Obserwatorzy

sobota, 27 listopada 2021

Opowieści z kręgosłupa Wszechświecie

 

To był spokojny wieczór.
Siedziałam przy stole i pisałam. Stół był przykryty pofalowaną ceratą. Nigdy jej nie lubiłam, kleiła się, była zimna i nieprzyjemna. Był rok 1980, miałam 12 lat, byłam w szóstej klasie podstawówki, jesień. Światło słabej żarówki nadawało miękki, lekko pomarańczowy kolor kartkom w zeszycie w jedną linię. Niepewnie zanurzałam się w świat fikcji literackiej. Bo właśnie pisałam opowiadanie.
Pierwsze w życiu.
Od piątej klasy pisałam pamiętnik. Ale to było łatwe. Pisałam, co czułam, co się działo, co istniało.
Czytając jednak mnóstwo książek, kochając je jak najbliższych przyjaciół, których mi tak brakło w realności, zdałam sobie sprawę, że mogę sama spróbować stworzyć jakąś historię. Moją własną, nierealną, z mojej własnej głowy. Bałam się, nie byłam pewna, ale wydawało się to w jakiś sposób proste.

To miało być opowiadanie przygodowe o dziewczynce, która po zatonięciu statku którym płynęła, ląduje na bezludnej, tropikalnej wyspie i spotyka tam chłopaka. I razem próbują się uratować z tej wyspy. Widziałam słońce, prawie biały piasek plaży, palmy, turkusowe morze, całą wyspę. Mój długopis skrobał szybko słowa, choć nie miałam jeszcze pomysłu na ich przygody, ale czułam, że będą. 


Nie wiem jak to się stało, że nie schowałam zeszytu i pamiętnika, tak jak zwykle. Nie wiem...
Robiłam coś innego w sypialni, kiedy weszli rodzice. Ojciec trzymał niebieskie zeszyty w ręku i śmiał się, mama trzymała się z tyłu. Skamieniałam.
Usłyszałam, że pisanie nie jest takie proste, że trzeba się długo uczyć, żeby napisać coś sensownego, że to, co ja napisałam jest głupie i nieudane, naiwne. 
W chaosie emocji jaki mnie ogarnął przestałam ich słyszeć, przelewało się przeze mnie coś potwornego. Ból, niedowierzanie, złość, rozpacz, lęk, wściekłość...
Jednocześnie czułam się bezsilna, bezbronna, słaba, odsłonięta jak ślimak bez skorupki...
Pamiętam milczenie mamy i śmiech ojca...
Wyrwałam mu z ręki zeszyty. Nie walczyłam, nie krzyczałam: jak mogliście? 
Stałam z zeszytami przy piersi aż wyszli.
Potem zamknęłam za nimi drzwi.

Było zbyt dużo. Nie utrzymałam, zaczęłam płakać. Płakałam i płakałam, czując się coraz bardziej wściekła i zła, zraniona, bolało mnie wszystko. 
Patrzyłam na zeszyty w moich rękach i czułam, że już nie są moje, są brudne, zbrukane na zawsze.
Podeszłam do pieca, otworzyłam drzwiczki. Ogień wesoło pożerał polana trzaskając głośno. 
Wrzuciłam do niego zeszyty i płacząc patrzyłam jaki i je pożera...
Jak kartki się marszczą, jak brązowieją, jak płomyki wypalają słowa napisane niebieskim atramentem.
Pamiętnik i opowiadanie znikały z mojego życia...zabierając część mnie, część mnie umierała.
Czy to stało się wtedy?

Patrząc na płonące zeszyty, czując rozpacz, gniew i ból, miałam jednak wrażenie teatralności moich działań. Jakbym była w teatrze i oglądała samą siebie odgrywającą dramat. Była w tym jakaś dziwna przyjemność, której jakbym nie dopuszczała do siebie, ale była. 
Wiedziałam, że to oni mi to zrobili, to oni byli źli, byłam zrozpaczona, ale czułam, że paląc zeszyty karzę ich za to. Choć to mnie bolało.
Patrzcie, co mi zrobiliście...
Ale nikt nie patrzył...
Biedna Mała Ania....

Moi rodzice nigdy nie wrócili do tematu. Nigdy też nie rozmawiali ze mną na temat tego, co przeczytali w drugim zeszycie, w pamiętniku. A tam była moja pierwsza, najdelikatniejsza dziecięca miłość, moje dramaty klasowe, moje smutki, strachy i emocje, które czułam podczas awantur domowych, pijaństwa ojca.
Nic, cisza.
Życie potoczyło się normalnym trybem. 

Po jakimś czasie nie wytrzymałam i założyłam nowy pamiętnik. Tym razem chowałam go głęboko i zawsze. Pisałam ukrywając się. Potem, już dorosłej Mi te zeszyty bardzo pomogły.
Ale nigdy, przenigdy nie próbowałam już pisać nic innego.
Moje życie w tym momencie przeskoczyło na inne tory.
Rodzice przełączyli zwrotnicę. Ja przełączyłam zwrotnicę.

Aina Giro de Pedra

Nie dotykałam tego wspomnienia całe życie.
Pozwalając mu egzystować na skraju świadomości, tam, gdzie ból prawie znika. 
Ale nic nie dzieje się ot tak sobie. Wszystko jest ważne w naszym życiu. 

Olśniło mnie u przemiłego neurologa, który oglądając zdjęcia mojego obolałego kręgosłupa powiedział, że ból i to, co się dzieje jest wynikiem choroby z dzieciństwa. Choroby Scheuermanna, dotykającej dzieci w wieku nastolatkowym.
Komórki kostne mojego kręgosłupa na wysokości serca obumarły, same z siebie, a potem odbudowały się, ale nieprawidłowo. Kręgi wyglądają zapewne jak ziemniaki obgryzione przez myszkę w piwnicy Agniechy
Powodów tej choroby tak do końca nie zna się, ale jednym z nich może być trauma, przewlekły stres.
I kiedy od niego wyszłam, oszołomiona, ale z lżejszym sercem, to właśnie wspomnienie wyświetliło mi się jak błyskawica.

Moja pierwsza myśl zaś była taka: jak dobrze, że nie zrobiłam sobie tego sama...
No cóż, nad tym jeszcze pochylę się, ale kucając bądź przyklękając, tak zdrowiej dla kręgosłupa.
Bo dobrze wiem o co chodzi...


Czemu o tym napisałam?
Bo blog jest moimi dwoma zeszytami.
Jest moim pamiętnikiem i jest moją książką z opowiadaniami.
Tak wielu z was mówiło mi: napisz książkę.
A ja ją właśnie piszę. 
Nawet się nie zorientowałam, a przekroczyłam i uleczyłam traumę dwóch zeszytów cztery lata temu zakładając bloga. 
Jednak dziś nie było łatwo pisać. Mała Ania nie chciała wracać do tamtych uczuć.
Mimo już lepszego samopoczucia, kręgosłup rozbolał mnie bardziej, pojawił się lęk, ucisk w głowie, zakołatało serce, zawrót głowy. Zapis traumy. 
I właśnie dlatego napisałam. 
Właśnie dlatego MUSIAŁAM to zapisać, by uwolnić Małą i mnie...
I zapaliłam świeczkę, by rozjaśniła i ogrzała mrok...
I jest dobrze.
Kółko się zamknęło.





Pozdrawiam Wszechświecie, szramkowata opowiadaczka historii Prowincjonalna Bibliotekarka.



38 komentarzy:

  1. To bardzo wazne, zeby Ania wiedziala, ze sie o nia troszczysz z miloscia, ona zapewne jeszcze czesto placze i jeszcze wiele Twojej milosci potrzebuje.
    Gdy moja mama znalazla moj pamietnik, dostalam lanie... mala Eli znow zaczela plakac, ale ona ma teraz mnie i wie, ze moze mi zaufac...
    Przytulam Was obydwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy naszego dzieciństwa były jakie były. Teraz, dorosła, widzę to wyraźnie. Choć dorastanie zajęło mi więcej czasu niż myślałam. Tak czułam, że moja historia wcale nie jest taka odosobniona. Twój pamiętnik też... podejrzewam, że wiele takich opowieści jest w naszych sercach. I wiele dzieci płacze, nieutulonych wtedy, nieutulonych później. To trzeba zrobić samemu, przytulić od środka. I my to Ela robimy, odważnie :) I ja was przytulam dziewczyny :D

      Usuń
  2. Przeżyłam podobne doświadczenie ,zostałam upokorzona ,wyśmiana ,pobita. Płakałam ,ale też była we mnie złość ,wręcz wściekłość na rodziców. Myślę, że wiele osób doświadczyło takich traum ,ale rzadko kto ma odwagę i siłę zmierzyć się z tym. Ja próbuję od kilku lat i jestem lepszym człowiekiem, wyłapuję kiedy działam z poziomu skrzywdzonego dziecka raniąc innych ,a przynajmniej staram się. Mocno poruszył mnie twój wpis, bo jest też o mnie.
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu kochana, ja przynajmniej nie oberwałam fizycznie. Bardzo, bardzo współczuję Małej Gosi. Rodzice to zazwyczaj trudny temat. Ale jedno jest pewne, teraz ja mogę się sobą zaopiekować. Dorosłam. Jestem silna. Silna doświadczeniem, silna odwagą stawania po swojej stronie. To prawda, mało kto chce się mierzyć z taką przeszłością. Większość woli zakopać, zamazać, udawać. Nie widzieć tego kawałeczka Duszy. Kiedyś na terapii powiedziałam zdziwiona: czy ja się składam z jakiś kawałków? Bo tak było, kiedy ogarnęłam jeden, zaraz pojawiał się drugi żądający uwagi:) Jestem puzzlem! Ten kawałeczek dług czekał, ale jest :)
      Więc idziesz dobrą drogą, opiekuj się Małą Gosią, to dobre dziecko jest i zasługuje na to, by być usłyszane i zobaczone, utulone. Ściskam mocno Was dwie, dziewczyny.

      Usuń
  3. Napisałam komentarz, ale to wszystko wydało mi się takie jakieś bla, bla, bla i na dodatek przemądrzałe. To tylko przytulę małą Anię, a dużą poproszę o jeszcze dużo pisania, bardzo dużo pisania. Zawsze czekam na Twój tekst i często powracam do starszych postów. I myślę nieraz jak to się stało, że tego czy tamtego zdania wcześniej nie zauważyłam, nie doczytałam. A przecież czytam Twoje posty kilkakrotnie zanim napiszę komentarz:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko, przytulaki biorę:D
      Ja zawsze się dziwię, co kto widzi w moich postach. Bo każdy co innego. Czasem nawet piszę z jakąś intencją, ale potem okazuje się, że ludzie odczytali to zupełnie inaczej. Dużo się od Was uczę dziewczyny :)
      Mam zamiar pisać, to przychodzi tak lekko. Siadam piszę, nic nie przygotowuję wcześniej. Było to we mnie zawsze. Otworzyłam zaklęty kufer. Choć pisząc pierwsze posty zmagałam się z zawrotami głowy, lękiem, różnymi myślami. Ale nie odpuściłam. Jestem z siebie dumna ;)

      Usuń
  4. Aniu, nie przeżywaj, to już było i nie wróci więcej ;)
    Ty lepiej spójrz na Mikołaja i jego czaderskie okulary :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja wiem ;)
      Ale Mała Ania ma swoje strachy. I muszę ją czasem długo do czegoś przekonywać. Więc czasem muszę sięgnąć po taki kawałek, który uwiera. Jadę 6 grudnia na turnus rehabilitacyjny, to będzie przygoda i prezent na Mikołajki :)
      Jakie okulary??????

      Usuń
  5. Przeczytalam z ogromnym wzruszeniem. Tak naprawde to Elisabetta wyzej napisala co ja chcialabym napisac. To dobrze, ze przytulilas mala Anie teraz w Twoich ramionach ona jest bezpieczna.
    Moja mama miala sklonnosci "policyjne" mnie one na szczescie nie dotknely, bo na szczescie mialam madrego ojca. A bylo tak...
    Moj brat byl ode mnie 2 lata starszy i wlasnie na nim mama kiedys przecwiczyla swoje "detektywistyczne" ciagoty. Przeszukala mu kieszenie i nie pamietam juz co ale cos tam podejrzanego znalazla, oczywiscie byl caly dramat w kilku osonach. Tato nie bral w tym udzialu, ot byl niemym swiadkiem. Natomiast wieczorem ja uslyszalam jak rozmawiali i tato powiedzial, zeby tego nigdy wiecej nie robila dzieciom. Na co mama oczywiscie wybuchnela histerycznym placzem oskarzajac go, ze jego nie interesuje wychowanie dzieci, ze gdyby nie ona.... itp.
    Tato wysluchal a jak przestala plakac powiedzial "ty ich nie wychowujesz, ty je sledzisz i pamietaj co w nich zasiejesz teraz to one ci oddadza na starosc, bo karty sie odwroca".
    I od tamtej pory nie bylo incydentow. Nie wiem czy mama w dalszym ciagu robila jakies tajemne przeszukiwania, bo tego po prostu nie wiem. Wiem natomiast, ze nigdy nie bylo juz zadnych dramatycznych scen, wiec raczej wyglada na to, ze slowa taty trafily w sedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orany, twój tata był bardzo mądrym człowiekiem. Bardzo.
      Wiesz, ja nawet pomyślałam, że mój post jest na ten sam temat co twój, o ofiarach. Zsynchronizowałyśmy się. Bo wiesz, ja dłuuugo byłam ofiarą. Znam schematy. Siedziałam w tym. Jakoś skorzystałam z pomocy wszechświata, gdy podsunął mi drabinkę do studni w której siedziałam i wylazłam. Nie wszyscy chcą...
      To boli, to straszy, to stawia w świetle nagą jak nowonarodzonego bobasa. Trudne.
      Ale warto :)

      Usuń
    2. Aniu, w moich oczach moj tato byl nie tylko madry ale wrecz swiety. Ale z ta swietoscia to opowiesc na kiedys, na inna notke, bo mimo tego, ze uniknelam traumy sledzenia przez mame to ona mi i tak zafundowala inna traume, kto wie czy nie gorsza.
      Mam to juz przepracowane, ale dlugo to we mnie siedzialo, za dlugo i za gleboko. Niby pozornie sobie radzilam, ale wiem, ze to bylo pozornie.
      Poniewaz u mnie jest male zaufane grono to moze sie kiedys zdobede na opisanie tego. Na pewno sie ciesze, ze mam to juz za soba i minely "dziwne" zeby nie napisac koszmarne sny. Wyrzuty sumienia, oskarzanie samej siebie... ech.

      Usuń
  6. Rodzice to takie zdziwne stworzenia, niby kochają a czasem nie traktują dziecka jak człowieka. Kiedy mła czyta opowieści z dzieciństwa ludzi jej pokolenia to sobie myśli że los na loterii wygrała - moi rodzice nie czytali niczego mojego czego im sama nie pokazałam. Myślę że byłaś bardzo wrażliwa, Twoi staruszkowie pewnie nie dostrzegli. W czasach kiedy Ty i mła byłyśmy dziećmi rodzice głównie koncentrowali się na trójcy działań dobrego rodzica, znaczy żeby dzieci nie były głodne, żeby nie chorowały i żeby się uczyły. I to, Panie tego, wystarczało. I mimo tego że byli jacy byli to się ładnie uchowałaś i któś z Cię wyrósł. Czasem się zastanawiam czy takie rodzicielskie podejście nie było lepsze niż chowanie wg. netu, pajdokracja stosowana. Stresy naszemu pokoleniu rodzice niezłe fundowali ale byliśmy chyba przez to jakoś lepiej zaimpregnowani, bardziej przygotowani na zakręty życiowe. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taba, ja sama jestem rodzicem dwóch synów i niezłe jazdy im zaserwowałam zanim się ogarnęłam. Rozumiem bardzo moich rodziców. Niestety, bo o ileć łatwiej byłoby ich obwiniać.
      Ale jakoś wyszło tak, że po obowiązkowym okresie spisywania skarg na rodziców, dotarło do nie, że nie tędy...Do się, do się, do środka! coś załkało w kącie. I poszłam inną ścieżką. Byłam i jestem wrażliwcem. Zaczynam nawet to w sobie szanować, w innych też. To naprawdę trudna droga. Bo musiałam nauczyć się odróżniać biedną ofiarę od prawdziwej wrażliwości.
      Ładnie się uchowałam mówisz :D
      Od niedawna też tak uważam i cieszę się z tego jak głupia:D
      A obecne dzieci, to bardzo smutny i dołujący mnie temat. Bo to, co im teraz zrobiono, to przeszło moje pojęcie...

      Usuń
    2. Bo wiecie co? To jest wielce niesprawiedliwe, ze dzieci rodza sie bez instrukcji obslugi i rowniez nie ma wytycznych jakim byc rodzicem:)) Bog tylko jeden wie ile razy ja przepraszalam mojego Juniora i to jak mial zaledwie 7-8 lat. Ba ja ciagle czasem mowie "synu no spitolilam klasycznie, bo jak pitolic to chociaz z klasa" Na co on glaszcze mnie po czubku glowy (ma 196 cm wzrostu) i mowi "oj Marylka, Marylka i tak cie kocham". Nie wiem, moze tez juz przepracowal defekty mojego rodzicielstwa.

      Usuń
  7. Aniu dobrze, że piszesz, że to wspomnienia z dzieciństwa nie jest już tak dzięki temu obecnemu pisaniu bolesne.Bo pisząc i sobie robisz dobrze i nam Ciebie czytającym i leczącym dusze Twoim pisaniem, bo odbierającym głęboko to co nam w swym pisaniu przekazujesz. Kolejne warstwy rozumienia czegoś, inne spojrzenie na rzeczywistość, a do tego specyficzną łagodność i ciepło.Dobrze, że jesteś, Aniu!*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Ola, to właśnie tak działa. Piszę, oswajam, goję.
      Moja własna technika terapeutyczna :)
      Jest mnóstwo różnych technik, sposobów, pomysłów na to. Kto gotów, znajdzie i pomoże sobie. Kto nie gotów, cóż, też się czegoś nauczy.
      Łagodność specyficzna...no tu się muszę zastanowić, bo nigdy w sobie tego nie widziałam, ale widzę w twoich wpisach ;)
      Ach te lustra Siostro Czarownico :D

      Usuń
  8. Stres bywa początkiem wielu chorób, zwłaszcza stan długotrwały, sama się o tym przekonałam. O historii z kręgosłupem nie słyszałam, ciekawy wątek, za ile podobnych dolegliwości odpowiada nasza psychika?
    Pisanie jest jak odgromnik, a spisywane przez Ciebie refleksje mogą pomóc także wielu osobom, tak myślę.
    Trudno być rodzicem, sama się zastanawiam, czy wszystko robiłam dobrze, na pewno nie, ale na razie dostaję od syna pozytywne sygnały, mam nadzieje, że szczerze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym Jotko odważnie powiedziała, że za 99% chorób odpowiada nasza psychika. Ten 1% wynika tylko z mojej asekuracji by nie powiedzieć 100%, bo nie do końca jestem tego pewna.
      Stajemy się podatni z jakiegoś powodu, a powód jest zawsze w głowie najpierw. Za tym idzie stres, brak dbałości o siebie, wypieranie emocji, niewłaściwe z nich korzystanie itp...traumy z dzieciństwa, a nawet porodu czy okresu ciąży. Jesteśmy bardzo skomplikowanym organizmem fizyczno-duchowym, a nie tylko kawałkiem mięsa, jak nas widzi współczesna medycyna.
      Nikt z rodziców nie wie jak mu poszło. Dzieci dają nam odpowiedź dopiero jak dorosną, a i to czasem trudno dojść, zwłaszcza jeśli hołubimy jakieś własne oczekiwania. Ale skoro czujesz pozytywność, to dobra robota mamo bibliotekarko ;)

      Usuń
  9. Najblizsi rania najmocniej, sciskam cie mala i duza Aniu 💝 Czytalam o Twoim bolu i traumie i przypomnialy mi sie moje, chyba kazde dziecko w jakis sposob przez nie przechodzi... Tez zaczelam kiedys pamietnik, ale podswiadomy lek, ze wlasnie zostanie odnaleziony i przeczytany zatrzymal mnie w pisaniu. Znalam juz moja Mame , wiedzialam, ze co tydzien w sobote wpada w szal sprzatania i przewalania calego mojego pokoju do gory nogami. Czesto robila to pod moja nieobecnosc. I tak to na smietniku znalazly sie moje skrzetnie zbierane czasopisma , ale co gorsze , zbierane przez lata, fantastyczne pocztowki z calego swiata, ktore przywozil i przysylal mi moj ukochany wujek marynarz dalekomorski. Unikatowe, przepiekne, bajecznie kolorowe i w czasach szaroburej komuny po prostu niewiarygodne dowody na to jak piekny jest swiat...moglam godzinami siedziec i ogladac te kartki, kazda z osobna , bylo ich chyba dobrze z dwiescie sztuk , ale trzymalam je w pudelku po butach. I jednym jej pociagnieciem reki mamy poszly do smieci. I jeszcze mi o tym z duma oswiadczyla : ze wreszcie zrobila porzadek w " moim smietniku". Polecialam do smietnika, szukalam, plakalam, ale juz ich nie bylo ... Wtedy tez myslalam, ze ona wyrzucila i zniszczyla moje marzenia ... ale czesc z nich odbudowalam :) Bylam juz w wielu miejscach z tych kart, widzialam , poczulam to piekno i wiem, ze ona i tak zostalo... tylko trzeba po nie siegnac 💝

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Asia, to tak jak u mnie.
      Bolało bardzo. Ale w sumie może dało impuls na później. Do podróży, do radości z piękna świata. Nie wiadomo jak to wszystko działa. No, może trochę wiadomo. Ale i tak mi się nie podoba uczenie za pomocą traum, bólu i cierpienia. Są lepsze sposoby i takich powinniśmy się uczyć. Chyba własnie się uczymy, mam nadzieję...

      Usuń
  10. Masz dar Anno. Twoje opowiadanie jest jak kawełek świetnej literatury. 😊
    Tak was czytam tutaj i znowu widzę (już dawno z siostrą to stwierdziłyśmy) że miałam świetnych rodziców. Nie było w moim dzieciństwie, poniżania, bicia, alkoholu.
    Była niczym nieskrępowana wolność. Była całkowita akceptacja. Moi rodzice nie byli dobrym małżeństwem, nie żyli ze sobą dobrze, ale to nie przeszkadzało im być mądrymi rodzicami.
    Mój były mąż pochodzi z rodziny, gdzie wszystko musiało być na talerzu, zawsze widoczne - nie było prywatności w jego życiu. Było włażenie w brudnych butach i deptanie i niszczenie własnej inwencji. Kiedy dzieci miały jakąś tajemnicę, taką zwykłą, dziecięcą tajemnicę, on uważał to za zamach na niego, trudno mi nawet wytłumaczyć, co takiego sobie myślał.
    Że jest lekceważony, wyśmiewany? Nie wiem.
    Nawet teraz w wieku prawie 60 lat, włamał się do mojego komputera i czytał moje wpisy, po czym wpadł w szał. Normalnie odbiło mu. Paskudnie się zachował. Psychopatycznie, wg mnie.
    Moźe to im swoje korzenie w dzueciństwie, ale nie jest to żadnym tłumaczeniem. Jest dorosłym człowiekiem i odpowiada za swoje czyny.
    Takie jest moje zdanie.
    Pozdrawiam was wszystkie, Stardust - twój tata to niesamowity człowiek. ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Venus, moj tata byl zwyklym synem wiejskiego chlopa-rolnika. Wyksztalcenie zdobyl juz jako dorosly czlowiek i nawet nie zdazyl wykorzystac. Mial natomiast ogromne serce i nim odbieral swiat. W styczniu minie 37 lat jak nie zyje a mnie jego madrej milosci brakuje codziennie. Dziekuje jeszcze raz.

      Usuń
    2. Venus i dlatego były :) Wiesz, bał się podejrzewam. Niepewny własnej wartości wszystko brał do siebie. Tak sobie myślę. w czasie depresji miałam wrażenie, że każdy w sklepie na mnie patrzy i krytykuje :) Okropny stan. A tym czasem nikt o mnie nie myślał, każdy zajęty swoim światem był. A z komputerem to już po bandzie...Choć robił to, co jemu robiono. Ech, Psychiatryk Wszechświata.
      I tak, wszyscy odpowiadamy za to co robimy jako dorośli, nawet jak nie chcemy :)

      Usuń
    3. Dokładnie tak myślę - brak pewności siebie, strach przed wyśmianiem.
      Już po rozwodzie nie raz mówił do mnie w taki sposób jakby myślał, że ja o niczym innym nie rozmawiam z ludźmi, tylko o nim.
      Ciekawe jaką ja jestem matką? 🤔
      Może faktycznie warto zapytać dzieci?

      Usuń
    4. Zapytaj, możesz się dowiedzieć nowych rzeczy :)

      Usuń
  11. Aniu, czytam Twoje słowa i czuję jak we mnie rezonują. Może to nie cud, ale też nie przypadek, że trafiłam w sieci na Ciebie. Też mam w sobie małą dziewczynkę, która głęboko zakopywała wszystko co bolało. Ta dziewczynka była bardzo dzielna, bardzo zaradna, bardzo samotna, ale najbardziej chciała zasłużyć na to, żeby ją kochano. Mój internetowy nick "abasia", to pytanie, które w dzieciństwie wciąż miałam w głowie. Jednak rzadko pytałam: A Basia? Bo Basia bardzo się bała, że jak będzie się dopominać, to będzie jeszcze gorzej. Ta mała dziewczynka czuła się jak zwierzę w klatce, ale dopóki się nie szarpała, to nie raniła się o pręty. Wyjście z klatki zajęło nam kilkadziesiąt lat. Podobnie jak Ty kochałam książki, bo papierowe światy były ciekawe i bezpieczne. Ciebie wyśmiano za pamiętnik. Mnie się dostawało za fantazjowanie. W domu mówili na mnie Bajka, bo wciąż opowiadałam lalkom jakieś zmyślone historie, gadałam z nimi, powierzałam im tajemnice. Stary wykrzywiony widelec był Panem Rozczochranym, który mieszkał w szparze pod podłogą ganku z aluminiową łyżką Panią Łysolką. Siostra podsłuchała moją rozmowę z lalkami na temat wyrzuconych starych sztućców i rodzeństwo miało ubaw, a Mama bała się, że ma nienormalne dziecko. Ja też się bałam, że jestem nienormalna, skoro tak różnię się od innych. W dzieciństwie nazbierałam mnóstwo bolicosiów, których wciąż się pozbywam i ciągle odkopuję nowe. Ogromnie kochałam moją Mamę. Znalazłam sobie jeszcze drugą mamę, przyszywaną. Obie mnie zawiodły, ale nie śmiałam mieć pretensji. Kilka lat po śmierci Mamy poczułam do niej taką wściekłość, że aż się przeraziłam. Żal i pretensje ujawniły się podczas terapii, którą przechodziłam w związku z depresją. Kiedy, po opowiedzianej przeze mnie historii, psychoterapeutka powiedziała: "Pani wybaczy, ale Pani matka była głupią, okrutną kobietą", myślałam, że rzucę się na nią z pięściami. Na szczęście był koniec spotkania, więc nie miałam okazji walczyć o honor Mamy. Jednak kiedy w drodze powrotnej analizowałam sesję wylała się ze mnie taka gorycz i złość, że nie mogłam się uspokoić. Wiem, że Mama mnie kochała, ale nie umiała mnie kochać tak, żebym to czuła. Nie dała mi też poczucia bezpieczeństwa. Kiedy słyszę matki, które nie mają żadnych wątpliwości w kwestii swojego macierzyństwa, to zawsze się dziwię. Bo ja mam wątpliwości. Starałam się nie popełniać błędów mojej Mamy, ale popełniałam swoje. Dlatego poprosiłam córkę, żeby mi powiedziała o co ma do mnie żal, żebym mogła ją przeprosić.Powiedziałam, żeby nie czekała z pretensjami aż umrę, bo nie chcę jej zostawiać ciężaru. Powiedziała,że mnie kocha i że nie mam jej za co przepraszać. Wiem, że dziecko jest litościwe, bo na pewno coś by się znalazło w czym zawiniłam. Wybaczyłam wszystko mojej Mamie, bo ją też skrzywdzono. Dała mi tyle ile umiała dać.
    Podobnie jak Ty, traktuję bloga jak rodzaj pamiętnika, terapii, środka przeciwbólowego. Gdyby kilkanaście lat temu ktoś powiedział mi, że będę publicznie pisała o tak osobistych sprawach, to bym nie uwierzyła. Ale piszę, więc widocznie tak miało być. Może komuś pomogą moje historie, tak jak mi pomagają Twoje. Pisz Aniu, pisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, dopiero teraz zauważyłam jaki kobylasty komentarz wysmarowałam. Muszę się zacząć cenzurować z tymi zwierzeniami.

      Usuń
    2. Oj tam, ja lubię dużo gadać :)
      Widzę po statystykach, że sporo ludzi zagląda, ale nie zostawiają po sobie słów. Trochę szkoda, ale rozumiem. Nie wszyscy, a właściwie niewielu z nas umie mówić o uczuciach. Ja sama nie umiałam. Nie umiałam łączyć przeszłości z teraźniejszością, nie widziałam tych niewidzialnych niteczek łączących mnie teraz z tym co było. Trudne było je zobaczyć. A nawet jak widziałam, to mówiłam: zdaje mi się...
      Pamiętam moment kiedy do mnie dotarła wściekłość i złość. Leżałam na łóżku i płakałam. Trzęsłam się zezłości, zaciskałam pięści, a jednocześnie zalewał mnie huragan: złość,rozpacz,złość,żal..cały koktail.
      I mówiłam: kocham was, nienawidzę was, kocham i nienawidzę.
      To było trudne, ale zrozumiałam w końcu, że te uczucia są moje i mają prawo być oba: kocham i nienawidzę razem. A potem to i tak się transformuje dalej...
      Basiu ta historia o Panu Rozczochranym i Pani Łysolce, cudna :)
      Wrażliwość i wyobraźnia siostro :)
      Świetna sprawa, choć trudna do uniesienia.
      I tak, mam nadzieję, że nasze historie, opowiadane z serca, prawdziwe, zrobią dobro...

      Usuń
  12. Aniu, dziękuję
    Przeczytałam dwa razy, a ponieważ inną historie mielę w mojej głowie, Twój tekst stał się mi bliski i ważny
    Przytulam Ciebie i mała Anię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Graszko i ja was przytulam dziewczyny :)
      Oglądam twój każdy filmik, choć nie komentuję. No chyba, że mocno coś we mnie zaskoczy.
      Bardzo mi się podoba, że nie montujesz, nie upiększasz, nie kombinujesz. Jesteś prawdziwa, cudnie prawdziwa :)
      Ostatni film ze śniegiem, rewelacja :)
      Ja też się uczę dużo od ciebie :D

      Usuń
  13. też pisałem opowiadania, choć pamiętniczka już nie. przestałem w technikum, dzięki pani od polskiego. i przestałem pisać na bardzo długo. zakładając blog w 2002 roku obawiałem się, czy będę umiał pisać choć trzy miesiące. i wstydziłem się zacząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Oku...panie od polskiego. Czasem tylko je batem lać. Tak jak panie od matematyki.
      Wiem co czułeś, bardzo dobrze wiem. Ale patrz, piszemy! I fajnie nam idzie. Jesteśmy jak to Ola napisała u mnie kiedyś: jak łozy. Ugniemy się, ale nie złamiemy.

      Usuń
    2. miałem nauczycielki z obu krańców - ale ta ostatnia... kiedy ją spotykam w Mieście - przechodzę na drugą stronę ulicy.

      Usuń
  14. Też pisałam pamiętnik. Mam je chyba w szafce do dzisiaj. Nie pamiętam niestety, czy ktoś próbował je czytać. Chyba nie. Pisałam do szuflady i te wszystkie moje dzieła mam w całości ze sobą.
    Jakoś się u mnie nie interesował nikt czytaniem tego. Jedna tylko książkę tata mi w pracy "wydał" i dał z okładka i kolorowym wydrukiem. Nie pamiętam czy sama chciałam czy sam mi zaproponował. Matka zawsze wiem, że oczami przewracała, bo dzieci się miały uczyć i nie zawracać tyłka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytasz je od czasu do czasu Wiewiórko? Bo to może być kopalna wiedzy o tobie teraz :)

      Usuń
  15. Piękny wpis... dotykający sedna. Pięknie potrafisz ująć w słowa tak trudne sprawy. Zdjęłaś z siebie, niczym cebula, wszystkie martwe warstwy i pokazałaś, jak jesteś wrażliwą i wartościową kobietą. Szacun po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acomi, sedno samo nie przyszło. Znaczy przyszło, ale po długim procesie plątania się po chaszczach mojej podświadomości ;) Ale tak, jak ogry, mam warstwy. Przestaję się bać mojej wrażliwości, zaczynam szanować mnie jako mnie, nie boję się już mówić o emocjach, dobrze jest :) Dziękuję :D

      Usuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń