Obserwatorzy

środa, 29 sierpnia 2018

Wszechświecie...upiór w masce ;-)



Mam takie zdjęcie Wszechświecie.
Zdjęcie zrobił mi mój brat cioteczny w szatni szkoły podstawowej. Szatnia była ciemna, zapach dymu z pieca mieszał się z zapachem przepoconych kurtek. Kiedy piszę ciemna, to mam na myśli ciemna, nie pamiętam jej jasnej. Może tam nie było oświetlenia? To był kawałek korytarza, przejściowy, wieszaki stały pod ścianami, był piec...i było ciemno.
Teraz kiedy to piszę, uświadamiam sobie : "ciemno", muszę zapytać siostry jak to pamiętają, bo już od jakiegoś czasu wiem, że każdy pamięta inaczej.
Więc mam to zdjęcie.
To była pewnie czwarta klasa. Zdjęcie nie jest w dobrej jakości, Cioteczny wtedy uczył się dopiero. Miał aparat i strasznie jarał się nową pasją. Dorwał mnie w tej szatni i namawiał, aż niechętnie stanęłam i pozowałam. Epizod zadawałoby się, kilka chwil z mojego dzieciństwa.
Wywołał zdjęcie, dał mi, trafiło do albumów i zapomniałam. Odkopałam je trzy lata temu, gdy zaczęłam chodzić na terapię i dostrzegłam, że mam MałąBibliotekarkę w środku. Zdjęcia z różnych okresów dzieciństwa stały się wehikułami czasu, w  mgnieniu oka przenoszącymi mnie w przeszłość.
To akurat do Ciemnej Szatni.

Stoję lekko pochylona w bok, spięta. Mam na sobie fartuszek z poliestru, kołnierzyk w grochy, pamiętam, że niebieskie, bo zdjęcie jest czarno-białe. I kucyk z kokardą na czubku głowy. Część włosów rozpuszczona. I mam grzywkę tylko z jednej strony.
Bo ją se poprzedniego dnia, bawiąc się nożyczkami, ucięłam. Przy skórze.
Mama sporo się nagadała, próbując coś z tym zrobić. Poskracała mi włosy na bokach, przycięła pozostałą grzywkę. I machnęła ręką: zrobiłaś, to masz.

I musiałam pójść do szkoły. Szłam jak zamrożona, zamieniona w kamień. A w szatni dorwał mnie Cioteczny. Jemu nie przeszkadzało, on chciał tylko robić zdjęcie nowym aparatem.

Na zdjęciu się uśmiecham. Lekko wykrzywione usta we właściwy sposób. Prawa dłoń opuszczona swobodnie. Lewa...
Mam taki nawyk, kiedy jestem zdenerwowana, w stresie, dłubię skórki wokół paznokci. Do krwi. Do bólu.
To właśnie się dzieje z lewą ręką.
Pamiętam ogromny wstyd, ogromny sprzeciw we mnie przed tym zdjęciem. Ale nie umiem tego powiedzieć. Nie potrafię odwrócić się i odejść. Krzyczę w środku "NIE", ale stoję i czekam, aż on mi błyśnie po oczach lampą. Tylko lewa ręka....
Nie pamiętam nic więcej. To musiał być dla mnie potworny dzień.
W ogóle poza kilkoma przebłyskami, nic nie pamiętam z sześciu lat szkoły. Pod koniec szóstej klasy zaczęłam pisać pamiętnik, więc mam niebiesko na białym :-) A z siódmej sporo już pamiętam.

Eh...Wszechświecie.
Biedna MałaBibliotekarka.
Kiedy patrzyłam na tę małą dziewczynkę z krzywą grzywką, otworzyły się jakieś drzwi we mnie i poczułam, co czułam wtedy...Kłąb emocji uderzył z siłą huraganu. W małym dziecku tornado. Nie wiem jak to się pomieściło we mnie wtedy...
Teraz wiem, że się nie pomieściło. Nie dawałam rady.
Rozpaczliwie szukając ulgi i ratunku, odcinałam.
Już nie włosy. Uczucia.
Odcinałam wszystko co bolało, straszyło, przerastało, co zapierało dech w piersi i groziło uduszeniem.
Potwornie silna MałaBibliotekarka.
Kiedy ją pierwszy raz spotkałam, myślałam, że to biedna, malutka dziewczynka, bezsilna i przerażona. I taka była. Potrzebowała utulenia, pokołysania, miłości i bezpieczeństwa.
Ale schodząc głębiej i głębiej, poznając ją lepiej, zaczęłam dostrzegać, że coś mi umyka.
Coś w Jej/Moich oczach miga, coś się chowa, coś nie chce być zobaczone.

W weekend były warsztaty z Rosą.
Blisko mnie. Tuż za krzakami :-)
W przepięknym miejscu, odgrodzonym od rzeczywistości zielenią, łąkami, laskami i polami. W cudnym, drewnianym domu nad stawem. Byłam szczęśliwa. Choć wiedziałam, że nie jadę na wakacje, tylko na spotkanie z samą sobą. Ale mam już tę pewność, że udźwignę. Mnie samą :-)
Więc cokolwiek Rosa we mnie otworzy, popatrzymy na to razem Wszechświecie.

Takie ćwiczenie: weźcie maskę, całą białą. Weźcie farby i mazaki. Usiądźcie i pomalujcie maskę. Na zewnątrz namalujcie bądź napiszcie to, co jak myślicie, pokazujecie ludziom. A od wewnątrz namalujcie, bądź napiszcie to, co chowacie przed ludźmi i sobą może....

Proste, trudne.
Kocham kolor, nie jest to dla mnie trudne. Można mówić kolorem. Siadłam na podłodze i straciłam poczucie czasu. Byłam cała kolorem, maską, pędzlem, mazakiem.
Byłam dzieckiem, byłam MałąBibliotekarką, byłam Całością, byłam Sobą.
I powstała maska.
I kiedy Rosa klaśnięciem przerwała ten stan...wynurzyłam się jakby z dna oceanu. Z ciszy, z bycia, z istnienia.
Popatrzyłam na maskę z zewnątrz. Zdziwienie. Była piękna :-) To moja maska dla ludzi?
A Rosa, śmiejąc się, patrząc na nas zdumionych, oglądających swoje maski, mówi: Malowaliście Prawdę. Cokolwiek byście nie próbowali, malowaliście i tak Prawdę o was. Nic się nie da ukryć.
A w środku...Co ja próbuję schować Wszechświecie?
I tam nic nowego, to samo co inni. Smutek, bezradność, kruchość, wrażliwość, strach...
I ZŁOŚĆ.....

Siedzieliśmy w kółku, każdy miał coś powiedzieć o swojej masce. Ciężko :-)
Emocje napływały mrowiąc pod skórą, przepływając ciepłem po ciele, zawilgacając oczy łzami.

Ukrywam ZŁOŚĆ- kiedy padło to słowo z moich ust, cisza aż zadźwięczała. Tak jakby kamyk wpadł do wody i czuć było jak rozchodzą się kręgi...

Kiedy mówicie o czymś, to odchodzi, przestaje istnieć...
Mówi Rosa.


Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja Zamaskowana Prowincjonalna Bibliotekarka ;-)













14 komentarzy:

  1. Podobnego olśnienia i rozbłysku doznałam kiedy na terapii uświadomiłam sobie w jednej chwili że swoim największym wrogiem jestem JA sama. To był szok. Na prawdę szok i odkrycie mojego życia. Od tamtej pory było już lepiej, bo wiedziałam co naprawić i z czym pracować. Oj, były ogromne potknięcia, moje EGO nie pozwalało na łatwe rozwiązanie sprawy, moje zaprzeszłości i cienie, autodestrukcyjna część mnie, robiła wszystko by być na górze. Bolało i był strach, ale chyba w końcu wygrałam, na tyle by iść dalej bez lęku o kolejny atak. Zajęło mi to ładnych 8 lat. Uświadomienie sobie swoich uczuć jest bardzo pomocne. To jak znalezienie źródła bólu. Wiesz co boli i czemu to masz szansę na wyleczenie.
    Teraz rozpoczynam kolejną lekcję, przekraczania swoich ograniczeń, wyjscia ze strefy komfortu, odnalezienie siebie w Świecie, pogodzenia się ze sobą. Warsztaty organizuje moja przyjaciółka z którą zerwałam kontakt 7 lat temu,a w tym tygodniu do niej napisałam, spotkałyśmy się i wiem że Wszechświat to zorganizował bo wiedział że ona mnie poprowadzi, że jest najwłaściwsza osobą ku temu i że ja dopiero teraz do tego dojrzałam.
    To są internetowe jednoroczne warsztaty, niepłatne. Jakbyś chciał to chętnie Ci prześlę linka, popatrzysz, zapoznasz się, może zaiskrzy.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano tak, czasem coś przychodzi w nagłym olśnieniu, a czasem wolno wypływa, niby nic, a coś. Kiedyś myślałam, że emocje do przeżycia ustawiają się w rządku, że przeżywa się tylko jedną na raz, jak już w ogóle się jakąś przeżywa :-) To dopiero ekwilibrystyka życiowa. A ja byłam w tym niezła. Kiedy dotarło do mnie, że emocje się kłębią jak ryby w ławicach czasem...strasznie było. Przecież poobcinałam...a odrosły. W dodatku czekały, aż po nie wrócę. I tak Luno, dostrzeżenie, że najbardziej boję się siebie, było szokiem. Mój największy krytyk, demaskator, sabotażysta, wróg to JA. Domyślam się co przeżyłaś. Byłam w tym miejscu. Jeju..czasem jeszcze tam zaglądam, ale już na króciutko. Ciężko mi puszczać stare lejce. Droga znana, sposób znany...nic, że boli, wiadomo, gdzie jedziem. Eh... Widziałam moją złość już dawno. Ale dopiero teraz powiedziałam to głośno, przy ludziach. Nie wystarczy widzieć i wiedzieć, trzeba ruszyć tę energię, tyćnąć patykiem. Dopiero wtedy ulga. Tak jak Rosa powiedziała. Fajnie, że zapisałaś się na warsztaty. Super, czujesz, że teraz. Znaczy gotowaś :-) Dzięki za propozycję, ale ja wolę w realu. Znaczy twarzą i ciałem być w kontakcie. Zrozumiałam, że potrzebuję tego. Internetowy kurs daje mi za mało tego kontaktu. Czegoś mi brakuje w tych relacjach. Smak, zapach, dotyk...coś. Bo inaczej zostaję tylko w głowie. A tam już byłam całe życie. Ale to ja. Każdy ma inaczej. Powodzenia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj jeszcze sierpniowo
    Jak zawsze dziękuję, że znowu do napisałaś. Tak nadzieja jest najważniejsza. Nawet teraz.
    A co do maski. Nawet mi się podoba. Moja, którą zakładam każdego dnia wychodząc z domu nie jest tak kolorowa. Raczej szara, niepozorna, częściej poważna, skupiona... Taka była też na zdjęciach, gdy byłam małą dziewczynką. Może po tylu latach powinnam ja trochę pokolorować, rozjaśnić? Ale przecież do takich rzeczy mam dwie lewe ręce.
    Ciesz się jednak życiem i podążaj ze mną prostą drogą bez zakrętów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie powinnaś ją pokolorować :-) Zdecydowanie, bo jak nie teraz, to kiedy? A poza tym czytam twoje teksty, dusza artystyczna aż krzyczy z nich. Tylko spróbuj, a się zdziwisz jak to łatwo idzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj
      Jak zawsze odpowiadam z opóźnieniem na Twoje miłe słowa. Odpowiadam tutaj, bo nie ma kolejnego wpisu. Jednak sama praktycznie po raz drugi nie zaglądam tam, gdzie zostawiam komentarz, jezeli jest już nowy wpis.
      Ja też lubię Panią Zimę. Jak mogłoby być inaczej skoro pierwszego dnia swojego panowania przyniosła mnie w prezencie.
      Ogarnęło mnie uczucie wczesnojesiennego smutku. Chociaż pojawiające się kolory może zmobilizują mnie do pomalowania mojej maski.
      Ale tobie życzę:
      Mimo zbliżającej się jesieni rozejrzyj się dookoła. Zobacz świat na nowo i uśmiechnij się

      Usuń
  5. Czasami warto zdjąć trzymaną na twarzy maskę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano warto, dobrze jest jednak wiedzieć, z czego ją zbudowaliśmy, a co z tyłu ukrywamy... :-) Inaczej, niby zdejmujesz, a nadal siedzi :-)

      Usuń
  6. Zobaczyłam tekst, myślę, czy chce mi się tyle czytać i się zatraciłam. Piszesz niesamowicie emocjonalnie. Nie wiem, czy Ty jesteś pisarką, ale piszesz jak prawdziwa pisarka. Poczułam się jakby w zupełnie innym wymiarze, dla mnie to jest rewelacyjny tekst. Pełnia emocji, ogrom nauki, piękne przesłanie. <3 Kiedyś nosiłam bardzo często maski, bo się bałam, bardzo się bałam. Teraz staram się po prostu być sobą, a maskę noszę tylko wtedy, kiedy strach wygrywa już całkowicie. Wiele lat o to walczyłam. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję, bo bardzo miło spędziłam czas, wiele emocji się zbudziło podczas czytania. Piszesz po mistrzowsku! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Agnieszko :-) Strasznie miłe są twoje komplementy. Nie jestem pisarką, ale opowiadaczką, tak mi się zdaje. I bibliotekarką :-) Temat masek jest dla każdego, tylko nie każdy ma świadomość, że coś nosi na twarzy. STRACH znam. To stary przyjaciel. Doskonale cię rozumiem. I gratuluję wygranej batalii :-) I ja cię bardzo pozdrawiam. Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie o masce, ale o tym nawyku ze skórkami...Mam taki sam, Aniu. To było w dziecinstwie i zostało do dzisiaj, choć juz teraz rzadziej mnie dopada. Ból, który oddaje ból duszy a może go zagłusza. W każdym razie jest prawdziwy, jak emocje w środku człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest prawdziwy, w teraźniejszości. Pozwala utrzymać się w niej, kiedy wszystkiego jest za dużo...Eh, Ola. I mnie już rzadziej się zdarza. A jak się zdarza, to jest sygnał. Coś się dzieje, popatrz, poszukaj...nie jest łatwo. Ale jest łatwiej niż kiedyś. Dobrej, spokojnej nocy :-)

      Usuń
  9. sporo przemyśleń....
    i ja nie pamietam wiele z czasów młodszej podstawówki. Przebłyski tylko. Siódma i ósma klasa, już tak. Może wrzuć to zdjęcie w sukience w grochy...

    pozdrawiam ze wWszechświata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ukrywam ZŁOŚĆ- kiedy padło to słowo z moich ust, cisza aż zadźwięczała. Tak jakby kamyk wpadł do wody i czuć było jak rozchodzą się kręgi...

      Kiedy mówicie o czymś, to odchodzi, przestaje istnieć...
      Mówi Rosa."

      muszę nad tym pomyśleć.....

      Usuń
    2. Alis <3 ...myśl. A jak będziesz gotowa...działaj.

      Usuń