Obserwatorzy

niedziela, 8 października 2023

Kły i pazury Wszechświecie




Wróciłam z urlopu.
Znów byliśmy w dolnośląskim i nadal nam się podoba. Nadal też zostało sporo do zwiedzania, bo zwiedzamy nieśpiesznie, spokojnie i niemęcząco.
Ale wróciwszy do domu zauważyłam, że jestem poirytowana. Zła jakaś. Zła na górę prania, na niesprzątniętą przed wyjazdem toaletkę, na mole, które znów gdzieś się wykluły w szafkach z mąką, na męża, który tak płynnie przeszedł do trybu codziennego, na siebie, że przestałam czuć się dobrze...
A było tak fajnie.
I zniknęło.
Poczułam się jak, ten, no...no wiecie kto!


Złość. Moja Nie-Przyjaciółka. 
Zakomunikowała mi, że wcale nie chciałam wracać.
Jestem jeszcze zmęczona jednak. Nie ma we mnie zgody na to co się dzieje wokół mnie. I nie ma we mnie zgody na to co we mnie. Chwilowo tak. Złość.
Niełatwa to dla mnie emocja. Nie uruchamia się lekko. Maskuje się, wypływa niby niezauważona strumyczkiem biernej, pasywnej agresji, zawsze starannie przykrytej makijażem słuszności, poprawności, jedynej prawdy, właściwej drogi i wszelkiego ogólnego dobra.
Znam się na tym, mam tradycje rodzinne w tym temacie. Stosowała to mama, babka, pewnie i prababka. Wyszlifowało się jak diament.

Kiedyś, kiedy SynNumerDwa był w czwartej klasie podstawówki, jeden z jego kolegów nagle zaczął mu dokuczać. Pociągnął za sobą innych kolegów i zrobiło się fatalnie. Zaczęli go prześladować, ośmieszać, izolować. Syn poskarżył się nam dość późno, bo już trwało to kilka miesięcy. Mąż rozmawiał z nauczycielem, ale nic to nie dawało, bo nauczyciel był z tych, co nie powinni zostać nauczycielami.  Na wywiadówce ja i mąż chcieliśmy porozmawiać z rodzicami prowodyra. Spotkaliśmy się z nimi w wolnej klasie, przy nauczycielu, ale rozmawiać się nie dało. Jak tylko weszli zaczęli krzyczeć, atakować, nie dawali dojść do słowa, przerywali, ich złość i agresja wcale nie była pasywna. Była jak czerwony sztandar powiewający nad nimi. 
Pamiętam, poczułam się wtedy kompletnie bezradna, totalnie wymiękłam. Napłynęły mi łzy do oczu, zerwałam się i wyszłam, zostawiając biednego męża samego. Jakoś sobie poradził, choć to spotkanie nic nie dało. Syn musiał znosić tę sytuację aż do wakacji. Potem się uspokoiło.
Długo nie mogłam sobie wybaczyć, że nie umiałam walczyć o syna. Że nie wymyśliłam jakiegoś sposobu, by mu pomóc. Lata całe.
Dopiero niedawno syn powiedział, że teraz rozumie, że go to wiele nauczyło, wyniósł spore korzyści. Poradził sobie wtedy, choć to nie było łatwe. I nigdy nie miał do mnie pretensji. 
No i masz...


Moja niezdolność do uruchamiania złości brała się z tresury domowej w dzieciństwie. Rodzice urządzali wielkie, dramatyczne awantury domowe. Krzyk, pretensje, czasem przemoc fizyczna, rzucanie krzesłami, walenie drzwiami, kompletny chaos dla małego dziecka. Napędzane alkoholem emocje urastały do poziomu, który był za wielki do zniesienia dla mnie, małej. Ale gdy tylko próbowałam wyrazić mój strach, moją złość na nich, moje przerażenie w jakikolwiek sposób, zawsze mama twardym głosem mówiła: nie histeryzuj!
Nie histeryzuj.
Gdy to słyszałam, moje ciało odczuwało to jak uderzenie. Musiałam zahamować, zamrozić, wycofać w głąb siebie wszystko co chciało się ze mnie uwolnić. Moje emocje. Moja złość, moja niezgoda, mój strach. Wszystko to zostawało we mnie. Bolało. Bolał brzuch, szczęki, biodra, głowa, ramiona.
Złość połączyła mi się z agresją, "nie histeryzuj" nauczyło chowania emocji, bo są złe. 
Zamroziłam się na dekady mojego życia. 
Pozwalając tylko tym pobocznym, agresywnym strumyczkom wyciekać, inaczej bym chyba umarła. Tyle, że nie wiedziałam, że to robię.
Teraz wiem.
Zasadnicza różnica.


Cóż Wszechświecie, socjalizacja ma ogromny wpływ na to jak żyjemy. Jakich dokonujemy wyborów i jak odbieramy ich konsekwencje. I z czym ostatecznie odchodzimy z tego świata.

Długo nie widziałam tego problemu. Rozgrzebałam to w końcu po warsztatach z Rosą, kiedy oświeciło mnie: ukrywam złość.
Samo głośne, publiczne wypowiedzenie słowa: ZŁOŚĆ, było uwalniające. Jakby jakaś tama we mnie puściła i coś rozlało się wokół mnie. Coś żywego, wibrującego, ciepłego. Zadźwięczało, zarezonowało. 
Wtedy zaczął się długotrwały, nadal się dziejący, proces poznawania złości, odklejania jej od agresji, bo to wcale nie to samo. 
Nauka jej wyczuwania, zrozumienie jak ją manifestuje moje ciało, jak mogę jej używać, co chce mi powiedzieć, przed czym ostrzec, jak ochronić, jakie granice wyznaczyć.

Zrozumiałam, że to moje kły i pazury.

Miałam je cały czas, ale udawałam, że ich nie mam. 
A na tej planecie trzeba je mieć i używać.
Zdobyć pokarm, ochronić siebie i młode, pokazać innym gdzie przebiega moja granica. 


Znajoma opisała na swoim blogu sytuację z agresywnym, niezrównoważonym, pijanym człowiekiem.
Opisała to publicznie, więc mogę się odnieść, tak myślę ;)
Ona jest sołtysem, a człek ów jest wrzodem na zadku całej wsi. Najmuje on chatkę obok obok niej a wynajmujący nie może się go pozbyć, mimo wyroku sądowego już. Agresywny, straszny typ.
No i przyjechał wynajmujący z papierami, żądając opuszczenia domu, wybuchła awantura i tenże człek, straszny najemca,  przybiegł do mojej znajomej pod dom. Bo wszak ona jest sołtysem i też bierze udział w tym dramacie.
Otworzyła drzwi i wyszła do niego. Oberwała pięścią.
Córki, dobrze, że już dorosłe, musiały ją zasłonić swoimi ciałami i zadzwoniły po policję.
Ona zamroziła się, nie była zdolna do żadnej reakcji.
I tak zastanawiałam się, czemu ona to zrobiła? Mogła zadzwonić po policję, nie wychodzić z domu, bo bycie sołtysem nie zobowiązuje jej do fizycznego nadstawiania karku. Naraziła siebie i córki.
 
Jednak wiem gdzie są korzenie tej decyzji, ona od kiedy czytam jej bloga twierdzi, że nie czuje złości do nikogo.
A ja od początku czuję tę fałszywie dźwięczącą nutę w jej pieśni...

Nie ma oświecenia bez oswojenia zwierzęcia w sobie. 
Nie ma jasności bez ciemności.
Nie ma Anioła bez Diabła.

I nie ma borowika bez szatana :D




PS. Podeprę się jeszcze Aleksandrem Lowenem, który prosto wyjaśnia trudne rzeczy :)
"Jeśli w sytuacji utraty nie czujemy gniewu, to nie możemy również doświadczyć prawdziwego żalu i nie dojdzie do prawidłowej żałoby. 
W naturze ludzkiej leży protest przeciwko cierpieniu, a nie masochistyczne tłumienie tego uczucia. Wydaje się więc dziwne, że w naszej kulturze zasługuje na podziw człowiek, który potrafi po stoicku znieść utratę, nie okazując emocji. Jakąż to cnotą jest tłumienie uczuć? Takie zachowanie zdradza, że ego danej osoby dominuje nad ciałem i nadzoruje je, a to z kolei oznacza, że osoba ta jest pozbawiona pewnego ważnego aspektu człowieczeństwa."
~ Aleksander Lowen „Depresja i ciało”
A filmy poniższe polecam bardzo :)



 




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja tańcząca ze Złością, Prowincjonalna Bibliotekarka

17 komentarzy:

  1. Tu mła, za cholerę się nie mogę zalogować więc pseudoanonimowo. Cóś mła się zdawa że jesteś ofiarą chowania w systemie "Nadstaw drugi policzek". Nadstawianie drugiego policzka jest zdaniem mła źle interpretowane. Nie traktuje się bowiem tego jako biernego oporu tylko chęć godzenia się na wszystko. Tymczasem to jest opór, uderz mnie w drugi policzek a ja i tak swoje zrobię, znaczy potraktuję uderzającego jak niespełna rozumu, który nie bardzo się orientuje jak to jest z emocjami i intelektem a SWOJE ZROBIĘ. Wiele osób z tej chrześcijańskiej lekcji wyniosło tylko tyle że można zrobić sobie alibi dla własnej bezwolności i bierności. Lekcja ta dotyczy przemocy wszelkiej, a chrześcijanie doszlifowali w I wieku nadstawianie policzka przemocy instytucjonalnej. Mła nie znosi histerii i choć wie że wentylem trza czasem powietrze spuścić, to nie uważa żeby emocjonalne wybuchy cóś komuś załatwiły na stałe. Mła się nauczyła że wiele problemów załatwiają za to bardzo przemyślane i na zimno wykalkulowane działania, które czasem, kiedy to jest konieczne, są ubierane w szatki emocji. Co do sprawy wrzodu na dupie. Doprowadzenie do tego żeby ktoś użył wobec człeka wykonującego obowiązki siły fizycznej jest błędem, przede wszystkim osoby te obowiązki wykonującej. Tzw. wrzody na dupie tnie się bezwzględnie i chirurgicznie, znaczy metodą przed którą większość ludzi się wzdraga bo krew, bo ropa, bo wogle, potem zapodaje się antybiotyk. Wiem że policja w tym kraju działa jakby nie działała, ale to nie oznacza że człowiek jest bezbronny. Prawo do obrony koniecznej ma każdy, zwłaszcza słabszy może sobie na wiele pozwolić. Mało co studzi tak emocje jak benzyna i zapałki i oświadczenie że "nic mi za to nie zrobią". Niekoniecznie trzeba się uciekać do przemocy, na ogół wystarcza demonstracja bo człowiek boi się ognia. Policzek można nadstawić jak jaki idiota dopatrzy się w tym przekroczenia zasad obrony koniecznej i być skruszoną i ćwierkać o emocjach. Jak się otwiera drzwi wrzodowi to trzeba być przygotowaną, Bogu zaufaj a strzelbę miej naładowaną, jak to mawiali drzewiej. Mła nie zna całego kontekstu sprawy ale od lat kamieniczy i wie że pozwalając na emocjonalne zachowanie klienta, petenta, pacjenta, najemcy i doprowadzając do tego że oni sobie wyobrażają że przemocą fizyczną coś zyskają i że będą mogli bez zagrożenia własnej osoby dawać upust emocjom jest głupie i kończy się ludzką krzywdą. Hym... gdzieś jakiś błąd komunikacyjny nastąpił, może wrzód miał patriarchalne wyobrażenie na temat funkcji sołtysa a może szukał najsłabszego ogniwa? Teraz to sytuacja jest już typu "Nadstaw drugi policzek a przy okazji utnij jaja".
    P.S. Powietrze wentylem najlepiej spuszczać przy okazji drobiazgów, np. masła co to nie zostało włożone do lodówki. Masło nie jest istotne a co człowiek się naujada to jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podeszłaś do sprawy z innej strony, ale fakt, chrześcijańskie cnoty wykrzywiły się mocno, można sobie z nich zrobić wygodne siedzonko. Mój mąż ma na to określenie: gumowe zasady, żelazne zachcianki :D
      Ja jednak piszę tu nie o wybuchach emocjonalnych, tylko o zrozumieniu co ja czuję, kiedy nie czuję co czuję. Albo co czuję, kiedy czuję co czuję. Generalnie o kontakcie z emocjami. A zwłaszcza z tymi niby niedobrymi. Bo ja odcięłam się od nich mocno wcześnie. Będąc dorosłą rozróżniałam u siebie może ze cztery? I owszem, rozum, myślenie, plan jak najbardziej. Ale jak nie rozumiesz za bardzo siebie i swoich uczuć, to słabo wychodzi. Bo to trzeba ładnie połączyć ze sobą. Wiesz: mózg i serce :) A złość pomaga i to nie chodzi o wybuchy, tylko o poczucie jej w środku i zastanowienie się co ją uruchomiło i czemu i co trzeba zrobić w celu komfortu swojego.
      Ja wiem, że ty rozumiesz :)
      A kobietka sołtys ogromnie wyznaje buddyzm. Więc co raz dostaje od Wszechświata lekcje sprowadzające ją z pozycji obserwatora do aktywnego uczestnika wydarzeń. I to idzie w coraz jakby gorszą stronę. Bo i ja jestem zdania, że wrzody się nacina i czyści. A jaja się ucina. To dość prosty zabieg u kocurów :)

      Usuń
    2. A i jeszcze masło...
      Mój mąż notorycznie go nie widzi w lodówce, jeju, to wkurzające. Otworzy lodówkę, nawet nie poszuka, tylko od razu: nie ma masła!
      Dziś "zgubił" w lodówce pasztet. No i użyłam złości :)

      Usuń
    3. Hym... buddyzm powiadasz. Cóż za odmiana po nadstawianiu drugiego policzka, jakże wielka i nic nie zmieniająca. Ludzie zawsze znajdą to co do nich pasi i uzasadni ich wybory. Niektórzy muzułmanie są przekonani że wywalając co raz cóś w powietrze kontynuują boskie dzieło, wszak Wszechświat został stworzony w wielkim wybuchu. ;-D Któś Tobie w dzieciństwie i to wczesnym zrobił mocną krzywdę, człowiek nie odcina się od emocji bez powodu, ta sytuacja w domu musiała być dobijająca, może nawet w większym stopniu niż zapamiętałaś. Złości lepiej się pozbyć, na spokojnie, żeby nie wróciła. Złość to cholerne paliwo dla frustracji a to nie jest stan dobry dla człowieka. Zidentyfikować, przepracować, wywalić. Bez protezy można, znaczy chrześcijańskich cnót i buddyjskiego dystansu.
      Otwieranie lodówki i monologi? Jakież to słodko samcze. Samczyki w wieku słusznym lubiejo pogawędzić z lodówką. ;-D

      Usuń
  2. Widze, ze ogladasz Jordana Petersona, ja go ogladam juz od lat i wrecz uwielbiam. Tyle, ze oczywiscie kanadyjski rzad robi mu ostatnio bardzo "pod gorke" no ale czego sie spodziewac po Justinku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Ja go oglądam od wiosny, syn mi pokazał. Książki kupiłam.
      Nie, że ze wszystkim się zgadzam, ale generalnie podoba mi się jego podejście do życia. Pragmatyczne, konkretne, uczciwe. Trochę z niego pesymista, ale na tej planecie trzeba trochę pesymizmu, bo potem można mieć miłą niespodziankę, gdy się potoczy lepiej sprawa.
      Wiem, że trochę go tam szarpią w Kanadzie, ale myślę, że sobie poradzi i raczej mu to przysparza popularności.

      Usuń
  3. Złość jest reakcją obronną pozwalającą rozładować znajdujące się w nas napięcie.
    Ta emocja konfrontuje nas z osobą czy sytuacją, która w nas wzbudziła złość.
    Reakcji na złość uczymy się w dzieciństwie przyglądając się rodzicom, ale też i innym ludziom, jak oni radzą sobie z tą emocją.
    Idealną sytuacją byłoby wyrażenie złości w sposób nie raniący innych, a nie poprzez atak, agresję.
    Złość jest chyba tą emocją z którą radzimy sobie najgorzej.
    Idealnie jest jeśli nauczono nas w dzieciństwie , że złość jest emocją potrzebną i miewa dobre skutki pod warunkiem, że okazując ją nie ranimy innych, nie atakujemy ich słownie ani fizycznie. Ale obserwując otoczenie, zachowania innych ludzi i własne reakcje, to widać, że mamy z tym duży problem.
    Dużo zależy też od naszego charakteru czy jesteśmy wojowniczy czy raczej unikamy ostrych konfrontacji.
    Nie wyrażona złość czy też wyrażona w sposób agresywny zawsze odbije się negatywnie na naszym zdrowiu. Warto nauczyć się jak przepracować tą emocję, jak sobie z nią radzić. Ja się uczę tego całe życie z różnym skutkiem. Staram się włączyć w to poczucie humoru, bo ono łagodzi agresję i pozwala odebrać naszą złość w sposób spokojniejszy, przychylniejszy przez innych. Nie zawsze mi to wychodzi, ale jak się uda to bardzo mnie to cieszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :) depresja jest takim stanem, gdy wszystkie siły idą na zakopanie złości jak najgłębiej. I myślą ludzie, że to smutek i rozpacz, owszem, ale tak w otchłani, na samiuśkim dnie, gniew, złość, czasem już przekształcone w furię. I tu nie pomoże podnoszenie serotoniny za pomocą piguł. Znaczy pomoże, utrzyma iluzję, czasem trzeba, ale i tak szpadel potrzebny i dół w Piwnicy trza kopać.
      Oj masz rację, poczucie humoru to jest słuszna droga. I ja się cieszę gdy się uda :) Ale zaobserwowałam u siebie, że nie mam już poczucia winy gdy się zezłuję. Potrafię też złość dłużej wytrzymać ze wszystkimi objawami w ciele i potrafię, jak zejdzie już do znośnego poziomu pomyśleć, o co chodzi :)
      Zdecydowanie sukces!

      Usuń
  4. Myslę, że też mam problem z uczuciem złości. Kiedy już mnie ogarnie (a czasem mam wrażenie, że to ni z gruszki ni z pietruszki), to czuję się bezradna, prawie jakby mnie porywał jakiś wodospad. Próbuję mu sie opierać, ale to jeszcze gorsze, bo bardziej mną te wody wtedy miotają. Wszystko zazwyczaj koczy się na płaczu, głosnym albo cichym, ale to oczyszczajacym. Czyli jest chyba tak, że wewnętrzne wody uczuć i emocji muszą prędzej czy później wypłynąc, połączyć sie z wodospadem i pozwolić dopłynąć znowu na jakąs bezpieczną wysepkę.... Ech, trudny temat, Aniu. Ale te najtrudniejsze są najciekawsze przecież! Bo przecież nie jesteśmy figurami z marmuru ale ludźmi i mamy prawo do czucia wszystkiego, co czujemy a nawet do okazywania tego. Tyle, że nie zawsze potrafimy i chcemy z tego prawa korzystać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, to co opisujesz to całkowicie normalne jest :) Tu nie ma żadnego problemu. Raczej chodzi o to co u mnie, niechęć do kontaktu z tą emocją. A ona i tak musi przepłynąć, więc sama piszesz, przepłaczesz i oczyszczone. Wtedy jest moment na zastanowienie, cóż mi się nazbierało i co chciało mi to uczucie powiedzieć. Większość ludzi nie załapuje się na drugi etap, czyli ten z pytaniami. Potem jest coraz szybsze wyłapywanie tego impulsu złości w sytuacjach życiowych. Wtedy można zareagować. A nie czekać aż się nazbiera i jakaś ostatnia kropla przeleje dzban. Bo zazwyczaj ostatnia kropla jest mocno nie na temat i obrywa niewinny :DD
      Trudna to sprawa jest ale do ogarnięcia. Jak tam Hania wyżej napisała: powoli, raz się uda, raz nie. Ale ze złości można zrobić użyteczne narzędzie do podnoszenia komfortu życia. Sama się zdziwiłam, gdy to odkryłam :D

      Usuń
  5. Kiedyś wychowanie polegało chyba na tym, ze uczuciami i emocjami dzieci nie przejmowano się za bardzo, a dorośli nie wtrącali się do konfliktów małoletnich. jednych to wzmacniało, innych wprost przeciwnie.
    Myślę, że każda emocja musi być przeżyta, wszak jesteśmy ludźmi, nie robotami, ważne jak umiemy sobie z tymi emocjami radzić.
    Lepiej odczuwać złość, irytację, smutek itp. niż nie odczuwać nic!
    Gdzieś czytałam, że cholerycy żyją dłużej, bo dają upust emocjom, a introwertykom jest ciężko.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój teść był cholerykiem :) A na wszelkie uwagi miał powiedzenie: może będę żył krócej ale po swojemu!
      No cóż, przeżył 96 lat, zdecydowanie po swojemu choć rodzinie było z nim mocno ciężko.
      Zadaje mi się Jotko, że nadal uczuciami dzieci się nikt za bardzo nie przejmuje. Gdyby tak było, nikt nie wysłałby dzieci na dwa lata zdalnego uczenia, a obecny system szkolny przestałby mieć oceny i zachęcać do rywalizacji. I wiele innych rzeczy.

      Usuń
    2. No niestety, nie trafił się naszej oświacie prawdziwy reformator, kolejne reformy to pozorowanie zmian, istota to jednak beton.
      Ale wielu jest wśród rodziców zwolenników oceniania, mentalność musi się zmienić, jedno pokolenie nie wystarczy.
      jotka

      Usuń
  6. ciekawe, czy inne zwierzęta czują złość.
    a może ludzie naprawdę mają zbyt wielkie mózgi i za dużo czasu poświęcają myśleniu?
    jak dobrze się zastanowić, to złość jest reakcją obronną na bezsilność, albo strachem przed reakcją, na jaką naprawdę chcieliśmy się zdobyć, lecz coś nas powstrzymało. wychowanie, cywilizacyjne ograniczenia, czy prawne konsekwencje.
    jak wygląda uczucie przeciwne do złości? dobrze byłoby wiedzieć, bo gdy się wie, można do tego uczucia DĄŻYĆ, a kiedy się nie wie, można tylko UNIKAĆ złości. a to już nie to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzęta oczywiście czują złość.Moja suczka co raz złości się na któregoś kota. Najczęściej na Funia, bo on chce jej baranki stukać, a ona nie toleruje takiego spoufalania się. Krzyczy wtedy i warczy, widać tę złość na naruszanie granic. A Funio dobrze wie, że ona nie lubi, ale i tak próbuje.
      Złość informuje o czymś co nam zagraża, czyli poczucie bezpieczeństwa będzie jej drugim biegunem, myślę ja.
      Używamy złości by to osiągnąć.
      Tu sobie poczytaj :
      https://web.swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/19840-co-sie-kryje-za-zloscia?dt=1697007909689

      Usuń
  7. Zaznaczę, że jeszcze nie oglądnęłam filmików, i że maila wysłałam przed przeczytaniem Twojego wpisu.
    Ta historia z Twoim synem, to teraz mnie walnęło
    Podobna historia jeśli chodzi o emocje. Długie lata dręczyłam siebie, za swoje pewne postępowanie. I teraz kiedy rozmawiamy o tym, zaskoczona jestem, że on to inaczej spostrzega.

    A złość jest w nas wszystkich, tylko bardzo często wstydzimy się do niej przyznać. Bo przecież dobry człowiek, nie może sie złościć :-)
    Znam to uczucie, po powrocie z urlopu :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie właśnie z trudnych, niemiłych emocji złość "wychodzi najlepiej". Wiele innych emocji maskowałam w ten sposób. U mnie w domu nie okazywało się miękkości i wrażliwości, było to wykpiwane. Aczkolwiek widzę dziś, ile tej wrażliwości "wyłaziło" w sposób nieoczywisty.

    OdpowiedzUsuń