Obserwatorzy

piątek, 24 listopada 2023

Zabójcza cisza Wszechświecie

 

cudne zdjęcie zrobił Mąż

Zima przyszła na chwilę. 
Biało, spokojnie, cicho...

Jest rano, za chwilę obudzą się ludzie i zapełnią tę ciszę szumem samochodów, gwarem rozmów, niespokojnymi myślami.

Cieszę się chwilą białą, miękką, przytulną, bezgłośną.

W bibliotece często w rozmowach kobiety (bo czytelnictwo jest kobietą) mówią, że nie lubią ciszy. Zazwyczaj rozmowa zaczyna się od tego, że w telewizji nic nie ma do oglądania więc książka jest lepsza. Potem ja mówię, że ja nie mam telewizora już 10 lat i, że to super jest. Wtedy słyszę, że kobietka nie ogląda, ale włącza, bo nie lubi ciszy w domu. I on tam sobie gada, ale ona nie słucha. Albo radio, ono sobie tam szumi, czasem coś ciekawego powiedzą, a głupoty i reklamy puszcza się koło uszu.

Moja mama słucha radia bardzo głośno. Mieszka sama i nie znosi ciszy. 

Zastanowiłam się jak to jest u mnie. Jakoś nie zwracałam uwagi na moje przyzwyczajenia.
Okazało się, że sporo słucham muzyki. Jazzu, bossa novy, indie rocka, ale nie pogardzę popem i muzyką klasyczną, w zasadzie mam eklektyczny gust. Zależnie od nastroju.
W pracy przy nudnych, monotonnych robotach biurokratycznych puszczam sobie jakieś filmy z YT, coś co mnie interesuje. Aktualnie słucham Radia Paranormalium.
A gdzie u mnie cisza?

Ota Janecek

Generalnie jej mało, więc zrobiłam eksperyment. Mąż w pracy w sobotę a ja w cichości w domu.
Okazało się, że dziwnie trochę na początku, ale potem normalnie. 

Jest tylko jeden myk w tej ciszy: lepiej słychać własne myśli, dialogi wewnętrzne, niespokojny umysł tworzący fatamorgany:
- trzeba kupić płyn do naczyń, a przy okazji..., nie chce się wychodzić z domu, fryzjerkę trzeba zamówić, zdenerwowała mnie ta baba wczoraj, mogłam jej coś powiedzieć, małpa jedna, ale co się czepiać małp, oj, mięsa nie wyjęłam do rozmrożenia, jak dobrze, że dziś nie trzeba jechać do mamy, u sąsiadów dziś ruch duży, aj, ta głupia baba jednak mnie kole, czemu...nie, mielonych nie zrobię, pulpeciki, czemu ten Funio znów ryczy...?
Mój umysł skaczący jak konik polny od tematu do tematu, przyklejający się do tego co było, plączący nici tego co będzie i usiłujący za wszelką cenę być wszędzie tylko nie TU.

Pascal Campion

Bo TU akurat zmywam kubeczek do kawy, woda jest ciepła i miła, kubeczek gładki, ma złoty uchwyt błyszczący ciepłym światłem, wzorek z pomarańczowymi brzoskwinkami, żółciutkimi cytrynkami i zielonymi listkami bardzo mi się podoba, porcelana jest gładka i tak przyjemnie widzieć, jak fusy z kawy zmywane z wodą odsłaniają czyste, białe wnętrze. Potem odstawiam ten kubeczek na suszarkę i biorę kubeczek mężowski, z Szopem zwanym Misiem, ten jest cięższy, większy, bardziej chropowaty ale też go lubię...
I tak dalej...TU.

Jo Grundy

Mój umysł nie lubi, nie wytrzymuje długo bycia TU. 
Wiem, że to trzeba ćwiczyć, bo nawykliśmy być TAM, a nie TU.

Łatwiej nam idzie bycie poza sobą, niż przy sobie. Niektórzy nawet nie wiedzą, że jest jakieś "przy sobie, we mnie". Nie wiedzą, że są POZA sobą. Myślą, że ten ciąg myśli, wewnętrzny dialog nieustający, to oni sami.  Ja nie wiedziałam. że tak nie jest bardzo długo.
Wewnętrzny dialog nie jest mną, mną jest Ten, Który go Słucha...
Myślałam, że życie jest wokół. I ja odpowiadam na to życie tworząc myśli i emocje, które przeze mnie przepływają. 
A tymczasem owszem tak jest, ale jest też zupełnie odwrotnie, a może nawet jeszcze inaczej.

I ta cisza nam to pokazuje, dlatego jest zagrażająca.
Nie chcę widzieć, że to ja tworzę swój świat, zwłaszcza, gdy jest on taki podły, niedobry, bolesny i smutny.
Ja, Stwórca Mnie...

W szumie telewizorów, odbiorników radiowych, codziennego tła rozmów ludzkich, wewnętrzne dialogi są niesłyszalne. Przepływają przez nas nieświadomie, nadają nam kierunek, a my płyniemy jak małe, papierowe łódeczki porwane nurtem rzeki.
Nie zdając sobie sprawy, że ten nurt, ta rzeka jest stworzona przez nas samych.
I kamienie, i wodospady, i wiry też.

Nie jest też tak, jak mówią moje czytelniczki, że nie słuchają tego co sączy się z telewizji i radia. 
Ależ słuchają. Każdego słowa, każdej głupiej reklamy, wszystkiego. 
Bo jest w nas coś, co się nazywa Podświadomością. Ona słucha zawsze, wszystkiego.
Rejestruje wszystko. Z niej nasza Świadomość wybiera to, co jej pasuje do przekonań i oglądu świata jaki mamy. 
To Podświadomość ma pełen zasób informacji. 
Świadomość nie jest nadrzędna, w najlepszym wypadku obie są równorzędne. W najlepszym, bo chyba nikt nie wie, jak jest naprawdę. 
Ja uważam, że Podświadomość jest u steru jednak.

Pascal Campion

Zauważyłam, że z tym strachem przed ciszą jest mocno związany strach przed nicnierobieniem
Ten strach jest sprytnie ukryty w robieniu.
Robić, robić, robić...
Planować, konstruować, organizować, czyścić, przetwarzać, grabić, zamiatać, kopać, ruch to zdrowie, lenia gonić won! I zagłuszyć niespokojną ciszę, zagrażającą ciszę, straszną ciszę, gdzie ktoś mówi, mówi, mówi...

Kto to jest?
Jakiś obcy we mnie i mówi mi, że boję się...

Czasem widzę to w oczach ludzi, czasem w lustrze, w swoich oczach...

Nic się nie ukryje.

Alex Colville

A gdyby na Ziemią spadła Cisza, na kilka dni.
Słyszelibyśmy tylko nasze własne umysły, a reszta byłaby niesłyszalna. 
Co byśmy usłyszeli?

Jednak wydaje mi się, że raczej byśmy oszaleli...

nie wiem kto namalował, ale oddaje szaleństwo w pełni ;)



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja lekko zacichła Prowincjonalna Bibliotekarka.


37 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcie i cudowne ilustracje (no, może ostatnia niekoniecznie, ale doceniam trafny dobór) :). Ja lubię ciszę, znam ten stan doskonale, lubię rozmawiać sama ze sobą i o sobie. Takie medytacje jakby. Muzykę też lubię tak jak Ty taką eklektyczną, puszczam sobie wedle nastroju. Synowie są introwertykami jak ja, natomiast mąż nadrabia za nas troje hałaśliwością i ekstrawertyzmem, pierwsza czynność po przebudzeniu to włączenie telewizora i ten telewizor na okrągło brzęczy, o co oczywiście są wieczne spory. Dzieci się wyprowadziły, więc ja mieszkam bardziej na górze domu, mąż bardziej na dole, dzięki czemu każde ma swoją strefę komfortu. Mnie hałas drażni, jego uspokaja, zabija myśli o pracy, obowiązkach i problemach. Jak mąż wyjeżdża na kilka dni, to zapada cisza, czasem włączam sobie jakąś muzykę, ale na krótko, telewizor może nie istnieć, czasem zagadam do kota. Jestem wtedy szczęśliwa. Nie mam też problemu z nicnierobieniem. Jest coś do zrobienia, to robię, w końcu mam sporo obowiązków zawodowych i domowych, ale nie mam gonitwy i pędu, że koniecznie muszę się czymś (pożytecznym zwłaszcza) zająć. Lubię sobie poleżeć i pomyśleć - raczej pofantazjować, pomarzyć, niż przetrawiać zaszłości, lubię gapić się na chmury, obserwować życie kolonii mszyc na pelargoniach, czy przyglądać się kotom. Przez kilka dni ciszy absolutnej raczej bym nie oszalała ;). Ale mój mąż mówi, że ja jestem z kosmosu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, z kosmosu :) Ja mam dużo ciszy w bibliotece. Tak ja ciebie, hałas mnie drażni, niepokoi. Małgosiu udało ci się ogarnąć temat i ciesz się, bo dla wielu cisza jest niedostępna. Mam też czytelniczki, które zagadują biblioteczną ciszę. Wchodzą i już na korytarzu zaczynają gadać, cichną dopiero na schodach wychodząc. Czuję się wtedy jakbym zsiadła z karuzeli :)
      Dla nich to co ty robisz, poleżenie w ciszy i fantazjowanie jest niedostępne. A tak by im było trzeba, odpoczęły by wreszcie...
      Mój mąż od kiedy go znam, otacza się muzyką, też różną. Ja słucham muzyki całościowo, a on potrafi każdy instrument wyłuskać oddzielnie. Ale ciszy nie lubi. I ja odpoczywam gdy pracuje, ale idzie na emeryturę w lutym, a nasze mieszkanko nie ma górki...no zobaczymy :)

      Usuń
  2. Anuś, zawsze z niecierpliwością czekam na Twój tekst. Potem czytam i myślę, ojej, ta myśl jest jak moja i ta. i ta. Teraz też tak jest. Na wiele takich samych rzeczy zwracamy uwagę i w podobny sposób je postrzegamy.
    Zdjęcie Twojego męża niezaprzeczalnie urokliwe, no a te grafiki wybrane przez Ciebie z netu też są ładne, klimatyczne jak to mówią niektórzy.
    Co do ciszy, otóż większość dnia spędzam bez włączonej tv, a już radia to bardzo rzadko słucham, od wielkiego dzwonu:))
    Przez lata pracy w hałasie, nieustannym gwarze, czasem wrzasku ludzkich rozmów, ciągłym pędzie gdzie wszystko było na wczoraj, gonitwie szczurów wypełnionej lękiem by nie zostać w tyle, bo ostatnich gryzą psy, wyrobiłam w sobie polubienie ciszy , potęgowane ustawiczną za nią tęsknotą. To nie znaczy, że lubię ciszę całkowitą bez odgłosów życia dookoła, taką złowieszczą, jaka była dwa lata temu, kiedy miasto było jak martwe i tylko szczekanie psa za oknem potwierdzało, że jeszcze jest życie dookoła.
    Bardzo lubię tykanie moich zegarów, szum ulicy za oknem, odgłosy ptasich i ludzkich rozmów.
    Gdzieś usłyszałam niedawno, że przeszłości i przyszłości nie ma, jest tylko tu i teraz, wszystko dzieje się tu i teraz, przeszłość działa się tu i teraz, a przyszłość kiedy nadejdzie też zadzieje się tu i teraz. To znaczy, że tak naprawdę żyjemy tylko w tu i teraz. Dobrze jest o tym pamiętać, bo idąc za niespokojnym umysłem jego wiecznym gderaniem i lękami, tracimy wiele z tego co jest teraz, co mogłoby być dla nas dobre. Przegapiamy swoje szanse na zrealizowanie marzenia, tą niteczkę którą podaje nam fala szczęścia, ona już nigdy nie wróci, nie taka sama:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hania, my się jakoś znajdujemy magicznie, podobne ciągnie do podobnego :) Wszędzie, nawet w necie. W którym jest wszystko, oprócz ciszy...
      Prawdziwą ciszę można uzyskać chyba tylko w komorach deprywacyjnych. W życiu jej nie ma. Zna czy jest, pod spodem wszystkiego. Odgłosy przyrody, życia spokojnego mi nie przeszkadzają. W pewnym stopniu są ciszą :)
      Praca w takim miejscu jak opisałaś to dla nas, wrażliwców, katorga to jest. Ja w bibliotece mam ogromny komfort. Kiedyś ktoś głupi bardzo wymyślił akcję: pokrzycz w bibliotece. Popukałam się w tylko w trzecie oko i zdziwiłam się popularnością tego wśród bibliotekarzy, zwłaszcza w wielkich miastach. Mało tam hałasu? Trzeba jeszcze wrzeszczeć w bibliotekach? Ach, my ludzie...
      Wieczne TU rozumiem bardzo. Tylko moja głowa, nauczona w dzieciństwie mocno przewidywać, pilnować i kontrolować, tworzy różne fatamorgany. Muszę jej pilnować, bo często wiedzie na manowce...Ćwiczę :)
      Spokojnej i cichej przyjemnie niedzieli Haniu :)

      Usuń
  3. A z mojego punktu widzenia obawa przed ciszą jest nie tyle strachem przed nicnierobieniem, co strachem przed wewnętrzną prawdą, która może się przebić i być bardzo trudna do przyjęcia. Dlatego przerzucamy się na wszelkiego rodzaju mniej lub bardziej przyjemne zagłuszacze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem Bożeno, wewnętrzny dialog, jeśli się go słucha ze zrozumieniem, może nam dużo powiedzieć o nas samych. Trzeba tylko zrozumieć, że jest się tym Który Słucha, nie utożsamiać się z tym dialogiem. To bardzo trudne. Ale można :)
      "Robienie" to tylko mechanizm obronny, służy do ochrony. Różnie go ludzie używają. Ale najczęściej tak jak napisałaś, aby nie skontaktować się ze sobą prawdziwym.

      Usuń
  4. To jakaś telepatia, bo Twój post bardzo koresponduje z tym, co napisałam właśnie u siebie.
    Ja nie znoszę "gdaczącego" bez potrzeby telewizora czy radia. Mam ochotę, to włączam, posłucham, ile potrzebuję i gaszę. Lubię ciszę. Za to mam wręcz chorobliwy zwyczaj gadania do siebie, a teraz żartuję, że dzięki kotu mam alibi.
    Uwielbiam pobyć ze sobą, uwielbiam nic nie robić, ale dzięki niejakiej Pati i jej podobnych uświadomiłam sobie, jak wiele, w gruncie rzeczy, czasu wcale nie spędzam tu i teraz, ile we mnie nieuświadomionych, nawykowych mechanizmów.
    Od pewnego czasu medytuję i bardzo sobie cenię te chwile ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, obie jakoś podjęłyśmy ten temat :)
      Marta, ja myślę, że ciągła uważność na Tu, niemożliwa i raczej nie potrzeba nam jest. Wystarczy ją od czasu do czasu włączyć, odpocząć i spokojnie pożeglować dalej. Wygodnie.
      Ja lubię do siebie gadać, wtedy dokładniej siebie słyszę. Łatwiej mi wtedy usłyszeć, że jestem dla siebie niemiła i zrobić z tym porządek. Nie wszystkie mechanizmy nawykowe są złe. Część z nich ułatwia nam życie, a inne kiedyś ułatwiały. Generalnie mają na celu ochronę nas, tylko czasem te dziecinne w dorosłym życiu już utrudniają nie chronią. I wtedy trzeba z nimi pogadać, zrozumieć ich funkcję, przed czym chroniły i powiedzieć, dziękują, dalej ogarnę sama :) I delikatnie, powolutku...
      Miłej niedzieli Marto :)

      Usuń
    2. Aniu, zgadzam się z tym, co piszesz o ciągłej uważności. Ale fajnie mieć świadomość, że zawsze możemy się zatrzymać, podarować sobie i ciszę, i uważność.
      Poniżej poczytałam o śmierci i skafanderku :)
      Medytując takie właśnie przyszły mi skojarzenia - że śmierć jest wieczną medytacją, spokojem, równowagą. Nie brzmi to źle...

      Usuń
  5. Uwielbiam ciszę i to nie dlatego, że wiele lat pracowałam w szkole, gdzie jak w ulu cały dzień. Zawsze lubiłam ciszę, nawet spacery wybieram z dala od dróg, bo i auta zakłócają ciszę i bieg myśli.
    Walczyłam, by z sypialni wywalić nawet radio, do zaśnięcia tez tylko cisza...
    Zawsze dziwią mnie przechodnie w słuchawkach, oszalałabym, gdyby mi do ucha ciągle cos gadało, śpiewało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, kiedyś spróbowałam pójść do sklepu ze słuchawkami i muzyką w nich. Nie dało się kompletnie.
      Kiedy odwiedzam naszą szkołę, wychodzę z niej czasem wręcz chora. Tak nawykłam do spokoju w bibliotece, że nie radzę sobie dobrze w hałasie. Nie wiem czy to zdrowe dla kogokolwiek, wrażliwsze dzieci mają przechlapane Jotko...
      Ano ale, jest jak jest...
      Gratuluję wygranej walki o ciszę sypialnianą, ja kilka lat walczyłam o wyrzucenie telewizora i też się udało :)

      Usuń
  6. Rzeczywiście - bycie sam na sam z ciszą bywa dużym wyzwaniem. Myślę, że przeważnie jest tak dlatego, że cisza utożsamiana jest z samotnością. A wielu z nas tej samotnosci się boi. Tak, moze to mieć coś wspólnego z zagłuszaniem jakiejś prawdy o sobie, z wypieraniem niechcianych wspomnień i przesladujących nas lęków.
    A propos lęków w ciszy, to dawno, dano temu, gdy byłam nastolatką zdarzyła mi sie taka historia. Otóz zostałam na noc sama(a właśicwie nei sama bo z moja psiną) w domku, do którego miała przeprowadzic sie wkrótce moja rodzina. Myslałam, że to nic takiego, ale myliłam sie. Każdy szmer sprawiał, że rozglądałam się wokól podejrzliwie. Oczywiście miałam zapalone wszystkie światła a na podorędziu nóz i widelec. Do tego moja psina tez zachwowała sie dziwnie. Widziała cos ,czego ja nie widziałam i powarkiwała ni z gruszki ni z pietruszki. Oka nie zmrużyłam tamtej nocy!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psy są empatami, wyczuwał twój niepokój, ale nie mógł zlokalizować niebezpieczeństwa, frustrował się piesek.
      No widzisz, brak znajomego szumu tła i już coś nie tak. A umysł podsuwa niestworzone rzeczy :)
      Tak Ola, o samotność też chodzi. Jesteśmy stadni generalnie. Pustka w domu jest trudna. Dlatego trzeba się uczyć ciszy, gdy jeszcze dom nie jest pusty, wtedy łatwiej.

      Usuń
  7. wystarczy, że prąd zniknie na dłużej niż chwilę i cisza zdoła się przebić do świadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu masz rację, wszystko zamilknie, nawet lodówka

      Usuń
  8. Podobnie jak Ty Aniu mam wrazenie, ze ludzie nie zdaja sobie sprawy jak wiele z tych niby nieslyszanych informacji dociera do nich wlasnie droga podswiadomosci. Nie da sie przed tym ustrzec dopoki nie wylaczy sie "gadajacego pudla". Mam tv tylko w sypialni, nie mam kablowki bo nie potrzebne mi "oglupianie" szczegolnie jak mam za nie placic:))) Ogladam tylko to co sama wybiore, bez reklam. Owszem ta wersja "bez reklam" kosztuje mnie chyba w sumie 10 dolarow miesiecznie ale za to jaki komfort umyslowy.
    Lubie cisze, lubie tez muzyke, wiec czesto wlaczam moje ulubione CD, nie slucham radia... ba na dobra sprawe to moge powiedziec, ze ja nie mam radia, bo to co mam sluzy mi tylko do odtwarzania dyskow.
    Za to wieczorem jak sie juz naogladam tych ulubionych filmow, seriali itp. to wtedy wlaczam dysk z relaksujaca muzyka do medytacji. Zgaszone swiatla, tylko gdzies tam przez szpary przebija odbicie lampy solnej, ktorej swiatlo mi nie przeszkadza, bo nie jest widoczne. Ukladam sie wygodnie, zamykam oczy i przy dzwiekach tej kojacej muzyki jestem Sama Z Soba. Caly proces zaczyna sie medytacja, a potem powoli zasypiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, naprawdę nie mają pojęcia. Jak ktoś mi mówi, że nie słucha reklam, to wiem, że wydaje mu się, że naprawdę nie słyszy. Niby świadomość zajęta czym innym, ale tylko niby, wszystko się nagrywa. I ogłupia po cichutku :)
      Spokojne życie nie ma ceny.
      Ja akurat bardzo lubię światło lampy solnej. Ono takie miękkie jest. Ja przed snem czasem słucham medytacji prowadzonych, albo webinarów z neurnautyki. Zasypiam przy nich momentalnie, pozwalając podświadomości nagrać wszystko bezboleśnie. Bo zauważyłam, że gdy jestem świadoma, czasem umysł broni się bardzo przed przyjęciem innej perspektywy.
      I muszę ci powiedzieć, że ta senna nauka działa :)

      Usuń
    2. Reklamy:)) Nie wiem czy uwierzysz ale jak tu mieszkam 39 lat tak nigdy nie ogladalam zadnej reklamy. Na poczatku wystarczylo na te 3 min. zmienic kanal ale sie wycwanili i zaczeli dawac reklamy na wszystkich kanalach w tym samym czasie. No to ja sie tez wycwanilam i na czas reklamy wychodzilam z pokoju. Poczatkowo Wspanialy tego nie rozumial, bo on sie przy tych reklamach wychowal ale go uswiadomilam i sam zaczal uciekac.
      A 10 lat temu zrezygnowalismy z kablowki i mamy takie ustrojstwo pod wezwaniem ROKU i tam moge wybieram wlasnie wersje bez reklam.
      Ja tez lubie swiatlo lampy solnej, ale jednak w nocy mi przeszkadza jak swieci tak bezposrednio a tak bylo jak lampa stala na polce. To ja przestawilam na podloge i owszem swieci cala dobe, ale juz w nocy mam tylko taka wlasnie miekka poswiate.
      Aniu, my chyba z tej samej szkoly bo ja tez lubie '"senne" medytacje - mam takich trzy dyski wiec czasem jak czuje potrzebe to wlaczam jeden z nich.
      I masz racje, podswiadomosci nie da sie wylaczyc, bez wzgledu na to co nam sie wydaje to ona caly czas pracuje.

      Usuń
  9. Przepiękne zdjęcie mąż zrobił.
    Ja sporo rozmyślam o hałasie, o mózgu, o podświadomości, o uważności. O tym co Tu i Teraz.
    Hałas to pojęcie względne. Można różnie odbierać dźwięki, te które są hałasem dla mnie, mogą być miłe lub obojętne dla kogoś innego.
    Nie przeszkadza mi hałas ulicy, ale nie znoszę terkotania telewizora.
    Nie mam telewizora od 5 lat i nie chcę mieć. Nie potrzebuję. Nie tęsknię.
    Radio lubię. Ale wybiórczo. Dobrze, że można wyłączyć. ;)

    Staram się żyć Tu i Teraz, ale nie bardzo mi to wychodzi. Wciąż myśli płyną do przodu, rzadziej do tyłu. To raczej jest myślenie na przyszłość. Zrobię to i tamto, pojadę tam i siam, kupię to czy sio. Mam wrażenie, że myśli krążą mi w głowie, wciąż i wciąż. Nigdy nie przestają. Powinnam je obserwować a nie utożsamiać się z nimi. Teorię trochę znam, praktyka u mnie kiepska.
    Idę na spacer z kijkami, jestem w lesie, patrzę na drzewa, na niebo, uważnie patrzę, cieszę się, uśmiecham się do lasu i do siebie. A myśli co rusz obijają się w głowie, to tu to tam. Wciąż obecne, atakują. Odbijam je, wracają. Nie powinnam odbijać, powinnam pozwolić przepłynąć. Nie umiem.

    Czytam teraz książkę. Myślałam, że to kolejny podręcznik jak lepiej żyć, ale nie. To bardzo ciekawe. Trudne. O uważności. Jak medytować uważnie. Angielski tytuł: Mindfulness - a practical guide to finding peace in a frantic world. Autorzy: Mark Williams, Danny Penman.
    Może znasz, nie wiem czy jest tłumaczenie na polski, ale pewnie tak.

    Ciszę lubię - moja cisza to odgłosy natury. Lubię szum wiatru, liści, wody. Lubię ptaki. Lubię siedzieć na zewnątrz i słuchać.
    Niestety mieszkam w bloku i męczę się słysząc (czy chcę, czy nie chcę) spuszczanie wody, radio, telewizor, krzyczące dziecko, bieg po klatce. Tego nie lubię i wtedy mam ochotę założyć słuchawki. Żeby się odgrodzić od hałasu.
    Całe szczęście mam chatkę na Kaszubach i tam mogę siedzieć na tarasie i słuchać przyrody. Gdyby nie to chyba bym zwariowała. Zadusiłabym się. Zadławiłabym się.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. """Całe szczęście mam chatkę na Kaszubach i tam mogę siedzieć na tarasie i słuchać przyrody.""" Tak moje ukochane Kaszuby są cudne. Pozdrawiam serdecznie Alis niezalogowana. :D

      Usuń
    2. Chatka na Kaszubach mlekiem na całe zło :) Naprawdę fajnie, ze ją masz. Ostatnio gdzieś słuchałam, że te odgłosy życia w blokach, zaliczone obecnie zostały do stresorów. Kiedyś, w jaskiniach, odgłosy innych ludzi, codzienny szum, napawały bezpieczeństwem: nie jesteś sam, w kupie siła. Teraz wszechobecny gwar ludzkiego życia stresuje nas, męczy, bo nigdy nie gaśnie, nie daje odpoczynku. Inni ludzie przestali być synonimem bezpieczeństwa. Większość poczytnych powieści dla kobiet zaczyna się odziedziczeniem chatki na wsi :D
      Słuchaj, mi się wydaje, że wystarczy od czasu do czasu odwiedzać TU. Z czasem nabiera się wprawy, ale żeby ziemskie doświadczenie się porządnie odbyło, trzeba się zaangażować w grę. Ze wszystkimi niedogodnościami, niestety...
      W sumie, tak też jest łatwiej ;)

      Usuń
    3. Jeszcze miałam napisać o twoim myciu kubków po kawie. To mistrzostwo świata bycia TU i TERAZ.
      Często o tym myślę.
      Ciekawe, co piszesz o blokowym życiu. Ja to nie rozumiem jednej rzeczy, dlaczego nie można budować tak by tego wszystkiego nie słyszeć? Dlaczego te ściany są takie cienkie?
      Dlaczego rury są tak akustyczne? Powinny być dobrze izolowane, owinięte dźwiękoszczelnym materiałem. Czasem myślę, żeby wyścielić całe mieszkanie, ściany, sufity czymś, co mnie całkowicie odizoluje od sąsiadów.
      Ot takie małe marzenia wariatki.
      Mam mieszkanie w bardzo starym bloku, ale czy w nowym budownictwie jest inaczej? Nie wiem.
      Ja z pewnością odwiedzam TU, więc może faktycznie nie jest najgorzej.
      Staram się, a to już coś.

      Usuń
    4. Mieszkam w starym budownictwie, ale to mały blok, 4 rodziny. Słyszę, co u sąsiadów się dzieje, czasami. Na pewno słyszę, kiedy będą mieli na obiad schabowe :) Moja siostra mieszka w nowym bloku, dużym, w Warszawie, tam słychać bardzo dużo. Ale ona się przyzwyczaiła. Kiedy buduje się takie bloki, to raczej koszty się liczą, a niewyciszanie. Jest jak jest.
      Dla wrażliwców trochę ciężko. Ale jesteśmy adaptowalni więc można to jakoś ogarnąć. Blok ma swoje plusy, nie trzeba palić zimą w piecu, ani martwić się o dach, wodę, elektrykę i inne rzeczy w domach wolnostojących. Z takiego założenia wychodzę, gdy sąsiad robi remont :)
      Skoro odwiedzasz TU, to jest bardzo dobrze :D

      Usuń
  10. Nie było dla mnie specjalnej różnicy, codzienność (hałasy) cisza (zmiany codzienności) do dnia, gdy niczego nie przeczuwając posłuchałam jadu. Cisza, cisza w domu... trzeba coś włączyć, musi coś grać|mówić. Taka cisza to jak grób\ jak w grobie. Broniłam się długo, nie dało się "od usłyszeć" . I teraz mimo , że kocham ciszę, nie przeszkadzała mi nigdy, to sugestia przerzuciła mi mózg. I mi z tym żle. Ale coś, szumi, coś gra, coś mówi. Nieprawdziwe.
    Pozdrawiam Alis niezalogowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ala, faktycznie trafiło cię w bolące.
      Ale grób nie jest niczym złym, a ciszy tam wcale nie ma :)
      Tam się dzieje mnóstwo rzeczy, nasz skafanderek wraca do mamy Ziemi. Tak jak powinien.
      Ziemia wokół trumny cały czas jest w ruchu, żyją w niej niezliczone ilości owadów, bakterii, mchów, porostów, grzybów i nie wiem czego jeszcze. To wszystko je, wydala, rozmnaża się, komunikuje się. Szum tego życia nie dociera do naszych uszu, ale to nie znaczy, że go nie ma. Latem przyłóż ucho do ziemi na łące, usłyszysz to życie. Możesz i teraz, ale zimno :)
      A nasz skafanderek też żyje, innym życiem, rozkłada się, zmienia postać, transformuje się, w nim też bakterie, i grzyby pracują. Procesy chemiczne wybuchają, wydzielają ciepło, gazy, wibracje. To pełen energii proces, proces powrotu do podstawowych składników. Do Źródła. I nie jest on bezgłośny ;)
      Ale nie jesteśmy skafanderkiem, jesteśmy TYm, kto nosił skafanderek. My odchodzimy GdzieśIndziej :)
      Więc nie ma powodu bać się Ciszy, nawet tej "grobowej", ona jest ogromnie przyjazna i wcale nie jest ciszą, kobieto Alu :)

      Usuń
  11. Mła lubi jak jest cisza taka że można własne myśli usłyszeć, pewnie dlatego że mła się to rzadko zdarza. Codzienności kołowrotek hałaśliwie u mła pędzi, ciągle ludzie, ich problemy, zawsze cóś. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taba, znam stan "ciągle coś"...
      Ale jednak szukam tej ciszy. Nie czekam aż mi ją życie sprezentuje, tylko sama sobie robię...
      Bo kiedyś tego nie robiłam i źle było.

      Usuń
  12. Witaj początkiem grudnia Aniu
    A ja lubię ciszę, gdy jestem sama ze sobą. I nie tylko wówczas. Mam deficyt ciszy. Dookoła hałas i chaos... Najchętniej uciekłabym od tego na dłużej.
    Życzę pozytywnego nastawienia pomimo zimy za oknem. A może zwłaszcza teraz, bo zima potrafi trochę wyciszyć nasz świat

    OdpowiedzUsuń
  13. o, zniknął mój komentarz:(((

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie to prawdziwe Anno! W dzień jakoś jeszcze daję radę, są chwile bycia tu i teraz gdy patrzę w niebo, głaszczę kocyk którym się okrywam, patrzę na galerię Aniołów od moich Dziecków, marzę o domku na leśnej polanie lub kamienicy w Toskanii ...... ale wieczorem przed snem, te myśli skaczące jak wiewiórki, te niepokoje, ta galopada zadań do zrobienia ... a usnąć się nie udaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystyno, umysł przyzwyczajony do podążania w przyszłość, analizowania, kontroli i planowania, męczy. To fakt. Moja znajoma ma na to sposób: kładzie się, bierze parę oddechów i skupia się na ciele. Zaczyna od palców u stóp, sprawdza jak się czują, czy któryś ma coś do powiedzenia, jakie mają kolory, jakie odczucia od nich płyną po całym dniu i tak powolutku leci po całym ciele, gada ze swym ciałem, głaszcze je mentalnie, mówi miłe słowa tam gdzie trzeba. I to ją tak wycisza, że zasypia nie wiadomo kiedy. A ciało jest jej wdzięczne. Sposób genialny :)
      Spróbuj, poćwicz, powinno zadziałać.

      Usuń
    2. Byłam blisko z "Kobiecym kręgiem wsparcia" i z " Dzikimi Babami" i też zalecali te ćwiczenia przed snem ale u mnie to nie działa. Kilka sekund skupienia na skraweczku ciała, czucia i słuchania, bycia tu i teraz i już umysł jak lokomotywa rozpędza się ..... Znowu powrót, skupienie, czucie, słuchanie .... i tak mogę kilka godzin. Usypiam nad ranem raczej ze zmęczenia niż z uspokojenia. Teraz u siostry jakby troszkę lepiej.

      Usuń
  15. Zdjęcie męża to istne arcydzieło. Podziwiam :)
    I ja uwielbiam ciszę i samotność i mam tego prawie zawsze pod dostatkiem. Potrzeba ciszy była zapewne jednym z czynników mojego niepowrotu do pracy zawodowej i zamieszkania na uboczu. W domu przez większą część dnia jestem sama, bo mąż nadal pracuje. Telewizji nie oglądam, a radia nie mam. Posiadłam też (dzięki teściowej) cudowną umiejętność wyłączania słuchu. Przydatne bardzo w przychodniach i spotkaniach z rodziną:):). Sąsiadów na szczęście mam daleko i widujemy się przypadkiem. Czasem tylko w złych snach mieszkam w mieście albo w nowoczesnym domu z oknami na podwórko sąsiadów, gdzie wkoło rosną same tuje.
    Myślę, że jestem trochę szczęściarą:):)
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś wielką szczęściarą :) Nie bójmy się tego słowa: wielką :)
      A zawdzięczasz to sobie i swoim decyzjom. Brawo TY :D
      Ludziom się marzą czasem różne rzeczy, ale boją się zrobić ten pierwszy krok i marzenia zostają marzeniami, tylko.
      Coś w stylu: kwaśne te winogrona i wiszą tak wysoko :)
      Zazdroszczę wszak wyłączania słuchu, to wyższa szkołą jazdy i mi się nie udaje niestety. A takie pożyteczne ;D

      Usuń