Obserwatorzy

sobota, 27 kwietnia 2019

Mały, biały szczeniaczek Wszechświecie.

Małe miasteczka.
Swoisty klimat i urok.
Takie położone nad rzeką, właściwie magiczne.
Niewinna zieleń listków na drzewach. Wielkie, ciepłe słońce. Ultramaryna nieba. Ogromne, żółto-zielone dywany łąk. Bug toczy wody wartko, pluszcze żwawiej. Na jego brzegach kwitnie życie, miłość i rozmnażanie. Rytm natury bije pełnią dźwięku, barw, zapachów i wibracji.
Natura budzi w naszych ciałach, należących do niej, drgania, które każdy czuje. Jednych to osłabia, innym dodaje energii.
Jedni mówią: Ach, znów wiosna :-) I drżenie w ciele sprawia miłą ekscytację, zapowiada smakowanie życia po zimowaniu.
Drudzy mówią: Cholera, znów wiosna ;-( I nie chcą drżenia, nie chcą ekscytacji, chcą płaskiej linii encefalografu i ekg. Dość, za dużo.

W małym miasteczku to widać. Bo zna się wszystkich choćby z widzenia. Coś tam się wie o ich życiu, z plotek, szeptów, uśmiechów i ciała, jego pochylenia, ruchów, napięć. Chcąc nie chcąc, buduję jakąś historię osób z którymi mam kontakt. Bezwiednie, pozazmysłowo, nieświadomie.
Na ile to prawda? Na ile mogę temu zaufać?

Wyszłam z biblioteki trochę  zmęczona. Zawsze mam jeszcze taki szum w głowie po całym dniu. Ludzie mówią, książki szepczą, moje myśli krążą wokół pobudzone. Powoli wyczepiam się z tego idąc do domu nie ulicami, ale targowicą i przez sad. Nie ma tam ludzi, jest dziki gąszcz, czyści moją głowę i serce, przestawia na łagodne, popołudniowe tory.
Już miałam przejść przez ulicę i skręcić w targowicę, kiedy kawałek przede mną zobaczyłam dwóch PanówPijaków.
Jako córka alkoholika bardzo dobrze rozpoznaję ilość procentów we krwi, czas poboru i inne rzeczy ;-) Panowie szli równym, marszowym, krokiem. Sztywnym, ale szparkim. Ręce równo wzdłuż ciała, nogi sztywne, biodra do przodu, głowy wyprostowane, oczy patrzące prosto przed siebie. To wszystko po to, by kontrolować grawitację. Bo ciągnie na boki :-)
Czyli panowie już po poborze, ale zamierzają stan pogłębić. Jest miłe popołudnie, ciepłe, a kierunek wybrali: Biedronka. Wsio jasne, tylko...
Poszłabym swoją drogą, ale zobaczyłam przy nogawkach PanaPijaka2 malutkiego, białego szczeniaczka, który tuptając wesoło, podskakując, podgryzając od czasu do czasu pięty panu, radośnie wędrował z PanamiPijakami.
Minęłam mój skręt, poszłam za nimi. Maluch był luzem. Oni szli chodnikiem przy ruchliwej drodze. Skupieni na dotarciu do celu. Tylko PanPijak2 od czasu do czasu odważał się spojrzeć na szczeniaczka, sztywno przechylając głowę. Nic więcej.

W mojej głowie burza. Nie chcę więcej zwierząt. Trzy koty i pies, dwa bezdomniaki w sadku, u mamy spora gromada pod moją opieką. NIE.
A szczeniorek tupta radośnie, podbiega do krawężnika, a potem znów do PanaPijaka2.

Kucnęłam i cicho zawołałam: psipsipsi...
Mimo odległości usłyszał. Stanął, odwrócił się i spojrzał na mnie. Klapnięte uszka się podniosły, wyprostował się, nagle zobaczyłam istotę, która całkiem serio mnie oceniała. Nie szczeniaka, istotę dorosłą, poważną i czujną. Popatrzyliśmy na siebie ponad płytami chodnika. Nagle, jakby przestrzeń przed nami skurczyła się. Chwila trwała w zawieszeniu...

W tej chwili bezczasu pojawił się film w mojej głowie...

Doganiam PanówPijaków. Uśmiecham się do nich, by wydać się milsza. Pytam o szczeniaczka. Mówią, że suka się oszczeniła i taki gówniarz został. Upierdliwy, wszędzie za nimi lata. Pytam czy by go nie oddali. Bo bardzo mi się podoba i zapewniam, że u mnie będzie miał bardzo dobrze.

Niepewność na twarzy PanaPijaka2.
Patrzy na podskakującego malucha, tańczącego radośnie wokół mnie, patrzy jak go głaszczę, biorę na ręce i przytulam. Widzi. Widzi mnie, czysto ubraną, paniusię bibliotekarkę, z etatem, domem, mężem, samochodem. Żyjącą życiem spokojnym i dostatnim.
Widzi siebie. Brudny, pijany. Porzucony przez matkę. Ciągle kombinujący jak przeżyć, za co się napić. Oszukany przez najbliższych, tułający się po obcych kątach.
Widzi szczeniaka, wesołego, małego i niewinnego. Który tak bardzo go lubi nie wiadomo czemu. Chodzi za nim krok w krok.
To nawet miłe, lubię go- myśli PanPijak2.
I w tej myśli jest czułość jakby...?

Ja widząc, że PanPijak2 zaczyna mi się wymykać, sięgam po portfel i mówię, że mam pieniądze.
Ja kupię tego szczeniorka, bo naprawdę bardzo mi się podoba i zapewniam, jeszcze raz, że u mnie będzie mu bardzo dobrze.
Mam w portfelu 70 zł. Wyciągam.
W tym momencie PanPijak1 trąca łokciem w bok PanaPijaka2.
PanPijak2 patrzy na pieniądze, na szczeniaka i na mnie...
Dobra, u pani będzie miał lepiej...
Powoli, sztywno kuca, ryzykując utratę równowagi i głaszcze psiaka, który szczęśliwy kręci mu się pod ręką i liże małym, różowym jęzorkiem.
Powoli wstaje, bierze pieniądze.

Łapię szczeniaka na ręce, by nie pobiegł za nimi.

Stoję na chodniku, panowie odchodzą sztywnym krokiem.  Jakby mniej żwawo, jakby z mniejszą radością i pewnością celu.
Szarzeją na szarym chodniku, pod zielonymi lipami, w blasku wiosennego słońca.
Szarzeją i oddalają się...

Mrugnęłam okiem i znów znalazłam się kucnięta na chodniku. Panowie nadal szparko wędrowali do Biedronki.
Istota patrzyła na mnie jeszcze dłuższą chwilę. A potem nagle zmieniła się znów w małego, wesołego szczeniorka i pobiegła za nimi.
Wstałam oszołomiona. Poszłam za nimi jeszcze kawałek. Zobaczyć, czy przejdą przez główną ulicę. Przeszli, szczenior trzymał się ich nóg, a PanPijak2 kilka razy popatrzył na niego.

Odetchnęłam.
Westchnęłam.
Podjęłam decyzję.
Poszłam do domu.

Drugie, świadome spotkanie z Aniołem Wszechświecie :-)
Dziękuję :-)

Czeremcha rozkwitła :-)



Moja wieczorna modlitwa brzmiała: wiem, że wszystko toczy się jak trzeba. Ale jeśli...jeśli będę potrzebna, jestem. I pomogę.


Pozdrawiam Wszechświecie. Twoja naćpana zapachem czeremchy Prowincjonalna Bibliotekarka.

42 komentarze:

  1. Dzięki za te rozmowy, Bibliotekarko. Uczę się od Ciebie. Czeremcha i u nas daje z siebie wszystko. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę :-) Wszyscy się uczymy. Kocham czeremchy :-)

      Usuń
  2. Pobiegł za nimi, to chyba znaczy, że nie został skrzywdzony, gdyby był to by nie pobiegł. Tak myślę:-) A poza tym nie każdy pijący jest agresywny. Mój były nigdy nie skrzywdziłby psa, choćby nie wiem jak był nawalony, oczywiście były, nie pies. Na mnie też podnosił rękę tylko jak był trzeźwy, nigdy po pijaku. Tak, że więc ten tego...
    Chciałaś dobrze poprzez pryzmat własnych, niedobrych doświadczeń i poprzez myśl, że zwierzęta nie krzywdzą. Krzywdzenie to domena ludzi. Ale to tylko moje takie tam myślenie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wszystko widziałam przez moje doświadczenia i filtry. To i dla mnie było jasne. Dobrze myślisz. Alkoholicy są tak samo, jeśli nie bardziej, wrażliwi jak my wszyscy. W tym ich problem. Zranienia bardziej bolą. Wiec mocniej się bronią. Po pijaku blokady puszczają, wtedy czasem widać...

      Usuń
    2. A u nas bez kwitnie i tak pachnie cudnie. Myślałam dzisiaj, że to jakaś kobieta idąca przede mną ma takie boskie perfumy. A tu zonk:-) Dobrze, że w porę doszłam źródła tego zapachu, bo jak nic zapytałabym tą babkę co to za zapach i skąd go ma. No to byłby obciach:-))
      Mam krzaki bzu pod balkonem, jak wiatr zawieje i poniesie w moim kierunku mogę się inhalować ile wlezie:-)
      Zapachu czeremchy nie znam. U nas chyba nie rośnie.

      Usuń
  3. Wiesz, nigdy nie miałam osobistych doświadczeń z alkoholikami, choć np. mój dziadek rok w rok robił wino z dzikiej róży, jeden gąsiorek, nie za duży, na rok. Było w domu wino "na święta", było na prezenty dla przyjaciół. Ale np, siostrzeniec mojej babci, którego uwielbiałam, facet,który był jednym ze znanych demografów, profesorem,wykładowcą, był alkoholikiem. Ale ja nigdy nie widziałam go "w stanie". Uwielbiałam go, bo miał poczucie humoru, był po prostu fajnym wujkiem. Pił do lustra, zamknięty w swym pokoju.Miał 3 dzieci i psa.W domu nie było awantur, nie było biedy, niewiele osób ze znajomych wiedziało o jego chorobie.Wiedziała żona, wiedział pies, warujący przy drzwiach gdy pan "był w ciągu". Dzieci też nie wiedziały na co tata choruje. Nie każdy alkoholik=awantura, bicie, kompletna degrendolada umysłowa.
    Ci ze szczeniaczkiem może należeli do tej grupy nie bijącej i nie awanturującej się.A może ten piesek ma być dla nich tą nicią wiążącą ich z tą ich lepszą stroną życia? Oczywiście to, że za nimi pobiegł nie świadczy jeszcze o niczym, ale może jednak?
    Miłego Anuś;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybrałam opcję: a może jednak :-)
      Alkoholizm ma wiele twarzy. Tyle dokładnie ilu ludzi zanurzonych w nim i obok niego. To ucieczka przed sobą. Przed tym co boli. Wiem o tym, ale bycie w tym wesołe nie jest. Nawet jeśli alkoholik jest łagodny. Jest destrukcyjny dla siebie i otoczenia. Ale co zrobisz. Jest jak jest. Widuję ich, szczeniak nadal radośnie chodzi z tym panem. Ma się dobrze :-)

      Usuń
  4. Bardzo poetycznie zaczęłaś, masz potencjał , kobieto:-)
    A wiesz, że wiele osób się dziwi, czym można się zmęczyć, pracując w bibliotece? ja już nawet przestałam wyjaśniać...
    Nie widuję czeremchy, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To praca z ludźmi. Każdy przychodzi ze swoją energią. To naprawdę czasem zmęczy. Zwłaszcza ci biedacy zanurzeni w żalach. Już nie daje się ssać, nie pozwalam na jęczenie. Poza tym znów muszę zrobić roszady na regałach, bo nie mieszczę się...ech, nogi i ręce będą boleć :-) Pojedź a miasto, czeremcha magicznie pachnie :-)

      Usuń
  5. … no i co ? Tak po prostu odpuściłaś ? Taka historia ! Szkoda małego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, odpuściłam. Wiesz, wydaje mi się, że on po coś z tym panem jest. I to jest dobre.

      Usuń
  6. Aniu, jesteś niesamowita :)

    A wiesz, że to był jego Anioł Stróż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i pomyślałam, po dłuższym tentegowaniu w głowie :-)
      To było dziwne, poczułam, że jestem surowo, ale z pewną łagodnością oglądana. I czułam, że mam wybór. Mogłam pójść tą drogą albo odpuścić. Wszystko było dobre. Wybrałam. Jest Ok :-)

      Usuń
  7. Oj to trzeba więc przeczytać Mój przyjaciel KOT o Michaelu i Tabor :) ja właśnie czytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupiłam do biblioteki :-) Wiele jest takich historii, tylko w większości nie zauważamy. Czasem trzeba pozwolić, by rzeczy się działy i pójść swoją drogą Kocurku. To właśnie zobaczyłam :-)

      Usuń
    2. JEszcze jest książka kroniki kota podróżnika (tez dostałam az trzy razy, swoją drogą ciekawe, że czasami mam listę książek do kupienia i nikt się nie pokusi, więc ja kupuję je sobie sama, a tym razem Połowa i jeszcze siostra kupily wszystkie z listy... ale głupio było się przyznać, że ja mam schowane dla samej siebie te same książki... XD ) I jeszcze o czym myślą Koty, ale to chyba poradnik - nie wiem, bo jeszcze nie zaczęłam czytać. Mam też na półce Riko i my, a także Kot który spadł z Nieba i Jutro należy do kotów. Majówkę będę mieć zatem oczytaną. Na razie musze się jednak pozbierać po historii Michaela i Tabor.

      Usuń
  8. znam taki przypadek z życia. i jestem pewien szczęścia małego pieska pomimo alkoholu. wzajemność uczuć wręcz bije od tej pary. może lepiej się stało, że zostali ze sobą. trudno wyczuć kto komu jest bardziej potrzebny i kto trzyma przy życiu to drugie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. I ja mam pewność, że wszystko dzieje się dobrze.

      Usuń
    2. też znam taką przyjaźń w prawdziwym życiu... Sara potrafi kochać, a to cenny dar

      Usuń
  9. Tak właśnie miało być, pokazał ci ... Uchylił rąbek...

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wstępie - uwielbiam zapach czeremchy jak idę przez las.
    Znam pary, gdzie osoba społecznie wykluczona przyjaźni się z psem czy sforą psów bądź kotów i powiem Ci że te istoty rozumieją się znacznie lepiej niż ludzie w wielkich biurowcach, ładnych domach, czy drogich apartamentach. To jest jakaś taka więź na innym poziomie.
    Dwa lata temu widziałam u nas na wrocławskim rynku pana żula, mocno już wiekowego ze starym dziecięcym wózkiem. Woń wydzielał mało przyjemną ale to co w wózku miał nie pozwoliło mi się odsunąć. On woził w tym zdezelowanym wózku starego i schorowanego wilczura. Pies był bardzo wiekowy i chyba niezdolny do przemieszczania się o własnych siłach. Leżał spokojnie, pogodzony ze swoją słabością, przykryty kocem z czułością jak najkochańsze dziecko. Domyślam się, że nakarmienie psa tej wielkości to nie jest prosta sprawa dla człowieka żyjącego w taki sposób. Zatem miłość która ich łączyła musiała być na tyle silna, że człowiek nie wyrzekł się starego, wielkiego psa, będącego na pewno obciążeniem dla niego.
    Nie wiem gdzie jechali, jaka jest ich historia. Nadal nie mam odwagi podejść i zagadać, mam obawy, wstyd i dziwny lęk.
    Ale te pieski co siedzą przy żebrakach nigdy nie są, przynajmniej tu u nas wychudzone, zawsze jest pojemnik z wodą i jakieś jedzonko, czy to wyżebrane czy zakupione. Ale coraz mniej ich jest.
    Jakoś mi się tak oczy spociły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Mario, kiedyś bym zrobiła co widziałam. Kupiłabym szczeniaka.
      Teraz mam szersze spojrzenie. I o zgrozo :-) większą empatię jakby. Sama nie wiem co mam, ale czasem to jest coś, co ludzie normalnie odbierają jako "brak serca". A ja uważam, że to własnie empatia. Muszę jeszcze na ten temat pomyśleć. Ale to daje większy obraz tego co widzę.
      Kiedy umarł mój pies Florek, byłam na terapii. Ciężko mi było. Na spotkaniu którymś terapeutka zrobiła małą medytację prowadzoną dla nas wszystkich. Chodziło wyobrażenie spokojnego miejsca, bezpiecznego i zaproszenie tam kogoś, kogo się chce. Do mnie wtedy przyszedł Florek. Popłakałam się. Kiedy jej powiedziałam, kto przyszedł, zapytała: a może on jest jakąś twoją częścią? Zastanów się jaką.
      Może nasze zwierzaki są takimi naszymi wypartymi częściami siebie, maja te cechy, które chowamy przed światem ze strachu, wstydu, złości czy coś tam...
      Może biały, wesoły, przyciągający uwagę i miłe uczucia innych piesek, był tym małym chłopczykiem, którego PanPijak chował przed światem? Jedno jest pewne, obaj mieli POMOC :-)

      Usuń
    2. One są naszymi Dajmonami!
      Zgadzam się

      Usuń
    3. Ano tak Kocurku. Mi też na to wygląda :-) Odpuść Chessurowi to pudełko, kupę frajdy pewnie miał :-DDD

      Usuń
    4. Wygryzał w nim dziury jak Amber więc dostał nazwisko Buśkowski ;D A poza tym i tak wiadomo kto przysłał tych drani... Tło na bloga kupiłam na etsy za jakieś dolary, omg, świat oszalał XD

      Usuń
  11. Cudowne to :) oni byli "swoi" :) i mieli coś do załatwienia. I tak myślę że Twoja osoba była ważnym punktem na tej drodze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak myślę :-) Sam fakt, że zobaczyłam...myślę, że zdałam jakiś egzamin :-)

      Usuń
  12. nie jest pewne, że pies jeszcze stanie na Twojej drodze, całkiem możliwe, że jeszcze będziecie przyjaciółmi... :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Przypomniała mi się "Kasztanka" Czechowa, jak zawsze w takich sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tu tak właśnie jest. Wszyscy jesteśmy połączeni niewidzialnymi niteczkami. I wszyscy jesteśmy tacy sami :-) Wszyscy w tę samą stronę idziemy. Choć myślimy, że nie.

      Usuń
  14. Witaj w maju, miesiącu, który chyba najbardziej lubię. Wiosna jest w pełni, a dookoła dominuje świeża zieleń, zapach skoszonej pierwszy raz trawy i radosna żółć wychylających się z niej mleczy.
    A małe miasteczka lubię. Czasem miałabym ochotę tam zamieszkać choć na chwilę. Duże miasto nieraz męczy, chociaż wiele spraw ułatwia. Napisałaś, że dużo piszę o tym co bym chciała. To prawda, ale wiele rzeczy się zdarza :)))
    Jeżeli Ci to pisane, to psa jeszcze spotkasz na swoich ścieżkach.
    Pozdrawiam wszystkimi kolorami i zapachami maja

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj zielono-żółto
    Powoli kończy się pierwsza majówka. Mam nadzieję, że Tobie minęły spokojnie.
    Pozdrawiam nadzieją na wiosenne, majowe słońce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj nadal majowo
      Zastanawiam się co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że również maj, piękny maj. Ale czy melancholii śladów brak?
      Pozdrawiam ciepło przesyłając uśmiech

      Usuń
  16. Ale super, a ja się martwiłam, ze piszę takie kosmiczne teksty. No niestety u mnie jest inna bajka, to ja już nie umiem się w to angażować, ale jeśli polecisz mi (u mnie na blogu, żebym coś przeczytała i skomentowała, to chętnie to zrobię. Właśnie przeczytałam Twój komentarz do mojego posta, odpisałam i pomyślałam sobie, że to bardzo dobry wstęp do mojego następnego posta.. Jeśli możesz, to przeczytaj i napisz czy zgodzisz się, żebym to napisała w poście. Mnie tu w Polsce mało czytają bo ta kultura co ją preferuję, jest inna, ale za to czyta mnie zagranica, hehe. Miło mi, że do mnie zajrzałaś, może już nie chcesz więcej, rozumiem. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpisałam u ciebie :-) Bardzo chętnie do ciebie będę zaglądać.

      Usuń
    2. Ja też odpisałam, super, że się dzielisz opinią. Chciałabym tylko poprosić, żebyś to przeczytała co ja myślę, bo myślę, że nie bardzo zrozumiałam tak do końca twoje zdanie. Piszę bloga od 4 lat, zaczęłam niewinnie od mojej rehabilitacji na tai chi, potem niechcący wylałam cały swój żal i rozpacz, a potem znalazłam ukojenie w naukach Nauczyciela Bon. Wszystko napisałam, więc jeśli masz życzenie to chętnie się podzielę moją wiedzą, moim doświadczeniem i posłucham nowych propozycji na polepszenie życia i śmierci .Strasznie się cieszę :-) Ja dość dobrze znam nauki Pana Jezusa i przykazania Boga. i myślę, ze Bóg jest jeden tylko inaczej się nazywa, a szkoły są różne, bo każdy rozumie tyle ile może :-) o kurcze to się nadaje na posta chyba, hehe uściski Aniu :-)

      Usuń
    3. Rozpisałam się w odpowiedzi, ale tak się cieszę, że się spotkałyśmy bo Twoje poglądy zwróciły mi uwagę, na pewne rzeczy.
      A to skoro nie przejmujesz się aż tak bardzo co mówi Bóg, to czemu o tym wspomniałaś, przytoczyłaś cytaty? Tylko dlatego się do tego odniosłam :-)

      Usuń