źródło: internet
Tak się zastanawiam Wszechświecie...
Czy ja piszę zaangażowane teksty?
Czy ja jeszcze chcę się angażować?
I co to jest to: zaangażowanie?
Bo czasem jak za bardzo wejdziesz w misję, to Wszechświata nie widać.
Bywałam w takich miejscach często. I choć wydawało się, że misja była pozytywna, to w rezultacie traciłam więcej niż zyskiwałam. Wszechświat też tracił. Mnie.
Bo byłam cała zniknięta w MISJI.
Poprawiania siebie, świata, wszystkiego wokół.
Bo było "nietakie".
A ja miałam recepty na wszystko, wiedziałam, co jakie powinno być.
I im bardziej naciskałam na przestrzeń i ludzi, by dostosowali się do moich wyobrażeń, tym bardziej dostawałam rykoszetem. Wysyłałam wiadomość: jesteś nie taki jak trzeba i dostawałam spowrotem: jesteś nie taka jak trzeba, tylko pomnożone ;-) ŁOŁ, bolało.
Echo.
Prawo rezonansu.
Więc, kiedy ogarnęłam temat, powoli zaczęłam jakby w drugą stronę.
Ok, przewróciło się niech leży....
To wygodna pozycja. I ciekawa. Nigdy na nią sobie nie pozwalałam. Zawsze COŚ.
A tu, po prostu pozwalasz. Niech się dzieje. Po co się denerwować?
Wszystko jest jak trzeba, z Kosmosu widać szerszą perspektywę :-)
Drugi biegun.
Ale jednak...
Jednak Wszechświecie, coś kłuło :-)
I tak źle, i tak niedobrze :-)
Przyszedł kleryk do biblioteki, w czwartek. Już tak przed zamknięciem wyrwał się, bo miał dyżur na zmywaku. Skarżył się, że zmywał naczynia po 130 księżach. I trudne to było, bo jedli baranka, tłuste...
No tak.
W mojej lodówce też karkówka i schab.
Rok czasu byłam na diecie wege, ale po roku spróbowałam mięsa i wróciłam do normalnego jedzenia, bo strasznie mnie ciągnęło. Potrzebowałam. Nadal stoję w rozkroku. Jem mięso i nie czuję się z tym dobrze. Staram się jeść rzadko. I jak jem, podziękować. Ale wiem, że nie tędy droga.
Więc rozkrok jest.
Postanowiłam nie naciskać na siebie. Poczekać. Pozwolić.
A tu kleryk...
Rezonans.
Bo mnie jednak cholera bierze. Bądźmy szczerzy. Bierze.
W tym miejscu uprasza się katolików o udanie się gdzie indziej, w miłe i przyjazne światy.
Bo ja wyrażam opinię. Rozmawiam na temat religii i emocji.
I stwierdzam czasem coś dobitnie. Choć staram się wypośrodkowywać stanowisko, między Misją a "niech poleży", ale może się nie udać.
Ile oni tych baranków zeżerli? No ile?
Od dzieciństwa chodziłam w procesjach sypiąc płatki kwiatów pod nogi jakiemuś człowiekowi. Chodziłam w niedziele, święta, dreptałam drogi krzyżowe. Wmawiano mi, że tak naprawdę to dla boga.
Naprawdę?
Naprawdę, bóg kazał małej dziewczynce bić się w piersi i mówić: MOJA WINA?
Naprawdę byłam taka zła, że Jezus musiał umrzeć w mękach, by mnie piekło nie pochłonęło?
Naprawdę musiałam czuć się grzeszna i spowiadać, że zjadłam czekoladkę w poście?
Patrzę na te procesje teraz z boku. Idą rodzice z dziećmi.
I te dzieci też biją się w piersi i mówią: Moja Wina.
Mama jeszcze pokazuje, jak to zrobić dobrze. Jak to POCZUĆ.
Baranki.
Mój Wszechświecie. Ciężko patrzeć. Bo pamiętam i rozumiem.
I wierzę, że każda ścieżka prowadzi do ciebie.
Tylko czy nie można łagodniej?
Z większą Miłością?
Bo jednak mamy wybór.
Możemy położyć rękę na sercu i powiedzieć: KOCHAM I DZIĘKUJĘ.
Poczuć to.
To całkowicie wystarcza. To jest panaceum na wszystko.
Bo Wszechświat jest taki, jacy my jesteśmy.
Jesteśmy aż tacy potężni ;-)
źródło: internet
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka w rozkroku i lekkiej cholerze ;-)
Pięknie to napisałaś, moja ULUBIONA Prowincjonalna Bibliotekarko!. Wszechświat dobrze wie, że etyka obowiązuje i tych co to się w swe chude piersi biją i tych myślących inaczej również. Mam tylko wrażenie, że nie wie jak tę prostą prawdę obu stronom przekazać tak, by nikt nie musiał stać w rozkroku.
OdpowiedzUsuńMoże po prostu hodować pokolenie w myśl Konfucjusza- "nie rób drugiemu co tobie niemiłe". To dość uniwersalna prawda. Ale coś mi ćwierka w zwojach, że ostatnio namnożyło się wielu tych,którzy uwielbiają to co mnie jest niemiłe;)
Co do wegetarianizmu - nasz organizm sam sobie potrafi wybrać to, co mu do życia potrzebne i często ten hodowany od dziecka na vege z czasem jednak przerzuca się na mięsożerność, a i odwrotnie też bywa i to wcale nie dla idei a z własnej potrzeby, właściwie z potrzeby organizmu.
Od zarania dziejów chrześcijaństwa nie po to się szło "na księdza" żeby głodować i biedę klepać.Żyć w ubóstwie to ma laikat a nie księża.
Serdeczności;)
Kto ma księdza w rodzinie, tego bieda ominie ;-) Ludowa mądrość. Nie rób drugiemu...to fajne, ale wiesz, jak ktoś lubi, kiedy jemu źle? Bo różne są strefy komfortu. Wtedy kicha. Tak sobie myślę, że życie co ciągłe lawirowanie między Misją a niech poleży. Czasem bym chciała, jak mnich buddyjski, usiąść na górze i oddychać tylko. Być obserwatorem ;-) No nie dam rady :-) Nie w tym życiu :-)
UsuńZ mięsem jakoś się godzę. Ja wiem, że jak ktoś całe życie jadł, to nie tak prosto z tym. Nie biję się już. Wspieram kilka fundacji, staram się jeść mniej. Układam się.
Ach :-) "Ulubiona" wrzucam do koszyczka, na czas kiedy mroczniej będzie, dziękuję ;-)
Ksiądz, prawnik, lekarz- to były ongiś zawody- marzenia, gwarantujące dobrobyt. Przyznam Ci się- staram się jak najczęściej być na pozycji obserwatora. Obserwować, wysłuchiwać a potem - zapisywać. Bo uważam, że może się to komuś przydać, jako że lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na własnych.
UsuńA propos koszyczka- jedna z blogerek zaproponowała by każdy miał słoik i do niego wrzucał karteczki z zapisem co mu sprawiło radość, nawet najmniejszą, Bo większości się wydaje, że nic miłego, radosnego ich na co dzień nie spotyka, a tak naprawdę słoik po dżemie dość szybko zapełnia się małymi karteczkami, zwiniętymi w mały rulonik. Słoik przygotowałam, zdekupażowałam, żeby był ładniejszy i stoi pusty w charakterze ozdoby, bo już nauczyłam się cieszyć drobiazgami i zbyt szybko by się zapełnił.Małe radości wzmacniają naszą psyche.
Pięknie napisane. I wcale mnie to nie zgorszyło. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńMiło, że przeczytałaś. My wszyscy tacy piękni jesteśmy Karolino. Nie pozwól nigdy odebrać nikomu tego piękna. Nie jesteśmy nic nikomu winni. Ani źli, ani grzeszni. Bóg nas kocha dokładnie takich, jacy jesteśmy. Miłego dnia :-)
UsuńAniu, temat "zapalny", ale dobrze i mądrze napisane - z wiarą w Boga...
OdpowiedzUsuńKOCHAM I DZIĘKUJĘ ma MOC!!! - stosuję na co dzień i jest mi dobrze :))
Mark Twain tak oto podsumował religię: "Religia powstała, gdy pierwszy oszust spotkał pierwszego głupca".
Twain mądry był, nie znałam powiedzenia :-)
UsuńCzęsto ludzie mówią: nie rozmawiam o polityce i religii.
O polityce to i ja nie za bardzo. Bo chyba nie ma o czym. Ja tam widzę schematy psychologiczne i ludzi zaplątanych w ego. Ale religia dobiera się do naszych Serc. I to jest okropne.
Ja wiem, że bóg istnieje. Czuję to cała mocą. Jaki jest? Jest tobą, mną, barankiem, wiatrem :-)
Kocham i dziękuję :-)
Miłego dnia :-)
Zgorszonego nic nie zgorszy, a mądrego to i dobrze posłuchać;-)
OdpowiedzUsuńdorzucę ostatnio usłyszana opowieść, o kleryku. Po kolędzie na wsiach chodził i co roku po tym kolędowaniu urlop brał, by odpocząć i nie wiem tylko po czym, czy po głoszeniu Słowa czy po tych nalewkach domowych i kiełbasach...za granicą odpoczywał.
Uśmiałam się. Bonus taki miał :-)
UsuńNo pogubili się. Strasznie się pogubili. Ja bym nawet nic do nich nie miała, tylko żeby ludzi w to nie wciągali ;-) No chyba, że tych co chcą, ale dzieci...to mnie rusza.
Miłego dnia Jotko :-)
Tez jestem s takim rozerwaniu. Ech.
OdpowiedzUsuńPS niewierząca jestem , chyba że w siebie ;) ale te baranki... Nie wiem jak można zjeść.
UsuńAle kurczak to tez, a zjem. Królika już nie. Wolowiny wieprzowiny nie. Ja tylko kurkowa.
Kurcze. Tez niedobrze.
I tekst jakiś komediowy mi wyszedł.
:-) W rozkroku. No widzisz, jakoś powoli to się ułoży. Kiedyś przeczytałam książkę, potem podrzucę tytuł, bo nie pamiętam i kobiecie tam wyszło, że nie może przestać jeść mięsa, więc będzie jadła jak najmniej. Postanowiłam tak samo.
UsuńNa moje oko, to spokojnie wierzysz. W siebie, w rodzinę, we Wszechświat ;-) Bo kochasz i jesteś kochana. I jesteś wdzięczna za to co masz. To w zupełności wystarcza :-)
Karen Duve: Jeść przyzwoicie. Bardzo dobra książka w temacie.
UsuńOj żeby tylko Wszechświat nie robił mi jakiś re-back czy coś takiego do momentu sprzed roku...
UsuńKocurku, zdecydowanie jest to natręctwo myślowe. Nie twórz takiej rzeczywistości. Skup się na tu i teraz. Choć na sekundę, potem na dwie, potem na pięć...i ćwicz. Tu i teraz. I powoli na przód, nie do tyłu.
UsuńMuszę. Musze. Właśnie mnie zatoki atakują.
UsuńNo i czemu mnie to nie dziwi? Teraz ciało musi posprzątać po tobie. Calcium Pantothenicum i Sinulan oraz wit C.
UsuńI tworzenie dobrej rzeczywistości w głowie :-)
A wszystko to popite herbatką z lipy :-)
Ach te misje ! I ten rozkrok...Nie jem już jakiś czas, zbyt źle się z tym czułam ... Uwierało i uwierało ... Cholera... W kościele zaś stojąc rozmawiam ,,w sobie'' czy ,,on'' tam choć na chwilę zagląda ;) Może w rozkroku, na jakąś chwilę ;)
OdpowiedzUsuńZagląda :-) Wie, że potrzebują. Jest wszędzie, to i tam. Wszystko się zmienia i jest w stałym ruchu. Zobaczymy :-)
Usuńi kolejny raz zaskoczona. Jak prosto zwięźle i na temat. nigdy na to nie wpadłam, nie miałam takich przemysleń (mądra mniej?).A tu proszę MOJAWINA,MOJAWINA
OdpowiedzUsuńMĄDRA bIBLIOTEKARKO, to może krótko: dziękuję
Alis, jaka mądra mniej? Ja sama dość późno ogarniam temat :-)
UsuńBardzo trzeba uważać, co wkładamy do Serca sobie, a co dzieciom robimy...
Nie róbmy.
Miłego dnia :-)
A ja mam odmienne zdanie. Zważywszy, że mamy za sobą wiele wcieleń, możemy mieć bardzo dużo win.
OdpowiedzUsuńAle ja rozumiem, twój wybór. Twój własny. Ja zamieniam "wina" na "doświadczenie". Słowa: "wybaczam i kocham", połączone z Sercem są lekiem na całe zło. I zaczynam od siebie.
UsuńTo może być tak proste, choć wymaga pracy :-)
Ale każdy wybiera. A czytałaś "Rozmowy z Bogiem" Walsha?
Nie mogę się zgodzić z tym, że jeśli krzywdziłam innych choćby w poprzednich życiach, to nie jestem obciążona winą, tylko "doświadczeniem". Coś "kręcisz", Bzikowa, bo skoro nie operujesz pojęciem winy, to co i komu wybaczasz? Doświadczenie?
UsuńOperuję, tylko zamieniam :-) Wbite mam do głowy te "winy". Staram się zmienić paradygmat :-)To wymaga wysiłku umysłowego, spotkania z emocjami i ułożenia wszystkiego od nowa. Potykam się dość często. Ale wiesz, jak potrącę kogoś idąc chodnikiem, to mówię: przepraszam i idę dalej, bez biczowania się.
UsuńNie wiesz, czy krzywdziłaś w innych wcieleniach, nie masz pojęcia co robiłaś. Tak to wszystko ułożono, że teraz, tutaj, z tą amnezją, możesz wszystko sobie inaczej ułożyć i rozpracować. Nie przychodzimy tu "odrobić", przychodzimy się "uczyć", poznawać, smakować, doświadczać. I wybrać, co nam służy, co jest dla nas dobre. I wybieramy. Tak ja to obecnie widzę. Ale to tylko mój ogląd. On też się zmienia. Wybaczam sobie, że uwierzyłam w te "winy", wybaczam, że siebie nie kochałam. Tak po prostu, o ileż lżej :-)
A ja sobie wybaczam, że kiedyś myślałam, że jestem bez winy tylko dlatego. że albo ich nie pamiętałam, albo ich sobie nie uświadamiałam. Moja wina!
UsuńI ok. Jak ci pasuje. A potem i tak znajdziemy środek tego zamieszania :-)
UsuńAle wiesz, my o tym samym...generalnie. O braku miłości do siebie.
UsuńTeraz to nazywam Globalną Nieświadomością. I się nie czepiam za bardzo. Po coś to jest. Ale generalnie, mówimy obie o tym samym. Tylko inaczej :-)
Ja też od zawsze w rozkroku w kwestii jedzenia mięsa. Z kilkukrotnymi próbami odstawienia go na zawsze. Jednak to zawsze nigdy nie następowało. Prawa podniebienia zwyciezały a duszę znowu gryzło sumienie.Od prawie miesiaca znowu nie jem mięsa. Zobaczę jak będzie dalej, ale cieszy mnie obecny stan czystego sumienia i kontroli nad sobą.
OdpowiedzUsuńKażdy swoje wyrzuty, cięzary na sercu i winy, ale wobec siebie samego i bliskich. Nie ma przecież ludzi nieomylnych, bardziej anielskich niż ludzkich. Próbujmy poprawiać to, co da sie poprawić. Wybaczać sobie i innym, pracować nad sobą i nad relacjami z innymi. Bo chyba ta praca jest ważniejsza niz bicie sie w piersi i procesje na pokaz.A najważniejsze te dwa słowa, o których napisałaś - "kocham i dziękuję". od nich wszystko sie zaczyna i na nich powinno sie kończyć.
Kocham i dziekuję, Aniu!:-)*
No widzisz, z tym jedzeniem mięsa, kłopot. Patrzę w oczy zwierząt i widzę żyjące, czujące istoty. I staram się. No nic, zobaczymy.
UsuńPraca nad sobą, to chyba jedyna jaka się liczy na końcu tej drogi:-)
I chyba tak jest, że im bardziej wchodzisz w siebie, im bardziej układasz się ze sobą i otoczeniem, tym mniej masz ochotę i potrzebę chodzić na procesje, marsze, wiece i strajki. Przynajmniej ja tak mam. To też proces. Bo czasem jednak coś zatrzęsie.
Miłego dnia, słonecznego, Ola :-)
baranki też są dobre.
OdpowiedzUsuńa moja wina, że ich tak mało...
Babciu, a czemu masz takie wielkie zęby?
Usuń:-D
W zeszłym roku odrzuciło mnie od jedzenia mięsa. Tak się wzięło i odrzuciło, nie wiem skąd. Niczego nie czytałam, nie oglądałam, coby mnie miało zniechęcić, nie piłam procentów, żadnych:-). Na widok mięsa dostawałam odruchu wymiotnego. Nadal dostaję i co z tego? Wróciłam do jedzenia mięsa i to wbrew sobie, bo suplementacja witaminami, to było za mało. Dopadła mnie anemia, braki witaminy B12, a w moim przypadku to bardzo niedobrze. Dopiero jedzenie mięsa plus suplementacja witaminami poprawiły moje wyniki. To jest dopiero rozkrok pomiedzy niechęcią do mięsa, a koniecznością jego spożywania:-(
OdpowiedzUsuńNizeły rozkrok. Ja po roku niejedzenia czułam się bardzo dobrze. Jednak :-) Tak na wszelki słuczaj Marytko zrób sobie jeszcze badania OB i CRP ( białko c-reaktywne). Żeby był komplet badań. Dla spokojności :-)
UsuńMiałam robione te badania i multum innych, kiedy wylądowałam na SOR-ze, i te akurat były ok.
UsuńPozdrawiam Aniu:-)
I to jest dobra wiadomość :-) W takim razie zdrowia nadal i miłego dnia :-)
UsuńKiedy myślisz że doszłaś do jakiejś nowej prawdy, porzuć ją i ciesz się życiem :)
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu patrzę na kościół inaczej. Dla mnie już nie ma religii, jest duchowość. Nie ma klękania, jest równość. Wszystkich, bez wyjątku.
W tym życiu i każdym kolejnym. Aż trafisz do źródła.
Ano, co raz mijam jakieś słupki graniczne :-)
UsuńI świat jest inny co raz. Pewnie mamy cały bezczas Wszechświata, ale kurtka :-) czasem zastanawiam się czemu tak boksujemy na drodze?
Dokładnie o tym samym myślę, dlaczego...żeby coś przerobić?
OdpowiedzUsuńNa razie wydaje mi się, że jednak byłoby stratą czasu i okazji, by nie spróbować fasolek wszystkich smaków :-) Czasem popatrzę na świat z Kosmosu, czasem jednak wejdę w jakąś zawieruchę. Kwestia tylko nie znikać :-) Na razie tak, bo przecież po coś tu przyszłam :-) podobno dobrowolnie :-)
UsuńMam podobne odczucia, zarówno w temacie jedzenia mięsa (jem, ale nie jest mi z tym dobrze i staram się jeść mniej), jak i tego religijnego wmawiania sobie win. Zawsze zastanawiałam się na przykład, ile mogło nagrzeszyć przeciętne dziecko idące do komunii, że się musi z tego spowiadać i przede wszystkim, czy wszechwiedzący bóg tych grzechów nie widział, że koniecznie trzeba o tym jakiemuś obcemu facetowi opowiadać?
OdpowiedzUsuńAno tak. Myślę, że coraz więcej ludzi budzi się z takimi pytaniami i zaczyna kwestionować to co widzimy wokół. Że to może nie koniecznie jest tak jak nam się wmawia. I szukamy własnej ścieżki. I to jest dobre bardzo. Bo zmiana, choć trudna, jest potrzebna. Piszę to ja, ta co panicznie bała się zmian i nadal ma z tym problem :-)Ale pełznę :-) Miłego :-)
UsuńReligie są według mnie takim przedszkolem do rozwoju duchowości. W przedszkolu wprowadza się dziecko stopniowo do poznania pewnych prawd. W tym przypadku uczy się zasad wiary i rachunku sumienia. Bóg jest zbyt abstrakcyjny dla większości dorosłych, a co dopiero dla dziecka, więc dziecko odsłania stan swojego sumienia przed księdzem. Do czasu komunii dziecko może zrobić bardzo dużo "brzydkich" czynów - kłamać, poniżać kolegów, używać wulgarnych słów. Może ktoś powie, że dziecko jeszcze nie jest w pełni świadome, ale w jakiś sposób tę świadomość trzeba budzić. Inaczej mało kto chciałby zaglądać w głąb sumienia. I to wszystko nie jest potrzebne Bogu, tylko człowiekowi. Łatwiej opowiedzieć o swoich winach komuś, kogo obowiązuje tajemnica spowiedzi. Dopiero w pełni dojrzały człowiek z ukształtowanym sumieniem może według mnie obejść się bez spowiedzi, bo konfrontuje swoje winy w relacji z Bogiem, którego w trakcie życia poznał. A co do religijnego wmawiania win - też kiedyś tak myślałam "Jaka moja wielka wina?". Ale teraz mam świadomość, że dzieci nie przychodzą na ten świat niewinne. Często muszą w obecnym życiu zebrać to, co zasiewały w poprzednich wcieleniach.
OdpowiedzUsuńI to dotyczy nas wszystkich. Żeby rozwinąć świadomość dobra i zła i oczyścić ducha trzeba wiele przeżyć i nie robić innym tego, co nam nie miłe. Ksiądz nie ma mocy odpuszczania komukolwiek grzechów, ma je jedynie osoba poszkodowana. Jezus mówił do swoich uczniów, ze komu odpuszczą grzechy, będą odpuszczone. Ale każdy, kto chce być świadomym chrześcijaninem jest przecież uczniem Jezusa, jeżeli chce poznawać Jego naukę i według niej żyć. Trzeba tylko mieć świadomość, że różne religie tę naukę zniekształciły na swój użytek.
Dwie rzeczy. Chrześcijanin nie może wierzyć w reinkarnację. Herezja :-) Z drugiej strony, jak się umawiamy z innymi duszami na odpracowywanie, bądź, że nam dadzą do przepracowania, coś czego chcemy doświadczyć, gdzie tu jakaś wina? Tylko umowa :-)więc faktycznie, urazy trzeba odpuszczać, po przepracowaniu oczywiście, bo to tylko umowa ;-) Żadnych win.
UsuńNie może wierzyć w reinkarnację w znaczeniu religii wschodu. W nauce Chrystusa są ślady wskazujące na to, że nie zaprzeczał On poprzednim ani następnym wcieleniom (w ciele człowieka, a nie zwierzęcia).
OdpowiedzUsuńNajsmutniejsze jest to, że gdyby Chrystus znów przyszedł na ten świat, to kościoły uznałyby Go za heretyka. Tak samo, jak dwa tysiące lat temu...
A czy to ważne w sumie? Każdy swoją ścieżką idzie ku Źródłu. Dla mnie jest to już oczywiste. Choć czasem muszę to sobie przypominać, bo zapominam :-) Miłego dnia :-)
UsuńPozdrawiam Aniu. ;)
OdpowiedzUsuń;-) Miłego dnia Anito :-)
Usuń