Obserwatorzy

sobota, 10 lipca 2021

Taniec Różowych Słoni Wszechświecie.

 


Lato rozlewa się po okolicy.
Kiedy wychodzę rano z suczką trochę rozpaczliwie staram się poczuć ten poranny chłód na skórze. Zebrać go jak najwięcej w komórkach mojego ciała, zmagazynować na popołudniowe, kleiste i przypominające brodzenie w ciepłym żelu, godziny. 
Koty całe dnie przesypiają. Wychodzą dopiero późnym wieczorem.
I mnie kusi życie Dziecięcia Nocy.
Mrok, chłód rosy na policzkach i stopach, sen Miasteczka słyszalny w ciszy jak delikatny plusk rzeki płynącej spokojnie. Otwarte niebo z widokiem na Plejady. Godziny wytchnienia...
Ale nieuchronnie muszę, jak nurek, zanurzać się w codzienność.
Coraz większe ciśnienie, opuszczam się coraz niżej...
I coraz dłuższa droga powrotna. Nie ma co igrać z chorobą kesonową....

https://mydigitalsauce.com/

Wczoraj przyszła czytelniczka PaniE, która dość rzadko przychodzi. Ale systematycznie. 
Pogadanki w bibliotece koncentrują się teraz raczej na alfach, omegach i lambadach, bo to jest na tapecie medialnej. Ale tym razem usłyszałam historię inną.

Otóż w styczniu PaniE kładła się spać. To był dla niej trudny czas po śmierci mamy. Miała kłopoty ze snem, wiec kładła się późno. Mąż już spokojnie pochrapywał od dawna, a PaniE, zapaliwszy malutką lampkę, siedziała na łóżku bezmyślnie patrząc w mrok za oknem. Była godzina pierwsza. Dom PaniE jest ostatni na ulicy. Okno wychodzi na pola i łąki. Środek nocy.
PaniE widziała ciemność.
I nagle, w tej ciemności na wysokości oczu PaniE, lekko z lewej, pojawiły się dwa jarzące punkty, wielkości małego jabłka. W pierwszej chwili kobieta pomyślała, że to oczy zwierzaka, ale skonstatowała, że punkty świecą własnym, wewnętrznym światłem. Jasnym, białym. Z lekką otoczką żółci i pomarańczu.
Siedziała jak zaczarowana. Patrzyła na zjawisko próbując dociec: cóż za licho? Światełka znikły, pojawiły się, znów znikły, przesunęły się. Jedno znikło. Potem zapaliło się znów. 
PaniE czuła niepokój, zaciekawienie i niedowierzanie. Światła  jeszcze trochę poświeciły i znikły. PaniE podeszła do okna i starała się dojrzeć coś w ciemności. Ale nic już nie było. Jednak na wszelki wypadek zsunęła roletę. I długo nie mogła zasnąć.
PaniE wie, że ze mną można pogadać na takie tematy. Bo nie z każdym można.


Tymczasem w lutym moja mama z przerażoną miną powiedziała mi: Ania, coś dziwnego było w ogródku...
Obudziły ją o trzeciej w nocy odgłosy z ogródka. Jakby coś biegało, tupało. Jakieś koty warczały i ganiały się po ogródku. Za oknem ciemność, ale mama próbowała coś dojrzeć, bo myślała, że nasze koty biją się z cudzymi. Przed oknem rośnie wielki świerk i zasłania nasz dom od ulicy.
I mama wpatrując się w ciemność, i nasłuchując tego dziwnego warczenia zobaczyła nagle, jak spod świerku wystrzeliły promienie światła, jakby laserowego. Kolor biały. Ułożone jak wachlarz, w równych odstępach. Rozleciały się jak strzałki i znikły. Jakiś kot wrzasnął głośno i zapadła cisza. Kompletna cisza. 
Mama przerażona natychmiast opuściła roletę i wskoczyła do łóżka. 
Cisza trwała do rana, mama zasypiała i budziła się, ale już nie wyglądała. 
Rano wszystkie cztery koty przyszły na śniadanie całe i zdrowe.
Powiedziała mi: czasem lepiej nie wiedzieć...


I jeszcze jedna historia z życia. 
Moja ciotka mieszka na wsi podlaskiej. I ta wieś podlaska mocno w niej siedzi. Jesienią remontowali dach stodoły i wynajęli fachowca. Fachowiec starej daty, po sześćdziesiątce, przyjechał troszkę chory. Zasmarkany i trochę kaszlał. Ale wlazł na dach i przez dwa dni zrobił co należało i to dobrze. Ciotka go karmiła przez ten czas, z wujkiem po robocie sobie troszkę Kopnięcia łosia popili dla zdrowotności.
I fachowiec pojechał. Kilka dni później dowiedzieli się, że człek wylądował w szpitalu i umarł na jedyną, słuszną chorobę. No cóż, przestraszyli się trochę. Jeszcze bardziej się przestraszyli, gdy kilka dni później sami poczuli się źle. Gardło zaczęło boleć, katar się pojawił i gorączki trochę.
Udali się więc do przychodni w Bielsku Podlaskim, która o dziwo, przyjmowała cieleśnie, a nie wirtualnie. I tam usłyszeli: no chyba grypa, ale dobrze byłoby zrobić testy, bo trudno odróżnić.
Na to moja ciotka:
- żadnych testów! Pani nam da antybiotyk i leczymy grypę!
 Jak zrobię test i wyjdzie pozytywny, to ja na pewno umrę! 

Dostali antybiotyk. Wyzdrowieli dość szybko. Ament.
Ciotka mi zaimponowała znajomością własnych lęków...WOW!


Ostatnio czytałam o halucynacjach.
Halucynacje (omamy) (łac.: (h)al(l)ucinatio = majaczenie lub (h)al(l)ucinari = bredzić, majaczyć, śnić) – spostrzeżenia zmysłowe pojawiające się bez wystąpienia zewnętrznego bodźca. 
Znaczy: WIDZIMY CZEGO NIE MA.
Proste.

Ale jest też halucynacja odwrotna.
I to dopiero odkrycie, choć wszyscy znamy to z autopsji, tylko nie mamy o tym pojęcia, że to robimy.
Otóż: NIE WIDZIMY TEGO CO JEST...

Tu link dla zainteresowanych: halucynacja odwrotna

 I takie pytanie mi wyszło:
- skoro widzimy to czego nie ma i nie widzimy tego co jest, TO CO MY WIDZIMY?

Na koniec śliczna piosenka Klinczu.
Piosenka z mojej młodości.
Choć wydaje się nie na temat, jest jednak bardzo na temat Wszechświecie...




PS. Oddam jeszcze, że chyba, może, sama nie wiem, aferka u Jaskółki? spowodowała, że odwiedza mnie sporo więcej ludzi. Nagle wzrosły mi statystyki i tych nowych postów, i starych.
Tak sporo, po 200 odwiedzin dziennie nawet.
Jak na mnie to zawrót głowy :) Witajcie, nawet jeśli tylko przechodzicie :) Nawet jeśli jesteście mruczkami, co nie chcą gadać :)
Dzięki Jaskółko, to ogromnie fajne :)






Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zawsze, z miłością, różowa i halucynogenna Prowincjonalna Bibliotekarka.

24 komentarze:

  1. Aniu, piekna notka, glebokie przeslanie... a ja tak nie mam czasu;) nic to, postaram sie na szybko odpowiedziec na zadane pytanie. Moim zdaniem widzimy to co podpowiada nam nasza wyobraznia, a ta z kolei jak wiemy kieruje sie naszymi wewnetrznymi emocjami. Emocje moga byc zdominowane przez strach, lub wiare, nadzieje itp. To wszystko zalezy od tego na ile wierzymy w siebie. Moze pozniej mi sie uda napisac cos wiecej ale tyle na szybko.
    buziam:****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj, kiedy mówisz: wyobraźnia, większość ludzi powie, że to co ona podpowiada, nie istnieje. Wyobraźnia to wyobrażanie sobie rzeczy i zdarzeń, które nie istnieją. Tak nam wmówiono :)

      Usuń
    2. Haha byc moze slowo wyobrazznia nie jest najbardziej adekwatnym do sytuacji:) ale mnie po 37 latach najwyrazniej kurczy sie polskie slownictwo:))) Owszem zgadzam sie, ze wiele rzeczy nam wmowiono, robili to rodzice, nauczyciele a nawet przelozeni w pracy. Tylko czy koniecznie jako dorosli, jako samodzielne jednostki musimy zyc z tym co nam wmowiono?
      Ja sie nie zgadzam na takie zycie, bo to co mi wmowiono to nie moj balast, to balast rodzicow, dziadkow, nauczycieli itd.
      W zwiazku z czym jako dorosla i w miare odpowiedzialna za swoje wlasne zycie osoba pozyblam sie tych "cudzych" rzeczy, ktore mi wmowiono i teraz od lat kolekcjonuje w to miejsce moje wlasne "klocki".
      Widzisz najbardziej z calej Twojej notki przemawia do mnie przyklad Twojej Ciotki, bo jak by to nie nazwac "wyobraznia" czy "umiejetnosc odczytywania wlasnych emocji" to Ciotka ma to na swoi miejscu. Ona nie kierowala sie tym co jej wmawia telewizja i prasa od ponad roku i nie zgodzila sie radosnie na test. Ona postanowila odwolac sie do swoich wlasnych obserwacji i zareagowala prawidlowo.
      Pamietam jak chorowalam na raka, pamietam blogi innych chorujacych w tym samym czasie, wiekszosc przygotowywala sie na smierc piszac listy do dzieci, wspolmalzonkow itp.
      Ja w najciezszym czasie choroby szykowalam sie na wesele kolezanki i obiecywalam jej ze chocbym miala w wieko od trumny przymocowac sobie do glowy jako kapelusz to na pewno tam bede.
      No coz do wesela nie doszlo ale mnie trumna tez nie byla pisana. Przykre jednak ze czesc tych chorych, ktore sie zegnaly z najblizszymi juz nie zyje. No coz nauczylam sie kiedys na warsztatach szanowac Wszechswiat i to co do niego mowie. Wszechswiat jak wiesz nie odroznia czasu, nie odroznia prosby od podziekowania i czesto dostarcza to co od nas slyszy mylnie.
      Twoja Ciotka zareagowala swiadomie czy nie, zareagowala bardzo prawidlowo i to jest najwaznejsze. Czy to wyobraznia? czy emocje? czy znajomosc swojej wlasnej osobowosci to juz sprawa drugorzedna:))) buziam

      Usuń
  2. Takie jasne pomarańczowe punkty widzę, gdy spojrzę w słonce lub w szybę , w której słońce się odbije, długo trzyma...
    Szkoda, że mama spuściła roletę i nie dotrwała do końca, mogło być ciekawie!
    Na pewno o zmroku widzimy co innego, niż za dnia, a gdy wypatrujemy kogoś bliskiego, to każdy podobny jest jak wypatrywany...zwłaszcza po niedawnej śmierci, och ten mózg!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu akurat była ciemność i półmrok. To nie to. Poza tym, ja również widziałam takie światło. W zeszłym roku, późnym wieczorem, w sadzie, ciemno było. Siedziałam sobie spokojnie, oddychając. Zapaliło się naprzeciw mnie, tak ze trzy, cztery metry ode mnie. Właściwie, rozżarzyło się. Patrzyłam jak oniemiała. Czułam wokół mnie takie jakieś bzyczenie, dziwne uczucie. Trwało to może minutę i światło zgasło. Pomyślałam potem, że coś mi się po prostu przyglądało. Nie czułam niepokoju. Więc Jotko, mózg mózgiem, ale coś jest na rzeczy.
      A moja mama używa halucynacji odwrotnej jak mistrzyni. Jak się czegoś boi lub jej nie pasuje, wyrzuca. Nawet już nie chce o tym co widziała rozmawiać. Jakby tego nie było. A przecież lasery w ogródku o trzeciej nad ranem to nie jest coś zwyczajnego :)

      Usuń
  3. Aniu- nie odezwałabym się, ale uważam, że nie moja to zasługa. Podziękuj tym, którzy to wywołali. Wolałabym inaczej "podsyłać" Ci czytających. A z drugiej strony, Ty masz tak interesujące posty, że chyba to nie ta "aferka", a po prostu dobre Twoje teksty ciągną tu ludzi.
    Poza tym, przecież ani ja, ani ta pani, nie podałyśmy Twojego bloga. Ja na pewno nie, no chyba, że poczta pantoflowa zdziałała. Spora grupa mogła się domyślić, ale akurat te osoby Ciebie czytają. I dobrze, niech ludzie Cię czytają- warto:)
    A co do tekstu- wydaje mi się, że kiedy jest się w jakimś emocjonalnym napięciu, jest się wsłuchanym w siebie bardzo mocno. Choćby dlatego, że nie wiemy, co się z nami dzieje, targają nami emocje. Wtedy wyostrzone są też zmysły i to, co w nas "buzuje", pozwala czasem zobaczyć na jawie to, czego nie zobaczylibyśmy będąc w emocjonalnej normie. To jest w jakim sensie poznanie ponadzmysłowe, obrazy same do nas "idą", bo my je potrafimy zobaczyć.
    A halucynacja odwrotna i Twoje pytanie skojarzyły mi się z Platońska jaskinią- ale nie będę się tutaj wymądrzać, domyślasz się dlaczego:)
    Bardzo lubię Klincz. Najbardziej ich "Latarnika".
    Dużo zdrowia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Dziękuję za miłe słowa. Biorę do koszyczka :) I fajnie, że się odezwałaś. Platońska jaskinia. Fakt, oglądamy cienie, próbujemy je zinterpretować. Ale ja jakoś nie zgadzam się z tym, że to nic nie da, bo nie widzimy prawdy. My pochodzimy z Prawdy. Wszystko jest prawdą. Cienie są prawdą o rzeczach, które są podświetlone słońcem :)
      Cienie są po coś, są skutkiem czegoś.
      I masz rację, w stanie emocjonalnego wzburzenia, czasem widzimy wyraźniej. Ale też, co według mnie jest łatwiejsze jednak, w stanie spokoju, zgody, braku walki i chceń, widzimy jeszcze lepiej. Wypróbowałam oba stany. Wolę ten łatwiejszy.
      Ostatnio dużo słucham tych zespołów z lat 70/80. Słucham ich tekstów i odkrywam na nowo :) Spokojnego Jaskółko.

      Usuń
  4. Aniu, co do historii o dziwnych ślepiach w ciemności, to i ja mam swoją opowieść. Zimą, około 21 moje psy strasznie szczekały na tyłach ogrodu, tam gdzie przylega on do pola a zaraz za nim są tylko lasy i lasy. Poszłam tam z latarką bo cos mnie w ich szczekaniu zaniepokoiło. Świecę w tamtą stronę i widzę, że świecą tam jakieś zielone slepia - i to w ich stronę szczekają psy. Przeraziłam sie, bo wyglądało, że to coś siedzi w ogródku i jest całkiem spore, sądząc po wysokosci na której miało ślepia. Wilk, lis, niedźwiedź? Po co tu wlazł? Czemu nie ucieka przed psami i czemu one tego czegoś nie atakują, nie gryzą? Dziwne!Odwołałam psy czym prędzej, zamknęłam w domu.Zawołałam Cezarego. Ten uzbrojony w petardy oraz nóż myśliwski podążył ze mną w stronę owych "ślepi". Ale niczego nie znaleźliśmy. To coś już sobie poszło - nie wiadomo jak, bo płot dość wysoki. Zostawiło po sobie wygniecioną trawę w ogrodzie i swój zapach oraz ranke pod okiem Misi, która sączyła jej sie przez ponad miesiąc i do dzisiaj widać wyraźny znak. Nie wiem, czy to było drapniecie, czy ugryzienie. Nie wiem co to było, ale bliskość lasu sprawia, że świat dziki miesza sie ze światem oswojonym.Jeden wpływa na drugi. Takoż i swiaty ludzkie wpływaja na siebie. Rózne poglądy, naciski, opowieści, zwierzenia i sny. Rzeczy prawdziwe i urojone trudne, coraz trudniejsze do odróżnienia.
    Pozdrawiam Cie serdeczni, Aniu!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, nietypowe. Ranka bardzo długo się babrała. A psy wiedziały, że lepiej nie zaczepiać, choć były w większości. Trudno powiedzieć, ale na pewno nie wiemy wszystkiego o planecie na której mieszkamy. To, co teraz się dzieje jest bardzo dziwne. Bym nawet powiedziała BARDZO dziwne. To jak jesteśmy manipulowani, rozgrywani, ustawiani. Zobaczymy Ola co z tego wyniknie. Na razie wszędzie pełno różowych słoni :)

      Usuń
  5. Zadałaś pytanie Aniu : '...skoro widzimy to czego nie ma i nie widzimy tego co jest, TO CO MY WIDZIMY?..."
    Pewne doświadczenie z kociętami daje odpowiedź, jedną z wielu na to pytanie. Otóż kocięta z jednego miotu podzielono na dwie grupy i umieszczono w dwóch różnych pokojach.
    W jednym wszystko było umieszczone w poziomie, a ściany pomalowane były w poziome pasy. Nie było tam schodów, pionowych szczebelków, krzesełek, stoliczków na nóżkach, pionowych ozdób itp.
    W drugim wszystko było w pionie, nawet pasy na ścianach, wszędzie trzeba było się wspinać.
    Po jakimś czasie odchowane już kotki wpuszczono razem do pomieszczenia gdzie były zarówno poziome jak i pionowe instalacje. Rezultat był niespodziewany dla badaczy, otóż, kotki wychowane w poziomie nie umiały się wspinać, ani wchodzić po schodach, one tych pionowych przedmiotów nie widziały, zdarzało się, że wpadały np. na nogi od stołu. A te wychowane w pionie nie potrafiły chodzić po płaskich powierzchniach, widziały wszystko co pionowe, jakby nie dostrzegały płaskich powierzchni.
    Myślę, że z nami też tak jest, widzimy to co nauczono nas widzieć.
    A jeśli będąc dziećmi pochwalimy się, że zobaczyliśmy krasnoludki, to zostaniemy albo wyśmiani, albo zlekceważeni przez dorosłych, bo krasnoludków przecież nie ma.
    Potem kiedy dorośniemy, jeśli zobaczymy coś czego nie znamy i nie rozumiemy, nasz umysł wpada w konsternację, usiłuje to nazwać, zrozumieć, wytłumaczyć, a jak nie może, to zaczyna odczuwać niepokój i lęk. To często kończy się albo ucieczką albo agresją i atakiem.
    Myślę, że wiesz o czym piszę, doświadczyłaś tego wielokrotnie na własnej skórze, ja również.
    To słowa Axela Munthe autora "Księgi z San Michele" :
    Mówiono mi, że istnieją tacy, którzy przez całe życie nigdy nie widzieli krasnoludka. Współczuję im głęboko, gdyż wiele stracili! Sądzę, że są chyba krótkowzroczni. Może zepsuli sobie oczy nadmiernym czytaniem w szkole? A może dzieje się to dlatego, że dzieci wyglądają dziś tak poważnie i są przemądrzałe, a wyrastają bez myśli i marzeń na zgorzkniałych ludzi niemających ani spokoju w duszy, ani uczucia w sercach, ani chęci do życia, ani odwagi śmierci.
    Pozdrawiam serdecznie Aniu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OSZ! Marytko, nie słyszałam o tym doświadczeniu. I nie znoszę słowa: nauczono. Kiedy czasem słyszę: mnie w domu nauczono...i tu następuje czepianie się do ludzi o na przykład: uprzejmość, szacunek dla starszych, czystość, porządne nakrycie do stołu , nie mlaskanie, nie siorbanie i inne rzeczy, to zastanawiam się czy stosowano dużo kija do tej nauki. Bo mnie uczono w domu kijem. A właściwie, tresowano.
      Szkoda kotków, mam nadzieję, że ktoś potem popracował z nimi, by to warunkowanie odkręcić i poszerzyć im percepcję. Bo można. U ludzi też.
      Krasnoludki :) Ostatnio oglądałam cudny film na Netflxie: Jaja ding dong. rewelacyjny do pośmiania ale tez bardzo mądry. Tam były elfy :)
      I ja pozdrawiam :)Jak tam rekonwalescencja się toczy?

      Usuń
    2. Samo słowo "nauczono" nie ma dla mnie złego wydźwięku, za to na tekst "mnie w domu nauczono" też reaguję jeżem.
      Co do kotków, nie pamiętam jak to było z nimi dalej. Dawno czytałam o tym doświadczeniu w jakiejś książce.
      Co do tego tresowania, większość z nas miałaby wiele do zarzucenia rodzicom, niekoniecznie potrzebny kij do tresury, czasem wystarczy sprytna manipulacja z wykorzystaniem dobrej znajomości cech charakteru dziecka. Jeśli dziecko na przykład, jest lękliwe bardzo łatwo nim manipulować bez użycia "kija", a że się przy tym łamie dziecku charakter? Najważniejsze, że rodzice mają spokój i potulne, chodzące jak zegarek dziecko. Za to potem jak ono już dorośnie zawsze można złośliwie mu dowalić mówiąc - Ty to się wszystkiego boisz, nawet własnego cienia. No powiedz (tu następuje zwrot do drugiego rodzica) po kim ona/on taka/taki strachliwa/strachliwy. Ja tam się niczego nie bałam/nie bałem...i tu rodzic zwykł cytować przykłady własnej, godnej wszelkiej pochwały i glorii, odwagi. Tia, ale o tym, że podsycało się świadomie strach we własnym dziecku żeby utrzymać je w ryzach posłuszeństwa, to już się zapomniało:-(
      Co do rekonwalescencji, to dziękuję za pamięć Aniu:-) ogólnie daję radę.
      Uściskowuję:-)

      Usuń
  6. Jesteś a raczej to co pisze na swoim blogu jest elementem mojej równowagi ze światem :) Bez Ciebie byłby wybrakowany, chociaż gdybym nie trafiła na twój blog to bym o tym nie wiedziała :)
    Za każdym razem, kiedy łapię się na myśli bycia w mocnej równowadze ze światem przychodzę do Ciebie :D Tu utwierdzam się, że moja równowaga ze światem jest ułudą, ale co tam :)))) Ze mną nie da się pogadać o kosmitach z takich opowiastek. Nawet mój małżonek, krzyczący do mnie, śpiącej już w łóżku, abym wstała i patrzyła bo widzi statek ufo, nie wyciągnął mnie z łózka. Miałam rację, jak się potem okazało - to był masz statek ziemski, wyprodukowany przez kosmicznych Ziemian. Jestem pesymistą w teorii kosmitów w galaktyce więc po co rozsiewać pesymizm? W każdym razie dziękuję Ci kochana za twe dzielenie się swoim światopoglądem. Bez niego nie czułabym się w pełni pełna i mówię to bardzo poważnie, to żadne żarty, czy drwiny. Jesteś jakby drugim, niekoniecznie skrajnym, końcem mego światopoglądu. Ale co ja tłumaczę, przecież wiem, że mnie zrozumiałaś :)
    Wszystkiego dobrego :)
    Aaaaa... siłę halucynacji doświadczyłam na swoim dziecku, coś strasznego swoją drogą. Ja stosuję od lat metodę - nie widzenia tego co jest. Myślę sobie, że my Polacy mamy to rozwinięte bardziej niż nam samym się wydaje :) - i nie chodzi mi o politykę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrozumiałam i dziękuję :)
      Ja wiem, że przyciągamy się nie bez powodu. Równowagi nie ma bez huśtania. Każda huśtawka ma ten moment idealnego balansu, ale tylko przez milisekundy. Ale gdybyśmy tylko na nim się skupiali, stracilibyśmy tę całą radość lotu do przodu i do góry, do tyłu i do góry, tego dziwnego uczucia w żołądku, tego wiatru we włosach :)
      Kiedyś mój syn w gorączce halucynował, to było straszne. Bałam się bardzo. Ale wyzdrowiał :) Nie wiem co widział,bo był zbyt mały by mi powiedzieć. Ale z kimś po swojemu gadał.
      Z drugiej strony halucynacja odwrotna też się przydaje. Tylko trzeba umiejętnie ją stosować ;)
      Faktycznie, my jako naród chyba przesadzamy...
      Spokojnego Agatku :)

      Usuń
    2. Nie lubię tego balansu, wolę tę równowagę i mocno skupiam się aby trwać w sferze duchowo-mózgowej. Ale aby nazwijmy to, nie złapać się w pułapkę matrixa regularnie do Ciebie zaglądam :)))))) U mojego syna było przedawkowanie leku i widział pająki, mnóstwo pająków, których się bał. łaziły wszędzie, po ścianach, podłogach... miał 4 latka a musiałam wezwać męża na pomoc, bo nie dawałam rady go utrzymać taka miał siłę, bałam się, że coś sobie zrobi. Byliśmy w tym samym pomieszczeniu a on widział zupełnie co innego... wszystko zaczyna się i kończy w naszych mózgach. I Tobie również życzę spokojnego dnia :)))

      Usuń
    3. Ożesz! mocne przeżycie. Bardzo rozumiem. U mnie było mniej dramatycznie, tylko jakby rozmowa z kimś.
      Wpadaj, ja wpadam do ciebie i twojego ogrodu i kaczuszek :) Pewnie po ten moment balansu :D
      Za dużo przypisujemy naszym mózgom, to tylko maszyna. Ale to moje zdanie :)

      Usuń
  7. nie mam problemu z odzywaniem się ani z bywaniem. niezależnie od Jaskółki, którą również odwiedzam.
    a kobiety są zdecydowanie bardziej wyczulone na niewidzialne, więc moje zdanie nie ma zupełnie znaczenia. ja mogę tylko obserwować, od czucia są lepsi (lepsze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oku, ja cię czytam, ty widzisz. Mam wrażenie, że widzisz inne światy, może alternatywne, a może światy między światami. Ubierasz to w słowa, nadajesz formę. Ale czucia tam jest mnóstwo. Bez tego byłyby tylko słowa, płaskie, bez głębi. A twoje czucie daje im życie...i czytam, i wchodzę w inny świat. Takżetak :)

      Usuń
  8. Mam straszny problem z halucynacją odwrotną. Może jeszcze na rozmowie się skupiam ale jak idę na spacer to po mnie i dobrze, że nie mam prawka bo bym wszystkich rozjechała i to nie dlatego że gapię się w telefon. Zbyt często odpływam w marzenia. Wymyślam historie zapominając o rzeczywistości. To na tyle totalnie, że zdarza mi się wzruszyć lub zaśmiać do siebie. O taki wariat ze mnie. Trudno mi trenować uważność eh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całą podstawówkę tak miałam. Idąc ze szkoły do domu wymyślałam historie. Droga do domu znikała wtedy, byłam w innym świecie. Ale teraz wiem, że to był mój mechanizm obronny. Nie chciałam myśleć co zastanę w domu. Tak było u mnie.
      Ten mechanizm poniosłam dalej w życie. Był wygodny, ucieczkowy, łatwy w użyciu. I skuteczny.
      Ale jednak nie do końca dobry dla mnie. Pozbawiał mnie mojego TU i TERAZ. A ono fajne było, pełne życia, ludzi, których kochałam. Wiec jednak potrenowałam tę uważność, bo też się przydaje. A zaczynałam od minutki lub dwóch zaczepienia w TU. Nie umiałam na dłużej. Ale ćwiczenie czyni mistrza :) Wiesz, harmonia we wszystkim potrzebna.

      Usuń
  9. Aniu, mysle, ze wiekszosc ludzi reaguje na bodzce ( medialne, slyszalne, widzialne ) w sposob, ktory przypomina halucynacje zbiorowa.
    Skoro wiekszosc mowi jak jest , to tak jest, prawda? Jakaz to stara zasada , w dzisiejszej rzeczywistosci widoczna golym okiem.
    Im wiecej plynie przekazu z mediow , tym bardziej sie temu poddajemy. Juz nawet smiac mi sie chce, bo ludzie wierza i strasza sie nawzajem nawet prognozami pogody
    ( idzie wielka fala upalow, idzie straszliwa wichura, idzie wielki deszcz ), a to co faktycznie jest za oknem , juz sie nie liczy...tego nie ma - za to jest PROGNOZA, wiec to jakby to samo.
    Obserwuje to zjawisko we wszystkim – patrze na moj telefon, pokazuje mi ,ze w moim miescie pada deszcz, patrze za okno , a tam swieci piekne slonce i nie chce przestac.
    Obsweruje wokol zdrowych , pelnych energii , tlumy normalnie zyjacych ludzi, przekroj przez wszystkie roczniki, ale w telewizji mowia, ze nadal “przypadki “ straszliwie rosna,
    wiec choc jest normalnie, to musi byc strasznie, prawda ? Przypadki ? To co rosnie na wykresach, nie ma sie nijak do rzeczywistosci , ale kazdy widzi to co chce widziec...
    Mowia , ze strach ma wielkie oczy – ale wg mnie strach nie ma wcale oczu. Strach jest slepy i gluchy.
    Te osoby , ktore widzialy swiatlo baly sie, ale nie zamknely oczu – i dzieki temu wiedza, ze zobaczyly cos prawdziwego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, strach ma zasłonięte oczy. W tę stronę nie pomyślałam. A przecież i Sprawiedliwość jest przedstawiana ślepa :) Dużo ślepości na tej planecie jest.
      Ja też widzę normalne życie wszędzie. I moje siostry, i moi znajomi, i moi synowie. No może oprócz dziewczyny SynaNumerJeden, ale to jest jej wybór. I tak ją lubimy :)
      Co raz poklepuję się po ramieniu za wyrzucenie telewizora. Jaka to była dobra decyzja. Trzeba odwagi, by nie zamknąć oczu i nie użyć halucynacji odwrotnej. To nie przelewki, lasery spod choinki to nie jest codzienność. Ale jak ja bym chciała to zobaczyć! A trafiło na moją mamę, która już to wymiotła z głowy. Ech...No nic, rozglądam się. Jest sporo niewytłumaczalnych, narazie, rzeczy :)

      Usuń
  10. Pochłodniało od widoków i klimatu teledysku, najbardziej mi będzie brak chatty właśnie w zimie, gdy wokół biało a w kominku ogień na którym sie ogrzewa bigosik i winko z goździkami.
    Mam czasem takie przemożne, cielesne wręcz wrażenie, że ktoś jest w moim domu. Kładzie mi rękę na ramieniu, czuję jej ciepło i ciężar, boję się odwrócić, trwam tak czasem nawet minutę, czują oddech na szyi, odwracam się i ....nikogo. Albo budzi mnie wrażenie, że ktoś kładzie się obok mnie na łóżku, czuję uginający się materac, słyszę leciutki oddech, wrażenie czułości. Chwilo trwaj! Czasem wtedy płaczę, bo wiem, że jak sie odwrócę to zniknie, rozwieje się.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj końcówką lipca Aniu
    Ja wczoraj po wizycie u okulisty widziałam cały świat w różowych kolorach.
    Jednak na dłuższą metę było to męczące. Jak wróciłam do domu i spuściłam rolety, to wszystko stało się pomarańczowe.
    Nie wiem co było lepsze.
    A pisanie tutaj jest dla mnie pewną ucieczką od rzeczywistości.
    Teraz jednak jak nawet tu mnie niema, to mam chwile, że jestem zupełnie gdzie indziej niż fizycznie moje ciało.
    Pozdrawiam nadzieją na pełny pyszności sierpień

    OdpowiedzUsuń