Obserwatorzy

piątek, 25 lutego 2022

Mocne Tak Wszechświecie

 

Jim Musil
I znów.
Znów to samo. 
Znów strach...

Wczorajszy dzień był dniem psychoterapeutycznym. Przyszło dużo ludzi, wypożyczyłam mnóstwo książek i wypowiedziałam wiele, wiele razy: wszystko będzie dobrze...

Usłyszałam na schodach kroki, a właściwie szuranie połączone z sapaniem. Jakaś starsza czytelniczka idzie- pomyślałam. Kiedy do mnie dotarła okazało się, że to PaniK.
PaniK do tej pory nie była w tak złym stanie. Owszem "pandemia" ją przemieliła, ale jakoś pozbierała się do kupy. Teraz jest źle. Obrzęknięta, skóra jak pergamin, oczy zapuchnięte, czerwone ręce trzęsące się, oddech krótki, płytki, urywany. Ledwie mówi. Poprosiła o lekkie książki.
- Pani, jak teraz żyć? Ja patrzę w ten telewizor, patrzę co robi ten drań z ludźmi, jak to możliwe, płaczę cały czas. Dzwonię do syna: uciekajcie! A on mi mówi, że ja bliżej jestem, oni dalej bo w Białymstoku. Jak to będzie z nami?

Ja tak mam tak, że w sytuacjach trudnych, niespodziewanych i lękowych najpierw się wycofuję. Zamrażam. Dystansuję. Obserwuję starając się wyprzeć lęk. Stary nawyk z dzieciństwa. Kiedyś pozostałabym w tym. Spychałabym strach do nieświadomości raz po raz. Ale teraz po okresie obserwacji, pozwalam mu wrócić, przyznaję, że się boję.  Czuję to w ciele. Ten ciężar, tę szarość, to mdlące uczucie w żołądku, te napięte mięśnie  bez siły. Bezradność.
Ale zbieram dane, oglądam sytuację z wielu stron. Nie zatrzymuję się na strachu. Już nie.

Jim Musil

Moja mama ma koleżankę. Ta koleżanka, starsza już pani, mieszka z córką. Nic u niech się nie wyrzuca. A przynajmniej niewiele. W sieniach, gdzie bardzo trudno znaleźć wolne miejsce na stopę, wiszą półpaltka po dziadkach. Wszędzie pudła, zawiązane reklamówki z tajemniczym towarem, gazety.
Dwie zapchane zamrażarki z zapasami. Ale z nich się nie je. Kupuje się na bieżąco. Dużo gotują, dużo marnuje się jedzenia, ale też mnóstwo jest poutykanych zapasów po półkach, one też się marnują. Na strychu, oprócz dalszej kolekcji ubrań po dziadkach, stoją worki suszonego chleba i bułek. Od czasu do czasu ściągają te worki i robią przegląd. Jeśli jest pleśń, pieczywo jest skarmiane zwierzakom: kurom, owcom. A nowe jest suszone i ładowane do worów. A wory na strych. Bo może być wojna i głód. Tak babcia opowiadała i przestrzegała. I tak one robią: jakby wywozili, to ten chleb może życie uratować.
Jednocześnie jest to jedyny dom jaki znam, gdzie tyle jedzenia jest marnowane, bo i zwierzaki nie dają rady zjeść wszystkich zapleśniałych i skwaśniałych potraw, warzyw z piwnicy itp.
A dzieci nie miały prawa zostawić nic na talerzu, bo babka jak hitler stała nad nimi...
Nawet nie chcę myśleć, co tam u nich się teraz odpaliło w głowach. Jakie opowieści babki, jakie strachy, jakie scenariusze zdarzeń. Choć mogę się domyślić...

Poczytałam Wszechświecie blogi, popatrzyłam na to co dziewczyny piszą. Różne podejścia do strachu. Różne scenariusze, nawet z przepowiadaniem trzeciej wojny światowej. Brrr....
Nie znam się na polityce, nie potrzebuję jej rozumieć, rozumiem emocje, ukryte potrzeby, kompensacje niedoborów, traumy z dzieciństwa, te schowane warstwy naszej świadomości o których zapominamy wygodnie udając, że ich nie ma. Są, one kierują nami, politykami, żołnierzami, wszystkim w okół. 
Są źródłem każdej wojny, każdego ataku na innych ludzi, każdej krzywdy...
Po prostu szczęśliwe dzieci wyrastają na szczęśliwych dorosłych i nie potrzebują nikogo krzywdzić, by poczuć się lepiej. Są przepełnione wiedzą, nie wiarą, wiedzą, że Wszechświat je wspiera i już.

Richard Thorn
A tymczasem nasze babcie, nasze mamy, nasze sąsiadki wiekowe, zatruwają nas lękiem od dzieciństwa. Ich wspomnienia, ich dramaty stają się naszymi. Lektury szkolne: Medaliony, Kamienie na szaniec, Pożegnanie z Marią...mój Wszechświecie, co to z nami robi?
Co to robi młodym umysłom? Jakie ścieżki pokazuje?
Opluwam świętości? Bezczeszczę groby zmarłych ofiar? Włączam muzykę na cmentarzu?
Ja się zastanawiam...
Bo kiedy widzę ten strach obecny, kiedy widziałam strach dwa lata temu, kiedy przeżywałam strach po ataku na WTC, wiem, że to był strach z przeszłości, mieszał mi w głowie ze strachem teraźniejszym. Zamącał obraz sytuacji, zasłaniał inne ścieżki, wysyłał w przeszłość mojej babki, prababki, kazał bać się TAMTYM strachem...
Rozumiesz Wszechświecie? 
Teraz jest teraz, a nam się miesza...
Bo jesteśmy podróżnikami w czasie i musimy uważać, jakie pamiątki zabieramy ze sobą.

Alexander Kurzanow

Parę lat temu byłam w Tarasce na warsztatach z Rosą. Rosa mieszkała na Florydzie a tam zbliżał się wielki huragan, z tych naprawdę wielkich. Wieczorem po warsztatach Rosa poprosiła nas, czy możemy razem z nią pomedytować, by ten huragan nie dotarł do Florydy. Żeby się uspokoił nad morzem nie czyniąc krzywdy nikomu. Wszyscy się zgodzili. 
Zamknęłam oczy prowadzona cichym, matowym, spokojnym głosem Rosy. 
Wdech, wydech, wdech, wydech...poczułam jak powietrze wpływa do mojego nosa, do gardła, do płuc. Jak chłodna fala się ociepla we mnie. Jak ze świstem ulatuje z ciała. Słyszałam moje serce dudniące w klatce piersiowej i nagle tam byłam...
Wisiałam nad wzburzonym morzem, wysoko. Lekka jak piórko i solidna jak granit. Wokół wiał szalony wiatr, fale morskie było ogromne, było trochę ciemno, naprzeciw mnie napływał ogromny wał ciemnych, granatowo-zielonych, poszarpanych chmur. Rozłożyłam ręce by poczuć siłę Matki Ziemi. Och, to było mocne. Szarpnęła mną dzika radość połączona z ekscytującym strachem.
Mogłabym się w tym zatracić. Ale się rozejrzałam. Po obu moich stronach, tak jak ja, unosili się ludzie. 
Mnóstwo ludzi tworzyło tamę dla chmur, wiatru i wody. Czułam też jakąś wielką Obecność za plecami. Obecność spokojną, ciepłą, niewzruszoną, pewną.
I we mnie zapadł spokój. I ja poczułam pewność. 
Spojrzałam na morze, na chmury i poczułam, że TAK, nie przejdą.

Nie-  NIE: nie przejdziesz.
Ale- TAK: nie przejdziesz.
Nie wiedziałam, że tak można.
Ale zrobiłam, zrobiliśmy wszyscy. Razem.

Dimitri Sirenko

Następnego dnia wieczorem Rosa dostała wiadomość, że huragan stracił na sile, zmienił kategorię na słabszą i nie wyrządził wielkich szkód.
I można długo deliberować nad tym, albo krótko stwierdzić: głupota. W takich momentach nawet foliarze i płaskoziemcy mówią, że muszę odejść, bo przeginam.
Ale ja tam byłam i wiem, co zrobiliśmy.
Razem.
Tatiana Yanovskaya-Sink


Więc jeśli myślicie, że nic nie możecie, to zapewniam Was, że to nieprawda.
Stary, głupi program od przodków. Możecie, jeśli chcecie.
Mocne TAK wystarczy.







Pozdrawiam Wszechświecie, poskramiaczka huraganów i ujeżdżaczka burzy, Prowincjonalna Bibliotekarka.













45 komentarzy:

  1. Aniu, potrafisz swoim pisaniem uspokoic huragany w moich myslach, i zapewne nie tylko w moich. Czytam i mowie z ulga "no wlasnie", bo ani panika ani worki suchego chleba teraz nie pomoga...i ciesze sie, ze nalogowo nie czytalam lektur szkolnych :)
    Kolorystyka obrazow Musila mnie rozczula, dobrze sie robi na sercu. Plywajace prosiaczki tez cudne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ela, każdy huragan kiedyś się kończy. Póki trwa, no jest straszno. Ale nic na tej planecie nie jest trwałe. Każdy wybiera jak się ustawić do tego wiatru, ja wybieram tak ;) I nie jestem sama, jest nas miliony. Tak myślałam o Tobie, jak tam plany? Może to i dobrze wyjechać, pomieszkać gdzieś indziej. To naprawdę może być rozwiązanie. Nowe horyzonty, nowe widoki, nowe... :)

      Usuń
  2. Dzięki za Twe przemyślenia.
    Palce stukają w klawiaturę, budują kolejne słowa, które kasuję, bo wydają mi się zbędne. Niewystarczające.
    Piszę więc swoje TAK.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że TAK wypowiedziało dziś dużo ludzi, nie jesteśmy same. Wstałam dziś rano z tak przemożną potrzeba napisania, sama nie wiem czego, że aż się zdziwiłam. A pisałam szybko, bez namysłu, bez zastanawiania. Wiem, że pisałam z Większości. A jak Większość mówi, to już załatwione :)
      Aga, z TAK jest tak: kiedy już podejmiesz decyzję i je wypowiadasz szczerze, to ono JEST. Nawet kiedy złe myśli nadejdą, nawet kiedy zwątpisz, ono jest. Tak jak ta wielka Obecność którą czułam. Wystarczy tylko od czasu do czasu znów poczuć TAK.
      A martwienie się nie bez kozery pochodzi od słowa: martwy...

      Usuń
  3. Czuję to, co piszesz, przetacza się ten temat przez moje życie przez ostatnie kilka lat, właściwie chyba od 2012 roku, wtedy się zaczęło. Wcześniej tylko coś mi przebłyskiwało, ale traktowałam siebie jako nadwrażliwą a wręcz przewrażliwioną, co odzwierciedlało się też w otoczeniu. Jednak ten przełom, zapoczątkowany przez trudne wydarzenia, popchnął mnie w zupełnie inną stronę i nigdy bym nie przypuszczała, gdzie mnie poniesie. Teraz mam w sobie spokój, wbrew temu, co słyszę, widzę. Jedno, co wiem, to to, że nic nie wiem naprawdę, bo ostatnie 2 lata nauczyły mnie wiele, na przykład na temat funkcjonowania mediów... I że jednak to, co ja CZUJĘ i co robię na poziomie wewnętrznym ma największe znaczenie, nawet jeśli fizycznie nie robię nic.
    Pozdrawiam serdecznie
    Sunsette/Serendipia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo :) Naprawdę rozumiesz :) Ja też miałam się za przewrażliwioną neurotyczkę, czasem nawet nią bywam, ale wiem, że jestem też czymś Więcej. I jak to Więcej się odezwie, to ja sama się dziwię.
      I ja pozdrawiam bardzo serdecznie :)

      Usuń
  4. Także wierzę w siłę myśli, woli, dobrego serca i w medytację... Wiele mi to pomogło i pomaga...
    Dobry post, pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo. Oczywiście, że pomaga. Trzeba tylko to robić. Dojrzeć w sobie własna siłę, pozwolić jej się prowadzić. Damy radę Pola :)

      Usuń
  5. I ja piszę swoje TAK Aniu. I dziękuję za Twoje słowa.
    Pierwsze wieści były jak uderzenie obuchem. Czytałam, a po twarzy płynęły mi łzy, ale w tamtej chwili nie wiedziałam, że płaczę, dopiero kiedy łza kapnęla na blat biurka, jedna, potem druga...
    Dzisiaj już jest lepiej. Opisana przez Ciebie medytacja, to jest właśnie To. Energia podąża za uwagą. Jaką sytuację zasilimy swoją uwagą taka urośnie w siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko :) Szok to szok. Reakcje są różne. Mnie zmroziło. Trzeba czasu. Ale wiemy którędy: jakkolwiek będzie, będzie dobrze. Zrobimy co trzeba. Medytacja z Rosą była mocna. Kiedy patrzyłam na tych ludzi zawieszonych w powietrzu ze mną, WOW :) Można mnie uznać za wariatkę, ale ja spokojnie się do tego przyznaję :) To uczucie, mocy, spokoju, pewności. To było prawdziwe. I nadal jest. Energia podąża za uwagą, tacy mocni jesteśmy :) I jest nas Wielu :)

      Usuń
  6. Dziękuję za ten wpis, Aniu. Czuję i myślę podobnie. Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, wiem, że u ciebie też ciężko. Zaglądam, nie pisałam, bo słowa jakoś nie chciały przyjść. Ale wysyłam dobre myśli, wpieram z daleka. Nie płyniesz samotna...

      Usuń
  7. Trzecio wojnę światowo to mamy od Monachium ale ludzie się dopiero wtedy przejęli kiedy ostrzał jest blisko, na znajomków domy, bo prawie każdy z nas kogoś z Ukrainy zna, przeca trudno dziś w Polsce nie znać. Ludzie panikują bo widzą strach u innych, jak zobaczysz ludzi na dworcu to ciężko się opanować bo płacze itd. No ale trzeba bo wszystko trzeba przeżyć i się nie dać. Starzy i pamiętający wojnę jak moja Małgoś to sama wiesz - najlepiej worek zboża i pyrków załatwić i do tego samogon. Waluta znaczy. Tylko mła sobie tak myśli że ta III wojna będzie całkiem inna, ona będzie skacząca. Co i raz na kogoś spadnie jak na Ukraińców i będzie mijać by się niestety za jakiś czas znów objawić. Niespokojne czasy idą co nie znaczy że trzeba czarne szatki włożyć i żałobne pienia uskuteczniać. Mój boszsz... życie przeca nawet w tak okropnych miejscach jak getta czy obozy miało też jaśniejsze barwy więc nie ma na co narzekać. Jest niepokój i tego się nie odsunie prosto i łatwo ale żadnemu strachowi człowiek nie powinien się poddawać. Sama wiesz jak jest - strach wyłącza myślenie. Niczemu dobremu na dłuższą metę nie służy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem Taba, wiem. Ja jakoś, może dlatego, żem nieco odjechana w światy zewnętrzne, nie widzę tych nadchodzących złych czasów. Nie wiem czemu, może takie wyparcie ;) Ale ponieważ jednak oprócz normalnego życia, liznęłam spotkań z kosmitami i widzę aurę, i czuję energię swoją i innych, to jakoś inaczej zaczęłam patrzeć. Nie odrealniło mnie, tylko jakoś poszerzyło. Racjonalizuję sporo, jestem praktyczna do bólu, ale widzę też inne możliwości. Tak samo prawdzie jak czołgi na Ukrainie, tylko inaczej. Skoro dostrzegam te opcje, to wykorzystuję. Strach to potężny nie-przyjaciel, choć czasem to sygnał, że coś nie gra i warto się rozejrzeć.
      Będzie jak będzie. Ale raczej będzie ok.
      I słowo wojna jakoś nie wydaje mi się tu adekwatne, choć nie potrafię wytłumaczyć czemu... No nic, ty ogarniaj prasówki, bo ja nie mam do tego sił, ja cię podziwiam, ze ty masz. I tak będziemy wiosłować, aż do happy endu :)

      Usuń
  8. Niektórym udziela się każdy strach, sami go napędzają, może w kupie raźniej się bać, nie wiem. Wolę racjonalne podejście, bo strach pozbawia siły i nadziei.
    Co do lektur i opowieści, nie odbieram tego w ten sposób, to raczej jak z survivalem, lepiej wiedzieć, jak sobie poradzić, podziwiać tych, co dawali radę ,niż płakać na samą myśl o ewentualności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racjonalizowanie jest też niezłym programem obronnym. Ale nikt nie ucieknie przed strachem. Taka planeta, takie czasy, takie gry na tej planszy. Na razie, bo wiem, że można inaczej.
      Z lekturami to i tak, i nie. Bo kiedy spotykasz nową sytuację, to szukasz własnych, dla siebie najlepszych rozwiązań. A nie starych, po rodzicach i dziadkach. Nie powtarzasz programu. Największych wynalazków dokonywali ludzie, którzy po prostu nie wiedzieli, że się nie da. W większości bez wykształcenia. Wiem, że jako nauczycielce trudno ci to przyjąć, ale system kształcenia należy zmienić od podstaw, bo jest do niczego. Może jakoś powoli...Zobaczymy.

      Usuń
    2. Na pewno nie z obecnym ministrem i byłoby łatwiej, gdyby rodzice traktowali nas jak partnerów, a nie jak wrogów.

      Usuń
    3. Oj Jotko, ministrów idiotów mieliśmy od metra, tylko zapominamy. A moje czytelniczki/nauczycielki od lat mówią, że dzieci coraz gorsze, że rodzice głupi i roszczeniowi. Nawet takie rozmowy odbyłam w zeszłym tygodniu. Więc cóż...jest jak jest.

      Usuń
  9. Potrzebowałam przeczytać coś takiego Twojego ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz :) I nie świruj z wojną. Na moje oko (wewnętrzne), żadna wojna. Koty ogarniaj.

      Usuń
    2. Jdziemy na antybiotyku jeszcze 5 dni :)

      Usuń
  10. Nasze mysli ksztaltuja nasza rzeczywistosc - wierze w to od dawna. Mimo to lubie wiedziec co za rogiem:)) Wiec wygladam, zagladam i patrze a potem mysle w taki sposob zeby bylo dobrze.
    Naleze do tych co to musza miec zaplanowane:)) a zeby zaplanowac to trzeba wiedziec czego sie chce, a zeby wiedziec czego sie chce to trzeba znac mozliwosci... taki lancuszek:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty Star to jesteś działacz :)
      I kontroler, co znam, bo to i moje też :D
      Długo się biłam z tym aspektem mojej osobowości ale już jakoś akceptuję. Podziwiam twoją sprawczość w świecie. Doskonale się odnajdujesz w kryzysach. Sporo się uczę na twoim blogu. Czasem nawet pokazujecie mi to, czego nie chcę. Bo zdarza mi się nie wiedzieć, co chcę a co nie. Ale w tym wypadku nie widzę wojny, nie widzę dramatu, widzę zmianę. Współodczuwam, ale jakoś spokojnie...zobaczymy.

      Usuń
  11. I mnie dzisiaj jakoś lepiej na duszy. Samoloty jakby mniej huczą (a może ja sie juz od tego przywyczaiłam?
    Tak myslę, że dobro jest i będzie, choćby nie wiem jak się zło na świecie pleniło. I ze ludzi dobrej woli jest więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest więcej, nas są miliony Ola. Dobro jest wszędzie i nie oznacza, że trzeba szaty drzeć, rozpaczać, nurzać się w żałości nad innymi. To im nie pomaga. Martwienie się pochodzi od słowa: martwy. Martwy, bez życia. A wszyscy ludzie mają swoją siłę. Życzmy im, by tę siłę uruchomili, użyli dla dobra własnego i ogólnego. I nie zapominajmy o Obecności ;)

      Usuń
  12. Martwienie się, a nawet zamartwianie zdecydowanie nie służy nikomu, bo wprowadza zamęt w umysł i emocje. Ale też chyba nie należy lekceważyć niepokoju, jeśli on pojawia się w duchu. Taki niepokój zawsze ostrzega przed czymś i jest dla duszy tym, czym dla domu na przykład czujnik dwutlenku węgla.
    Obejrzałam wszystkie filmy z Chistiną, o której wspominałaś w swoich komentarzach i ona faktycznie mówi, że na końcu wszystko będzie dobrze. Ale to nie znaczy, że dla wszystkich, tylko dla ludzi dążących do Światła. Ale i oni przed tym końcem będą mieli trudno, bo będą musieli odrzucić naleciałości dotychczasowego Matrixa, a więc część swojego starego życia.
    Nie da się nagle, jednym skokiem przejść do nowej rzeczywistości, jeśli się wlecze ze sobą stare destrukcyjne programy. Sama wiedza o tym, że w moim komputerze jest ukryty program, który ma wielkie możliwości nic mi nie da, skoro nie będę umiała go odnaleźć, uruchomić i na nim pracować. Możliwości ludzkiego ducha są duże, ale i tak ludzie pracują na intelekcie i emocjach. Duch niczego się nie boi. Dla ludzi, którzy prawidłowo rozwinęli swojego ducha to początki dobrych czasów. Ale warto być czujnym do samego końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że strach jest sygnałem. Należy go zbadać jak najbardziej. Nasi przodkowie umieli go wykorzystać. To głos intuicji. Obecne czasy jednak spowodowały, że mamy strach przewlekły, stres, który nie rozładowuje się. W tym trudno się rozeznać.
      Bożeno, w twoich komentarzach jakoś wyczuwam pewną niemiłosierność dla nie-światła :) Natomiast ja tak jakoś nie w tę stronę. Z resztą też Christina nigdy źle się nie wyrażała o nich. Każdy ma szansę, każdy, w końcu dojdzie do Źródła. Każdy :) Choć u niektórych, może to zająć dłuuuugo, niewyobrażalnie długo. Ale w końcu się spotkamy :) Kto wie ile ja już plączę się we Wszechświecie :)

      Usuń
    2. Nie pisałam o strachu, ale o pojawiającym się delikatnym niepokoju. To bardziej subtelny sygnał.
      Z tym ezoterycznym poglądem że każdy dojdzie kiedyś do Źródła to mogę się zgodzić tylko w minimalnym stopniu. Zgodnie z prawami fizyki duch musi powrócić do duchowości i tak będzie. Ale może powrócić jako świadoma osobowość, którą uzyskał w trakcie swojego rozwoju, albo, kiedy osobowość się zdegenerowała bez szansy na poprawę, może popaść w rozpad. Ulegnie recyklingowi. Każdy miał szansę i ma szansę, ale do jakiegoś momentu. Gdyby było inaczej, to Jezus nie ostrzegałby przed drogą, która prowadzi na zatracenie.
      Dlatego ja też nie w tę stronę, bo mogę niechcący wejść na tą szeroką i wygodną drogę. Już przestałam nawet życzyć ludziom szerokiej drogi, miłego dnia. Ale właściwej drogi i dobrego dnia życzę wszystkim.

      Usuń
  13. świat wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby władzę faktyczną sprawowały kobiety. nie wiem, czy byłoby lepiej, bo dotąd nie zaznałem takowych rządów, ale na pewno byłoby inaczej. męski, prymitywny i bardzo fizyczny świat rozumie jedynie logikę pięści. cywilizacja zmieniła tylko sposoby wyprowadzania ciosów. z drugiej strony - niewiasty potrafią prowadzić tak zawoalowane wojenki, że przed śmiercią słabszego - nikt nawet nie zauważy konfliktu.
    co z nami wszystkimi jest "nie tak"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w rodzaju walki istnieje w naturze i jest siłą napędową ewolucji. Gdyby nie było instynktu walki, to materia byłaby już w stanie gnicia i rozkładu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że działa niszcząco, ale odgrywa rolę bodźca, który utrzymuje ciało i duszę.
      W naszym organizmie trwa nieustanna walka o utrzymanie funkcji życiowych, zwalczamy bakterie i wirusy i mamy do tego cały arsenał wojska. W naszym umyśle też toczą się wojenki, bo gdyby ich nie było, to nie przyswajalibyśmy nowej wiedzy i nie zmienialibyśmy poglądów. W duszy walczymy z własnym lenistwem lub z uzależnieniami. Sprzątając walczymy z brudem. W przestrzeni medialnej walczymy z kłamstwem. Bez walki nastałby zastój a potem upadek.
      Konflikty są i będą dopóki będzie postępował rozwój i nie zniknie zło, ale instynkt walki stanie się szlachetniejszy.

      Usuń
    2. OKu, wszystko z nami dobrze jest. To znaczy czasem nie, ale generalnie tak. Chodzi mi o to, że trzeba na nas spojrzeć jak na dzieci bawiące się w piaskownicy Wszechświata. Łopatką można dostać w łepek od każdego, nawet nie wiedząc za co.
      Ziemia już tyle trwa, że może był nawet już czas, gdy rządziły kobiety. Niby żeńska energia jest miększa, no nie wiem. Kobiety z racji bycia inkubatorem dla przyszłych pokoleń częściej stają w obliczu śmierci. Bo rodzenie, to piękny i straszny proces jednak. Dwa razy to przeszłam i miałam wrażenie walki o życie, moje i dziecka. To zmienia perspektywę.
      Zdecydowanie lepiej jest, gdy człek ogarnie, że planeta Ziemia i jej plany gry nie są jedynymi we Wszechświecie. Że nie jesteśmy jak liście niesione prądem wody niewiadomo gdzie. Trudno to poczuć w tym wymiarze w jakim żyjemy, ale czyż to jedyny wymiar? Ty opisujesz całkiem inne wymiary, czy chcesz czy nie. One są. To ogromnie pocieszające.

      Usuń
  14. Wygląda na to, że jestem szczęśliwym człowiekiem bo nie ma we mnie strachu, raczej współczucie, żal i bezsilność. Ale wiem, że to przejściowe i będzie słońce po burzy, wiosna po zimie, dzień po nocy ...... W to Wierzę i to wiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak Krystyno właśnie jest. Wszystko płynne, wszystko w zmianie. To i straszne, i niestraszne :)

      Usuń
  15. Bardzo się cieszę, że mogłam cię przeczytać. Że jest nas więcej. Ja nie mam telewizora, komputer mam, ale nie czytam wiadomości. Kompletnie mnie nie interesuje, co i u kogo. Jestem zajęta swoim mikrokosmosem i tylko czasem zerkam w rozmiar makro. Żeby nie być ignorantem.
    O sytuacji na Ukrainie dowiedziałam się z wpisu na facebooku a
    na mój komentarz, żeby kobitka dała spokój z sianiem strachu i paniki otrzymałam odpowiedź rodem z "niby" psychologii: zaprzeczanie jest mechanizmem obronnym. I co tu na to odpowiedzieć, najlepiej nic. Z koniem nie ma co się kopać.
    Potem zadzwoniła do mnie koleżanka (nie wiedziałam, że jest panikarą, a znam ją wiele lat), że jak my teraz pojedziemy do Austrii (jedziemy w sobotę na narty) jak Putin zajął Ukrainę i co teraz będzie? Czy my w ogóle pojedziemy? Podobno brakuje benzyny a przed nami 1200 km samochodem, i co będzie jak zabraknie pieniędzy w bankomatach itd. itp.
    I mnie się ta panika udzieliła, zasiała mi w głowie ziarno niepewności.
    A potem trafiłam do ciebie. No i okazało się, że nie ma czego się bać.
    Lubię twój blog za to, że tutaj mogę być INNA i nikt się temu nie dziwi. U ciebie sporo przemiłych wariatów. ;)
    Rozumiem, że to zła sytuacja, współczuję niewinnym ludziom, cieszę się, że mają blisko do Polski i że im pomagamy. Wszystko rozumiem, naprawdę, ale twierdzę, że panikowanie w niczym nie pomoże. Jest zupełnie absurdalnym i bezsensownym uczuciem.
    Jeśli coś strasznego nastąpi, nic nie poradzimy, jeśli nie nastąpi, po co było siać panikę?
    A ta twoja medytacja to coś, co chciałabym przeżyć. Przecudowny opis.
    Chciałam się właśnie wybrać na weekend medytacji, ale niestety daty mi nie pasują, jadę w Alpy w tym czasie.
    Pozdrawiam i dziękuję, że jesteś i dzielisz się z nami swoimi przemyśleniami. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. Faktycznie zaglądają do mnie przemiłe wariatki. I nawet boty ze spamu zostawiają komentarze: very nice blog :)
      Wyparcie jest jednym z mechanizmów obronnych. Stosowane umiejętnie pomaga przetrwać najgorsze chwile. Bo jesteśmy zanurzone w jednym, wielkim polu ludzkiej energii i nie da się od tego uciec. To wpływa na nas. Strach i panika są zaraźliwe niestety. Dziś dwonił mój syn, który mieszka w Lublinie i ma przyjaciół Białorusinów. Nie chciałam rozmawiać o tym, co się dzieje i obraził się. No cóż, przejdzie mu :)
      Nie mam zamiaru zasilać tego i muszę dbać o siebie, bo wiem, że szybko się przebodźcowuję. Kiedyś tego nie wiedziałam, teraz to widzę. Medytacja była magiczna. Czułam się tak, jakbym była w dwóch miejscach na raz. I byłam. W Tarasce na fotelu i nad wzburzonym morzem. Mieliśmy wspólny cel i osiągnęliśmy.
      Jedź w Alpy, baw się i ciesz. Dokładaj te wesołe i dobre kawałeczki do pola nas wszystkich. Jak byłoby cudnie, gdyby wszyscy tak zrobili. Gdyby wszyscy żołnierze wyszli z czołgów i poszli do domów własnych przytulić tych, których kochają. Po wszystkich stronach. No cóż, może do tego kiedyś dojdzie :)
      Bądź INNA jak najczęściej. Teraz wszyscy tego potrzebujemy. Czegoś innego, by przestać wreszcie repetować w tej klasie.

      Usuń
    2. Aniu, mam tak jak Ty; lęk, zamrażarka, a potem odbicie. Pamiętam ja w 1968 roku słyszałam samoloty i kuliłam się w łóżku. Potwornie bałam się wojny. To we mnie zostało. Jednak teraz karmię się nadzieją i wyszukuję to co pozytywne. Tak jak napisałam na blogu, bardzo chcę wierzyć, że ludzie się przebudzili. Odrzucam chwilowo sceptycyzm, bo bardzo potrzebuję nadziei. Widzę dobrze, że politycy rękami społeczeństw kręcą swoje lody, ale wierzę, że dobro wygenerowane przez zwykłych ludzi zostawi ślad pozwalający zmienić nasze życie na lepsze. I dlatego udaje m się żyć we względnym spokoju, czego wszystkim nam życzę.

      Usuń
  16. Tylko pozazdrościć spokoju i opanowania. W tak trudny czas stawianie swojego dobrostanu dla mnie jest nieosiągalne. Odbieram telefony i prowadzę trudne rozmowy, bo jestem świadoma, że ktoś mi bliski i bardzo daleki, nieznany bardzo tego potrzebuje. Pomagam, jak umiem i mogę i tak samo robią wszyscy sąsiedzi. Dobre myśli warto wspomóc dobrymi czynami. Pewnie, że wszystko kiedyś mija, ale to nie oznacza naszej obojętności na dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myl emaptii z obojętnością, nigdzie nie pisałam o obojętności. Poza tym mój dobrostan jest potrzebny mi i moim najbliższym i ewentualnym osobom, którym pomogę. Jeśli zaniedbam swoje zdrowie emocjonalne i fizyczne, narobię kłopotów sobie i innym. I tyle. Strażacy to wiedzą :)
      Rób co możesz i czujesz, że powinnaś. I tyle.

      Usuń
  17. dotarłam, ale dopiero poczytam. dojechałam na dół strony do komentarzy, a tam Twoje przeczucie w postaci zdjęcia mordercy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm dziękuję za tekst. Komentarze zostawiam sobie na pózniej. Muszę przemyslec, moje zaprogramowane przez poprzednie pokolenia ostrzeżenia...

      Usuń
    2. Nie zwróciłam uwagi na korelację w czasie, ale cóż...Ala, wszyscy jesteśmy połączeni. Sa znaki, tylko nie umiemy czytać, zapomnieliśmy.
      Ostrzeżenia przodków. I tak, i nie. Ich strach nie jest moim strachem. Zaprogramoował się, ale nie jest mój. A ta mądrość nie zawsze się sprawdza, bo i czasy inne, i ludzie są troszkę inni. I nie po to tu jesteśmy, by powtarzać wszystko w kółko, tylko po to by znaleźć własne rozwiązania. Metod prób, czasem błędów, ale swoje, lepsze.

      Usuń
    3. ...przodków mądrość oczywiście :)

      Usuń
    4. Aniu ciekawa jestem co wiesz o pamięci genetycznej. Neurobiolodzy mówią, że w naszych genach są zapisane traumy naszych przodków.

      Usuń
  18. Witaj już w marcu Aniu
    Mnie na początku także najpierw zamraża. Potem, gdy trochę odtajam zaczynam być spokojniejsza. Zaczynam racjonalnie myśleć. Tak myśli mają dużą moc. Wierzę w to, a raczej jestem pewna, bo wiele razy się o tym przekonałam.
    Pozdrawiam nadzieją, która na przedwiośniu jest najpiękniejsza

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej Aniu, gdybym tu zajrzala do Ciebie od razu wtedy, to napisalabym co innego..nie ze wtedy opanowal mnie strach, ale po prostu doskwieral mi brak informacji. Teraz informacji jest juz wystarczajaco duzo i mozna sobie to w glowie poukladac. Nie czuje strachu, ale czuje potrzebe dzialania, w rozny sposob i laczenia sie z ludzmi w dzialaniu.
    Przejdziemy przez to xxx

    OdpowiedzUsuń