https://www.facebook.com/kabarethrabioczamifanow/
Dzieci nie kochają rodziców.
To stwierdzenie padło w którejś audycji Radia Paranormalium, której sobie słuchałam jednym uchem w bibliotece. Oba uszy w tym momencie się zaktywizowały i stanęły do pionu, a neurony przekazały informację do odpowiednich ośrodków w mózgu. Tych, co odpowiadają za porządne poukładanie wiedzy o świecie :-)
Kiedy w medytacji pola serca, trzeba wyobrazić sobie własny umysł, ja widzę wielką salę z katalogami. Od sufitu, który ginie w ciemnościach wysoko, do drewnianej podłogi, wszędzie katalogi, te stare, kartkowe, w drewnianych skrzyniach katalogowych. Pachnie kurzem i mysimi sikami. Panuje tam taki ciepły półmrok, czuję się tam dobrze. Wszystko jest znane, skatalogowane, uporządkowane.
Potem schodzę do mojego serca, a tam to dopiero się dzieje :-)
Więc wpadło to zdanie do mojego umysłu. Leży ta kartka katalogowa na podłodze, na środku sali i nieporządek robi. Trzeba natychmiast miejsce dla niej znaleźć w szufladkach, w odpowiednim miejscu, pod odpowiednim hasłem. Spiął się mój mózg, szuka...
Nigdzie nie pasuje.
Już tyle się nauczyłam, że jak nie pasuje, to nie wyrzucam do śmieci. Zostawiam na podłodze, niech leży. Zobaczymy.
Wszechświat pomoże :-)
I pomaga na różne sposoby.
Mam 9 lat. Jest fajny, czerwcowy dzień, ciepły i słoneczny. Przed chwilą wybiegłam z sali gimnastycznej w naszej szkole, skończyła się uroczystość zakończenia roku szkolnego. Jestem szczęśliwa, bo dostałam nagrodę na koniec roku i świadectwo z paskiem. W pierwszej klasie mi się nie udało, ale w drugiej przycisnęłam i jest. Cieszę się, bo należę do grupy "tych lepszych", dzieci nauczycieli i zdolniach :-) I zaraz mamie pokażę mój pasek i nagrodę, książkę Jerzego Ficowskiego "Mała syrenka". Mam ją do dziś. Jak na skrzydłach biegłam do sklepu, gdzie mama pracowała. Z lekkim drżeniem serca, z lekkim niepokojem, lekko spięta. Poczekałam, aż mama obsłuży klienta, podeszłam i pokazałam moje trofea. Mama spojrzała przelotnie, powiedziała: bardzo dobrze i poszła coś robić na zapleczu. Cięcie.
Nic więcej nie pamiętam.
Wystawiamy Moralność pani Dulskiej. Jest piękna wiosna. Trzecia klasa LO. W naszej szkole jest taki zwyczaj, że trzeciaki wystawiają jakąś sztukę. Kółko teatralne działa prężnie od lat. My wbraliśmy Dulską. Całą zimę uczciwie się przygotowywaliśmy. Ja gram Hesię, do tego z koleżanką robimy dekorację. To bardzo fajna zima. Jedna z najlepszych w moim życiu. Jestem dobra na scenie, dekoracja wychdzi fajnie. Wszyscy mnie chwalą. Premiera jest połączona z wywiadówką. Nie mam najlepszych ocen. Jak zywkle mat-fiz zagrożone. Ale bardzo się staram na scenie. Wiem, że idzie dobrze. Potężnie mnie boli głowa. Ale daję radę, bo na sali siedzi mama. Dostajemy brawa, dyrektor tak się śmiał, że o mały włos nie spadł z krzesła. Sukces :-) Wychodzę do mamy. Idziemy do internatu, muszę się przebrać i coś zjeść. Mama nic nie mówi o sztuce. Ani o ocenach. Nie pamiętam o czym rozmawiamy. Odprowadzam ją do autobusu. Cięcie.
Jestem lekko po trzydziestce. Pracuję w Ośrodku Kultury. Staram się. W naszym masteczku ciężko znaleźć pracę, a mnie się udało. Nie przepadam za moją dyrektorką. Samolubna, skoncentrowana na sobie, wymagająca, absolutnie bez empatii. Wykorzystująca na każdym kroku. Potrafiąca jedym zdaniem zepsuć humor, dokuczyć i umniejszyć. Ale się staram. Chcę dobrze wykonywać swoją pracę. Chcę też jej udowodnić, że znam się na tym co robię, że umiem, że jestem dobra. Kiedy dyrektorka idzie na dłuższe zwolnienie z powodu złamanej nogi, postanawiam odmalować jej pokój. Od dawna narzekała na brud. Teraz jej nie ma, jest okazja. Zrobię jej niespodziankę. Tak się zapalam do malowania, że z rozpędu maluję korytarz i dwa pozostałe pokoje. Pod sufitem robię szlaczki z tulipanów. Napracowałam się strasznie z naszą sprzątaczką. Nie przyszło mi do głowy poprosić o pomoc w gminie. Jak stachanowiec zasuwam. Miesiąc czasu, z targaniem mebli, myciem, skakaniem po drabinie. Wszystkim się podoba :-) Jasno, czysto,wesoło. Kiedy dyrektorka wkuśtykuje do pracy czekam na pochwałę. Nie ma. Jest tylko skrzywienie ust i słowa: nie, no nawet dobrze... Spodziewam się większej premii :) Też nie ma :-) Tu cięcia nie ma, tu jest słuszny żal i oburzenie. Choć dyrektorka nie prosiła, to był mój pomysł, autorski.
Co ja robię Wszechświecie? Co ja wyprawiam?
Ano, staram się.
Staram się zasłużyć.
Staram się zasłużyć na miłość, na uwagę, na przytulnie...
Dzieci nie kochają swoich rodziców.
Nie tak jak nam się wydaje.
Choć naczelna zasada na tym świecie mówi twardo: dzieci kochają rodziców, jak nie kochają, to są złe. I rodzice kochają swoje dzieci, jak nie kochają, to są źli.
Kiedy się rodzimy, jesteśmy zależni od rodziców w KAŻDYM rozumieniu tego słowa.
Uczymy się od nich wszystkiego, jednocześnie jesteśmy zdeterminowani, by przeżyć.
Dziecko użyje każdej dostępnej możliwości, by uwaga rodzica była skoncentrowana na nim, rozchoruje się nawet.
Rodzic jest źródłem pokarmu, opieki, wiedzy. Stąd czerpiemy wszystko.
Wiedzę o tym jak się kocha na Ziemi również.
Skoro moja mama mnie nie chwali, to tak wygląda Miłość.
Skoro nie chwali, to muszę się starać, tak wygląda Miłość.
Skoro nie chwali mimo starania, to muszę nadal się starać, bo tak wygląda Miłość.
To tylko mały kawałek puzzla, ale jakże istotny Wszechświecie.
https://www.facebook.com/kabarethrabioczamifanow/
A tu do pośmiacia, żeby mniej bolało :-)
źródło: https://www.youtube.com/watch?v=MmtbHRsySZg&list=PLFOeJzDNGrHUyDk7gsar1RaUuLa2hua-h&index=1
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja mniejstarającasię i mniejspodziewającasię Prowincjonalna Bibliotekarka...no czasem się potknę i postaram, ale weś Wszechświecie przymknij na to oko ;-)
Tak, tak nas wychowywano, ale gdy dziś na to spoglądam to chyba też nie była wina naszych rodziców, ich tez nie głaskano.
OdpowiedzUsuńMy natomiast mogliśmy już coś z tym zrobić, albo wychowywać inaczej, albo powielać złe wzory. Mieliśmy wybór, bo świat już się zmieniał...
Scenka kabaretowa na czasie, nie znałam, dzięki:-)
Asia z kabaretu Hrabi wymiata :-) Tak nas wychowano. Mieliśmy wybór. Tak jak nasi rodzice, dziadkowie, prapra...Wszyscy dostali coś od przodków i wszyscy mieli wybór. I wybierali. Myślę, że chodzi o śwadomość. Zobaczenie schematu, który nami rządzi. Bo inaczej, słabo. Powielimy jak xero, nie mając pojęcia co jest grane, że nic nie wychodzi. A świat zmieniał się ciągle i każde schodzące pokolenie narzekało na wchodzące i odwrotnie. Psychiatryk Wszechświata :-)
UsuńJestem z wdowiej rodziny i mój tato nie ślęczał nad nami jak teraz się ,,zabawia dzieci" bo się ciągle nudzą zawalone po sufit zabawkami i też był dość powściągliwy w okazywaniu emocji jak teraz uczą i żądają wręcz od rodziców... był prawdziwy a nie sztuczny jak wielu współczesnych rodziców, którzy są wyjątkowi, cudowni, opiekuńczy na blogach, na zdjęciach i treści umieszczanej na blogach. Jego prawdziwość owocuje tym, że zawsze wiedziałam, że jestem kochana i bezpieczna. :) - To taka moja refleksja nad tym co obserwuję a moimi wspomnieniami :D
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu :)
Fajnie, że zawsze wiedziałaś. To chyba miłe uczucie. Ja nie, więc do rozumu dochodzę dopiero teraz :-) Lepiej późno niż wcale.
UsuńAle ja bym się tak nie czepiała tych młodych rodziców, toż pracują na bazie swoich rodziców itd, itd. a poza tym, mimo wrzucania zdjęć i słitfoci, może naprawdę są fajnymi, wspierającymi rodzicami? Młody Stuhr w książce Tata Tadzika przyznał się, że dopiero przy drugim dziecku ogarnął temat bycia tatą i dalej się uczy ;-) Można być prawdziwym na wiele, wiele sposobów myślę ja :-) Miłego, zimowego dnia Agatku. Śliczny ten twój ogród, taki śpiący pod pierzynką :-)
Muszę czytać i pisać na raty bo dużo treści w poście na która chce odpowiadać zaraz po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńKiedy określiłaś swój umysł jako wielki katalog, od razu, bez udziału mojej woli pojawiła mi się wizja lasu. Dzikiego, świetlistego, jak z baśni, z kolorowymi grzybami, pnączami, różnymi drzewami, krzewami, trawami i kwiatami. Ze wszystkimi mieszkańcami. Mój umysł to prastary, dziki ale świetlisty las. Opiszę to w osobnym poście jeśli pozwolisz, poczytam o tej technice i wsłucham się w siebie. U mnie taka myśl to nagle odnaleziona młoda siewka drzewa, która wystrzeliła nagle w snopie promieni słońca. piękna wizja, aż mi się ciepło na sercu zrobiło.
Takich sytuacji ja ta z twoim świadectwem miałam multum. Wygrana w konkursie literackim, phi, dobry stopień, phi, zawsze phi i pobłażanie czasem, a najczęściej porównanie do lepszej koleżanki. Do dziś mnie porównuje.
Ale jakiś długi czas temu przestałam zabiegać o jej pochwałę, o to żeby była dumna i takie tam. Wyraźnie przez lata dawał mi do zrozumienia, że to ONA jest gwiazdą, najlepszą na świecie gospodynią, pracownikiem, szefem, siostrą, córką i kobietą. Porównywała mnie do siebie w tym samym wieku i to ona wypadała lepiej. Skrzywiła mi obraz mnie samej na całe życie. Mam żal, pracuję nad nim, ale nadal jest, bo jak tak można zranić własne dziecko i zawsze się gdzieś tam z tyłu głowy telepało, czy gdyby mnie urodziła, też by tak mówiła? Że ona była najlepszą uczennicą, że ona była najlepszą studentką, że ona nie miała takiego brzucha w wieku dwunastu lat jak ja? No a kto gotował w tym domu, no przecież nie ja... a ziemniaki, kapusta i pierogi wzdymają. Ech szkoda gadać. Kiedyś się otwierałam, dostawała nóż w plecy, teraz uprawiam spotkania herbaciane. Żadnej większej bliskości, chociaż widzę, że próbuje. Wyrosłam. Dziękuję, głupia nie jestem, nie dam powodu do wbicia szpili. Nie kręcą mnie takie rozrywki.
Wspaniały tekst, jak zawsze Aniu.
Do Warszawy jadę, wrócę wieczorem to poczytam i pogadam. Koty siostrze odwożę, były u mnie na feraich świątecznych.
UsuńBezpiecznej podróży, uważaj na drogach.
UsuńO jaki masz fajny obraz umysłu :-) Las, świetlisty i czarowny :-) Ja korzystam z tej medytacji prowadzonej. Głos tej dziewczyny jest magiczny.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=nCTrgCvpqoI
Wiem jak to jest. Moja mama zawsze opowiadała o swoim dzieciństwie. Kiedy mówiłam, że coś mi źle, zawsze przytaczała jakieś wspomnienia, w których jej było gorzej. W końcu przestałam cokolwiek mówić. Przerabiała własne traumy, nadal to robi. Czasem wyłapuję u niej jakąś refleksję, ale nie mamy zbytniego kontaktu, więc nie rozmawiamy o tym. Herbaciane spotkania ;-) Znam. Uprawiam. Już się nie biję o uwagę. No może czasem, ale zauważam, kiedy stary program się włącza. trudne to. Wcale nie dziwię się ludziom zrywającym kompletnie z rodzicami. Czasem jest to jedyne wyjście by móc ułożyć własne życie. Trudne to. A najgorzej kiedy przenosi się na dalsze życie i nieświadomie projektujemy rodziców na szefów, partnerów, innych ludzi. wWedy porażka, życie naprawdę dokucza. Anabel na dole napisała bardzo mądrze. Ten plecak należy rozpakować. A ty znasz przeszłość swojej mamy? Obu mam? I babć? Bo tam trzeba szukać. Niestety.
Nie znam, mogę się jedynie domyślać. Nie chce wypytywać cioć, bo jedna ma kłopot z alkoholem i a druga z pierdolniętym mężem były gliną. Poza tm nie ufam im na tyle, obawiam się że mogły by jej donieść że pytałam i zaczęłaby się kołomyja jakaś. O biologicznej nie wiem prawie nic. Nie ma jak się dowiedzieć nawet. Inne miasto i przepisy. Wiele pamiętam, bardzo wiele, niektórzy twierdzą, że nie mogłam pamiętać z tego okresu ale ja pamiętam. A to że oni nie pamiętają nic z czasu jak mieli cztery lata to nie moja wina.
UsuńMiała przyjaciółkę,która zawsze miała gorzej. Zawsze. Ale przecięłam wszystkie łączące nas więzy i jest mi teraz na prawdę lepiej.
Czasem tak jest najlepiej. Odejść. Dać sobie przestrzeń.
UsuńObie siostry mają problemy. Czyli jednak, Luna, coś jest na rzeczy. Mnie pomogło, jak się dowiedziałam o życiu babci, o tym co jej się przydarzyło. Zrozumałam skąd ten okropny, pokoleniowy przekaz, który rykoszetem pierdyknął we mnie i moje siostry.
Ja mam wspomnienia z trzeciego roku życia. Słyszałam o wcześniejszych nawet. Wszystko jest możliwe. Tak samo jak nie mieć wspomnień z pierwszych kilku lat podstawówki. Dosłownie dwa tylko mam. Jedno tu opisałam:-)
Nasze mózgi to jednak tajemnica :-)
Kochają jak potrafią - jedni i drudzy. Wprawdzie czesto oczekiwania względem siebie sie rozmijają albo oznaki tej wzajemnej miłości nie są dostrzegalne albo też źle interpretowane ale tym niemniej jakieś są. Wszak nawet toksyczna miłość to jednak miłosć. Najgorsza jest chyba obojętnosć, albo nieumiejetnośc wyrażania uczuc.Jakaś blokada w środku, siła przyzwyczajenia, wstyd by okazać te uczucia inaczej niż zazwyczaj, nieumiejętność czy nawet brak potrzeby wyrażania tych uczuc.Nie czuć nawet takiej potrzeby. Bo wystarczy to ,co jest. Komuś wystarczy - pal sześć, że temu drugiemu już nie...Mało empatii z jednej strony, zbyt wiele jej z drugiej.Taka nierównowaga boli...
OdpowiedzUsuńNo właśnie - i to ciągłe, powtarzalne staranie, robienie wszystkiego by zasłuzyć (a to przecież nei tylko między rodzicami i dziećmi ale w ogóle miedzy bliskimi sobie ludźmi) a wszystko to jak grochem o ścianę. Wszystko za mało. Nie tak jak w książkach, gdzie dobro za dobro, serdecznosc za serdeczność. Cóz. Widocznie w zyciu trzeba umieć zadowalać sie tym, co jest i to doceniać. Inaczej człowiek wciąz w rozdarciu, w niedosycie, w czekaniu na Godota...
I jeszcze jedno, jedyne, co możemy zrobić dla siebie - starać byc wobec innych takimi, jakimi chcielibyśmy by oni byli wobec nas. I nie oczekiwać wzajemnosci, ale robić to po prostu dla własnego spokoju, dla dobra swego sumienia. Żeby nie żałować, że sie czegos nie zrobiło, póki było mozna...
Miłość ma mnóstwo odcieni. To fakt. Gdzieś przeczytałam, że dorosła córka zapytała matkę, czemu jej nigdy nie chwaliła. A mama odpowiedziala: żeby cię nie zepsuć. I zepsuła, bo dziewczyna rosła całe życe z przekonaniem, że nigdy dość dobra.
UsuńNieporozumienia, niedogadania, mylne przekonania, stare programy. I nie rozmawiamy. Nie mówimy. Boimy się okazywać emocje. Napisałaś, że zanika potrzeba okazywania uczuć. Tak. U osób, które je bardzo tłumią. Które się ich boją. Znam to bardzo dobrze. U podłoża tego mechanizmu leży strach, strach przed pokazaniem się, byciem prawdziwym. Bo kiedyś to się robiło i było nieakceptowanym. Jak bym się nie zastanawiała, wychodzi mi, że wszystkie mechanizmy obronne wychodzą ze strachu. Agresja, krzywdzenie innych też.
Jedyna droga, to rozpakować plecak i zobaczyć co się tacha :-) I tak, traktować ludzi dobrze, ale najpierw siebie. To widzę wyraźnie. Najpierw ja i moje serce. Kiedy tu działam, kiedy siebie traktuję dobrze, automatycznie mam więcej szacunku i zrozumienia dla innych. Kiedy sobie dokuczam, dokuczam i innym. Samo sedno zdrowienia: ja lubiana przez siebie. A reszta dzieje się sama. Powoli.
Powiem Ci coś w sekrecie, bo mądra babka z Ciebie- one kochają rodziców, choć rodzice(nie wszyscy) robią wszystko by tę miłość zabić.Miłość sama w sobie wymaga partnerstwa, a rodzice o tym zapominają, albo wręcz nie wiedzą. Jest tak jak napisałaś - rodzi się dziecko i jest całkowicie zależne od mamy i taty.I większości rodziców nie wpada do głowy, że to rośnie odrębny byt, który będzie miał własne zdanie na każdy temat.Większość rodziców powiela bez zastanowienia metody wychowawcze poprzednich pokoleń. Zawsze mnie oburzało i dziwiło, że chcąc zostać jakimkolwiek rzemieślnikiem trzeba się uczyć i mieć dokument, że się taki zawód opanowało, a w kwestii posiadania dziecka i wychowania go- nikt nic od człowieka nie wymaga, no może czasem aktu ślubu;)
OdpowiedzUsuńCzy znasz wiele kobiet, które nim zajdą w ciążę wertują książki szukając wiedzy na temat ciąży, porodu, pielęgnacji niemowlaka oraz potrzeb intelektualnych jakie ma niemowlę? W skali światowej jest to zapewne 20% populacji dorosłych. Czy znasz wielu rodziców, którzy wymagają od pięciolatka by sam decydował co ma na siebie włożyć danego dnia?Ja znam kilka takich osób i sama do nich należałam.
Ludzie z nieznanych mi przyczyn wychowują dziecko na bezwolną istotę i wszelkie przejawy indywidualności dziecka traktują jako brak szacunku i miłości do swej osoby.W swej głupocie robią założenie, że dobre i kochające nas dziecko to takie, które nas słucha nawet wtedy gdy jest dorosłe.
Gdy moja córka w wieku 24 lat wyjechała na stałe za granicę, większość moich koleżanek mi wręcz współczuła, bo przecież dla nich był to jawny dowód braku jej miłości do mnie choć ja tak wcale nie uważałam.
Dobrze, że wracasz wspomnieniami do tamtych lat- przynajmniej wiesz teraz skąd tak wielka liczba kobiet nie lubi siebie i nie docenia się. To wszystko wynosimy z dzieciństwa i bardzo ważne jest byśmy ten plecak bolesnych wspomnień potrafiły rozpakować i spożytkować we właściwy sposób, czyli nie powielać błędów swych matek i ojców.
Miłego;)
P.S.
Lubie Cię, bo lubię i cenię myślące kobiety.
mądre przemyślenia, dziękuję :D
UsuńZgadzam się z przedmówczynią, mądre słowa. Widziałam taki rysunek ostatnio - para na rozmowie z w schronisku. Pracownik schroniska mówi, że niestety nie spełniają warunków by adoptować od nich psa. A mężczyzna z pary na to : Trudno, to zrobimy sobie dziecko...
UsuńI Tyle w temacie.
Z daleka lepiej widać :-) Bo jak się siedziało w tym temacie to słabo było.
UsuńW sumie to depresja była takim kopniakiem, by wreszcie zajrzeć w te ciemne miejsca. Na dobre wyszło. Choć strasznie przeciagneło przez pole kaktusów. Fakt, uczymy się durnych dat z historii, a nie uczymy się jak zakładać rodziny, jak rozwiązywać konflikty, jak wychowywać dzieci, jak podejmować samodzielne decyzje. Tu trzeba rozpoznanie tzw. bojem robić, no i potem nogę komuś urywa na polu minowym. Nie wiem, czy my to ogarniemy. Choć podobno, każda osoba, która coś przepracuje, odkryje, ulepszy, dodaje tę nowość do naszego ogólnego pola świadomości, z którego wszyscy korzystamy. Tylko ci, którzy tkwią w durnych schematach, też to dodają do tego pola. I tak się waha, to w tę, to w tę.
To oczekiwanie od niemowlęcia, że ono będzie nas kochać bezwarunkowo, wynika z jakże powszechnego braku umiejętności kochania siebie. Dziecko ma zalepić te dziurkę. Albo partner, albo ktoś inny. I tak się chodzi jak durszlak. Co kto wleje, to przecieka.
Ja wiem, że dzieci kochają. Trochę tak przewrotnie napisałam. Kochają i stąd tyle zranień i problemów. Łatwiej byłoby gdyby nie kochały...
I ja cię lubię Anno, nie owijasz w bawełnę, przeszłaś swoje i wyciągnełaś wnioski. Masz poglądy i nie wahasz się ich użyć ;-) Cenny wkład w pole świadomości :-)
wdępnęłam, przemyślę,
OdpowiedzUsuńusmiechy zostawiam :D
:-D miłego Alis.
UsuńOd dawna staralam sie, zeby nie mielic w kolko problemow czy oni mnie kochaja, kochali, czy nie, nawet teraz nie bardzo zastanawiam sie, czy bylam dobra mama, wtedy przeciez nie zastanawialam sie co dziecko czuje, jak mnie widzi? Jakos wyroslam i zyje, dziecko tez. A zyjemy teraz i w przyszlosci, i jak powiedziala wyzej Olga: "I jeszcze jedno, jedyne, co możemy zrobić dla siebie - starać byc wobec innych takimi, jakimi chcielibyśmy by oni byli wobec nas"
OdpowiedzUsuńI tyle :)
Witaj Basiu :-) Napiszę to samo co Oli. Najpierw trzeba być dobrym dla siebie. Najpierw kochaj siebie, reszta przyjdzie automatycznie. My tak często zapominamy o tym przykazaniu. Choć ja akurat z kościołem się rozeszłam, ale kochaj bliźniego jak siebie samego, to najlepsza rada.
UsuńTylko powinno brzmieć: kochaj siebie samego, a pokochasz bliźniego. Nie wiem, czy ktoś nie majstrował przy tych słowach Jezusa :-) Żeby nam pomieszać w głowach.
A pokochanie siebie rozumiem jako zaakceptowanie swojej tzw. ciemnej strony. Że ją się ma, popełnia się błedy, czasem kogoś skrzywdzi. Zdarza się, ale taka jestem. To jest ok. I co mogę to poprawię, a co nie mogę, to pokocham. Ale do tego jednak popatrzenie w tył potrzebne. Bo z daleka lepiej widać. A czasem potrzebna dalsza perspektywa i kontekst. No i to trwa ;-) Pewnie do końca życia :-D
A to, że się dzisiaj inaczej patrzy to się zgadzam. Sama nie pamiętam z dzieciństwa za wiele, ale Młody to oczko w głowie tak jak i kotki nasze. Zaopiekowany i ukochany, choć jak każdy miewa swoje bunty ;) Ale kto się nie buntuje? :)
OdpowiedzUsuńKocurku, badzo dobrze, że się buntuje :-) Dziecko, które umie powiedzieć, że naruszane są jego granice, wyrośnie na dorosłego, który będzie w stanie sam się sobą zaopiekować. Być samodzielnym. Wylecieć z gniazda. A o to chodzi. Wychować samodzielnego człowieka to znaczy: dobra robota :-)
UsuńOj samodzielny jest aż za bardzo , ale pozwalamy mu. Dzisiaj sam wybrał zdjęcia do wpisu. Dorosły Kociarz rosnie :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńJestem, jestem nie zapomniałam o Tobie.
Dni stają się jednak coraz dłuższe, ale jeszcze tego nie odczuwam. Słońcu nie chce się pracować, więc dlaczego i ja nie mogę trochę się polenić? Nie chce mi się przede wszystkim znowu starać, co praktycznie robię od zawsze. I wiem niestety, ze nadal pewnie będę to robić.
Życzę Tobie spokojnego styczniowego dnia, w którym odnajdziesz piękno, radość…..
A to w porządku Ismeno :-) Jak takie działanie jest twoim wyborem, świadomym w dodatku, to się tym ciesz. Różne są strefy komfortu. Czasem wybieramy taką :-)
UsuńZ tym odnajdywaniem piękna dziękuję, zauważam :-)
Jak widzę dorosłe dzieci nadal mają żal i tak pokolenie za pokoleniem. Nas też kiedyś ocenią nasze dzieci i rozliczą, i to nie tylko z miłości.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie :-) Gramy w tę grę na tej planecie :-)Toż pisałam, że to Psychiatryk Wszechświata. Tylko, żeby się wyplątać z żalów, trzeba je dostrzec. Bo inaczej nie wiesz co trzyma i nie wiadomo o co chodzi :-) I tak samo nasze dzieci, dzieci naszych dzieci...no chyba, że coś się zmieni. Na co mam ogromną nadzieję.
UsuńMówi się, że błędy rodziców są przekleństwem dzieci ale jak tu nie uniknąć błędów. I mówi się, że można kochać ale nie lubić. No bo jak lubić gdy dziecko ciągle Ci przypomina samą swą obecnością o twoim wstydliwym błędzie. Rodzice też nie mają łatwo
OdpowiedzUsuńJestem i dzieckiem, i rodzicem. Wiem. Nie kwestia w ocenianiu, kwestia w zauważeniu i zrozumieniu. Może zmianie? Robim co możem, Pellegrino :-)
UsuńKiedy urodzisz się motylem, a wkoło prawie ciągle zima, takich cięć jest dużo... Chcemy piękna, wrażliwości, uśmiechu, delikatności, chcemy tego co wypływa z naszego wnętrza. Spontaniczny śmiech, miłość, dotyk, odpychany raz po raz umiera wraz ze swą wiarą, naiwnością... Trudno nie obarczać winą kiedy ktoś dorosły, szybko zabił w nas dziecko... Teraz kiedy słucham rad dotyczących wychowania Haniutka, słyszę wyrzuty sumienia. Rozumiem.
OdpowiedzUsuń