Obserwatorzy

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Dziwny świat Wszechświecie


Wiosna rozgościła się.

Umościła się wygodnie na grządkach z truskawkami. Leniwie opala się na kocyku ze skoszonej trawy. Od niechcenia zapachniała bzami, akacją i czarnym bzem. Szepcze lipom bajki o pszczołach i lipowym miodzie. Koloruje fioletami agrest i porzeczki. Szumi wśród lubczyku i melisy.
Swawoli z młodymi gawroniakami. 
Kolejna wiosna na Ziemi. 
Kolejny obieg wokół Słońca...

Życie płynie w Miasteczku spokojnym nurtem. Powtarzalnym, rutynowym. Latem ten nurt zaburzają turyści w ilościach dużych, ale oni, ze swoją niespokojną energią, nie czują tego podskórnego pływu. Szukają wrażeń, szukają ekscytacji, szybko przelatują przez kościoły, muzeum, ścieżki regionalne. Zaliczają zaguby ze skwarkami nad Bugiem i pędzą dalej. 
Są, ale jakby ich nie było.
Jednak zostawiają po sobie irytację mieszkańców, którym zakłócono spokój zakupów i pogaduszek pod sklepami, czytanie nekrologów na drzewie, delektowanie się ciszą i nudą, ustalonym rytmem pór dnia, tygodnia i miesiąca.

A bibliotece czas stanął. Trzeba tylko pokonać opór zamkniętych drzwi i wchodzi się do bańki gdzie nie ma pośpiechu, gdzie znika czas i zostaje tylko wypełniona ciszą przestrzeń.
I chyba ta cisza niektórym umysłom jest tak obca, że muszą natychmiast ją wypełnić.
Bo inaczej zaczynają słyszeć swoje myśli w głowie, co budzi lęk...
Kim jest ten, który tak ciągle gada i gada w mojej głowie?

Dzięki temu wysłuchuję sporo opowieści różnych. 

Ot na przykład historia o tym, jak rodzina mojego czytelnika uniknęła wywózki na Sybir.
Przed wojną PanM miał trzech kolegów. Dwóch katolików jak on, a trzeciego "ruskiego", znaczy prawosławnego. Generalnie nie lubiano prawosławnych w miasteczku katolickim mocno, ale dzieciaki nie brały sobie tego do głowy. Zresztą mieli wspólnego wroga, żydów. PanM ze śmiechem opowiada jak napadli jakiegoś żydka i pomalowali mu brodę atramentem, albo jak chodzili pod bożnicę i krzyczeli "świnia", bo wtedy żydzi musieli powtarzać modlitwę od początku. Ciekawostka, nie wiedziałam.
Takie młodzieńcze, chłopackie wybryki. Jakoś mnie to nie oburza bardzo, takie czasy były. Minęło. Kiedy przyszli prawdziwi ruscy, kolega prawosławny poszedł na pisarza do nich. I okazało się to zbawienne, choć pogardzano nim za to. Otóż ktoś doniósł na rodzinę PanaM, że wywrotowcy, inteligenci i kułacy. I znaleźli się na liście do wysyłki. Kolega pisarz po cichu zawiadomił PanaM, że sąsiad na nich doniósł i obiecał, że będzie ich przesuwał na liście w dół, aby opóźnić ich wyjazd na ile się da. I robił to przez pół roku, aż wojsko radzieckie odeszło, przyszli niemcy i wywózki się skończyły. Przynajmniej te na Sybir.
Z rodziną sąsiada do tej pory nie rozmawiają.
A ja się zastanowiłam ile rodzin podskoczyło do góry i pojechało na Sybir, by rodzina PanaM mogła pozostać w swoim domu bezpiecznie.
Tak spokojnie się zastanawiam, bo wszystko ma swoje przyczyny i skutki.


A tu historia rodziny PaniE, której babcia z rodziną pojechała na Sybir.
Oni od razu byli na liście, bo mąż babci PaniE pracował w gminie i był w wojsku. Dostali zawiadomienie i kazano im się stawić na plac, gdzie były furmanki do transportu. Babcia PaniE miała dwoje dzieci, syna i córkę. Oboje mali jeszcze, około 5-6 lat, dziewczynka młodsza. Zapakowali się na te furmanki i razem z innymi nieszczęśnikami powieziono ich na stację kolejową. Kiedy przejeżdżali koło kapliczki pojawił się kuzyn z Miasteczka i zaczął namawiać babcię, by oddała córkę do nich. Zajmą się nią, niech ona u nich zostanie. Babcia PaniE tylko mocniej przycisnęła dziecko i twardo odpowiedziała, że nie. Syn, później tata Pani E, mimo fatalnych warunków i głodu nie chorował. Dziewczynka zaś bardzo chorowała przez cały czas zsyłki, delikatna była. Przeszła tyfus, leżała w szpitalu miesiąc. W drodze powrotnej ze szpitala odmroziła sobie stopy. Później już całe życie imały się jej różne choroby. Nigdy matce nie wybaczyła, że nie oddała jej kuzynowi.
A ja sobie pomyślałam, że może gdyby jednak matka ją oddała, to córka miałaby żal później, że ją zostawiła, malutkie dziecko bez mamy...


Czyż nie dziwny świat Wszechświecie?

Na netflixie oglądałam fajny serial o wróżkach. Nie było w nim słodkości, a raczej wojna, wciągnął mnie wymyślony świat wróżek i puków wojujących z ludźmi. Mieli nawet swoją religię, gdzie głównym przedmiotem czci był Męczennik. Mało subtelne, ale to film, co się czepiać.
Główny bohater wszedł do kościoła i nagle zobaczyłam Męczennika...


I zaskoczyło mnie to co poczułam, bo od razu we mnie powstało zniesmaczenie, zdecydowany opór, wręcz obrzydzenie nawet, brrrr...
Zdecydowane NIE, wisielec w kościele, nosz...!
Aż zastopowałm film, tak zaskoczyła mnie moja reakcja i zastanowiłam się nad nią.
Skąd ja to wzięłam u licha?
 Taaaa...no skąd?

I czym się Tamto różni od Tego?


Ano niczym, tylko opowiedzianą historią....

Mójbosze, jednak dziwny jest ten świat....





Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zadziwiona poszukiwaczka innych horyzontów, Prowincjonalna Bibliotekarka.




19 komentarzy:

  1. Ano różni, bo w filmie był to zabieg celowy no i tylko aktor odgrywał przypisaną mu rolę, a Chrystus był osobą, która istniała i cierpiała w świecie rzeczywistym.
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a może nie był? Skąd my to wiemy? Nie mamy możliwości weryfikacji, tylko opowieści nam zostały. Mamy wybór, uwierzyć lub nie. Albo trochę uwierzyć a trochę nie. Różnie.
      Do wyboru też się dorasta, bo ja jeszcze trzydzieści lat temu nie wiedziałam, że mam wybór. Nawet nie wiedziałam, że poprostu podążam ścieżką wytyczoną przez innych. No i patrz, jak ten program we mnie jeszcze pracuje. Zwłoki wisielca mnie zniesmaczają a zwłoki na krzyżu nie. Dobrze, że to zauważyłam :) Ja to bym chciała wiedzieć co Jezus lubił, z czego się cieszył, jakie potrawy mu smakowały, czego nie lubił, co go smuciło, co złościło, czego najbardziej pragnął....ale tego nigdzie nie ma. Dziwne.

      Usuń
    2. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4970476/ksiega-tesknot

      Niby fikcja, ale jaka przyjemna. Tak moglo byc. M.

      Usuń
  2. Matrix, po prostu..! Wszystko zależy od tego którą "tabletkę" wybierzemy. W ostatecznym rozrachunku jednak i tak wszyscy przegrywamy, bo nieuchronnie podążamy w jednym kierunku. Gramy w te grę na szachownicy życia, z nadzieją bycia lepszym, mądrzejszym , bogatszym, sprytniejszym etc,etc. Niektórym chwilowo się udaje, jak tym M, mimo, że cena była wysoka, a koszt ponieśli ci pierwsi z listy. PanM też za to zapłacił, bo nie ma nic za darmo! Z pewnością myślał o nich do końca swoich dni i miał wiele nieprzespanych nocy. Teraz nie ma już ani jednych ani drugich. Pozostało obojętne wspomnienie.
    Brak w tym całym życiu sensu, bo to zwykła iluzja jest. Gra, w którą każdy gra po swojemu i ustala swoje własne zasady, ale wynik i tak zawsze jest taki sam - drewniana jesionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to ostatnio wyczuwam u ciebie jakieś rozgoryczenie...
      Przegrywamy? Naprawdę? Dlaczego? Przecież trumna jest tylko na ciało, oddajemy Ziemi to co nam dała, ale my sami, to zupełnie inna historia. No chyba, że uważasz, że to faktycznie koniec, ale chyba nie?
      Nie wiem czy PanM miał tę refleksję, czy też pozostał na poziomie: jak dobrze, że kolega nam pomógł, i dalej się nie zastanawiał. Nie wiem czy zapłacił. takie historie wykorzystuję dla siebie, by poszerzać swoje spojrzenie na świat, łatwiej odpuszczać gdy widzi się większy obrazek. Przynajmniej ja tak mam. I w sumie cieszę się, że jest śmierć, bo jak inaczej stąd odejść? Na razie to chyba jedyna możliwość, to jest wyjście, jak w holodeku w Startreku ;)

      Usuń
  3. piszesz Miasteczko z dużej litery. ja piszę Miasto podobnie - to jedyne. moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz Oku, zastanowiłam się nad tym. Bo jakoś nie zauważyłam, ale masz rację, moje...

      Usuń
  4. W naszej bibliotece w czasie zimy skrócili godziny otwarcia o połowę, bo nie było pieniędzy na ogrzewanie lokalu; no jakże, nieproduktywne to, dochodów nie przynosi, więc uciąć; nie raz przyjechałam, a tam zamknięte, trzeba nazajutrz.
    Pamiętam podobne opowieści teścia o jego czasach szkolnych, to prawda, dokuczali Żydkom bardzo, z kolei babcia bardzo chwaliła sobie Żyda kupca, u niego robiła zakupy "na borg", które potem spłacała na raz po otrzymaniu pensyjki. Mam jej zeszycik z zapiskami:-)
    Czy mamy gdzieś zapisany los, czy wszystko zależy, którą drogę wybierzemy, prawą czy lewą, nie wiem, ważne, żeby być dobrym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wygląda na to, że ktoś dokonał nadużycia. W żadnej bibliotece w powiecie naszym nie zrobiona takiej głupoty. Nie przesadzajmy. A u nas się też nie przelewa i radni nie cenią sobie książki i czytelnictwa. Ktoś wrednie wykorzystał sytuację.
      U nas też nie wszyscy dokuczali prawosławnym, czy żydom. Czasem żydzi dokuczali reszcie, czasem w innych konfiguracjach :) Dziwny świat. :)
      Z tym "dobrym człowiekiem" to też warto się przyjrzeć i zweryfikować swój zbiór zasad, bo może jednak niektóre się zdezaktualizowały. Obawiam się, że każdy ma ciut inne spojrzenie na to, jak być dobrym człowiekiem. Ja kiedyś miałam inne i to ewoluuje cały czas.

      Usuń
  5. A wykorzystał, wykorzystał. Nasz burmistrz ma najwyższe pobory w kraju, urzędnicy po podwyżkach, a budżet nie spina im się na 19 mln, więc trzeba oszczędzać na bibliotekach. Maria z PP.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak byłam mała to bardzo się bałam tego Chrystusa na krzyżu, nagiego, tylko w przepasce i te dziury od gwoździ, w kościele odwracałam się tyłem do ołtarza i nieraz dostawałam kuksańca od rodziców. Potem zrozumiałam, że to przenośnia i personifikacja, potem przestałam rozumieć i wierzyć a teraz szukam człowieka w Bogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, ile takich historii i podobnych ! Gdyby ktoś miał to wszystko spisać, chyba nie dałby rady, życia za mało...
    Często przechodzę koło wielgachnych krucyfiksów i refleksja już dawno taka - krytykowano wiele książek i filmów za sceny okrucieństwa itd. a ja codziennie niemal muszę patrzeć na człowieka w ogrójcu przybitego do krzyża... i jak tu miło kontynuować dzień?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj zapachem i smakiem truskawek Aniu
    Świat nas cały czas zadziwia. Inaczej byłoby nudno. Ważne jednak, aby zadziwiał przede wszystkim pozytywnie.
    Zachwycił mnie początek Twojego wpisu.
    Pozdrawiam końcówką wiosny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj po przerwie Aniu
      Tak długo do Ciebie nie zaglądałam. Chciałam nadrobić zaległości, ale widzę, że i u Ciebie przerwa.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  9. a co to był za serial, bo nie mogę doczytać tytułu?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak fajnie napisane. Początek mega mi bliski, bo ja to wolę spokój aniżeli bieg. Unikam tłumów, a jak są, to robię, co się da, by udawać, że ich nie ma. Nie wiem, ale za dużo ludzi wysysa ze mnie energię, wolę mniej, ale pięknej jakości. W bibliotece czuję się jak w domu, kocham tam być, wybierać książki, wchodzić w te różne światy.
    Świat jest dziwny, wiele z niego nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem. Mam to popularne poczucie, że im więcej wiem, to wiem, że wiem tak naprawdę bardzo mało... Zresztą gubię się w myślach, spałam z trzy godziny z tej duchoty...
    Nie wiem, ale Ty mega skłaniasz do rozmyślania, ale takiego na plus. Matko dziś już nic lepszego nie napisze, a chcę, ale mam mózg opustoszały z braku snu. hehe Uściski. :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię Twoje wpisy 💚🍀🌿🍃

    OdpowiedzUsuń