źródło: internet
Wyszłam do gminy z papierami. Nie lubię, ale trzeba.
Krzyknęłam do Koleżanki z Dziecięcego, że wychodzę i poszłam.
I podczas kiedy ja załatwiałam papierologię, zadziało się.
Ja sobie pod biureczkiem czasem odkładam książki. Dla tych czytelników co chodzą często, czytają dużo i ciągle im mało. Podpora biblioteki, więc zasługują na specjalne traktowanie :-)
Dostają nowości na początku, bo też i czytają szybko. Na książkach nalepiam karteczki z nazwiskiem by nie zapomnieć co dla kogo. Ale czasem nie nalepię...
Wracam z gminy. Zaglądam do kart, kto był pod moją nieobecność. Bo zawsze jest tak, że siedzę dwie godziny i nikogo nie ma, tylko wyjdę do sklepu po bułkę, a okaże się, że już trzy osoby Koleżanka obsłużyła za mnie, niezadowolone oczywiście, że mnie nie ma. Więc zaglądam, a tam była PaniH, która taka jest nieregularna, czasem przychodzi co dwa, trzy tygodnie, czasem i rok się nie pokazuje. Co gorsza książki też potrafi rok przetrzymać. I moja koleżanka dała jej książkę spod biurka. Bo nie było karteczki.
Osz! moja wina, cholibka...
Nie mam do niej telefonu, bo wykręcała się z podaniem. Że zmienia, że nie pamięta numeru. Facebooka nie ma. Nieinternetowa.
Wiem, że Koleżanka z Dziecięcego ma numer do jej partnera. Bym poszła, poprosiła, żeby do niego zadzwoniła z informacją, że książkę trzeba przeczytać w tydzień i oddać. Tę jedną, bo resztę spokojnie, bez pośpiechu.
Jak teraz pójdę do Koleżanki z Dziecięcego, to ona się obrazi. Znam ją ;-) Weźmie do siebie, że ją krytykuję i będzie się snuła cały dzień, albo dwa, cierpiąc. A potem jeszcze mi wypomni przy najbliższej okazji. A ja też nie lubię takich sytuacji, bo moja mama takie myki stosowała i stosuje, a potem ja też stosowałam, bo jak mówiła moja babka: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy...
To nie lubię, bo lustra, wiesz sam Wszechświecie ;-)
Ale na książkę czeka bardzo fajna czytelniczka. A PaniH może oddać za pół roku.
Trudno. Dobro biblioteki przede wszystkim!
Poszłam do Koleżanki Dziecięcej. Bez nadziei na inny obrót sprawy, najpierw przeprosiłam za brak kartki, a potem poprosiłam by zadzwoniła. Taaaa....
No cóż. Zdenerwowała się zgodnie z przewidywaniami, że ją krytykuję a kartki nie było, że musi teraz dzwonić (to jej osobisty kolega) i, że w ogóle stawiam ją w takiej nieprzyjemnej sytuacji. Wysłuchałam, jeszcze raz powiedziałam - przepraszam i proszę, poszłam.
Cóż zrobić, mogłam odpuścić, mój wybór.
Zniosę focha.
To był czwartek.
Jakżesz się zdziwiłam w poniedziałek widząc wchodzącą PaniąH.
Wyprostowana jak świeczka, głowa cofnięta z brodą wciśniętą w szyję, z policzkami czerwonymi jak maliny, kręgosłup szyjny w ogóle chyba nie miał wgięcia, za to pewnie lędźwiowy wygiął się ponad miarę, ręce w kieszeniach...Blok na całego.
Ledwie mówiła, tak bardzo zaciskała zęby, by całą wściekłość utrzymać na wodzy.
No tak, konsekwencje....
I pretensja: czemu ja tak z nią postąpiłam, czemu ją traktuję inaczej, czy ona nie ma prawa, czy ona jakaś na cenzurowanym, ile można według regulaminu trzymać książki ( pominęła milczeniem moją odpowiedź, że dwa tygodnie, a ona trzyma czasem i rok), jak tak można, to nieuczciwe.
I generalnie: DLACZEGO JA i MNIE ?????
Nie dałam się. Spokojnie wytłumaczyłam, choć odbiło się i wpadło do czarnej dziury.
Powiedziałam, że ma jeszcze 5 dni na czytanie.
Postawiłam granicę, która pewnie zabolała. Ale choć współczuję, to nie pozwolę.
Nie pozwolę na ulewanie w moją stronę.
Bo o czym my rozmawiałyśmy Wszechświecie????
No nie o książce. Wcale nie o książce. Znaczy ja tak. Ale ona: NIE.
PaniH nie pracuje. PaniH siedzi na wsi z mamą, która ma demencję. PaniH zgodziła się na to. Pomijam inne szczegóły, generalnie, jej był to wybór.
A ona tego nie widzi, uważa, że Wszechświecie kochany, uwziąłeś się na nią.
Czuje się jak Ofiara.
kadr z filmy Bambi
Ale w głębi Duszy, czai się...no właśnie, CO?
Na kogo padnie, na tego BĘC!
kadr z filmu Kot w butach
Podsumowanie zrobi Ciotka Violet, moja ulubiona postać z serialu Downton Abbey :-)
Tłumaczę:
- Miałam rację co do mojej pokojówki. Opuszcza mnie, by wyjść za mąż. Pytam: jak można być takim samolubnym ?????
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja niezmiennie zadziwiona Tobą, Prowincjonalna Bibliotekarka.
To jakieś nagminne zjawisko- wiele osób bez głębszego zastanowienia wybiera jakąś drogę życia a potem czują się poszkodowani, nawet napiętnowani a mają zbyt mało odwagi by choć przed sobą przyznać się, że dokonali złego wyboru.
OdpowiedzUsuńJa wiem, najtrudniej jest być szczerym wobec siebie samego - spojrzeć w lustro i powiedzieć:
"ależ jestem głupia!"
Najsmutniejsze w tym wszystkim, ze brak im również odwagi by tę
zaistniałą sytuację zmienić.
Mamy XXI wiek a myślenie nadal jest towarem deficytowym;)
Miłego;)
To jedno z popularniejszych zjawisk świata. Sprzedawanie złości ;-) Ponieważ w tym wypadku wiem o co chodzi w realu, widzę to wyraźniej. Ale bycie Ofiarą, praktykuje bardzo dużo osób. A Ofiara ma prawo, bo skrzywdzona. Ma prawo mieć pretensje, wymagać i być biedną. Ech. W Polsce to bardzo popularny stan :-) Ja nie wiem, kiedy my z tego wyrośniemy...bo, że się da to ja wiem, sama z tego wyłażę ;-)
UsuńMiłego dnia :-)
Strasznie drażliwa ta Twoja koleżanka...a panią H lepiej omijać z daleka.
OdpowiedzUsuńEgo większe, niż kosmos:-(
Rózni klienci przychodzą. A w małej bibliotece prawie wszystkich się zna. Zna się też ich sytuacje życiowe. PaniH i moja Koleżanka na tym samym wózku jadą, mają te same mechanizmy wyparcia i potrzebę czucia się Ofiarą. Bardzo się nie lubią :-) Nic to, daje radę, łatwiej, od kiedy to widzę i rozumiem.
UsuńMiłego dnia Jotko. Mimo wszystko, nie dawaj się tak tej całej sytuacji. Będzie dobrze na tej emeryturze. Zawsze wszystko się układa, a jak jest niefajnie, znaczy jeszcze się układa. Czuję, że masz spadek energii, spróbuj spojrzeć na to wszystko z szerszej perspektywy, z Wszechświata może? Piękny widok.
Przesyłam kapkę dobrej energii :-) łap.
Oczywiście, że się nie daję, należę raczej do tych, którzy zawsze widzą szklankę do połowy pełną. Różnie w życiu bywało, więc szkołę dostałam niezłą.
UsuńPodobnie pięknych widoków Ci życzę:-)
No w zasadzie nie wiem po co ona przyszła tak wcześnie. chyba tylko po to żeby zademonstrować swoją urazę. Ale z drugiej strony, książka nie zarezerwowana w systemie to książka do dania. I Tylko ty wiesz, że może nie wrócić i rok. A system wie, że nie ma ptaszka przy "rezerwacja" i nazwiska.
OdpowiedzUsuńtydzień to jednak sporo czasu na książkę, no chyba że to Umberto Eco i jego wahadło F. tu może nie starczyć.
Ale ludź to ludź i czasem nie poradzisz.
Zszokuję cię:-) Nie jesteśmy skomputeryzowane, działamy na kartach i drewnianych katalogach :-) Ja jestem systemem :-)I moje żółte, samoprzylepne karteczki. Ja rządzę. Ja naprawdę jestem prowincjonalna ;-) Mała, zagubiona pośród podlaskich lasów, łąk i zagajników biblioteka.
UsuńKsiążka o która poszło, to fatalna książka, beznadziejnej pisarki, niezwykle płodnej, wydawanej w Polsce najczęściej chyba, bo polki ją ogromnie czytają. Bazuje ona na programach Ofiary, nomen omen :-) Schemat: bohaterka biedna, nie wie dokąd iść, spadają nieszczęścia, obowiązkowo gwałt zbiorowy, pojawia się facet, gnębi ją jeszcze bardziej, ale ona go kocha i kocha, aż on się przekonuje, że był podły i rozumie, że ona jest aniołem dla niego zesłanym i się zmienia ;-) Pani Kasia Michalak jak nikt potrafi wstrzelić się w pozycję Ofiary. I straszno, i śmieszno jak bardzo jej książki są popularne. To dużo mówi o naszej, kobiecej mentalności. Nawet się nie dziwię, że właśnie o tę książkę awantura :-)
PaniH przyszła, bo dziabnęło w bolące. I chciała sobie ulżyć. Źle trafiła. Ale spoko, jestem pewna, że znajdzie sobie inne ofiary, w tym siebie. A mogłaby poczytać Przebudzenie De Mello ;-)
Zanim doszłam do nazwiska już byłam niemal pewna, że to o tę autorkę chodzi:-)
UsuńTeż mam kilka jej książek. Kupowałam je w czasie kiedy pracowałam w atmosferze mobbingu, wzajemnej nieufności i nienawiści. Traciłam wtedy wiarę w to, że ludzie mają w sobie coś dobrego. Książki tej autorki były podporą, dawały wiarę w ludzi, były pierwszym stopniem do dźwignięcia się z doła. Faktem jest, że od początku coś mi zgrzytało przy ich czytaniu, zalatywało Mniszkówną z każdą książką coraz mocniej. Ale była w tych książkach taka wiara w człowieka i jego dobro, której wtedy potrzebowałam. Przyszedł jednak moment, że kolejnej książki nie byłam w stanie już przeczytać. Widać nie potrzebwałam juz ich wsparcia, spełniły swoją rolę:-)
:-D No tak. Michalakowa działa jak te opowieści o żonach muzułmańskich. Pozwala przeżyć wyparte emocje, tak jakby nie były nasze. Tak trochę obok. Wiele kobiet korzysta z tej możliwości. Naprawdę całe mnóstwo. W tym sensie jest bardzo pożyteczna ;-)Jak popłaczesz nad zgwałconą bohaterką, poczujesz jej krzywdę, to nawet się nie zorientujesz, że tak naprawdę płaczesz nad sobą. I o to chodzi. Jest ulga. Jakaś.
UsuńWiększość moich czytelniczek, tak jak ty w końcu powoli odpuszcza. Bo ona pisze w jednym schemacie. I chyba powoli dostrzegają, że tak naprawdę to o nie same chodzi :-)Lustra dokuczają :-)
Jakie opowieści o żonach muzułmańskich? Nic o tym nie wiem. Nawijaj:-) Książki Michalakowej czytałam wiele lat temu, pierwsze jej ksiązki. Nie pamiętam żebym płakała nad jakąś sceną gwałtu, no, ni huhu:-) Widać jakaś niewrażliwa jestem, albo w tych książkach, które przeczytałam nie było żadnego gwałtu, albo zwracałam uwagę na coś innego, co w pierwszych książkach pewnie było. Coś mnie do nich przyciagnęło, jakiś rodzaj wrażliwości na drugiego człowieka, dobroci, pogrzebanej z czasem w nie najlepszym stylu pisania.
UsuńNo, ale napewno nie polecę ludziom będącym w dole psychicznym książek Remarqua, Głodu K. Hamsuna czy "Pól śmierci" zapomniałam autora, za to książkę niestety, a może stety pamiętam. Hm, pewnie jest tak jak zwykł mawiać mój kolega, że jeden lubi pomarańcze, a drugiemu się nogi pocą:-) To znaczy, że jeden odstresuje się czytając książki Michalakowej, a drugi oglądając amerykański horror o rżnięciu piłą jakąś tam. No nie oglądałam i nie mam zamiaru:-)
Ja i mój syndrom ofiary pozdrawiamy Cię serdecznie:-))
Moja MałaBiednaAnia też cię pozdrawia ;-)Książki o kobietach muzułmańskich nałogowo czyta całe grono moich czytelniczek. Tzw. pisane przez życie. Albo o kobietach zachodnich, które wyszły za mąż za muzułmanina i co je potem spotkało, gdy wyjechały z kraju. Przykład: jedna musiała wyciągnąć sobie sama wkładkę domaciczną, żeby jej nie wsadzono do więzienia. I moje panie to czytają. Namiętnie. A im bardziej, która nieszczęśliwa, tym namiętniej. Schemat znasz. No cóż, książki SĄ lustrem.
UsuńCzytelnicy już dawno mnie oduczyli cenzurowania i recenzowania książek. Człek w depresji za chiny nie weźmie nic wesołego. Absolutnie. Mówi, że chce, ale nie da rady czytać. Będzie ciążył w kierunku smutnych książek, albo kryminałów...z tego co zaobserwowałam. Czasem harlequinów. Ale nic optymistycznego nie weźmie. I tak się bawimy w bibliotece :-)
Spokojnego weekendu z jajkiem :-)
I Tobie również Aniu dobrych Światecznych Dni:-) Uściskaj ode mnie małą Anię*
UsuńAlem opóźniona w rozwoju - w życiu nawet o takiej pani pisarce nie słyszałam no i nie znam tych jej dzieł. Kurczę, ja naprawdę całe życie (przez tego bociana bo adresy pomylił) mieszkałam w nieodpowiednim miejscu- zero zgrania z narodem, zero zrozumienia, za to stałe uczucie alienacji.
OdpowiedzUsuńKasia Michalak by cię odrzuciła na Plutona, albo nawet dalej :-) A bycie innym to obecnie jest zaleta. Poczucie wyalienowania jest może dokuczliwe, ale zdecydowanie mniej niż bycie fanką AłtorKasi :-) Z całym szacunkiem, bo to jednak talent takie okropieństwa pisać i mieć takie rzesze followersów. Zdecydowanie Polska przerabia temat: OFIARA. Siedź tam gdzie siedzisz, zdecydowanie fajniej.
UsuńAnabell, źle zamieściłam komentarz, przenosiłam i twój wpis zżarło. Mój mąż ma zadatki na super-pokojówkę. Zawsze słyszę: czemu to tu leży, tu nie jest na to MIEJSCE! On zna miejsca wszystkiego w domu :-) A ja nie bardzo, czasem jedna rzecz ma u mnie trzy, cztery miejsca...ale kontrolowane :-)
Usuńutrapienie z tymi pokojówkami - a co jedna, to gorsza...
OdpowiedzUsuńo twórczość pani Kasi otarłem się niechcący i przeczytałem recenzję czegoś - na szczęście nie ma obowiązku czytania wszystkiego, co ludzie napiszą.
Pokojówkę bym chciała mieć... marzenie.
UsuńA nie, cudza recenzja to cudza opinia, Kasię trzeba osobiście posmakować, by mieć własne zdanie. Nigdy nie wiadomo...fasolki wszystkich smaków :-)
Złakomiłam się na tę Kaśkę bo miała śliczny obrazek na okładce alem nie doszła nawet do 1/5. To fajne, ze taka marna książka może być powodem do głębokich przemyśleń bo to znaczy, że nie ma co oceniać i osadzać. Gdzieś tam, komuś, kiedyś się przydaje.
OdpowiedzUsuńPani H ulżyło, Tobie nie ubyło - chyba dobrze się skończyło?
Przydaje się, tak jak harlequiny, horrory i co tam jeszcze kto lubi i potrzebuje. Książki są głęboko psychoterapeutyczne :-)
UsuńPaniH ulała. Ja nie wzięłam, czytelniczka dostała książkę. Z tego jest jeszcze jedna korzyść. PaniH będzie teraz jakiś czas chodzić sumiennie, by mi udowodnić, że się mylę co do niej. Biedna. Ale cóż, ja się cieszę :-)
No popatrz, a ja myślałam, że to taka miła, niestresująca praca...
OdpowiedzUsuńAle to jest miła praca. Każda jest czasem stresująca. W bibliotece stresu wiele nie ma, ale się zdarza. Z ludźmi się pracuje. Grunt to nie dygać się tak z wszystkim, jak moja Koleżanka, PaniH czy mnóstwo ludzi ;-) Osobiście pomaga mi rozczynienie na kawałeczki i zrozumienie skąd i po co. Tak mniej więcej :-) A czasem muszę zaakceptować, nie wiem, ale nie dotyczy i już. Dość w życiu się nastresowałam.
UsuńCzytam ostatnimi czasu dużo rodzimych autorek i na cycki działa grawitacja. Utarty schemat, brak odwagi, brak emocji, takich naturalnych.
OdpowiedzUsuńIle ludzi, tyle zdań. Bo raz jest 9 a raz jest 6 - ot, zależy jak spojrzysz i co chcesz zobaczyć.
Zależy kto czyta i po co ;-) Obecnie recenzji nie czytam i nie poważam. To jednak opinia recenzenta, ale każdy czytelnik unikalny. Tak jak autorki. Ale fakt, polska literatura odbiciem stanu mentalnego narodu. Słabo...ale przerobić trzeba.
UsuńNo tak, w bibliotece bywa róznie - nie zawsze czytelnicy są mili, wyrozumiali i spolegliwi. Nie zawsze też takie są bibliotekarki. Rózne trafiają się charaktery, rózne nastroje u jednych i drugich.Małe burze w szklance wody.Jak w każdym innym miejscu, gdzie stykaja sie ze sobą rózni ludzie i muszą sie jakoś ze sobą dogadać. Bibliotekarka musi być łagodną a jednocześnie zdecydowaną i asertywną a przede wszystkim robić to, co należy nawet jak komuś sie to nie podoba. Ty postapiłaś właściwie, masz swoje zasady, wiesz jak powinno być i nikt Ci już w bibliotece chyba nie zbije z pantałyku!:-)Hej!:-)
OdpowiedzUsuńTo ciężkie ćwiczenie było, czytelnicy mnie trenowali wiele lat :-) Coraz łatwiej mi przychodzi stawianie czoła takim sytuacjom. Bo rozumiem, co z czego. Że tak naprawdę nie chodzi o mnie. Jest to coś, co ma się pod nosem, a nie zauważa. Tak jak moja Koleżanka Dziecięca, wszystko bierze do siebie. Ale od kiedy to rozumiem, łatwiej mi z nią pracować. Choć ona pewnie uważa, że ja jestem bez empatii. Mój ty Wszechświecie, ale my tutaj kombinujemy :-)
UsuńDobrych świąt Olu, spokojnych, pogodnych i zdrowych :-)
Dziękuję, Aniu za życzenia! Tobie także życzę dobrego czasu świątecznego z piekną pogodą, spokojem w sercu i bliskoscią najbliższych!:-)
Usuńtak z bardzo praktycznej strony:
OdpowiedzUsuńodsłuchałam dziś webinar: "Ja i moja samoocena mamy się cudownie. O poczuciu własnej wartości"
o asertywności i: Jak się masz - Ty i Twoja samoocena?
Pytam, bo kurczę u nas, kobiet, bardzo różnie z tym bywa. Najczęściej jest tak, że zajmujemy się tysiącem "ważnych spraw", a nie chcemy lub nie umiemy pochylić się nad SOBĄ. Nie zastanawiamy się, jak traktujemy SIEBIE (bo trzeba zadbać o wszystkich wokół), w jaki sposób myślimy O SOBIE (o matko, tyle mam na głowie i gdzie tu o sobie jeszcze myśleć), jak podchodzimy do SWOICH umiejętności (helloł, czy ja mam w ogóle jakieś umiejętności - yyy??). I teraz, gdy na chwilę zamkniesz oczy, to jak byś sobie odpowiedziała na moje pytanie - jesteś czy nie jesteś pewną siebie Kobietą?
sporo wyniosłam. Nawet się zastanawiam czy nie wykupić go u Pani Swojego Czasu. :)
***
cieszę się, ze zrobiłas po swojemu i jeszcze nam się pochwaliłaś. Podziwiam
Bo my kobiety, matki-polki, to same sobie to robimy. To syndrom Ofiary. paskudztwo. W dodatku jeszcze uważane, za zaletę :-) Jakże podstępnie, pułapka idealna. Wpadłam, siedziałam, to wiem.
UsuńI naprawdę ciężka to praca zauważyć, jak wiele warstw naszego życia tym przesiąkło. A jak się zauważy, powoli odkręcać. To wymaga siły, determinacji i odwagi :-) Najbardziej ODWAGI.
I tego sobie życzmy, ODWAGI Alicjo ;-)
Spokojnych świąt Życzymy
OdpowiedzUsuń🐣🐥🐇🐰🐑🐏🐤
Wtrace swe trzy grosze na temat systemu wypozyczania :
OdpowiedzUsuńTu gdzie mieszkam biblioteki sa skomputeryzowane a takze istnieje system wpisywania sie do kolejki na "chwytna" ksiazke. Nie ma wiec niczego po znajomosci, odkladania dla wybranych osob. Chcesz ksiazke ktora jest w obiegu i popularna chocby przez nowosc to sie zapisujesz a gdy nadejdzie twa kolej biblioteka zawiadamia ze jest dostepna i mozesz przyjsc po nia. Nie podoba mi sie odkladanie ksiezek dla znajomych, decydowanie przez bibliotekarke komu dac a komu nie.
Nie musi ci się podobać ;-) Gdyby wszyscy zwracali tak jak trzeba, po dwóch tygodniach, nie byłoby problemu. Ale ludzie są różni. A kary ściągać jest trudno, a nawet bardzo trudno. Bo burmistrz każe odczepić się od rolnika, bądź jego żony. Więc wypracowałam własny system, działa :-)Jesteśmy malutką biblioteką, prowincjonalną, działamy w małej gminie, dostosowujemy się do tego co jest plastycznie. Życie płynie :-)
Usuń