Obserwatorzy

środa, 17 kwietnia 2019

Małe pogaduszki, Wszechświecie.

źródło: internet

Wyszłam do gminy z papierami. Nie lubię, ale trzeba.
Krzyknęłam do Koleżanki z Dziecięcego, że wychodzę i poszłam.
I podczas kiedy ja załatwiałam papierologię, zadziało się.

Ja sobie pod biureczkiem czasem odkładam książki. Dla tych czytelników co chodzą często, czytają dużo i ciągle im mało. Podpora biblioteki, więc zasługują na specjalne traktowanie :-)
Dostają nowości na początku, bo też i czytają szybko. Na książkach nalepiam karteczki z nazwiskiem by nie zapomnieć co dla kogo. Ale czasem nie nalepię...

Wracam z gminy. Zaglądam do kart, kto był pod moją nieobecność. Bo zawsze jest tak, że siedzę dwie godziny i nikogo nie ma, tylko wyjdę do sklepu po bułkę, a okaże się, że już trzy osoby Koleżanka obsłużyła za mnie, niezadowolone oczywiście, że mnie nie ma. Więc zaglądam, a tam była PaniH, która taka jest nieregularna, czasem przychodzi co dwa, trzy tygodnie, czasem i rok się nie pokazuje. Co gorsza książki też potrafi rok przetrzymać. I moja koleżanka dała jej książkę spod biurka. Bo nie było karteczki.
Osz! moja wina, cholibka...

Nie mam do niej telefonu, bo wykręcała się z podaniem. Że zmienia, że nie pamięta numeru. Facebooka nie ma. Nieinternetowa.
Wiem, że Koleżanka z Dziecięcego ma numer do jej partnera. Bym poszła, poprosiła, żeby do niego zadzwoniła z informacją, że książkę trzeba przeczytać w tydzień i oddać. Tę jedną, bo resztę spokojnie, bez pośpiechu.
Jak teraz pójdę do Koleżanki z Dziecięcego, to ona się obrazi. Znam ją ;-) Weźmie do siebie, że ją krytykuję i będzie się snuła cały dzień, albo dwa, cierpiąc.  A potem jeszcze mi wypomni przy najbliższej okazji. A ja też nie lubię takich sytuacji, bo moja mama takie myki stosowała i stosuje, a potem ja też stosowałam, bo jak mówiła moja babka: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy...
To nie lubię, bo lustra, wiesz sam Wszechświecie ;-)
Ale na książkę czeka bardzo fajna czytelniczka. A PaniH może oddać za pół roku.
Trudno. Dobro biblioteki przede wszystkim!

Poszłam do Koleżanki Dziecięcej. Bez nadziei na inny obrót sprawy, najpierw przeprosiłam za brak kartki, a potem poprosiłam by zadzwoniła. Taaaa....
No cóż. Zdenerwowała się zgodnie z przewidywaniami, że ją krytykuję a kartki nie było, że musi teraz dzwonić (to jej osobisty kolega) i, że w ogóle stawiam ją w takiej nieprzyjemnej sytuacji. Wysłuchałam, jeszcze raz powiedziałam - przepraszam i proszę, poszłam.
Cóż zrobić, mogłam odpuścić, mój wybór.
Zniosę focha.
To był czwartek.

Jakżesz się zdziwiłam w poniedziałek widząc wchodzącą PaniąH.
Wyprostowana jak świeczka,  głowa cofnięta z brodą wciśniętą w szyję, z policzkami czerwonymi jak maliny, kręgosłup szyjny w ogóle chyba nie miał wgięcia, za to pewnie lędźwiowy wygiął się ponad miarę, ręce w kieszeniach...Blok na całego.
Ledwie mówiła, tak bardzo zaciskała zęby, by całą wściekłość utrzymać na wodzy.

No tak, konsekwencje....

I pretensja: czemu ja tak z nią postąpiłam, czemu ją traktuję inaczej, czy ona nie ma prawa, czy  ona jakaś na cenzurowanym, ile można według regulaminu trzymać książki ( pominęła milczeniem moją odpowiedź, że dwa tygodnie, a ona trzyma czasem i rok), jak tak można, to nieuczciwe.
I generalnie: DLACZEGO JA i MNIE ?????

Nie dałam się. Spokojnie wytłumaczyłam, choć odbiło się i wpadło do czarnej dziury.
Powiedziałam, że ma jeszcze 5 dni na czytanie.
Postawiłam granicę, która pewnie zabolała. Ale choć współczuję, to nie pozwolę.
Nie pozwolę na ulewanie w moją stronę.

Bo o czym my rozmawiałyśmy Wszechświecie????
No nie o książce. Wcale nie o książce. Znaczy ja tak. Ale ona: NIE.

PaniH nie pracuje. PaniH siedzi na wsi z mamą, która ma demencję. PaniH zgodziła się na to. Pomijam inne szczegóły, generalnie, jej był to wybór.
A ona tego nie widzi, uważa, że Wszechświecie kochany, uwziąłeś się na nią.
Czuje się jak Ofiara.
kadr z filmy Bambi

Ale w głębi Duszy, czai się...no właśnie, CO?
Na kogo padnie, na tego BĘC!

kadr z filmu Kot w butach
 
I tak to sobie gadamy Wszechświecie, jedni o tym, drudzy o tamtym. Nie dziwota, że nie możemy się dogadać :-)



Podsumowanie zrobi Ciotka Violet, moja ulubiona postać z serialu Downton Abbey :-)


 Tłumaczę:
- Miałam rację co do mojej pokojówki. Opuszcza mnie, by wyjść za mąż. Pytam: jak można być takim samolubnym ?????



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja niezmiennie zadziwiona Tobą, Prowincjonalna Bibliotekarka.

31 komentarzy:

  1. To jakieś nagminne zjawisko- wiele osób bez głębszego zastanowienia wybiera jakąś drogę życia a potem czują się poszkodowani, nawet napiętnowani a mają zbyt mało odwagi by choć przed sobą przyznać się, że dokonali złego wyboru.
    Ja wiem, najtrudniej jest być szczerym wobec siebie samego - spojrzeć w lustro i powiedzieć:
    "ależ jestem głupia!"
    Najsmutniejsze w tym wszystkim, ze brak im również odwagi by tę
    zaistniałą sytuację zmienić.
    Mamy XXI wiek a myślenie nadal jest towarem deficytowym;)
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedno z popularniejszych zjawisk świata. Sprzedawanie złości ;-) Ponieważ w tym wypadku wiem o co chodzi w realu, widzę to wyraźniej. Ale bycie Ofiarą, praktykuje bardzo dużo osób. A Ofiara ma prawo, bo skrzywdzona. Ma prawo mieć pretensje, wymagać i być biedną. Ech. W Polsce to bardzo popularny stan :-) Ja nie wiem, kiedy my z tego wyrośniemy...bo, że się da to ja wiem, sama z tego wyłażę ;-)
      Miłego dnia :-)

      Usuń
  2. Strasznie drażliwa ta Twoja koleżanka...a panią H lepiej omijać z daleka.
    Ego większe, niż kosmos:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rózni klienci przychodzą. A w małej bibliotece prawie wszystkich się zna. Zna się też ich sytuacje życiowe. PaniH i moja Koleżanka na tym samym wózku jadą, mają te same mechanizmy wyparcia i potrzebę czucia się Ofiarą. Bardzo się nie lubią :-) Nic to, daje radę, łatwiej, od kiedy to widzę i rozumiem.
      Miłego dnia Jotko. Mimo wszystko, nie dawaj się tak tej całej sytuacji. Będzie dobrze na tej emeryturze. Zawsze wszystko się układa, a jak jest niefajnie, znaczy jeszcze się układa. Czuję, że masz spadek energii, spróbuj spojrzeć na to wszystko z szerszej perspektywy, z Wszechświata może? Piękny widok.
      Przesyłam kapkę dobrej energii :-) łap.

      Usuń
    2. Oczywiście, że się nie daję, należę raczej do tych, którzy zawsze widzą szklankę do połowy pełną. Różnie w życiu bywało, więc szkołę dostałam niezłą.
      Podobnie pięknych widoków Ci życzę:-)

      Usuń
  3. No w zasadzie nie wiem po co ona przyszła tak wcześnie. chyba tylko po to żeby zademonstrować swoją urazę. Ale z drugiej strony, książka nie zarezerwowana w systemie to książka do dania. I Tylko ty wiesz, że może nie wrócić i rok. A system wie, że nie ma ptaszka przy "rezerwacja" i nazwiska.
    tydzień to jednak sporo czasu na książkę, no chyba że to Umberto Eco i jego wahadło F. tu może nie starczyć.
    Ale ludź to ludź i czasem nie poradzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zszokuję cię:-) Nie jesteśmy skomputeryzowane, działamy na kartach i drewnianych katalogach :-) Ja jestem systemem :-)I moje żółte, samoprzylepne karteczki. Ja rządzę. Ja naprawdę jestem prowincjonalna ;-) Mała, zagubiona pośród podlaskich lasów, łąk i zagajników biblioteka.
      Książka o która poszło, to fatalna książka, beznadziejnej pisarki, niezwykle płodnej, wydawanej w Polsce najczęściej chyba, bo polki ją ogromnie czytają. Bazuje ona na programach Ofiary, nomen omen :-) Schemat: bohaterka biedna, nie wie dokąd iść, spadają nieszczęścia, obowiązkowo gwałt zbiorowy, pojawia się facet, gnębi ją jeszcze bardziej, ale ona go kocha i kocha, aż on się przekonuje, że był podły i rozumie, że ona jest aniołem dla niego zesłanym i się zmienia ;-) Pani Kasia Michalak jak nikt potrafi wstrzelić się w pozycję Ofiary. I straszno, i śmieszno jak bardzo jej książki są popularne. To dużo mówi o naszej, kobiecej mentalności. Nawet się nie dziwię, że właśnie o tę książkę awantura :-)
      PaniH przyszła, bo dziabnęło w bolące. I chciała sobie ulżyć. Źle trafiła. Ale spoko, jestem pewna, że znajdzie sobie inne ofiary, w tym siebie. A mogłaby poczytać Przebudzenie De Mello ;-)

      Usuń
    2. Zanim doszłam do nazwiska już byłam niemal pewna, że to o tę autorkę chodzi:-)
      Też mam kilka jej książek. Kupowałam je w czasie kiedy pracowałam w atmosferze mobbingu, wzajemnej nieufności i nienawiści. Traciłam wtedy wiarę w to, że ludzie mają w sobie coś dobrego. Książki tej autorki były podporą, dawały wiarę w ludzi, były pierwszym stopniem do dźwignięcia się z doła. Faktem jest, że od początku coś mi zgrzytało przy ich czytaniu, zalatywało Mniszkówną z każdą książką coraz mocniej. Ale była w tych książkach taka wiara w człowieka i jego dobro, której wtedy potrzebowałam. Przyszedł jednak moment, że kolejnej książki nie byłam w stanie już przeczytać. Widać nie potrzebwałam juz ich wsparcia, spełniły swoją rolę:-)

      Usuń
    3. :-D No tak. Michalakowa działa jak te opowieści o żonach muzułmańskich. Pozwala przeżyć wyparte emocje, tak jakby nie były nasze. Tak trochę obok. Wiele kobiet korzysta z tej możliwości. Naprawdę całe mnóstwo. W tym sensie jest bardzo pożyteczna ;-)Jak popłaczesz nad zgwałconą bohaterką, poczujesz jej krzywdę, to nawet się nie zorientujesz, że tak naprawdę płaczesz nad sobą. I o to chodzi. Jest ulga. Jakaś.
      Większość moich czytelniczek, tak jak ty w końcu powoli odpuszcza. Bo ona pisze w jednym schemacie. I chyba powoli dostrzegają, że tak naprawdę to o nie same chodzi :-)Lustra dokuczają :-)

      Usuń
    4. Jakie opowieści o żonach muzułmańskich? Nic o tym nie wiem. Nawijaj:-) Książki Michalakowej czytałam wiele lat temu, pierwsze jej ksiązki. Nie pamiętam żebym płakała nad jakąś sceną gwałtu, no, ni huhu:-) Widać jakaś niewrażliwa jestem, albo w tych książkach, które przeczytałam nie było żadnego gwałtu, albo zwracałam uwagę na coś innego, co w pierwszych książkach pewnie było. Coś mnie do nich przyciagnęło, jakiś rodzaj wrażliwości na drugiego człowieka, dobroci, pogrzebanej z czasem w nie najlepszym stylu pisania.
      No, ale napewno nie polecę ludziom będącym w dole psychicznym książek Remarqua, Głodu K. Hamsuna czy "Pól śmierci" zapomniałam autora, za to książkę niestety, a może stety pamiętam. Hm, pewnie jest tak jak zwykł mawiać mój kolega, że jeden lubi pomarańcze, a drugiemu się nogi pocą:-) To znaczy, że jeden odstresuje się czytając książki Michalakowej, a drugi oglądając amerykański horror o rżnięciu piłą jakąś tam. No nie oglądałam i nie mam zamiaru:-)
      Ja i mój syndrom ofiary pozdrawiamy Cię serdecznie:-))

      Usuń
    5. Moja MałaBiednaAnia też cię pozdrawia ;-)Książki o kobietach muzułmańskich nałogowo czyta całe grono moich czytelniczek. Tzw. pisane przez życie. Albo o kobietach zachodnich, które wyszły za mąż za muzułmanina i co je potem spotkało, gdy wyjechały z kraju. Przykład: jedna musiała wyciągnąć sobie sama wkładkę domaciczną, żeby jej nie wsadzono do więzienia. I moje panie to czytają. Namiętnie. A im bardziej, która nieszczęśliwa, tym namiętniej. Schemat znasz. No cóż, książki SĄ lustrem.
      Czytelnicy już dawno mnie oduczyli cenzurowania i recenzowania książek. Człek w depresji za chiny nie weźmie nic wesołego. Absolutnie. Mówi, że chce, ale nie da rady czytać. Będzie ciążył w kierunku smutnych książek, albo kryminałów...z tego co zaobserwowałam. Czasem harlequinów. Ale nic optymistycznego nie weźmie. I tak się bawimy w bibliotece :-)
      Spokojnego weekendu z jajkiem :-)

      Usuń
    6. I Tobie również Aniu dobrych Światecznych Dni:-) Uściskaj ode mnie małą Anię*

      Usuń
  4. Alem opóźniona w rozwoju - w życiu nawet o takiej pani pisarce nie słyszałam no i nie znam tych jej dzieł. Kurczę, ja naprawdę całe życie (przez tego bociana bo adresy pomylił) mieszkałam w nieodpowiednim miejscu- zero zgrania z narodem, zero zrozumienia, za to stałe uczucie alienacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia Michalak by cię odrzuciła na Plutona, albo nawet dalej :-) A bycie innym to obecnie jest zaleta. Poczucie wyalienowania jest może dokuczliwe, ale zdecydowanie mniej niż bycie fanką AłtorKasi :-) Z całym szacunkiem, bo to jednak talent takie okropieństwa pisać i mieć takie rzesze followersów. Zdecydowanie Polska przerabia temat: OFIARA. Siedź tam gdzie siedzisz, zdecydowanie fajniej.

      Usuń
    2. Anabell, źle zamieściłam komentarz, przenosiłam i twój wpis zżarło. Mój mąż ma zadatki na super-pokojówkę. Zawsze słyszę: czemu to tu leży, tu nie jest na to MIEJSCE! On zna miejsca wszystkiego w domu :-) A ja nie bardzo, czasem jedna rzecz ma u mnie trzy, cztery miejsca...ale kontrolowane :-)

      Usuń
  5. utrapienie z tymi pokojówkami - a co jedna, to gorsza...
    o twórczość pani Kasi otarłem się niechcący i przeczytałem recenzję czegoś - na szczęście nie ma obowiązku czytania wszystkiego, co ludzie napiszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokojówkę bym chciała mieć... marzenie.
      A nie, cudza recenzja to cudza opinia, Kasię trzeba osobiście posmakować, by mieć własne zdanie. Nigdy nie wiadomo...fasolki wszystkich smaków :-)

      Usuń
  6. Złakomiłam się na tę Kaśkę bo miała śliczny obrazek na okładce alem nie doszła nawet do 1/5. To fajne, ze taka marna książka może być powodem do głębokich przemyśleń bo to znaczy, że nie ma co oceniać i osadzać. Gdzieś tam, komuś, kiedyś się przydaje.
    Pani H ulżyło, Tobie nie ubyło - chyba dobrze się skończyło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydaje się, tak jak harlequiny, horrory i co tam jeszcze kto lubi i potrzebuje. Książki są głęboko psychoterapeutyczne :-)
      PaniH ulała. Ja nie wzięłam, czytelniczka dostała książkę. Z tego jest jeszcze jedna korzyść. PaniH będzie teraz jakiś czas chodzić sumiennie, by mi udowodnić, że się mylę co do niej. Biedna. Ale cóż, ja się cieszę :-)

      Usuń
  7. No popatrz, a ja myślałam, że to taka miła, niestresująca praca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest miła praca. Każda jest czasem stresująca. W bibliotece stresu wiele nie ma, ale się zdarza. Z ludźmi się pracuje. Grunt to nie dygać się tak z wszystkim, jak moja Koleżanka, PaniH czy mnóstwo ludzi ;-) Osobiście pomaga mi rozczynienie na kawałeczki i zrozumienie skąd i po co. Tak mniej więcej :-) A czasem muszę zaakceptować, nie wiem, ale nie dotyczy i już. Dość w życiu się nastresowałam.

      Usuń
  8. Czytam ostatnimi czasu dużo rodzimych autorek i na cycki działa grawitacja. Utarty schemat, brak odwagi, brak emocji, takich naturalnych.
    Ile ludzi, tyle zdań. Bo raz jest 9 a raz jest 6 - ot, zależy jak spojrzysz i co chcesz zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy kto czyta i po co ;-) Obecnie recenzji nie czytam i nie poważam. To jednak opinia recenzenta, ale każdy czytelnik unikalny. Tak jak autorki. Ale fakt, polska literatura odbiciem stanu mentalnego narodu. Słabo...ale przerobić trzeba.

      Usuń
  9. No tak, w bibliotece bywa róznie - nie zawsze czytelnicy są mili, wyrozumiali i spolegliwi. Nie zawsze też takie są bibliotekarki. Rózne trafiają się charaktery, rózne nastroje u jednych i drugich.Małe burze w szklance wody.Jak w każdym innym miejscu, gdzie stykaja sie ze sobą rózni ludzie i muszą sie jakoś ze sobą dogadać. Bibliotekarka musi być łagodną a jednocześnie zdecydowaną i asertywną a przede wszystkim robić to, co należy nawet jak komuś sie to nie podoba. Ty postapiłaś właściwie, masz swoje zasady, wiesz jak powinno być i nikt Ci już w bibliotece chyba nie zbije z pantałyku!:-)Hej!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciężkie ćwiczenie było, czytelnicy mnie trenowali wiele lat :-) Coraz łatwiej mi przychodzi stawianie czoła takim sytuacjom. Bo rozumiem, co z czego. Że tak naprawdę nie chodzi o mnie. Jest to coś, co ma się pod nosem, a nie zauważa. Tak jak moja Koleżanka Dziecięca, wszystko bierze do siebie. Ale od kiedy to rozumiem, łatwiej mi z nią pracować. Choć ona pewnie uważa, że ja jestem bez empatii. Mój ty Wszechświecie, ale my tutaj kombinujemy :-)
      Dobrych świąt Olu, spokojnych, pogodnych i zdrowych :-)

      Usuń
    2. Dziękuję, Aniu za życzenia! Tobie także życzę dobrego czasu świątecznego z piekną pogodą, spokojem w sercu i bliskoscią najbliższych!:-)

      Usuń
  10. tak z bardzo praktycznej strony:

    odsłuchałam dziś webinar: "Ja i moja samoocena mamy się cudownie. O poczuciu własnej wartości"

    o asertywności i: Jak się masz - Ty i Twoja samoocena?

    Pytam, bo kurczę u nas, kobiet, bardzo różnie z tym bywa. Najczęściej jest tak, że zajmujemy się tysiącem "ważnych spraw", a nie chcemy lub nie umiemy pochylić się nad SOBĄ. Nie zastanawiamy się, jak traktujemy SIEBIE (bo trzeba zadbać o wszystkich wokół), w jaki sposób myślimy O SOBIE (o matko, tyle mam na głowie i gdzie tu o sobie jeszcze myśleć), jak podchodzimy do SWOICH umiejętności (helloł, czy ja mam w ogóle jakieś umiejętności - yyy??). I teraz, gdy na chwilę zamkniesz oczy, to jak byś sobie odpowiedziała na moje pytanie - jesteś czy nie jesteś pewną siebie Kobietą?

    sporo wyniosłam. Nawet się zastanawiam czy nie wykupić go u Pani Swojego Czasu. :)

    ***
    cieszę się, ze zrobiłas po swojemu i jeszcze nam się pochwaliłaś. Podziwiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my kobiety, matki-polki, to same sobie to robimy. To syndrom Ofiary. paskudztwo. W dodatku jeszcze uważane, za zaletę :-) Jakże podstępnie, pułapka idealna. Wpadłam, siedziałam, to wiem.
      I naprawdę ciężka to praca zauważyć, jak wiele warstw naszego życia tym przesiąkło. A jak się zauważy, powoli odkręcać. To wymaga siły, determinacji i odwagi :-) Najbardziej ODWAGI.
      I tego sobie życzmy, ODWAGI Alicjo ;-)

      Usuń
  11. Spokojnych świąt Życzymy
    🐣🐥🐇🐰🐑🐏🐤

    OdpowiedzUsuń
  12. Wtrace swe trzy grosze na temat systemu wypozyczania :
    Tu gdzie mieszkam biblioteki sa skomputeryzowane a takze istnieje system wpisywania sie do kolejki na "chwytna" ksiazke. Nie ma wiec niczego po znajomosci, odkladania dla wybranych osob. Chcesz ksiazke ktora jest w obiegu i popularna chocby przez nowosc to sie zapisujesz a gdy nadejdzie twa kolej biblioteka zawiadamia ze jest dostepna i mozesz przyjsc po nia. Nie podoba mi sie odkladanie ksiezek dla znajomych, decydowanie przez bibliotekarke komu dac a komu nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musi ci się podobać ;-) Gdyby wszyscy zwracali tak jak trzeba, po dwóch tygodniach, nie byłoby problemu. Ale ludzie są różni. A kary ściągać jest trudno, a nawet bardzo trudno. Bo burmistrz każe odczepić się od rolnika, bądź jego żony. Więc wypracowałam własny system, działa :-)Jesteśmy malutką biblioteką, prowincjonalną, działamy w małej gminie, dostosowujemy się do tego co jest plastycznie. Życie płynie :-)

      Usuń