Święta płyną...
Ziemia dopełnia swoje kółko wokół Słońca, przyroda odpoczywa, jakieś koniunkcje zachodzą, era Wodnika nadeszła...
Kiedy jechaliśmy do domu z Wigilii u mamy, drogi były puste. Noc ciemna, niebo mroczne i zachmurzone. Połówka zamglonego księżyca wypływała zza chmur w szaro-rudym oparze wilgoci. Droga przed nami, oświetlona światłami samochodu, pusta i prosta, prowadziła w ciemność...
Istniała tylko w świetle.
Dalej Nieznane.
Senna i zmęczona patrzyłam przed siebie, godząc się na to wjeżdżanie w pustkę i ciemność, bo dom był coraz bliżej. Ciepłe łóżko z nową, mięciutką pościelą, suczka sapiąca cicho w śpidełku, mruczące koty...
To wszystko było w tej ciemności przed nami, więc jechaliśmy do domu.
Wszyscy wyczekujemy końca wstrętnego, męczącego, straszącego 2020 roku.
Niech sobie już idzie. Niech się doda na końcu ta jedynka i magicznie zmieni zło na dobro, niepokój na spokój, strach na nadzieję. Bo jesteśmy zmęczeni, źli, przerażeni, bez kasy...
I ponieważ jakoś tak dużo głosów podobnych zaczęłam słyszeć, to zaczęłam się zastanawiać jak to ze mną? Dołączę do chóru jęczących hejterów czy nie?
Posadziłam rok 2020 na ławie oskarżonych...
Najpierw uznałam, że właściwie pojęczę. W styczniu leżałam o tej porze z bolącym kręgosłupem i zapaleniem zatok. Potem nas zamknęli i się bałam. Potem nawrót zapalenia zatoki i kleszcz mnie dziabnął. Potem operacja, powikłania, teraz znów operacja. Długa i upierdliwa rekonwalescencja, i znów leżenie. Wydatki, bo prywatna klinika...jeju, co za rok! I Kolega Wirus paranoiczny...
I tak zbierałam te spleśniałe okruszki 2020, ale okazało się, że to nie do końca tak.
Bo kręgosłup zmusił mnie do odwiedzenia rehabilitanta Grzegorza. I to było bardzo dobre. Polecił mi on kijki i ćwiczenia. I polubiłam to. Weszło w rutynę, co bardzo mi służy. Nauczyłam się też płukać zatoki, co okazało się rewelacyjnym środkiem leczniczym i zapobiegawczym dla tychże. Plus dodatni.
Dzięki operacjom miałam o czym pisać na blogerze :) A poza tym luksusowa klinika była nowym doświadczeniem. Okazało się, że "program biedy" już u mnie nie jest taki aktywny. Wcale nie żałowałam kasy. Nie bałam się tak mocno. I w ogóle byłam bardzo odważna! Brawo ja!
Rekonwalescencja też nie taka zła. Zadziwiająco sprawnie Mąż zmienia opatrunki. Zaskoczył mnie po 33 latach razem. Nie powiem, troszku nawet wykorzystuję sytuację biednej rekonwalescentki, to przyjemne. Też plus dodatni. I zdobyłam Ślężę, i byłam na Mazurach.
A Kolega Wirus, jak to wirus, niewidoczny, jest, nie ma, nie wiadomo.
Stanęłam na stanowisku mocno sceptycznym i dobrze się tam czuję.
Zorientowałam się również, że wiosenna "kwarantanna" też przyniosła korzyści. Nadrobiłam w bibliotece biurokrację. Zrobiłam skontrum, co jest przekleństwem w bibliotekach, a poszło znośnie. Potem dotarło do mnie, że jak jest panikodemia, to nikt na kontrolę nie przyjedzie! Super! To mi uświadomiło, że bałam się jednak zawsze tych kontroli. Choć udawałam, że nie. I tak zaczęłam o tym rozmyślać, skąd to i dlaczego...a potem przyjechał na kontrolę pan z PIPu i podeszłam do sprawy na luzie. WOW! Dzięki Kolego Wirusie, pokazałeś mi co ważne i mniej ważne.
Ważne były spokojne popołudnia przy ognisku z mężem i synem. Ważne były spacery z kijkami, oddychanie, cieszenie się tulipanami w sadzie, niebieskim niebem, słońcem, rzeką.
Huśtanie się na hamaku.
Była też magia, dużo białych piórek i nowy kot.
Ważna byłam JA i MY.
Czas dla MNIE i dla NAS.
Więc oskarżony 2020 okazał się, mimo pewnych przewinień, nie taki zły.
Zaistniały okoliczności łagodzące.
Sprawa oddalona ;)
Bo wszystko się toczy na tym świecie tak jak trzeba.
Życie płynie.
A my razem z nim.
Więc świętujmy, przytulajmy się, głaszczmy koty i psy, patrzmy w niebo.
Bo trzeba ŻYĆ :)
PS. I taka historia usłyszana na wigilii:
Na pewnej wsi podlaskiej mieszkało sobie małżeństwo, emeryci z synem rolnikiem. Dziadek emeryt dorabiał sobie przy pracach budowlanych. A, że był dobrym, rzetelnym fachowcem, miał roboty po pachy. W listopadzie jakoś zaczął kaszleć i trochę źle się czuł. Ale ponieważ był rzetelny, to stawił się u mojej ciotki i wujka. Naprawiał dach na jakimś budynku, kaszląc i smarkając. Potem zjadł z nimi obiad i pojechał do domku. Zostawił po sobie wirusa, ciotka z wujkiem przechorowali i spokojnie wyzdrowieli, lekarka stwierdziła grypę. Ale Dziadek emeryt wylądował w szpitalu i po kilku dniach umarł. Oczywiście na Kolegę Wirusa, bo po co marnować taką okazję, szpital i zakład pogrzebowy zarobiły więcej. Wszak Dziadkowi emerytowi wszystko jedno już.
Zakład pogrzebowy po wielu perypetiach dostarczył w końcu trumnę z Dziadkiem do domu. Szczelnie zamkniętą, z zaleceniem nieotwierania pod groźbą wszelkich, dotkliwych kar.
Jednak Babcia emerytka, rdzennie podlaska, uznała, że tak być nie może. Wezwała syna z narzędziem mocnym, odtworzyli trumnę, a tam Dziadek nagusieńki, zawinięty jak mumia w plastiki i śmierdzący chemią aż w nos szczypie. Babcia emerytka załamała ręce. Ale to zaprawiona w bojach kobieta. Odkręcili z folii Dziadka, umyli, ubrali w garnitur, włożyli buty. Złożyli ręce, włożyli w nie różaniec i obrazek. Wezwali sąsiadów i tak jak trzeba odśpiewali wszystko, odmodlili, odpłakali.
A rano pożegnali się i zamknęli trumnę.
I wszystko odbyło się jak Bóg przykazał.
Amen.
Wysoki Sądzie, podobnie mam. Dużo dobrego mogło się wydarzyć bo zaistniały wyjątkowo dziwne okoliczności - paradoksalnie dzięki wirusowi. Jest na plus w moim odczuciu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mocno.
Ja matołek z matmy jestem ;) Ale pododawać i pominusować umiem. I wyszło na plus. Też z paradoksem :)
UsuńWięc Agniecha, wiśta wio!
Aniu, zycze Ci przede wszystkim wszystkiego dobrego. Zdrowia, i jeszcze raz zdrowia, bo to jest najwazniejsze i ale aby wszystkie dolegliwosi poszly precz.
OdpowiedzUsuńSerdecznosci swiatecznie przesylam Tobie i Rodzince:)
Polepsza się znacznie ;)
UsuńNie martw się, wsio idzie do dobrego, na świecie też.
Plusy, minusy, damy radę! Ja już planuję wyjazd wiosną :)
Mnie pani pandemia jakoś nie dotknęła ani w wymiarze fizycznym ani psychicznym. Jest to jest, wiem o co biega. Dałam radę nawet całkiem sama w Berlinie przemieszkać te 6 miesięcy, gdy moi byli w Szwecji. Teraz daję radę rzadko się z nimi widywać, bo dzieci chodziły do szkoły, więc się wszyscy bali , że coś mogą przywlec. I muszę tylko się dowiedzieć czy jako Hashimotka mogę się szczepić, bo jestem zwolenniczką szczepień. Więc ten rok też u mnie właściwie na plus.
OdpowiedzUsuńAnusiu, głowa do góry, wszystko kiedyś mija, zaraza też minie. Najlepszego Kochana!!!
Zdrowieję już, zaraz idę do pracy. Nadrobiłam już wszystkie zaległości na netflixie. U nas zarazy bardzo się nie czuje, życie płynie normalnie, tylko maseczki na twarzach. Odchodzi stara wiara, co też normalne jest. Koleżanka w bibliotece przed świętami miała armagedon ;) Ledwie się wyrabiała.
UsuńJa też uważam szczepienia za pozytyw, ale z rozwagą. Szczepionką, za którą nikt nie chce odpowiedzialności, nawet ci, co ją wyprodukowali, przyjętą w trybie awaryjnym...raczej nie zaszczepię się. Ale to ja, każdy musi podjąć decyzję sam. Hashimoto to dość poważna rzecz, dobrze się dopytaj, posprawdzaj.
Ja cieszę się powrotem do pracy, choć styczeń to mnóstwo bezsensownych sprawozdań. Ale i tak się cieszę.
Najlepszego i Zdrowego ;)
Jest, jak jest, a będzie, jak będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam świątecznie:) Niech Ci się dobrze wiedzie.
I tobie Blinku, serdeczne życzenia :) Zdrowia, zdrowia, zdrowia :)
UsuńPiękna i wieloznaczna ta scena, którą opisałaś, gdy wracaliście do swojego domu wjeżdżając w tajemniczą, zamgloną pustkę. Tak sobie myślę, że może wszyscy w nią wjeżdżamy. Ale powinniśmy bez lęku. Bo przecież na końcu czeka dom.Pewny, niezmienny, swojski i ciepły.A ta ciemność i mgła jest tylko przejściowa. I w koncu zostanie za nami.
OdpowiedzUsuńI rzeczywiscie tak jest, że sytuacja z wirusem pewne rzeczy uwidoczniła, pewne uprościła a nawet co nieco komplikując ostatecznie stała się jakąś lekcją i cennym doświadczeniem na przyszłość.
Ja też jestem co do "straszności" i powszechnosci występowania rzeczonego wirusa dość sceptyczna, choć tyle do człowieka sprzecznych informacji dociera, że momentami duży mętlik się z tego w głowie robi. I zdaje mi się jakby komuś zależało na tym, aby ten mętlik był. Łatwiej manipulować ogłupionym i ogłupiałym społeczeństwem.
A co do historii z tym biednym, zmarłym dziadkiem, któremu wpisano owego wirusa do karty zgonu, to od znajomej usłyszałam podobną historie. Jej prawie stuletni dziadek jakiś czas przed świetami upadł w domu, doznał jakichś złamań i wewnętrznych wylewów. Przewieziono go do szpitala, gdzie na drugi dzień umarł. Zaproponowano rodzinie by mozna było wpisać do karty zgonu owego wirusa wszechobecnego, bo to i szpital na tym zarobi i rodzina. Ale rodzina nie zgodziła się na ten szwindel. Jak sobie pomyslę, ile takich oszukanych przyczyn zgonu wpisuje sie ludziom w kart zgonu, to wiem, skąd tak duża śmiertelność.
Zaczął u nas prószyć śnieg. Może zrobi się biało? Cudnie by było, bo ta szarość mnie męczy.
Serdeczne uściski zasyłam Ci Aniu w drugi dzień Świąt!:-)*
Czasem Olu, jak człek zmęczony odpuści mielenie rzeczywistości w głowie i spojrzy w tę ciemność przed nami, może dostrzec, że to właściwie iluzja...Tak zajrzałam znów pod Podszewkę Wszechświata, niepodziewanie, na drodze nocą ;)
UsuńKiedyś usłyszałam na warsztatach, że wszystko jest zasobem do wykorzystania. Sceptycznie wtedy podeszłam do tego. Strach, lęki, panika, smutek, bezsilność jakimś zasobem? A jednak, to prawda. Ten rok pokazał to we mnie. I tego się trzymam, czasem panikując i się bojąc ;) Bo potem się zbieram do kupy i jestem silniejsza!
Ano, komuś zależy na wprowadzeniu nas zamęt, takie głupie rzeczy się dzieją, że absurd stał się rzeczywistością. Ale muszę przyznać, że złapałam dystans i bawi mnie to. Czarny humor ma swoje zalety.
Wszędzie są takie historie, nie tylko u nas. Stara prawda: jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kasę...Ech...
I ja przesyłam uśmiechy z Podlasia ;)
Mijający rok zweryfikował parę moich znajomości. To była przykra weryfikacja. Moja książka telefoniczna w wyszczuplała o parę numerów. Nie żałuję tego.
OdpowiedzUsuńDzisiaj zastanawiam się jak mogłam tak długo znieść te wielogodzinne cudze monologi, zalewanie mnie swoimi problemami, kompletne niezauważanie jakichkolwiek moich spraw, tę konsternację rozmówcy, że coś tam się u mnie dzieje nie tak, i że o Boże!, chciałabym może jakiegoś wsparcia, wygadać się czy cóś:(
W sumie bez żalu czy jakiejś wielkiej atencji pożegnam odchodzący rok. Niech sobie idzie precz razem z tym całym szaleństwem, które nam przyniósł!
Z radością przywitam wszystko co dobre, radosne, spokojne i proste, a także dobrych, życzliwych, pomocnych i otwartych na innych ludzi dostrzegających radość, dobro i jasne strony życia:)
Ciągu dalszego, miłego świątecznego odpoczynku Aniu w otoczeniu bliskich i kochającego zwierzyńca, życzę:)*
No tak jakoś jest Marytko, że weryfikacje zazwyczaj nieprzyjemne są. Utkałam już sobie jakieś gniazdko, czasem koślawe i niewygodne, ale moje, a tu trach! Oko się otwiera i spada iluzja. Dobrze wiem jak to wygląda i co się czuje. I tak jak ty, wiem, że to OK jest. Pozbyłaś się wampirów, bardzo dobrze! Zrobione miejsce na Nowe ;)
UsuńWięc jedźmy dalej w tę ciemność, bo ona całkiem fajna jest :) I wcale nie taka ciemna.
Spokoju Marytko, spokoju, zdrowia i optymizmu :) I odrobinki czarnego humoru :)
Lubie takie pozytywne wyliczanki, zwlaszcza na podsumowanie roku :)
OdpowiedzUsuńBajka z Podlasia i wisielczy humor, podniosly mnie na duchu :)
Cieszę się, duch podniesiony, zdrowszy jest i odporniejszy na bzdury wokół ;)
Usuńteż z życzeniami wpadam, wszystkiego dobrego w przyszłości.... moje znajomości zweryfikowane, cięzko mi jeszcze z tym , jeszcze wewnętrznie się nie pogodziłam i boleję. Dobrze mi zrobiło zdanie marytki "Mijający rok zweryfikował parę moich znajomości. To była przykra weryfikacja. Moja książka telefoniczna w wyszczuplała o parę numerów. Nie żałuję tego." tylko jeszcze żal jest....
OdpowiedzUsuńTo może pożałuj, pożałuj i przestań ;) Posprzątałaś, zrobiłaś miejsce na nowe, życie płynie. Wszystko się zmienia cały czas.
UsuńAle najważniejsze, to zadbać o własny komfort. Zadbana JA, lepsza jestem dla innych. Rób co lubisz, spotykaj tych, z którymi czujesz się dobrze. Proste Alu :)
Przytulaki z Podlasia łap :)*
łapię... potrzebne dziś bardzo trudny dzień, trudna noc...
Usuńpolecałas mi chyba kiedyś... co obejrzeć na netflixie jeszcze. Podpowiesz jeszcze raz? jesli to TU pytałam, bo może to było na innym blogu...
Polecałam Brene Brown: Odwagi!
UsuńBardzo mi pomogła, trafiłam na nią jakieś trzy lata temu.
Trzymam kciuki, cokolwiek się zadzieje, dasz radę. Odwagi!
Super blog
OdpowiedzUsuń:D
UsuńA wiesz, ze tez nie narzekam specjalnie na ten rok, bo nie był najgorszy pod wieloma względami, a poza tym, nie gońmy czasu, życie nam ucieka.
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowieści przy stole, tez się nasłuchałam, to jak żywa księga wspomnień i historii niesamowitych.
Kontrolę tez przeżyłam, ale bardziej zaocznie, bo panie poprosiły tylko o dokumenty, które później wraz z protokołem oddały.
Zdrowia i radości!
No widzisz, czasem jak się zastanowić, strach ma wielkie oczy :) Mój pan z Pipu był miły, gadatliwy i nie dokuczliwy.
UsuńTakich opowieści to nasłuchałam się też w bibliotece mnóstwo. Siostra moja pracuje w DPSie, tam to dopiero się dzieje :) Ale większość nie nadaje się dla publiki: sex, kupy, język rynsztokowy, handel nielegalny, nawiedzenia, manipulacje i romanse :)
Zdrowia i zdrowia Jotko ;)
Dokładnie tak! 🧡🧡🧡
OdpowiedzUsuńJa też tak sobie rozmyślam ostatnio o tym dziwnym roku 2020. Patrzę na zdjęcia z zeszłego i wydaje mi się, że to było w jakiejś innej galaktyce. Albo w ogóle nie było, tylko tak mi się wydaje. Mi ten rok trochę namieszał, bo utknęłam za granicą na 4 miesiące, wiosną. A teraz? To samo. Znowu nie mogę wrócić, ale nie jestem zdesperowana, nie panikuję, nie martwię się, bo nie mam czym. Ćwiczę tai chi, słucham muzyki, chodzę na spacery. 2020 to może być rok mojej przemiany, bo nie mogę pracować jak dotąd, nie da się podróżować nigdy nie wiedząc czy i kiedy wrócę. I dotarło do mnie, że czas wziąć się za mój zwierzęcy biznes, o którym marzę od lat. Wciąż to oddalam, wciąż odpycham od siebie, bo przy moim trybie życia się nie dało. 2020 uświadomił mi, że chyba już czas wjechać w tę ciemność przede mną, w tę mgłę. Porzucić walizki, wylogować się z kont linii lotniczych i ... do przodu. :)
OdpowiedzUsuńNajgorsze w tym okropnym 2020 jest to, że on zabija biznesy, morduje gospodarki. Dobija branżę muzyczną, wszystkie występy na żywo, koncerty, przedstawienia, wydarzenia sportowe. To mnie bardzo boli. I zdrowie psychiczne siada. Boję się o młodych ludzi, młodzież szczególnie. Ci współcześni młodzi są tacy delikatni, wrażliwi.
Życzmy sobie, żeby ten nowy rok nie był gorszy od poprzedniego. Tylko tyle i aż tyle.
Pozdrawiam serdecznie.
No widzisz, właściwie też na plusie :)Pokazał ci ten rok sporo. Zwierzęcy biznes mówisz? Może warto już spróbować? Uda się, nie uda, ale warto zweryfikować marzenia.
UsuńNie wiem jaki biznes, ale ja mam 4 koty i dwa psy, mama moja 5 kotów i dwa psy, i ja przez cały czas to wszystko zaopatruję w żywność, żwirki itp. Jednym z moich większych zmartwień było, czy to się nie załamie. W każdym razie dzięki za zakupy internetowe i kurierów ;) W podobnej sytuacji wielu ludzi było, którzy mają zwierzaki. Bo ja na ryżu pociągnę, a moje koty nie ;) Więc kombinuj :)
Gospodarkami jakoś też się nie martwię, bo ileż tych kryzysów było, ale ludzie zbierali się, zmieniali branże, dostosowywali się i szło dalej. I myślę, że wszyscy mają dosyć rozrywki przez internet. Nic nie zastąpi kontaktu z żywą kulturą i to też wróci. Powoli, ale wróci.
A dzieci i młodzi...no cóż, mają swoje lekcje. Na to nic nie poradzimy. Możemy wspierać, ale oni, tak jak my, muszą sami ogarnąć Życie. Nie ma innej opcji, po to jesteśmy na tej planecie.
Więc...jedziemy do domu ;)
Jak zwykle mądrze i na temat. ☺
OdpowiedzUsuńFakt, wojny były i jakoś ludzie się podnieśli, odbudowali, rozbudowali, pchnęli do przodu.
A młodzi muszą się ogarnąć sami - masz rację. Należy ich wspieraç.
Mój biznes to głównie psi ma być, ale nie tylko, bo lubię wszystkie stwory, które nie mają więcej niż 4 nogi. 🙃
Wychodzenie z psem, opieka pod nieobecność właściciela, podstawowe szkolenie, przewóz - coś takiego mi się kołacze po głowie.
A takie naprawdę wielkie marzenie - to farma edukacyjna, bądź terapeutyczna. Miejsce, gdzie można przyjść i zobaczyć jak wygląda krowa czy gęś + miejsce dla młodych ludzi, którzy zagubili się po drodze i z którymi nikt sobie nie radzi.
Praca na farmie ze zwierzętami, które też miały niełatwe życie (maltretowane, dręczone, hodowane na mięso) niechciane, tak jak ta młodzież. Takie coś mi się marzy.
A wiem po sobie, że marzenia się spełniają, trzeba tylko się uprzeć, rozwinąć skrzydła i sprawdzić, co w tym mroku się czai. 😉
każdy pretekst jest dobry, żeby zrealizować to, co w nas skryte. jeden się rozwinie, inny zawinie. miło mieć kota w hamaku, bo nawet jesienne mgły stają się łagodniejsze. ognisko? nic, że pachnie dymem więcej niż jeden wieczór, a stare to już zupełnie nie pachnie. ale jest - to ważne. miło, że znalazłaś te "dodatnie"
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe i budujące wpisy są w tym blogu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń"Obyś żył w ciekawych czasach" - to czasem błogosławieństwo a czasem przekleństwo. Jak i z tą szklanką do połowy pustą lub pełną. Mówią też na: co słychać? Zależy gdzie ucho przyłożyć. Te wszystkie mądrości mądre są więc jeszcze "co się polepszy to się popieprzy"
OdpowiedzUsuńDobrego Nowego Anno.
znowu Cię nie ma - dlaczego?
OdpowiedzUsuńOku, hibernuję. Najadłam się igliwia i wykopałam gawrę w sadzie. Wlazłam i zapadam w stany bliskie niebyciu. To przyjemne...
UsuńAle wyłażę czasem, bo jednak lubię żyć ;)
Lub częściej - proszę?
Usuń