Obserwatorzy

poniedziałek, 8 marca 2021

Kaganek i kaganiec Wszechświecie


Moja czytelniczka, PrawdziwaPolka, wreszcie zaczęła wychodzić z domu.
KolegaWirus tak mocno  ją wylogował z rzeczywistości mojej, że w zeszłym maju wziąwszy trzy tomy Jasienicy, znikła. PrawdziwaPolka jest emerytowaną pielęgniarką, można by powiedzieć, że jako medyczna, wie lepiej. No tak nie do końca...
Pojawiła się niedawno, zamaskowana, zlała się płynem odkażającym i z rękoma w górze, jak chirurg przystępujący do operacji, udała się na poszukiwania między regały, oczywiście dział: historia. Od dawna nie polecam jej nic, bo nie trafiałam zupełnie. Brała książki dwoma palcami, zdenerwowana, mimo zapewnień o kwarantannie książek. W końcu jakoś wybrała sobie trzy, wyjęłam karty, poszła.

Zdziwiłam się widząc ją dwa dni później, ale wrzuciła tylko jedną książkę do pudełka "zwroty" i powiedziała:
- ja ją zwracam, nie zauważyłam, że to jest z "Biblioteczki Wyborczej", nawet jej nie będę otwierała...
Włożyła w wypowiedź sporo złości, okręciła się na pięcie i poszła.
Dlatego nic jej nie polecam, złość powinna trafiać we właściwego adresata, w tym wypadku w nią samą.


Mam KoleżankęJolę (pozdrawiam :) literaturofilkę. Uwielbia czytać, uwielbia rozmawiać o książkach, uwielbia szukać książek. Oddaje się tej pasji namiętnie i z wielkim zapałem. Myślę, że trochę ją zawodzę, bo  jako bibliotekarka powinnam tak samo pasjonować się literaturą. A ja jakoś nie.
Czytam teraz mniej niż kiedyś. Zmieniły się moje gusta czytelnicze. Przestałam zupełnie czytać książki z tzw. wyżej półki, nie chcę już wielkich dramatów pisanych wspaniałym  językiem. Nie dla mnie Myśliwski, Tokarczuk, Lunde. Czytam lekkie, przyjemne rzeczy. Czytam też o poznawaniu siebie, o innych warstwach rzeczywistości, rzeczy, po które nie sięgnęłabym kiedyś. Nawet nie poczułam kiedy to się zmieniło, a przyszło tak naturalnie...

Wraz z tym przyszło też zrozumienie, że każda książka jest ważna. Każda, najgłupszy Harlequin też. Nawet w tych słodkich jak ulepek historiach, są rzeczy potrzebne. Czułe pocałunki, drinki na plażach, książę na białym koniu ratujący z opresji, cudne uczucie spokoju, oddania kontroli, bezpieczeństwa i zaopiekowania. Przez chwilę to mamy w sobie, w sercu...cukierkowa chwila w potoku męczącego, przebodźcowanego życia. Prawdziwa, bo w nas.

Kiedy wprowadzono pierwsze zamknięcie, rok temu, po ogarnięciu strachu odkryłam, że czuję ulgę. Trudno było to wyłapać w emocjach i zdarzeniach, ale byłam wtedy na grupie powarsztatowej z neuroświadomości na FB. Rozmawialiśmy tam sobie, wspierając się i dalej pracując z mikroneuro ćwiczeniami. Ludzie zaczęli mówić o dziwnej uldze jaką czują z powodu niechodzenia do pracy, z powodu bycia w domu, robienia tego, na co mają ochotę. Mimo strachu i zamieszania cieszyli się, że mogą spać ile chcą, że mogą malować, czytać, albo leżeć na kanapie i nic nie robić. Ulga ta pomieszana z poczuciem winy, wstydem, lękiem, zdziwieniem i ogólnym bałaganem z zewnątrz, naprawdę była jakby nie na miejscu. Ale BYŁA.
Prowadzący grupę Oleg, sam lekko zdziwiony, powiedział wtedy, by się przyjrzeć, do czego wcześniej zmuszaliśmy siebie. Jakie przekonania nas napędzały. Jakie sobie stawialiśmy poprzeczki, co robiliśmy sami sobie, że teraz, kiedy nas zmuszono do odpuszczenia wszystkiego, nagle czujemy poluzowanie smyczy, na której sami się prowadzaliśmy i pozwalaliśmy się prowadzać innym.


Ciekawe doświadczenie. Ogromnie odkrywcze jak dla mnie. Bo okazało się, że ja spędziłam na kanapie około 5 miesięcy. Z powodu kręgosłupa zimą, a jesienią z powodu operacji. Nigdy nie miałam tyle wolnego. I dodatku mogłam bez poczucia winy, bo na serio byłam chora. Wtedy inaczej nie umiałam.
Wszechświat mi to dał w prezencie, o czym już pisałam.

Zostawiłam sobie z tego okresu sporo, zwłaszcza kanapę, poczucie wolności w wyborach czy umyć talerze, czy obejrzeć Bones. Przyjemny tumiwisizm w wielu sprawach dotyczących pracy, polityki, pandemii, dramatów dziejących się 2000 tyś kilometrów stąd, jak i tych obok. Nie ma to jak kontekst. Leżałam na kanapie, a świat i tak, beze mnie, grał dalej w swoje gry.
Okropne prawda?
Ale jakie wygodne:)

Jednak...
Mam wrażenie, że większość ludzi nie doszła do tego. Owszem, poczuli ową wstydliwą ulgę, ale pomylili się w ocenie skąd ona. Powiązali to z maseczkami, dezynfekcją, dystansem, szczepionkami. Ogólną narracją walki z KolegąW. Wspaniały pretekst by siedzieć w domu, nie oglądać ludzi, bo i tak się ich nie lubiło, pracować zdalnie bez oglądania nielubianego szefa i tej zołzy z sąsiedniego biurka. A w dodatku cała rodzina na kupie. Moja suczka bardzo lubi kiedy siedzimy wszyscy razem, a ona może ogarniać całą sforę. Kontrola podstawą zaufania, czy jakoś tak...
I tak walczymy z niewidocznym, bo widoczne nie miałoby tej siły.

Składam powoli do kupy to nowe doświadczenie. Uważnie patrzę, czego potrzebują moi czytelnicy w bibliotece. W jakie krainy chcą się udać, by uciec z rzeczywistości. Nie wiedzą, że te książkowe krainy, które ich przyciągają, pokazują im ich prawdziwe uczucia, te, które skrzętnie chowają przed sobą i światem.

Dlatego dbam o mój księgozbiór. Tak mogę pomóc.

Bibliotekarze mają moc, z której nie zdają sobie sprawy. Zagubieni w katalogach, w biurokracji, w wyścigu szczurów, bo i to się zdarza w bibliotekach, gubią sedno sprawy. 
Ludzi. 
Zawsze ludzi.
Biblioteka to miejsce, gdzie leczą się Dusze.
I nie my to robimy, robią to książki.
A my jesteśmy pośrednikami.
Pomagamy ludziom i książkom się znaleźć.

Trochę to trwało, nim to zrozumiałam.
Ale teraz bardzo sprawdzam, czy niosę kaganek czy kaganiec oświaty :)
Pomagam, bo każdy wybiera sam...
Więc niech ma w czym wybierać.










Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja Bibliotekarka w niepewnych czasach, Prowincjonalna.

 

 






32 komentarze:

  1. Już bardo, bardzo dawno ogarnęłam sprawę "muszę" stosując program,że jeśli na samą myśl o tym, że coś muszę mdli mnie, to tego nie robię.
    I wisiało mi i nadal wisi, że wychodzę na babę leniwą. Baby leniwe są z reguły szczęśliwsze, przynajmniej ja tak uważam. Z panią Tokarczuk nadal mam pod górkę, więc się nie zmuszam.Ostatnio wyciagnęłam "Na południe od Brazos"- to co, że czytałam- Greene'a "Podróże z moja ciotką" co jakiś czas czytam, bo uwielbiam tę książkę, podobnie jak Kubusia Puchatka. No dobrze, jestem ograniczona i fajnie mi z tym.A na drugim moim blogu powstają "polskie harlequiny na bazie opowieści dawno poznanych ludzi. I w nosie mam to, że to"zerowa literatura"- nie jestem wszak pisarką.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniwe baby zdecydowanie są szczęśliwsze :) I wkurzają te robotne, co by tez tak chciały, tylko se nie pozwalają :D
      Teraz w bibliotece najbardziej czytane są polskie powieści o tym jak to kobiety (najczęściej)chcą zmienić swoje życie, bo jakiś kryzys im się wydarzył. Większość kupuje małą chatkę na wsi i spotyka faceta...tralala. Potrzeba zmiany jest widoczna. Czy moje czytelniczki coś z tym zrobią? Nie wiem...zobaczymy. Zaglądałam na twój blog drugi, ale wybacz, piszesz dużo fajnych historii, ale jakoś mnie dla mnie. Mam też nieodparte wrażenie, że to jakaś twoja samoterapia, zabawa, wyprawa w inne rzeczywistości. Czasem bardzo potrzebujemy. Tylko teraz uważaj po operacji oczu, to światło od ekranów może ci zaszkodzić. Nie wiem na pewno, ale lepiej ostrożnie. Regeneruj się, bo jeszcze jedno oko. To potrwa. Przytulaki z Podlasia, gdzie już wiosna tuż, tuż.

      Usuń
  2. A wiesz, że ja także przewartościowałam wiele spraw, także zawodowych, tym bardziej, że emerytura blisko i czuje się dobrze, jak nigdy.
    Uznaliśmy z mężem, że skoro nie mamy wpływu na to, co się dzieje obok nas, musimy sami zadbać o siebie i swój spokój.
    Dzieciom czasami można pomóc w wyborze, dorosłym rzadko, sama nie lubię, gdy ktoś na siłę mi doradza, np. w księgarni, każdy z nas lubi co innego.
    Miłej i spokojnej wiosny:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki czas, ozgrozo:) Okazja do rozejrzenia się we własnym życiu i porobienia porządków. Ja nawet recenzji nie czytam, bo uważam, że nie ma obiektywnych. Dbajmy o siebie, kobieta szczęśliwa, wszystko wokół szczęśliwe ;)

      Usuń
  3. Oświata już dawno została zastąpiona edukacją, która zamiast rozświetlać i wyjaśniać to raczej ściemnia i mąci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już wiem dlaczego dzisiaj zajrzałam do Ciebie :) Jestem tak potwornie zmęczona moim obecnym życiem, tym co muszę i powinnam, że tylko w czułych objęciach Myśliwskiego mogę znaleźć ukojenie.Traktat o łuskaniu fasoli, moja miłości gdzie jesteś ?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na półce, wszystkie moje miłości stoją na moich pólkach.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Jola, Myśliwski przytuli i ukoi, to fakt. Ale zmienić to co uwiera, możesz tylko ty. Te wszystkie muszę i powinnam, to w większości ściema, którą produkujemy dla siebie. Usuń mały kawałeczek, coś maciupkiego co musisz i zobaczysz, świat się nie zawali, a jeden krąg w kręgosłupie przestanie boleć :)

      Usuń
  5. Uwielbiam myśliwskiego, wszystko co napisal

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Myśliwskiego i uważam, ze to najlepszy polski pisarz, Traktat, Widnokrąg, Ostatnie rozdanie, Ucho Igielne to książki zwykłe i niezwykle jednoczenie, trochę magia trochę codzienność.....pozwalające dostrzec różne rzeczy, które na co dzień gdzieś nam umykają, a które warte są zastanowienia, z tego powodu naprawdę warto Go czytać

    OdpowiedzUsuń
  7. HEJ Anka nareszcie udało mi się dodać komentarz.... oczywiście o przyzwoitej porze ;)
    To ja jestem literaturofilka ;) ??? a to pozytywne czy negatywne określenie ??? (`Jola wspomniana na blogu ale tak naprawdę JULIANNA i to jeszcze z walizką........

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie jest teraz 00:08 stąd uwaga o przyzwoitej porze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zawodzisz mnie Anka, raczej dzięki tobie zrozumiałam, ze każdy potrzebuje czegoś innego, i ze to tez jest dobre, i ze trzeba szukać swojego plemienia co od niedawna zaczęłam robić....i ze zawsze chciałam być biiblotekarką , ale nie zniosłabym tego, ze komuś nie podobałyby się powieści Zafona, bo chociaż bardzo trudno mi w to uwierzyć podobno i tacy czytelnicy też się zdarzają........

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak z ciekawości - jak przebiega ta głośna kwarantanna książek? Bo co jak co, ale tego nie potrafię sobie wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy wejściu do biblioteki stoi pudełko z napisem "zwroty". Czytelnicy tam wkładają książki, które przynieśli. Ja potem to pudełko biorę i niosę do oddzielnego pomieszczenia, wykładam na wydzielone regały. Przylepiam kartkę z datą. Trzy dni później wypisuję książki jako zwrócone i puszczam w obieg.
      A teraz pomyśl: mamy z koleżanką 36 czytelników na przykład w jednym dniu. Do każdego wyłożenia książek powinnyśmy włożyć nową parę rękawiczek, a po wyłożeniu je wyrzucić. Żeby to w ogóle miało sens :) Wyobraź sobie tę górę rękawiczek, jak myślisz, ilu bibliotekarzy tak robi? A to nie jedyna bzdura,którą dziś robimy...I faktycznie, trudno to sobie wyobrazić :)

      Usuń
  11. Zachwycił mnie rozrzut w wyborze okładek (i książek), kiedyś łykałam jak leci bo wierzyłam, że każda książka coś mi daje, w czymś mnie ulepsza. Teraz nie dbam o ulepszanie, czytam co mnie zachwyca i co mi w duszy gra. Z jaką miło spędzam czas a jaka mi przypomina moje prawdy i wartości. Czytam Gucia Holoubka i Ulę Dudziak, Simonę Kossak i Eliota Pattisona ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozrzut mam większy, ale nie chciałam za bardzo drażnić :)
      Simona Kossak, uwielbiam, słuchałam jej audycji. Praca w bibliotece skutecznie mnie wyleczyła z prób cenzury czegokolwiek. Ma być przyjemnie, ma być ciekawie, ma być tak, jak akurat komu serce bije :)

      Usuń
    2. Książki to pokarm dla duszy. Niektóre są toksyczne, a nawet trujące. Tak jak pokarm dla ciała, mogą sprawiać przyjemność, ale nie zawsze to służy prawidłowemu rozwojowi.

      Usuń
  12. Witaj Aniu
    Właśnie niedawno kupowałam rodzicom książki Newtona
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytam dużo, szczególnie teraz -aż mnie oczy czasem szczypią:))) Tylko nużą mnie już książki typu K. Michalak - co nie znaczy, że kiedyś ich nie czytałam:)) Gusta się zmieniają:)) Każdy lubi co innego i o to chodzi. Mnie się zawsze podobała praca w bibliotece - poważnie:))
    Kaganek czy kaganiec.. Hmmm.. Zastanawiałam się nad tym nie raz - 17 lat pracy w szkole..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoła...faktycznie warto się zastanowić. Nie wiem, czy coś się zmieni, ale są lepsze systemy niż u nas...dużo lepsze.
      A praca w bibliotece jest fajna, ale nie dla wszystkich, znam bibliotekarki, które w ogóle nie powinny pracować w bibliotece. A pracują...i kaganiec gotowy.

      Usuń
  14. Jestem nieustannie zdziwiona, że Myśliwskieo czy Tokarczuk tak dużo ludzi uważa za trudną i wymagającą lekturę, bo mimo wszystko to nie Dostojewski:) Nie zgodzę się też z Tobą, że wszystkie książki są ważne i potrzebne. Mimo wszystko mamy Mein Kampf i książki propagujące rasizm, szowiniz. Ludzkość bez nich nie byłaby uboższa. Nie jestem też zwolenniczką karmienia bylejaką literaturą najmłodszych i tych trochę starszych. No ale jak mawiał Andre Maurois "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
    Kiedyś czytałam niezwykły esej o bibliotekach Umberto Eco, w którym autor proponuje stworzenie czegoś w rodzaju antybiblioteki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat jestem zwolenniczką wolności. Otwierania szeroko oczu na to wszystko co w nas. Tym przecież są książki. Rozmową człeka z człowiekiem. W duchowości mówi się, że nie będzie rozwoju, jeśli nie dostrzeżemy naszego Cienia i nie pogodzimy się z nim. W tych kartach Kasi Miller jest 55 emocji. Między innymi zawiść. Rozmawiałam ze znajomymi na ten temat i nazwali to złą emocją. A ja już rozumiem, że to tylko program ochronny. Najczęściej przed własną niską samooceną. Jeśli to zrozumiemy, można coś z tym zrobić, jeśli nie, zawiść będzie nadal działać. I na nic się tu zda wyrywanie jej z korzeniami. Bo prawdziwy korzeń tkwi w nas. Dlatego każda książka jest lustrem.
      Myśliwskiego nie lubię, Tokarczuk czasem jest zbyt przemądrzała i przegadana. Każdy ma swoje upodobana, co wcale nie czyni go lepszym ani gorszym.
      A Mein Kampf..cóż, zabrońmy, dopiero wzrośnie popyt ;)

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. "Wielka księga cipek" i karty Kasi Miller - czym się to je? - o czym to jest? Bo resztę mniej więcej znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka księga jest o cipkach:) O kobiecych sprawach, o tym jak wyglądają, bo każda jest inna, o menstruacji, o higienie, o społecznych tabu. Wszystko to z fajnymi rysunkami i cytatami z rozmów z dziećmi. Sama przeczytałam,bo nie wiedziałam wszystkiego, jak się okazało. O kartach napisałam w poprzednim poście: Nagłe i niespodziewane.

      Usuń
  17. Ja po ciężkich przeprawach Vuko teraz jestem w lekkiej lekturze Jadowskiej. Wcześniej byłam w survivalowej Paulinie Hendel, a wcześniej kiedyś w Zafonie. Każdy ten świat mi się podoba. Zaraz znów pewnie w Pratchetta sobie skoczę...
    No i Wiedźmina przypomnieć sobie po raz kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tokarczuk to ja czytalam na studiach. Jeden pan doktor mial hopla na jej punkcie i troche nas zrazil do jej tworczosci. On z tych co pytaja co autor mial na mysli. Obecnie czytam Motylka Puzynskiej, szybko sie czyta (kryminal) juz jestem w polowie. Ostatni romans ktory czytalam to byla Obca Diany Gabaldon chyba. Ksiazki Nory Roberts tez lubie. W zeszlym roku niewiele przeczytalam. Mialam kupe stresow bo z koncem marca zmarla mi.mama i wszystko mi sie na leb zwalilo. Nie mialam nastroju do czytania, dopiero z koncem roku sie wzielam za lekture. Bardzo lubie Elzbiete Cherezinska i jej ksiazki historyczne. Ma taki styl narracji ze czyta sie lekko. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motylek to początek Lipowa dopiero.
      Bardzo polubiłam całą serię o Claire i Jamiem. Obecnie jest świetna ekranizacja Obcej na Netfixie.
      Generalnie, czytajmy co lubimy :)

      Usuń