sensu.
    Nieważne czy istnieją poprzednie i przyszłe życia, czy nie. Człowiek bpwiem pamięta i uświadamia sobie tylko jedno, teraźniejsze życie i pod tym względem jest ono jedyne."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeland w punkt :)
      Chcesz, to masz. Ostatnie słowa mojego taty do mnie: Wiesz Ańka, tych księży i grzech, to o kant tyłka potłuc ;)
      Do karmy też to się odnosi. Więc płyńmy Marytko.
      Wiesz, zamiast czytać o tej cholerze, poczytaj Geralda Durrella: Moja rodzina i inne zwierzęta, Moje ptaki, zwierzaki i krewni, Ogród Bogów- Trylogia Korfu. Cudne ;)
      Miłej niedzieli :)

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, Aniu:-), nie zamierzam czytać teraz tej książki, tym bardziej, że już jej nie mam. Może kiedyś, bo książka jest piękna, warta przeczytania, a wspomniany opis to tylko niewielka jej część. Korci mnie żeby sprawdzić jak przyjęłabym ją teraz, bo kiedy czytałam ją w młodości bardzo mi się podobała.
      Książek, które podałaś nie mam. Zapisuję nazwiska i tytuły. Jak tylko będę mogła poszukam do czytania.
      Idę nakarmić "głodomry".
      Dla Was również - miłej niedzieli:-)

      Usuń
    3. Screeny książek sobie zrobiłam :)

      Usuń
    4. A proszę, Jeśli chodzi o Durrella, uśmiejesz się po pachy :)

      Usuń
  7. Kiedy człowiek uświadomi sobie, że w dużej skali nie od niego zależy, ulga jest.

    Nie mnie wnikać, skąd się wziął wirus i czy te różne ograniczenia to przesada czy nie. Ja wiem, że lubię żyć i dlatego stosuję się do zaleceń. A czy te zalecenia były słuszne, kiedyś się okaże.
    Na razie widzę to trochę jako ćwiczenia duchowe. Obejdź się mniejszym, poznaj samego siebie, kochaj bliźniego swego jak siebie samego, pamiętaj o świeżej słomie dla koni, itp. itd. Dobrze jest.

    Też kupiłam kwiecie w Lidlu. Takie ładne tulipany papuzie różowe i żółto-pomarańczowe. Wyglądają razem jak płomienie ognia w kominku, w związku z tym postawiłam je na kozie i nie muszę w niej palić.

    -10! To dopiero wiosna. Pozdrawiam stąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja nie wnikam, po co? Zaleceń przestrzegam i płynę. Mój syn zauważył, że teraz ogromnie rodzinnie się zrobiło :) Ludzie na spacery chodzą, jakby zdrowiej, co?
      Ja akurat ćwiczę radzenie sobie z reakcjami lękowymi. Też niezła szkoła od wirusa. Każdy coś przerabia, nawet jak o tym nie wie.
      Tulipany też widziałam. Ludzie kupowali. Potrzebujemy.
      U nas dzisiaj -6, też nieźle. Ale jak to wszystko ruszy, to szybko pójdzie. Moja czeremcha za oknem tylko dwóch, trzech dni ciepłych potrzebuje :)
      spokojnego, słonecznego tygodnia życzę, trzymajcie się krzepko ;) Naprawdę fajne słowo, lubię je :)

      Usuń
  8. Oczywiście, że wszyscy umrzemy. A teraz jesteśmy testowani...

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, pozdrawiam:)
    Kupujmy róże, oddychajmy głęboko!
    Mój nieżyjący ojciec miał zwyczaj mawiać „głowa do góry!”. Drażniły mnie te słowa, bo w moich uszach brzmiały jak pusty banał. Dzisiaj myślę, że wiem, co konkretnie miał na rzeczy. Cokolwiek zgotuje mi los, mam przyjąć to z uniesioną głową. Nie jak tchórz, Dzięki, tato:) Postaram się temu sprostać.
    Pielęgnuję nadzieję ( bo ona umiera ostatnia), i czekam na własne róże w ogródku. Uwielbiam ich zapach. Latem, zamrażam różane płatki w kostkach lodu, które potem dodaję do lemoniady. Wyglądają przecudnie. W odpowiednim czasie narobię fotek, zobaczysz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniesiona głowa :) Nie zapomnij tylko czasem jej uziemnić ;) Bo szyjny kręgosłup od tego może boleć. Ale tak, twój tata miał rację. Będzie dobrze. Wszystko mija w końcu. Kiedy popatrzymy do tyłu, widać to jak na dłoni. Nie ma co wganiać się w choroby ze stresu.
      Zapach róż, uwielbiam :) Te sklepowe rzadko pachną. Mam w sadku dwa wielkie krzaki starych odmian. Biały i różowy. Białe pełne, różowe nie. Pachną obłędnie. Jeszcze trochę...
      W kostkach lodu, genialny pomysł po prostu, czekam na zdjęcia :)
      Spokojnego tygodnia, oddychajmy :)

      Usuń
  10. dziękuję...
    fajnie tak przewijać tekst myszką i Twoje mądre przemyślenia poczytać. Może jutro zrobię sobie dzień bez.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień bez... :)
      I dzień z ...nadal mamy wybór. Nadal mamy wolność, nadal żyjemy i oddychamy. Mądre, niemądre, ale mówię. Nie zastanawiam się czy komuś pasuje, czy ktoś coś o mnie pomyśli złego. Mówię i piszę. TY też masz, używaj :)

      Usuń
  11. Myślę, że jakkolwiek byśmy podchodzili do tematu śmierci, czy też obecnej pandemii większosc z nas ma potrzebę mówienia o tym, co sie dzieje, jak sie czujemy, co nas trapi. Ta przymusowa osobnośc sprawiła, że jakos bardziej chcemy byc razem. Czy ze strachu? Czy z poczucia wspólnoty losu i przeżywania tego samego? czy z chęci znalezienia jakiejś pociechy, światełka nadziei albo potrzeby oderwania od tego, co nas wytrąca z równowagi? Nie wiem, ale człowieka ciągnie jakos bardziej do człowieka. Nagle zaczęliśmy doceniać siebie wzajemnie. I to jest plus tej obecnej sytuacji.
    Wszyscy umrzemy, to oczywiste, tyle, że na co dzień większosc z nas nie mysli o tym, nie rozmawia, a niektórzy nawet robia z tego tematu tabu. Teraz ten temat nie daje sie schować do kątka i każdy musi się jakos z tym zmierzyć, czasem poprzez przejrzenie sie w lutrze czyichś uczuć, gdy swoje ma tak głęboko zakamuflowane, że boi sie do nich siegać.Oswajamy ten temat, choć chyba tak do konca nie da sie on oswoić. Zawsze gdzieś pod skórą pozostaje jakiś lęk, niepewność. Choć jednocześnie bywają też przecież sytuacje, że chce sie już odejsc, gdy śmierć zdaje sie wybawieniem.
    To ciekawe, swoją drogą, że ekspedientki nie chorują, choc pewnie wirusy latają wokół nich jak eskadra bombowców.
    Jak dobrze, że tulipany kwitną jak gdyby nigdy nic. Zdaje mi się, że potrzebujemy teraz bardzo takich obrazków, że cos jest jak gdyby nigdy nic. To uspokaja i pozwala sie uśmiechnąć.Żyć w miarę normalnie.
    Pozdrawiam Cie serdecznie na dzień dobry, Aniu! Mrozik jest i śnieg. Pięknie!Jak gdyby nigdy nic w marcowej porze!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, grupujemy się :) Może to jakiś atawizm z jaskiń? Powodów jest mnóstwo. Ja bym dodała jeszcze, że bardzo trudno zostać z samym sobą, łatwiej między ludźmi, pogada się, rozładuje stres, pośmieje. Nie umiemy sami sobie podać pomocnej ręki. Ja dla siebie. W ćwiczeniach lowenowskich i w feldenkraisie tego się uczy. Jak się dotknąć, jak się przytulić, jak znaleźć ukojenie we własnym ciele. Tak bardzo Olu zapomnieliśmy o tym. Żyjemy w swoich głowach, tak do szyi tylko. No cóż, zobaczymy, czego się nauczymy.
      Ostatnio przesłuchałam webinar o lęku przed śmiercią. I wyszło mi, że jeśli oswoję śmierć, tak po swojemu, magicznie, przestaję się tak bać życia. My zwykle odwrotnie robimy. Kochaj życie, doceniaj, każda chwila jest ważna. A za tym lęk, chwytaj, bo w każdej chwili możesz umrzeć. A gdyby tak odwrotnie? Śmierć, taka zgodzona, oswojona słowami: widzę cię, jesteś. I nagle, życie nie jest już takie straszne. W porządku. Zgoda. Wiem, że ty mnie rozumiesz ;)
      To proces, nie da się pstryknięciem palca setek lat programowania na lęk odwrócić. Ale można spróbować, powoli...
      U nas dzisiaj -6 było. Ale słońce jest, optymizm też ;)
      Spokojnego dnia w Hobbitowie, wrzucaj proszę zdjęcia, bardzo lubię :)

      Usuń
  12. Ja to się chyba boję najbardziej, że złapie to świństwo i kogoś zarażę. Nie o siebie, bo jakoś mam dziwną pewność, że dam radę, ale boje się panicznie, że zrobię komuś krzywdę moją obecnością. Paranoja o tego stopnia, że od trzech tygodni nie odwiedzam mamy, babcie opierdzielam przez telefon ze ciotka w szpitalu pracująca ją odwiedzam. I nie dzwonie do ojca bo jeszcze kur...sko mnie boli śmierć Mizi i nie umiem mu o tym powiedzieć, bo w głębi duszy wiem, że go to nie obchodzi i mnie to najbardziej będzie boleć. Stresujący czas..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto, NIE MASZ TAKIEJ MOCY. Nikomu krzywdy nie zrobisz. Masz prawo tu być, żyć, oddychać, jak my wszyscy. I nie masz wpływu na wirusa, żadnego. Taka prawda. Żadna kwarantanna nie pomoże. Odbędzie się jak odbędzie. Najbardziej chorują ci, co się najbardziej zabezpieczają. Dzieci chowane w bez przesadnej higieny zdrowsze o wiele. Rób co możesz, resztę zostaw. Spróbuj wte mańkę ;)
      Wiem, że ci ciężko. Kiciula odeszła. Ale nie dokładaj sobie, nie musisz nikomu o niczym mówić. To twoje uczucia, w twoim sercu, ty przeżywasz, przytul poduszkę i popłacz. Pomoże.
      Przytulam.

      Usuń
    2. Skąd ta pewność, że kwarantanna nie pomoże ...

      Usuń
    3. Bo trochę uczyłam się o wirusach, odporności i ogólnie o tym jak choroby przebiegają. Kwarantanna rozciągnie w czasie całą imprezę. Ale odporności nabiera się w kontakcie z patogenem, inaczej się nie da :) Spokojnie, będzie ok. Przechorujemy, zdobędziemy odporność i sprawa się skończy.

      Usuń
    4. Dziękuję, rozumiem.

      Usuń
  13. Hejka :)
    Nie jestem wstanie czytać ani słuchać o wirusie. Bardzo żaliwie modlę się za Ziemian i za tych, którzy już umarli. Jak to mawiała moja Babcia ,,Będzie co Bóg da" i ,,jakoś żyć trzeba". [...................] tu jest pauza natłoku myśli, bo każdy ma prawo pisać i mówić co chce :) Oddech..

    Przesyłam serdeczności i zdrowia dla Ciebie i wszystkich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddychaj, nie chciałam cię przestraszyć ;) To w sumie optymistyczny post jest :)

      Usuń
    2. Nie. Nic z tych rzeczy. Może powinnam dopisać słowo juz - nie jestem już wstanie czytać... Rozumiem tragedię i problem, sama ma rodzinę ale jak powyżej. Rak dziesiątkuje już od kilkunastu lat tak, że rzadko kto go nie ma i jakoś paniki nie ma...
      Zdrowia życzę :)

      Usuń
    3. Ok. I ty trzymaj się zdrowo i krzepko ;)

      Usuń
  14. Anno, szczerze i mądrze piszesz, to nie żaden komplement tylko zachwyt. Fasolki wszystkich smaków - i wszystko jasne, brać je po kolei a nie wybierać tylko ulubione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, piszę, bo jakoś jak napiszę, to mi się w głowie też układa ;) Zdrowia Krysiu, trzymajmy się zdrowo i wiosłujmy ;)

      Usuń
  15. Tak, wszyscy w końcu umrzemy. I to jest jakieś pocieszenie, bo ileż można się męczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdyby tak przestać się męczyć. Albo męczyć mniej? Albo męczyć inaczej? Bo są różne opcje. Naprawdę można. Kwestia rozejrzenia się, wybrania i spróbowania, czy się przypadkiem nie uda. Bo może się udać, wiem o tym ;)
      Bo męczenie się, to jednak wybór...

      Usuń
  16. wyłączone gospodarki, strach, czasem panika, totalna izolacja - skutki podobne do wojny światowej, choć ofiary na zdecydowanie mniejszą skalę - najwyraźniej nauczyliśmy się, jak przetrwać ogólnoświatową zawieruchę. padają tysiące, a nie miliony. to się nazywa ewolucja i adaptacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oku, to się dzieje od z momentu kiedy się pojawiliśmy na świecie. Nihil novi pod tym słońcem. Pykniemy wojnę na planetarną skalę, a równolegle płyną takie konflikciki miejscowe, na tematy gospodarcze-społeczne- religijne-czortwiejeszczeco. Czy to adaptacja? Może. Może i ewolucja, poczekamy, zobaczymy :) Ja wolę inaczej, mniej siłowo. Może kiedyś, na razie: wszyscy umrzemy :)

      Usuń
  17. Aniu, napisze, bo sie udusze. Kurcze! Nie wiem, i nie mam pojecia dlaczego tak sie dzieje, ale jak wchodze na Twoj blog nie jestem w stanie zostawic sensownego komentarza. Dopada mnie jakas blokada, i zero, nic. Nie potrafie napisac kilku zdan.
    Chcialabym abys wiedziala, ze jestem, czytam.
    Twoje opowiadanie oczywiscie przeczytalam i pisz kobieto, pisz.

    Pozdrawiam Cie serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ci, że się odezwałaś. To ogromnie miłe, że czytasz :) Nie mam pojęcia czemu masz blokadę, ale nikt nie spotyka się przypadkiem. Weszłam na twój blog od anabell. Dłuuugo nie pisałaś, poczytałam tylko twoje starsze posty, ale jakoś mnie przyciągnęłaś. Na moje oko, coś my chyba podobne jesteśmy ;) Bardzo lubię twoje lekko zgryźliwe i przewrotne poczucie humoru :D
      Więc ja piszę, proszę wpadaj :):);)

      Usuń
    2. Witaj Aniu
      Ja podobnie jak Ataner często zaglądam do Ciebie, czytam dokładnie, ale nie zawsze wiem co mam napisać. Nie wiem dlaczego tak się dzieje.
      Dzisiaj życzę szukania najpiękniejszych wspomnień, czytania pięknych książek, odwagi na następny dzień....

      Usuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń