Obserwatorzy

sobota, 23 lipca 2022

Małe kotki w nocy są, Wszechświecie

 



Jest taka chwila we mnie.
Zaklęta w moim umyśle, w tej przestrzeni, której nie widzę, ale jestem tą przestrzenią bardziej niż ciałem.
W zamęcie życia na zewnątrz, czasem zapominam o tym, że jestem wewnątrz, cokolwiek to znaczy.
Że wszystko rozgrywa się GdzieśIndziej.

Niedawno usłyszałam, że wszyscy szukamy ciszy, a ona JEST.
Jest jak podkład malarski, na który nakładamy kolory delikatnie, warstwami. Wszystkie dźwięki wokół nas są jak farby malujące obraz żywy i barwny, cały czas w ruchu. Blisko, bliżej, dalej...
A cisza jest tym wszystkim co POD. 
Jest pod warkotem samochodów, wyciem syren pogotowia, szumem wiatru, hukiem piorunu, cykaniem świerszczy i szelestem traw. Gdyby nie było tego podkładu, wszystkie dźwięki zapadłyby się w czarną dziurę. Tam, ściśnięte mocno w studni grawitacyjnej, zamieniłyby się w jeden, wielki, ogłuszający ryk z którego niemożliwe byłoby wyłonić choć jeden pojedynczy dźwięk.

Bernd Webler

W przestrzeni, którą nazywam Mną, dzieje się też tak samo.  Maluję na płótnie mojej wewnętrznej ciszy mnóstwo rzeczy, obrazy powstają płynnie, jeden wielki ciąg obrazów w 5D.  Moje życie.
Ale jest jedno miejsce całkowicie nieruchome.
Zamrożone w czasie i przestrzeni. Jak ten dmuchawiec zatopiony w żywicy. Idealnie zachowany. Bezczasowy. 
W to miejsce zawsze mogę wejść. Ono się nie zmienia. Czas tam nie płynie. Ja się zmieniam z upływem lat, tam nic się nie zmienia. 
I mała dziewczynka, którą jestem w tej zamrożonej bańce, też jest taka sama.
Ma trzy lata. 
I zrobiła coś...
Ingebjørg Frøydis Støyva

W tej zamrożonej chwili jest ciepło i zielono. Pszczoły bzyczą, przez listki śliw rosnących za płotem u sąsiada przebija jasne, złote słońce. Jest piękny, letni dzień. Na podwórku pod śliwami stoi wózek z niemowlęciem. Spacerówka z czasów komuny, biało-beżowo-szara. Niemowlęciem jest moja siostra Gosia. Śpi sobie spokojnie, przesłonięta pieluchą od słońca i owadów. Mama wykorzystuje ten moment i coś robi w domu. Ja zaś zaglądam do wózka i patrzę na Gosię. I bardzo chcę powozić ją wózkiem. To nic złego, powozić siostrę. Widzę moje małe łapki, jak wyciągają się do rączki wózka. Jest na niej biały plastik w wypukłe paski, staję na placach i gdy go dotykam, czuję szorstkość tych pasków. Łapię mocno i popycham, napinam całe ciało by ruszyć go z miejsca, ale wózek nie rusza. Jakiś kamień blokuje kółka. Napinam się mocniej i nagle wózek przechyla się do przodu a moja siostra zsuwa się prosto na ziemię, w pokrzywy.
Jest lato, ciepło, ma na sobie tylko malutki opalaczyk. 
Potem tylko błysk małej Gosi leżącej na tapczanie, całej czerwonej, płaczącej okropnie i koniec.
Tyle zawiera zamrożona bańka. 

Ingebjørg Frøydis Støyva

Nic więcej nie pamiętam z tego wydarzenia. Pole siłowe mojej świadomości odcięło mnie od reszty. Zablokowało wszystko, co było zbyt duże dla małej Ani. Ochroniło mnie.
Utrwaliło wydarzenie, odcięło od emocji.
Bo w bańce nic nie czuję. Nic a nic.

W rodzinie często się wspominało ten wypadek. Ot historia rodzinna. Mama dodawała, że przybiegłam do niej z podwórka i nie mogłam nic powiedzieć. Roztrzęsiona tylko wskazywałam na podwórze. Nic więcej nie wiem. Czy zostałam ukarana, czy przytulona, czy na mnie nakrzyczano, czy oberwałam pasem? Nie wiem. I nie chcę pytać mamy, bo nie ufam jej, lubi ubarwiać przeszłość.
Istnieje moja bańka, tam jest wszystko, czego potrzebuję. 

Kiedy zaczęłam chodzić na terapię grupową opowiedziałam o tym. Spokojnie, na luzie. Opowiadając, zamknęłam oczy, żeby wejść w bańkę. Zobaczyć wyraźniej. Terapeutka mnie zapytała o emocje, czy są? Nie było, nic nie mogłam poczuć nawet wtedy.  Wyjaśniła mi, że wydarzenie było tak traumatyczne, że moja świadomość odcięła emocje, bo były zbyt silne, zbyt przytłaczające dla trzyletniego dziecka. Powstała zamrożona bańka, otoczona polem siłowym odgradzającym od normalnego przepływu emocji, życia. 
Nie zastanawiałam się wtedy, czy te emocje, odcięte i zniknięte, są jeszcze we mnie. Nawet mi przez myśl nie przyszło poszukać ich. To nie był ten czas. Nie było też zasobów.
Życie popłynęło. Zakończyłam terapię po 2,5 roku. Było lepiej.
Ale trafiłam do Rosy na warsztaty. I temat wrócił.

Ingebjørg Frøydis Støyva

Kiedy Rosa przeprowadziła wstępną relaksację i powiedziała, byśmy poszli do swego dzieciństwa i wybrali fragment z którym chcemy pracować, wpadłam do bańki. Ot tak, nawet o niej nie myśląc, byłam nagle znów na podwórku i raz po raz widziałam moje małe łapki sięgające do rączki wózka.
I był tam ten kamienny spokój znów i słońce świeciło, i pszczoły brzęczały.
Ale tym razem zrobiłam coś innego. Położyłam na rączce wózka moje dorosłe ręce obok dziecinnych dłoni. Poczułam szorstkie paski. Razem popchnęłyśmy wózek czując jak Gosia wypada w pokrzywy. Błysk i byłyśmy w domu, patrząc na Gosię na tapczanie. Ale tym razem mała Ania nie była sama. Byłam obok. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam.
Razem, wsparte o siebie, wtulone w siebie, patrzyłyśmy...
I powiedziałam małej mnóstwo dobrych, ciepłych słów.

Nie czułam po warsztatach, by wiele się zmieniło. Bańka była jaka była. Zamrożona. Tylko teraz ja tam byłam, mała nie była sama. Kilkakrotnie potem jeszcze wracałam by tulić małą, by nie była z tym sama. Dość nietypowa terapia, ale czułam, że potrzebna. 
I kilka tygodni później stała się NOC.

Tomohiro Takagi

Mąż był w pracy, byłam sama w domu. Położyłam się normalnie spać i zasnęłam. Jednak obudziłam się po dwóch godzinach snu od razu w potwornym lęku. Naprawdę dużym, przytłaczającym, ze ściśniętym ciałem, napiętymi mięśniami, zaciśniętym gardłem. Zaczęłam płakać, co wcale nie szło lekko, przetaczały się przeze mnie fale strachu, bezradności, bezsiły, czułam, że spadam w jakąś czarną przestrzeń. Myślałam: co się dzieje? Ale emocje były tak wielkie, że racjonalny umysł podwinął ogon i uciekł. Mogłam tylko czuć tę potworną rozpacz, smutek, lęk, bezradność i płakać. I robiłam to. Na chwilę puszczało, chyba zasypiałam, by po kilku minutach obudzić się i wszystko znów było.
Byłam potwornie zmęczona, bezradna i błysnęła mi myśl w głowie: chyba umieram...    
I zgodziłam się na to, by wreszcie się skończyło. Ale to trwało i trwało. Zasnęłam około 5 rano, chyba. Obudziłam się o siódmej, leżąc w poprzek łóżka. Uświadomiłam sobie, że przeżyłam, cokolwiek to było, że czuję spokój w ciele i w głowie, że zadziwiająco dobrze się czuję...
Wstałam i rozpoczęłam dzień. Życie popłynęło.
Dopiero kilka miesięcy później zorientowałam się, że do bańki wcale nie zaglądam, zapomniałam o niej.
Była nadal. Ale teraz automatycznie obok małej pojawiłam się JA. Mała nie była sama. Bańka zaś nie była taka hiper realna. Trzeba było mocno się skupić, by zobaczyć szczegóły. Było inaczej.
I zrozumiałam. To, co czułam, to, co przeszłam tej nocy, było tym, co pole siłowe świadomości trzymało w zamknięciu. To, co było za duże dla małej. To, co by ją zabiło.
Ale JA, dorosła ja, mogłam tego dotknąć.
I dotknęłam, i uwolniłam nas.

Żadne emocje nie giną.
Żadne wyparte uczucia nie odchodzą nigdzie. Są i czekają.
Tak czy siak dopadną cię...

Kim Haskins

Zawsze gdy udaję, że wszystko jest ok, a nie jest, śnią mi się małe kotki, mnóstwo małych kotków...Wtedy Wiem :)





Pozdrawiam Wszechświecie, twoja pogromczyni małych, strasznych kotków,
 Prowincjonalna Bibliotekarka.

29 komentarzy:

  1. Aniu, to aż nie do wiary, ale ja też tak mam, że gdy w nocy śnią mi sie małe kotki, pieski albo ostatnio żyjaca jeszcze Zuzia, to znaczy, że jakis wrzód narasta we mnie, że trawi mnie wierny i znajomy niepokój, czy bolesne wspomnienie i że wkrótce, często następnego dnia zdarzy się coś nieprzyjemnego. Czasem nic sie konkretnego nie zdarzy, ale ja chodzę jakaś niepozbierana, rozdygotana, dziwna, czekająca na zbawcze oberwanie chmury a czasem sama je prowokująca...
    Człowiek sam dla siebie jest tajemnicą, labiryntem. Czasem znajduje nitkę i udaje mu się nie gubić a potem znowu wymyka mu sie ona z dłoni i znowu bezradny...I szuka, szuka, choć potem wolałby nawet nie znaleźć, skoro okazuje sie, że do początku nitki przywiązany jest BÓL, którego nie da się strząsnąć, ominąć, który jest i będzie, póki sie go do końca nie przeżyje, nie spojrzy mu prosto w oczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No muszę powiedzieć, że lekko mnie zastrzeliłaś :) Małe kotki, małe pieski, czasem mój kochany pies Floruś, ale rzadziej. Mamy tak samo...Myślę, że więcej ludzi też tak ma. Tylko wiadomo, nie rozmawiamy. Ukrywamy się.
      Wszyscy boimy się bólu. Ból psychiczny gorszy jest od fizycznego. Jest taki nieuchwytny, trudny do namierzenia a boli bardzo. Tak jak mówisz: jesteśmy zagadką dla samych siebie.
      NOC dała mi inne spojrzenie na temat bólu, przede wszystkim: da się przeżyć. Co nie znaczy, że tęsknię za podobnymi doznaniami. Ale jakby co, to już wiem, że się da przez takie coś przejść. Dodaje mi to odwagi i spokoju, trochę ;)

      Usuń
  2. I u mnie jest trauma związana z siostrą. Z tym, że różnica wieku miedzy mną, a nią to dziesięć lat. Była kilkudniowym niemowlęciem kiedy została pod moją opieką, matka musiała wyjść by coś załatwić na mieście. Moja siostra w pewnym momencie zaczęła bardzo płakać, nie wiedziałam co robić? Najpierw zaczęłam bujać mocniej kołyską, ale to nie pomogło. Postanowiłam więc wziąć ją na ręce i utulić.Była w beciku. Podczas wyjmowania jej z kołyski wypadł smoczek na podłogę. Trzymając ją na jednej ręce, drugą próbowałam sięgnąć smoczka. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam. Wówczas moja siostra wysunęła się z becika i z wysokości moich 140cm wzrostu gruchnęła o podłogę. na chwile jakby straciła przytomność, po czym rozwrzeszczała się niemiłosiernie. Skończyło się ogromnym galaretowatym guzem oraz wizytą u lekarza. Ja nie przepracowałam tego, nie byłam na żadnej terapii, co skutkuje tym, że jestem mega przewrażliwiona w temacie małych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pewnie jest mnóstwo takich historii na całym świecie. Nie wiem czy mnie to pociesza, czy przygnębia, a może jest we mnie jakaś zgoda na to wszystko. To się dzieje. Moi chłopcy pewnie też mogliby coś opowiedzieć z moim udziałem, czego ja nie dostrzegłam, a co się stało.
      Kiedy szłam na terapię, szłam z głęboką depresją, to wydarzenie wypłynęło później, w ramach pracy ze sobą. Jeszcze jeden puzzel do układanki.
      To co opisałaś, bardzo podobne do mojego. Teraz rozumiem, dlaczego odpowiedzialność za życie i zdrowie synów była takim ciężkim balastem. Kiedy przyplątywały się chore, małe kotki (najcześciej), przygarniałam, leczyłam, ale zawsze były myśli: nie uda się, nie przeżyje, zawiedziesz, przez ciebie umrze. Wielokrotnie nieadekwatne do stanu kotka czy dziecka ;) Stąd zapewne małe kotki śnią mi się jako kłopoty :D
      Wiesz, sam fakt, że łączysz to zdarzenie z twoim stosunkiem do maleńtasków to już sukces. Z tą perspektywą można już złapać dystans do sytuacji. To już narzędzie do lżejszego życia :)
      Używaj :)

      Usuń
    2. To wydarzenie było po coś,bo wszystko jest po coś, z jakiegoś powodu i ty dobrze o tym wiesz!
      Może dzięki temu byłaś, jesteś najlepszą mamą na całej planecie 😃

      Usuń
  3. Przeczytałam. I pomyślałam wróciła stara Ania, w sensie pisania.
    Nie pamiętam swojego dzieciństwa. Dowiedziałam się kiedyś, że mój kochany tata, nie chciał mieć dzieci. Bał się. Byl wdowcem z dziećmi i jego mama wmówiła mu, że jeśli będzie miał z nowego związku, to moja Mama skupi się na miłości do mnie. Nigdy z Tatą o tym nie rozmawiałam, Dowiedziałam się o tym po śmierci.
    Próbowałam sobie przypomnieć swoje dzieciństwo, ale pierwsze wspomnienie są z komunii świętej. Wyobrażasz sobie - dopiero z komunii. Nie wiem dlaczego piszę o tym, wcale nie pytana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Graszko :) Od razu usłyszałam w głowie głos: nie odzywaj się nie pytana! Wrrrr....
      Po pierwsze: ja zawsze piszę tak samo :) O emocjach, o tym co czuję. Nawet tam, gdzie niby nie, to jak się wczytasz, znajdziesz. To emocjonalna planeta jest. Nawet kiedy piszę o polityce, science fiction czy medycynie, tam też bazą są ludzkie zachowania. Bo to wynika z nas. Z naszego wewnętrznego przepływu. Na co pozwalamy, na co się nie godzimy, co chcemy dla siebie. Jak chcemy dla siebie...
      Ty zawsze powtarzasz, że nie rozmawiasz o polityce i religii, ja rozmawiam :) Ty mówisz: niech każdy zajmie się tym na czym się zna, ja sprawdzam, czego nie wiem i co mnie interesuje, i badam temat. Ale w środku, w środku jesteśmy takie same :)
      Ja mam dosłownie ze dwa wspomnienia tylko z pierwszych pięciu lat szkoły. Musiało to być dla mnie bardzo ciężkie. Skoro ty masz schowane aż tyle, to znaczy, ze tez było ogromnie trudno. Te wspomnienia są, moje wracały w miarę terapii, to bolesny proces, dlatego go wstrzymujemy. Ale Aurora mówi i ja potwierdzam, bez wspomnień też można pracować ze sobą.
      I tak sobie myślę, jakie trudne było czuć, że się jest niechcianym...dzieci zawsze wiedzą.

      Usuń
    2. Masz rację, może w tych, ja bardziej widzę niż w tamtych.
      Nie rozmawiam na temat polityki - bo w moim domu mój brat i mój teść byli z innej opcji i bardzo się kłócili . Może tam tkwi podłoże. Myślę sobie, że nieliczni potrafią rozmawiać. Większość - słucha, nie po to zeby zrozumieć, tylko po to żeby przekonać do swoich racji. Tak ten zwrot stale powtarzam, że niech wypowiadają się ludzie na tym na czym się znają, z nadzieją, że dotrze do niektórych. Że nie którzy zatrzymają się i się zastanowią. Wiem, że się tak nie stanie, a jednak. U nas wszyscy się na wszystkim znają, na polityce, religii, literaturze, malarstwie - nie chcę być taka jak inni. Mówię też tak dlatego, że mogę, tak zwyczajnie na świecie - mogę. Nie wiedzieć, mogę dopytać, mogę sprawdzić.

      Aniu masz szczęście, że trafiłaś na dobrego terapeutę. Bo w tym zawodzie, jest jak w innych są specjaliście i ludzie udających specjalistów. Ostatnio oglądałam Aurorę, ten odcinek w którym mówiła, że można pracować nawet jak się nie pamięta
      Buziak

      Usuń
  4. Siedzi to w Tobie do dziś. Nieoswojone... Oswój, byłaś tylko trzyletnim dzieckiem... Przepraszam, ale to wina dorosłych... Zawsze... Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu kochana, to jest częścią mnie. To się zdarzyło. Spowodowało też, że moje życie potoczyło się jak się potoczyło. Nie ułatwiło mi życia, onie...ale jest moje. To moje oswojenie.
      To ogromnie duży rozkrok, czuć to co czuła Mała i jednocześnie wiedzieć, że nie ma tu niczyjej winy, bo wiesz, ten kamień pod kółka podłożyła mama, by wózek nie daj boże się nie przesunął. Wyraz troski to był. Gdyby nie kamień, pewnie bym powoziła Gosię, ona by się rozbudziła i zaczęła płakać, mama by usłyszała i wszystko by się dobrze skończyło.
      Czasem chcemy dobrze, a wychodzi jak wychodzi. Może mi łatwiej na to spojrzeć teraz z innych perspektyw, bo sama wychowałam dwóch synów. I też chciałam dobrze...
      Być może ta zamrożona sfera zawsze będzie ze mną, ale ok, niech będzie :)

      Usuń
  5. Emocje, przeżycia z dzieciństwa nie giną, czasem nie zdajemy sobie sprawy jak wpływają na dorosłe życie.
    Często po prostu nie pamiętamy, co i kiedy się wydarzyło, zapadło głęboko, ale czy zawsze trzeba to wywoływać na powierzchnię?
    Gdzieś czytałam, że rana dlatego krwawi, bo jest ciągle rozdrapywana...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko i tak, i nie. Rozdrapywanie a gojenie to dwie bardzo, bardzo różne sprawy. I trzeba to umieć zobaczyć. Bo inaczej, masz rację, będzie cały czas krwawić.
      Udawanie, że nic się nie stało nic nie da. Niepamięć nie znaczy, że to nie ma wpływu. Tak czy siak, działa.
      Opisałam swoją drogę, bo może komuś pomoże, zainspiruje, że tak można. Opisałam też dlatego, że już mogłam. Opisać, poczuć, zrozumieć, oswoić.
      Wiem, że nie wszyscy potrzebują, nie każdy może, nie każdy powinien...ok. Ale taka opcja jest :)

      Usuń
    2. Do mnie często powraca sen, w którym mam problem ze zdaniem matury, a żadnej traumy nie pamiętam, dziwne...
      Oczywiście, ze trzeba szukać, by czuć się lepiej, by lepiej spać, jednemu pomaga terapia, innemu adrenalina, kto inny ucieka w alkohol.
      jotka

      Usuń
    3. I ja śnię czasem, że nie zdałam matury i jest to jeden z moich najbardziej stresujących snów.
      Pozdrawiam niespodziewanym, ale oczekiwanym deszczowym końcem lipca, no i spóźnione, ciepłe życzenia imieninowe

      Usuń
    4. Pozdrawiam końcówką sierpnia Aniu

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Ach, życzenia biorę :) Ale pewnie czasem będą sny inne, bo też są potrzebne.

      Usuń
  7. Im bardziej Puchatek wchodził do chatki Prosiaczka, tym bardziej Prosiaczka nie było - takie właśnie skojarzenie miałem czytając Twoje przemyślenia z nieprzespanych nocy.
    Świat zawsze jest gdzieś obok - tylko przytłoczony mnóstwem mniemań i fatamorgan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oku, no nie było, długo go nie było. Ale jednak znalazłam. Bo chciałam i potrzebowałam znaleźć.

      Usuń
    2. co się dzieje? faceci nigdy nie bywają zbyt subtelni, a Twoje milczenie nie wygląda za dobrze. bankrutujesz w trakcie negocjacji z NFZ i ZUS w temacie własnej przyszłości? czy może poderwałaś Elona Muska i nie masz czasu na bzdety, bo ślesz w kosmos kolejne eszelony satelitów zapewniających 8G, a może nawet 13G?

      Usuń
  8. Zanim się zabrałam do komentarza pod twoim poprzednim, arcyciekawym wpisem, ty napisałaś już coś nowego.
    Nie będę już tam smarować, wysmaruję tutaj.
    Myślę sobie, że to właśnie o czym napisałaś jest dziurą pokoleniową. Że tak jest zawsze: starzy tęsknią do starego, a młodzi prą do przodu. Tak kręci się świat.
    Wynaleziono samochód, albo samolot - z pewnością był to niezły szok kulturowy i szerzono czarne scenariusze i przeklinano nowe wynalazki.
    Ja lubię świat wirtualny - i wiesz co, Anno? Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba umieć tego używać. Koniec, kropka. Ekstremizmy zawsze są złe.
    A empatia była jedyną cechą w "Łowcy androidów" dzięki której można było odróżnić androida od człowieka.
    Byłam na świetnym filmie pt. Yang - polecam - w wielkim skrócie: czy pamięć nas definiuje? Czy pamięć powoduje, że jesteśmy homo sapiens, a nie techno sapiens.

    Co do snów to ja miewałam sny powtarzające się, nie identyczne, ale podobne. Jestem w jakimś budynku i chcę wyjść, i wiem, gdzie jest wyjście, idę tam, ale okazuje się, że wyjścia nie ma. I tak chodzę korytarzami, jeżdżę windami za każdym razem WIEM, ale kiedy dochodzę na miejsce, wyjścia nie ma. Teraz od dawna nie miałam takich snów. Może to znaczy, że znalazłam wyjście? A może nie znaczy zupełnie nic?
    Świetne obrazki/obrazy wstawiłaś. Bardzo mi się podobają.
    W moim przypadku to ja jestem młodszą siostrą. :) Ale nie mam traumatycznych wspomnień z dzieciństwa. I prawdę mówiąc nie bardzo wierzę w "przepracowywanie" swojej przeszłości. Co było, to było - a teraz jest teraz.
    Obecnie panuje moda na usprawiedliwianie wszystkiego. Ludzie nie ponoszą konsekwencji, bo mają traumę, bo nie wiedzieli, bo ojciec był zły, bo matka wcześnie umarła, bo są biedni, bo są bogaci, bo pochodzą z miasta, bo pochodzą ze wsi, bo są z domu dziecka itd. Usprawiedliwienia można mnożyć w nieskończoność.
    Ja nie jestem zainteresowana dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej. Ja raczej chcę wiedzieć, co mam teraz z tym zrobić? Jak się zachować dzisiaj.
    Pozdrawiam już z kraju, a dokładnie z Gdańska. :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadmorska kobieto, cześć :) Może to i dziura pokoleniowa, wyjaśniłoby to wiele. Aczkolwiek jak popatrzysz na ludzi rządzących państwami, to oni raczej w wieku schodzącym. Większość to faceci po 60, ale , fakt, za ich plecami czają się młode wilki. Ja też uważam, że wszystko dla ludzi, wszak blogosfera też wirtualna. Jednak nauczyć się nawigować w tym, bez szkody dla siebie, dość trudno jest. No zobaczymy jak to się potoczy. A empatia w Łowcy androidów, w pierwszej i drugiej części, okazała się być także po stronie androidów. Słynna scena z Rutgerem Haueram na dachu...wow.
      Filmu nie oglądałam, ale uważam, że pamięć definiuje nas na tyle, na ile sobie pozwolimy. Ale niepamięć i celowe wypieranie definiują nas bardziej, tyle, ze nieświadomie.
      Nie uważam, że jest moda na usprawiedliwianie. Program ofiary działa od tak dawna, nie jest nowością na planecie. To, że zaczynamy zauważać, że dzieciństwo i traumy z tym związane wpływają na nas to duży postęp. Konsekwencje czynów każdy musi ponieść, ale zrozumienie procesu dużo daje. Rozszerza pole widzenia i właśnie empatię buduje.
      Pisałaś już o tym, że miałaś bardzo dobre dzieciństwo i super to jest. Przytoczę ci co Aurora napisała, bo ja lepiej ci nie odpowiem :)
      "To, co działo się w Twoim dzieciństwie w czasie Twoich pierwszych lat życia, ma na Ciebie nadal wpływ. Cudownie, jeśli to dobry wpływ. Wtedy nic, tylko się cieszyć i korzystać z życia. Jeśli jednak czujesz, że Twoje wewnętrzne małe dziecko jest nadal zranione, a jego ból odzwierciedla się w Twoim dorosłym życiu, wiedz, że tak być nie musi. Deficyty dzieciństwa można wypełniać. Właśnie poprzez świadomy kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem można dać sobie to, czego kiedyś nam zabrakło."

      Usuń
    2. 'Łowcę androidów' czytałam dawno i co rusz mam ochotę czytać znowu i teraz to mi zamieszałaś. Czyli androidy są wśród nas ;)

      Pamięć jest fascynująca jak się tak nad tym zastanowić. Bo gdyby mi ją wyczyszczono byłabym innym człowiekiem, czy jednak uważasz, że NIE. Że wyeliminowanie pamięci spowodowałoby, że żyłabym inaczej a wewnętrznie byłabym taka sama. Cokolwiek uważasz - to jednak pamięć pozwala nam wracać do przeszłości i pracować z traumami dzieciństwa.

      Z tym usprawiedliwianiem - ja myślę, że czasami za dużo szukamy w przeszłości i zamiast iść do przodu, TKWIMY w miejscu, kręcimy się w kółko. Przyznaję, że mam niechęć do
      TKWIENIA, a nawet strach. Wielu ludzi marzy o własnym, miękkim fotelu - ja przeciwnie. Mam wiele foteli, w wielu miejscach i tak lubię.

      Słuchałam Aurory i posłucham znowu. Dzięki za namiary. :)

      Usuń
    3. Bo widzisz, zastanów się...To tak jak z ciszą, ona jest POD wszystkim co słyszymy. A Ktoś tę pamięć ma, Ktoś ją odtwarza, Ktoś ją widzi...I ten "ktoś" jakiś jest :)

      Usuń
  9. Mła jest okropna, siostrze średniej robiła tzw. blaszkę, a najmłodszą prała po tyłku. I zero wyrzutów sumienia ma, jeszcze wypomina że jej działania wychowawcze na nic się zdały. ;-D To pewnie dlatego że między nami jest duża różnica wieku, kiedy średnia się urodziła to mła wkraczała w nastolęctwo a dorosła była kiedy na świat przyszła najmłodsza. Hym... różnice wieku miedzy rodzeństwem niosą jednak pewne pozytywy. Dla mła prawdziwa traumą w dzieciństwie było odkrycie ze śmierć jest nieodwracalna i dotyczy też ukochanych a nie tylko pani M. za którą mła nie przepadała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, co to jest "blaszka"?
      Po drugie, wow, ale rozpiętość wiekowa. Rzadko spotykana chyba. A po trzecie, no Taba, taka trauma w dziecięctwie to nie przelewki. I kiedy ogarnęłaś temat, bom ciekawa?

      Usuń
  10. Gdy coś niekonkretnego i tajemnego mnie gniecie i nęka, raczej przeczekuję i hołduję zasadzie : nie pytaj i nie grzeb w przeszłości bo jak się dowiesz będziesz musiała z tym żyć. Wiem, to spychanie ale u mnie to działa już ponad pół wieku. Takie zaklejanie rany plastrem lub strusie chowanie głowy w piasek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń